Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Pokój pseudoszpitalny Nie 24 Maj 2015 - 0:58
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Nie 24 Maj 2015 - 18:24
- Eeej! Nie ma tak! - Jak najszybciej otworzyła pierwsze z brzegu drzwi, wsuwając się do środka przez jak najmniejszą szparę, aby nie dać znać o swojej obecności za pomocą głośnego trzaśnięcia o futrynę albo poruszenia zasłoną na muchy, jaką mama powiesiła w przejściu. Co jak co, ale Gabrielle w chowanego była świetna. Zawsze chowała się w takim miejscu, gdzie nie mieli zamiaru jej szukać, ale nawet ona, ha! zwłaszcza ona!, potrzebowała czasu na wymyślenie sobie kryjówki. Inaczej klops, jak tego dnia, bo z braku możliwości robiła głupotki. Mniejsze, większe, takie średnie… Można ją było nazwać swego rodzaju specjalistką od takich rzeczy. Nic więc dziwnego w tym, że to ona przodowała w robieniu dziwactw, będąc najbardziej zakręconą osobą ze swojego dziecięcego towarzystwa. Bastian bowiem był od niej jakby bardziej zrównoważony, doroślejszy i jednocześnie wyluzowany, cokolwiek by to mogło w tym wypadku znaczyć, zaś Sarah… Cóż, Sarah to była Sarah, nie trzeba szukać innych słów, aby ją opisać. Nie dało się zatem powiedzieć, że do takiego towarzystwa z łatwością można było przypiąć jedną łatkę. Byli bardzo różni, choć przecież stanowili rodzinę, ba!, Elle, Bastian oraz Sarah byli dosyć szalonymi trojaczkami, od wczesnego dzieciństwa terroryzującymi wszystko, co ciekawe i co miało na tyle nóg, by zacząć uciekać. Ileż zabawy przynosił im pościg za taką zdobyczą, aby później wymiziać ją i wygłaskać za całe życie! Wszystkie koty, psy i drobniejsze zwierzęta… Ubaw po pachy, chociaż raczej nie dla obiektów tych swoistych łowów. Gabrielle uśmiechnęła się pod nosem, wciąż jeszcze patrząc tylko i wyłącznie na drzwi, nie zaś na wnętrze pokoju. Uwielbiała te wszystkie figle w towarzystwie rodzeństwa, choć była wyjątkowo wrażliwa na krzywdę zwierząt i tak naprawdę nigdy nie dałaby maltretować swoich małych przyjaciół. Ale zabawa to zabawa. Jak każde dziecko, wpadała na dziwne pomysły, wcielając je w życie i czerpiąc z tego pełnię radości. A że jeszcze dodatkowo zgrywało to całą drużynę chaosu… Sama słodycz, bowiem w tych wszelkich różnicach między nimi znajdowali także niesamowite podobieństwa, które sprawiały, że dogadywali się ze sobą wyjątkowo dobrze. Chyba nawet za dobrze, jak to teraz napomknęła sobie dziewczynka, skoro w ich obecnej grze Bastian i Sarah postanowili wspólnie jej szukać, kiedy już wyszło, że kryjówka siostry Elle była dosyć kiepska i braciszek znalazł ją jeszcze zanim Gabrielle zdążyła pospiesznie oddalić się z ogrodu, gdzie odbywało się liczenie. Nie dali jej tym samym wystarczająco dużo czasu, przez co czuła się teraz trochę jak ich ukochany kotek podczas pościgu. Nawet zauważyła swojego mruczącego kumpla, kiedy wygrzewał się na zewnętrznym parapecie, marnując chwilę na pogłaskanie go po tym mięciutkim futerku. Nie mogła się powstrzymać. Był taki milusi i tak uroczo unosił główkę, aby podrapać go pod brodą… Ale musiała od niego odbiec, jeśli nadal chciała być królową zabawy w chowanego, więc naturalnie to zrobiła. Wpadła niczym burza do domu, przebiegając korytarzem i tak… No, i w taki oto sposób znalazła się w jednym z pomieszczeń, cofając się ze wzrokiem utkwionym drzwi aż do czasu, kiedy jej nogi nie natrafiły na mięciutki dywan. Wtedy spojrzała pod nogi, rozpoznając wzory na shaggy, przez co otworzyła szeroko usta, wydając z siebie przyciszone, ale raczej zszokowane: - Ojeju… – Powoli obróciła się przodem do okna, dostrzegając wbitą w nią parę brązowych oczu, co sprawiło, że jeszcze szerzej otworzyła usteczka, wytrzeszczając swoje orzechowo-niebieskie oczy i mrugając kilka razy, gdy jej nogi automatycznie wykonały krok w tył. Elle zacisnęła powieki na moment, ponownie je uchylając i wlepiając wzrok w ten zaskakujący widok, kiedy kolejny krok został wykonany. Stojąc plecami do drzwi, po raz kolejny rozszerzyła ustka, choć zdawało się, że nie może zrobić już tego bardziej. - Maaaaaaaaaaaaaaaaaamuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuusiuuuuuuuuuuuuu! – Głośny wrzask o niesamowicie wysokim natężeniu wydarł się z piersi tej teoretycznie niepozornej istotki, która z pewnością uszkodziłaby tym wszystkie szyby w najbliższej okolicy, gdyby tylko mogła to zrobić. W porę przypomniała sobie jednak, że mama miała podejść do sklepu obok, więc nie mogła zareagować na ten pisk, po czym szybko się uciszyła, aby po raz kolejny zerknąć w stronę łóżka. - Eeee… Cześć? – Powiedziała ostrożnie, marszcząc nieznacznie nos i robiąc do tego dziwną minę.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Nie 24 Maj 2015 - 23:08
Chyba widziałem setki scen śmierci, z czego nie każdą z nich można było nazwać dobrą. Chyba widziałem, gdyż słowa Megaery, która znikąd wkradła się do mojego sierocińca, kompletnie nie pasując do mojego kolejnego „życia”, zaburzyła całe mamidło, w które właśnie zaczynałem się wkręcać. Już poznałem otoczenie, czasy, zmiany, jakie w nim zaszły w porównaniu do oryginału, zaczynałem nawet wierzyć, że to prawda i przyjmować do siebie taką, a nie inną, rzeczywistość. Meg jednak to zaburzyła, mówiąc mi całkiem sensowne słowa... Całkiem sensowne, bo zdążyłem poznać jak działają nasze moce, poznając przy tym samą nauczycielkę. Mówiła poważnie, o ile wykluczyć fikcyjność tej osóbki... w miejscu, które zaczynałem brać za rzeczywistość... Kit. Megaera zniknęła, nie kończąc swojej wypowiedzi. Chciała, bym coś przekazał Drustanowi i, cóż, nie trudno było się domyślić, o co chodziło. Martwiłem się o nią... Wyczułem, że nie była do końca sobą, coś... jej przeszkadzało? A może po prostu źle odczytywałem jej mimikę? Nie widziałem jej przecież tak dawno i jednocześnie... Nie mówiła, ile czasu minęło. Wspominała jedynie, że tu, gdzie byłem, czas leciał szybciej i nie spodziewała się mnie znaleźć gdzieś w tyle jako smarka... I chyba coś nie wyszło, bo słyszałem śmiejące się dzieci. Wróciłem do domu dziecka? To by wiele wyjaśniało, gdyby to był dom dziecka, jednakże nim nie był. Wiedziałem to przecież. Słyszałem zbyt mało głosików. Zbyt mało... Czyżbym nadal był zmęczony? Jakoś tak... Ciężkie oczka nie chciały się otworzyć, zaś zapadnięty w łóżku, przytulony do poduszki... Tak miło. Bardzo miło, milusio... Wygodnie. Czułem się zmęczony tymi podróżami w czasie. Gdzie zniknęła Meg? Śmieszne, bo jakoś nigdy nie byłem śpiochem. Kochałem zrywać się zwarty i gotowy do pracy... Pamiętałem przecież swoją melancholijną codzienność w Los Angeles. Punkt piąta – Nicky na nogach. Zmusi... Otworzyłem jednak oczka, dostrzegając całkiem miło oświetlony przez dzienne światło sufit. Z pewnością minęło kilka miesięcy odkąd... Odkąd... Co się właściwie wydarzyło takiego, że wpadłem w tę niekończącą się bańkę? Meg mówiła coś o wysadzaniu... Zasypaniu przejścia. Nie potrafiłem sobie tego przypomnieć i nie trudziłem się. Byłem przekonany, że w swoim czasie wróci to do mojej głowy. Jak wszystko inne, prawda? Wróci. Moment, zapomniałem o tym, co zmusi... zachęciło mnie do otwarcia oczu. Pragnąłem przecież to zrobić z ciekawości, gdyż... ktoś wsunął się do pokoju, w którym miło sobie drzemałem. Teraz to słyszałem... Te bicie niewielkiego serduszka i szybki oddech małego uciekiniera. Teraz wszystko się ładnie łączyło. Dzieci śmiejące się na zewnątrz – bawiły się w chowanego. Podświadomie zarejestrowałem to wcześniej, zaś teraz... Cholera, co będę spał, gdy tu trwa jedna z moich ulubionych zabaw z dzieciństwa. No, kogo Sisi nigdy nie potrafiła znaleźć? NO KOGO?! Sisi... Co z nią? Musiałem się później tego dowiedzieć, a może odpowiedź sama miała do mnie przyjść? – Kim jesteś? – miałem ochotę zapytać dziewczynkę, którą ujrzałem zaraz po tym, jak podparłem się ręką o łóżko... szpitalne, by zobaczyć włamywacza w całej swojej okazałości. Gęste włosy blondynczeki przypomniały mi o kimś ważnym, kogo nie było nigdzie w pobliżu. Gdzie jest Buffy? Co robi? Czy jest bezpieczna? Zapytam ją, zapytam małą, gdy tylko mnie... zauważy? Uśmiechnąłem się szeroko, widząc jej zakłopotanie. Ten wzrok „Ups! wpadłem w kłopoty” był mi świetnie znany. Ja, Hettie i Sisi... Trzy nowojorskie urwisy, które niosły chaos w swoim liceum. Kto mógłby zapomnieć te chwile? Te dowcipy? Tę oryginalność? Nie śmiałem się. Uśmiechałem się... nadal, gdy wysoki, piskliwy głosik przeciął powietrze, raniąc moje uszy. Dotąd skupiony na biciu serca tej istotki, teraz nieco zmarszczyłem czoło, starając się nie myśleć o migrenie... która nie nadeszła. Uroki bycia krwiopijcą...? No, właśnie! To stąd ta kroplówka z krwią! Coraz jaśniej, coraz jaśniej. W kroplówce była ludzka krew... Mała zaś zdecydowanie nie należała do rasy ludzkiej. Przynajmniej nie w stu procentach... – Cześć...? – rzuciłem niepewnie, zastanawiając się wcześniej, czy przypadkiem mój głos nie będzie skrzekliwie straszny z powodu suchości w gardle. Do najlepszych nie należał, ale nie okazał się być znowu jakiś paskudnie brzydki, który mógłby ją wystraszyć. – Wyglądasz mi na księżniczkę... To ty zbudziłaś mnie z długiego snu? – spytałem, nie chcąc zawalić jej na start trudnymi pytaniami. Może wcale nie znała Buffy? Może... Może co? Ona musiała gdzieś tu być. Musiała. – Jestem Nicky... Jak ci na imię? I jak się nazywa twoja mamusia? Królowa tego pałacu? – dodałem po chwili, podnosząc rękę, w której tkwiła igła i zaraz ją grzecznie kładąc na swoich nogach przykrytych czystą pościelą. Chyba nie powinienem tego zrywać, skoro dotychczas, najwyraźniej, utrzymywało mnie to przy życiu.
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Pon 25 Maj 2015 - 0:22
Bardzo dobrze pamiętała to, co za każdym razem mówili dorośli, a w szczególności sama mamusia. Ani ona, ani jej rodzeństwo, ani nikt inny nie miał wchodzić do tego pomieszczenia bez jej mamy albo kogoś, komu ona na to pozwoliła. Oczywiście, że nie trzymali się tego i czasem przychodzili, by popatrzeć z zapartym tchem i bijącymi sercami, rozglądając się z tym słodkim smakiem robienia czegoś niedozwolonego, ale zawsze wtedy byli przy tym wszyscy razem. Nigdy nie rozdzielali się przy takich eskapadach, tymczasem teraz, w wyniku całkowitego przypadku! naprawdę tego nie planowała! dawała słowo!, znalazła się w tym pokoju całkowicie sama. I jeszcze to nie byłoby takie straszne, skoro mamusia mówiła o tatusiu same dobre rzeczy, w tym to, że bardzo ich kocha nawet wtedy, kiedy śpi… Ale Gabrielle nie spodziewała się zobaczyć go przytomnego. Całkiem sama! Gdzieś tam w jej serduszku pojawił się przebłysk zwycięskiej dumy, że to ona, nikt inny! nie Sebastian ani Sarah! ona!, pierwsza zobaczyła otwarte oczka taty, ale to zostało zgaszone przez naturalny szok i niejaki strach przed nieznanym. Nie była nieśmiałą osóbką, ponoć była aż nazbyt otwarta w kontaktach ze znajomymi i z nieznajomymi, których we wczesnym dzieciństwie lubiła znienacka przytulać – co robiła ponoć przez ściskanie ich nóg i uwieszanie się na nich, jednak w tym momencie… Teraz poczuła zakorzenioną gdzieś głęboko obawę o to, co powie tatuś. Uśmiechał się do niej, ale umysł Elle w tym momencie nasuwał dziewczynce niejednoznaczne skojarzenie z wilkiem z bajki, który zjadł babcię Czerwonego Kapturka i to, że zły wilczek też się uśmiechał. A co, jeśli tata będzie zły, że to ona zniszczyła mu spokój? Albo o to, że wpadła tak tutaj bez mamy? Albo zwyczajnie mu się nie spodoba? Powie coś nie tak? Nie będzie wystarczająca? Cała masa pełnych lęku pytań wypełniła głowę dziecka, sprawiając tym samym, że Gabrielle wstrzymała na moment oddech, mrugając przy tym intensywnie oczkami, w których zaczynały pojawiać się łezki zdenerwowania. Nie chciała się rozpłakać, bo jak to tak? Nie miała już trzech latek jak Lucas. Ona miała ich aż siedem! I ponoć była jedną z najdzielniejszych dziewczynek, jakie widział jej dentysta! W calutkim swoim życiu! Była taka dumna, kiedy jej to powiedział, wręczając ładną naklejkę z lewkiem, którą przykleiła na swoją szafkę natychmiast po powrocie do domu. Bastek takiej nie dostał, a ona już tak! To zobowiązywało. Nie chciała być beksą, zwłaszcza nie przy takiej okazji. Łykała więc ślinę z zapamiętaniem, jakby musiała skupić się, aby nie wpuścić jej nie do tej dziurki w gardle, czekając na to, co powie tata. Drgnęła, kiedy się odezwał, nadal wbijając w niego wzrok, lecz trochę rozluźniając spięte ciało. Brzmiał miło, choć zachrypnięcie, jakby długo nie mówił albo był chory, co było przecież prawdą. Długo był chory, więc nie mówił. Leżał tylko i spał, a mama tak bardzo się martwiła. Była taka smutna. Może teraz wreszcie zacznie się częściej uśmiechać? Elle już zaczęła to robić, rozjaśniając się jeszcze bardziej, gdy nazwał ją księżniczką. Ruszyła się nawet z miejsca, w kilku podskokach przebywając odległość do łóżka, na które się wdrapała, siadając w nogach na mięciutkiej i pachnącej pościeli, aby wbić zdecydowanie zaciekawione spojrzenie w tatę, jakby zamierzała chłonąć niczym gąbka wszystko to, co on powie. - Mamusia tak mnie nazywa. Bawiliśmy się w chowanego, ale Bastek znalazł Sarah wcześniej niż mnie, bo ja umiem się dobrze chować i ciężko mnie znaleźć, ale nie miałam czasu, więc wbiegłam do domu, bo oni liczyli w ogrodzie, i otworzyłam drzwi… I nie wiedziałam, żetotutajwchodzęgniewaszsięnamnie…? – Wyrzuciła z siebie słowa niczym z karabinu maszynowego, jednak pierwsze zdanie wyraźnie powiedziała z dumą, unosząc brodę nieco w górę, gdy w jej oczach zalśnił lekko łobuzerski błysk. Starała się być jednak poważna, bo to była chyba jedna z takich sytuacji, kiedy trzeba było takim być. A przynajmniej tak sądziła, chociaż kolejne słowa tatusia nieco ją zdziwiły. Znowu poczuła się nieco niepewnie. - Znam cię. Mamusia nam o tobie mówiła. – Jej wzrok był nieco skonsternowany, nim ponownie się rozjaśniła, z dumą wypowiadając kolejne słowa. – Jestem Gabrielle, ale wszyscy mówią na mnie Elle. Tylko nie Lucas, bo Lucas ma dopiero trzy latka i nie wszystko potrafi wymówić. On nazywa mnie Gia, bo nie umie wymówić słowa Gwiazdeczka, a ja miałam kiedyś sukienkę w gwiazdeczki, która mu się spodobała. Ubrudził mi ją dżemem jagodowym. – Powiedziała, marszcząc się z niejakim wyrzutem, a następnie powróciła do radosnego paplania, jakby nie orientując się, że zasypuje chorego aż nazbyt dużą ilością informacji. - Moja mamusia nazywa się Buffy i jest twoją żoną. Jest taka smutna z twojego powodu, ale kochana i cię kocha, i nas kocha, i nawet moją ciocię, swoją siostrę, która mówi nieładne rzeczy o tym, co się stało. Ciocia też jest miła, jak mama, ale czasem ją rani i jest taka trochę straszna. Jakby miała zadusić mnie na śmierć w swoim uścisku. Chociaż ma wujka i go nie udusiła, więc mam nadzieję, że mnie też nie zadusi, bo nie chcę być zaduszona. Pamiętasz moją mamusię…? – Spytała, milknąc na chwilę, jakby z obawą, że zaprzeczy, jednak już kilka sekund później słowa ponownie wylatywały z jej ust. - A Bastek to mój braciszek i jest głupi. Chce nowy rower, a ja chcę pieska… Albo siostrzyczkę… Taką małą jak Lucas… Ciocia ma urodzić córeczkę, ale to nie będzie moja prawdziwa siostrzyczka, a ja chcę siostrzyczkę, którą mogłabym się opiekować… I przebierać w sukieneczki… I karmić… I wozić w wózeczku… I robić jej warkoczyki… I to wszystko, co robią starsze siostry… Nie chcę roweru… To głupie! – Wydęła wargi.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Pon 25 Maj 2015 - 22:32
Miałem ochotę wyskoczyć z tego łóżka i zrobić wszystko, byleby to dziecko nie zaczęło płakać. Widziałem już zbierające się łezki i niewiele brakowało, by mi tu wybuchła tą swoją dziecięcą rozpaczą. Nic chyba tak bardzo nie krajało serca jak taki smutek wydobywany z symbolu niewinności. Na szczęście stojąca przede mną dziewczynka nie była pierwszym lepszym dzieckiem. Zwalczyła strach i inne negatywne emocje, by wybuchnąć pozytywnym nastawieniem... skierowanym w sumie do mnie. Uradowało mnie to, choć czułem się nadal nieco zamulony. Miałem ochotę ją przytulić, jako że wydawała mi się być pierwszą realną osobą, jaką spotkałem przez ostatnie lata. Wstrzymałem się jednak, pragnąc się wpierw dowiedzieć, gdzie byłem, kim była ta istotka i gdzie była Buffy. Przede wszystkim, gdzie była Buffy. Jak na razie nic mnie nie szokowało. Nieznajoma miała dwójkę kompanów do zabawy. To zgrywałoby się ze śmiechami, które do mnie wcześniej docierały. Jak na razie nie miałem okazji poznać żadnych dzieci o imieniu Bastek i Sarah, więc liczyłem, że dalsza wypowiedź blondyneczki pozwoli mi rozwiązać główne zagadki. Dotąd dowiedziałem się, że księżniczka była równie skromna co ja i równie umiejętna w sztuce chowania się co ja. To wywołało na mojej twarzy jeszcze większy uśmiech. W serduszku w sumie też. Księżniczka była bardzo uroczą damą i tak uważałem dalej, choć nieco potrząsnęła moim światem. Mamusia nam o tobie mówiła – to już dało mi do myślenia. Jestem Gabrielle – przypieczętowało mój pierwszy lepszy strzał, który wydawał mi się być cholernie absurdalny. A jednak! I choć nie miałem pojęcia, kim jest wspominany Lucas, to Gabrielle... GABRIELLE I SEBASTIAN! I Sarah... TA Sarah! Moja mamusia nazywa się Buffy i jest twoją żoną... To nie był miesiąc... TO NIE BYŁ MIESIĄC. Ani dwa, ani trzy... Co najmniej sześć. – Gabrielle... – szepnąłem, starając się wyglądać naturalnie radośnie. Hej, w sumie powinienem być radosny! Przed sobą miałem własną córkę, ale mimo to... Chwilkę układałem sobie to wszystko w głowie, dlatego też pozwalałem jej paplać, z trudem rejestrując to, co mi przekazywała. – Ile ty masz latek? Ile... byłem chory? – spytałem. – I czemu Buffy... twoja mamusia nie przychodzi? Wołałaś ją – zauważyłem przejęty. Powinna była już dawno tu być, skoro Gabrielle ją wołała. Miałem nadzieję, że nie stało się nic złego...
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Wto 26 Maj 2015 - 0:07
- ...A Sarah, moja siostrzyczka, udaje, że jej nie ma i że nie potrzebuje ani rowerka, ani szczeniaczka, ani rodzeństwa, bo jest taaaaaakaaaaaa powaaaaażnaaaa. - Kontynuowała, rozkładając szeroko ramiona, jakby chciała faktycznie zmierzyć stopień obojętności bliźniaczki, a przecież nie dało się tak tego zrobić. Fakt faktem jednak, że Elle już od dawna przyjmowała otaczający ją świat na swój niezwykle prosty, i zarazem niesamowicie złożony dla osób spoza kręgu dziewczynki, sposób. Wieczorami lubiła wychodzić na zewnątrz, kładąc się na trawie, wdychając do płuc wilgotne i orzeźwiające powietrze, gdy wyciągała swoje drobne dłonie w stronę gwiazd, jakby chciała złapać je wszystkie w swym uścisku. W mieście, gdzie mieszkali przez trochę, nie mogła zrobić czegoś takiego. Tam światła miasta przyćmiewały rozmigotane niebo, na obrzeżach, gdzie mieli teraz dom, było zaś całkiem inaczej. Mogła marzyć, choć Bastek czasem śmiał się, że czeka na zbłąkaną kosiarkę, która przejedzie jej po tych poplątanych blond włosach, nie zamykając się na świat tak, jak robiła to Sarah. Były podobne, jak to rodzina, ale też i zupełnie inne... I to uważała za śliczne, choć czasem trudno było im się dogadać przy tej milkliwości drugiej dziewczynki. Gabrielle bowiem należała do tego typu osóbek, które mogły paplać radośnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, jak nie dłużej, bo czasami niektórzy odnosili przez to wszystko wrażenie, że podczas takiego monologu w jakiś sposób zaginany jest czas i wychodzi jeszcze dłużej. Zdecydowanie nie miała problemów w kontaktach międzyludzkich. Nawet, a może zwłaszcza?, takich z tatą, którego przytomnego widziała po raz pierwszy na oczy. Niby faktem było to, że z początku odczuwała niepewność, lecz z upływem kolejnych chwil to się zmieniało. Mamusia miała rację, że był taki miły, chociaż sama Elle miała wrażenie, jakby nie do końca się jeszcze obudził, bo patrzył na nią w taki dziwny sposób. Uśmiechał się jednak przy tym do niej, a ona odwzajemniała ten wyszczerz, i to miało dla niej bardzo duże znaczenie. Czuła się pewniej, więc i mówiła więcej, wtrącając typowe dla siebie informacje o wszystkim i niczym. - Mam już PONAD siedem latek. - Z dumą zaakcentowała słowo, jakby był to jakiś niesamowicie dorosły wiek. Ona miała takie wrażenie, jej rodzeństwo też, a starsi zazwyczaj uśmiechali się na to, klepiąc dzieciaki po głowach, przez co te czuły się jeszcze ważniejsze. Błysk w oczach Elle zgasł jednak na moment, gdy zrobiła smutną minkę, poruszając nogami, którymi nie sięgała podłogi. - Dłuuuuuugo... Odkąd pamiętam. - Spojrzała poważniej na tatę, kiwając głową, nim nie zadał jej kolejnego pytania. Na nie uśmiechnęła się lekko niepewnie i jakby trochę z rozbawieniem. - Zapomniałam, że mamusia poszła do sklepu trochę temu, bo miała zrobić zakupy dla państwa Jenkins. Są niemili, ale płacą mamie pieniążki za to, że u nich sprząta i zajmuje się domem, a my potrzebujemy pieniążków, bo jest jej ciężko, ale nie chce prosić ciocię. - Wyjaśniła trochę pokrętnie, mimo wszystko, zadowolona z efektu. - Wujek z nami został, ale śpi na fotelu w salonie i jest trochę stary... I przygłuchy, więc pewnie nie słyszał.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Sob 30 Maj 2015 - 20:09
– Siedem latek... To bardzo dużo – podbiłem powagę tego wieku, słysząc i w sumie też widząc jak zaakcentowała słowo „ponad”. Pocieszna była z niej istotka, przez co takie drobne gesty, które miały sprawić jej jeszcze większą przyjemność, poprawiały również mi humor. Choć ten, musiałem przyznać, że dopisywał mi od samego początku, od samego przebudzenia. Czyżby wpływ na to miała piękna pogoda za oknem? Słonecznie i ciepło... Człowiek od razu czuł się jak w raju... Czy może obecność mojej własnej córki? Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że miałem przed sobie małą Gabrielle Buffy Carroll, tego niemowlaka, który przyszedł na świat w Irlandii, wprawiając mnie prawie w zawał ze strachu o żonę... Żonę... Buffy była w pobliżu. Teraz, chwilowo tylko, wyszła do sklepu, ale miała wrócić i dalej być tuż obok na wypadek, gdybym się obudził... Spałem. Czemu spałem? Megaera coś o tym mówiła, szybko i nerwowo, spieszyła się i... jakoś nie pamiętałem. Umknęło mi to... Buffy z pewnością miała mi wszystko wytłumaczyć. Wszystko, co się działo przez ostatnie siedem lat. – Wyrosłaś, księżniczko – zauważyłem, podnosząc powoli rękę ze swoich kolan. Nie była już niemowlakiem, tylko małą dorosłą, która najwidoczniej rządziła w swoim podwórkowym stadzie. Nie mogłem się doczekać aż stanie przede mną Sebastian. Był do mnie podobny? Choć troszkę? Gabrielle chyba poszła z wyglądu w mamusię... Mamusię... – Kiedy ostatnio cię widziałem, byłaś niemowlakiem – szepnąłem z ciągłym uśmiechem wymalowanym na wargach, dotykając delikatnie opuszkami palców jej policzka. Była taka delikatna. – Teraz już mamusi nie będzie ciężko, bo tatuś jej pomoże – zauważyłem, otwierając ramiona i zapraszając swoją córkę do misiowego przytulaska. To nadal wydawało mi się być niemożliwe. Może nadal spałem? Może ten sen był jeszcze bardziej realny... – Kocham cię, księżniczko – szepnąłem, dając jej cmoka w policzek, o ile postanowiła się przytulić. Moje rozczulenie jednak nie trwało długo, gdyż do głowy wpadł mi pewien zamysł. – Zbroimy coś mamie? Trzeba ją jakoś miło zaskoczyć, skoro tak ciężko pracuje, czyż nie? – szepnąłem do jej ucha, jak gdybyśmy byli mega złymi złoczyńcami, którzy na serio zamierzają zrobić coś niecnego. Nie obawiałem się, że nie dorosłem i miałem zostać wiecznym dzieckiem. O, nie! Mnie to w tej chwili kręciło jak mało co! – Jakieś opcje, księżniczko? I co to za wujek was pilnuje? – spytałem. Nie miałem zielonego pojęcia, co za dorosły nas pilnuje. Dorosły-dorosły czy dorosły-ziom.
Sarah Michelle Carroll
Personalia : Sarah Michelle Carroll Pseudonim : Perełka Rasa : hybryda Podklasa : nefilim Profesja : sprowadzanie Gabrielle na ziemię Aktualny ubiór : jasnoróżowa sukienka i jasnobrązowe sandałki Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Sob 30 Maj 2015 - 21:14
Chciałabym wnieść się w powietrze i szybować wśród chmur, przecinając powietrze. Chciałabym... mieć skrzydła? I móc rozkładać je przed lustrem, z lubością patrząc na każde piórko, głaszcząc je, miłując, kochając, by potem wybiec z domku i... frunąć... Frunąć... Czy aby na pewno tego chciałam? Nie chyba. Chciałam, by mamusia była szczęśliwa i nie musiała już płakać w ukryciu, gdy ja z Bastkiem i Rielle powinnam spać. Płakała, widziałam jej łzy i trzymałam tę tajemnicę głęboko w serduszku, nie mówiąc nic pozostałym, choć wiedzieli. Byłam tego pewna. Wiedzieli. Nawet teraz, gdy porywał mnie wir zabawy, nie potrafiłam tak do końca się na niej skupić. Mamusia krzyknęła, że wychodzi i że zaraz wróci... Mamusia musiała wyjść i ciężko pracować, by nas utrzymać, bym mogła mieć tą sukieneczkę, którą miałam na sobie, by zapewnić tatusiowi krew... I żeby zrobić tort na urodziny wujka. Chciałabym być starsza i mieć skrzydła. Mogłabym pofrunąć wszędzie, by pomóc mamusi i by pomóc jest upiec najwspanialsze ciasto na świecie, a następnie ściągnąć wujka Drustana do domu. Chciałabym też powstrzymać apokalipsę, o której opowiadał wujek Sammy, a przez którą wszyscy byli tacy smutni. I tych złych łowców też. Tatuś przez nich spał i przez nich mamusia była nieszczęśliwa. Tatuś się jednak nie budził. W nocy, gdy nie mogłam spać, a gdy mamusia smacznie spała, zakradałam się w świetle księżyca do jego pokoju i patrzyłam jak śpi. Czasem dotykałam jego ręki i policzka, często opowiadałam szeptem cały dzień... Bo chciałam, by znał mnie i moje rodzeństwo. Spał całe dnie i nie widział, co się działo, prawda? A tak, może mógł usłyszeć? Ja czasem słyszałam jak Bastek wstawał do łazienki albo po wodę, albo jak Rielle mówiła przez sen. Chciałam móc zrobić wiele, ale nie mogłam, bo nadal pozostawałam dzieckiem z malutkimi rączkami i malutkimi nóżkami. Rielle uważała, że siedem lat to dużo. Ja myślałam, że to za mało. Mamusia miała ich sporo więcej, a wujek Sammy mówił, że ma nieskończenie wiele. A to było dużo. Tak dużo jak to, do czego posunęła się Rielle, chowając się przed Bastkiem. Słyszałam cichą rozmowę zza TYCH drzwi, za którymi spał tatuś, a gdzie nie można było wchodzić nikomu, prócz mamusi. – Rielle? – szepnęłam, uchylając niepewnie drzwi. Co, jeśli się pomyliłam? Co, jeśli zaraz przyjdzie mamusia i mnie nakryje? Będzie zła. Nie chciałam, by była zła. – Rielle? – powtórzyłam niepewnie, widząc że siedzi na łóżku... Co ona robiła? – BASTEK! – krzyknęłam głośno, nim otworzyłam szeroko drzwi i zobaczyłam, że tatuś... że tatuś... że tatuś... Ohh... – Mam ją – uwięzło mi gdzieś w buzi. Bastek się zbliżał, ale nie byłam w stanie przekazać mu, że znalazłam Rielle. – Mama... Co robisz, Rielle! – rzuciłam oskarżycielsko, stojąc w progu, choć miałam ochotę rzucić się tatusiowi na szyję i go wycałować za wszystkie te dni, które nadejdą. Wiedziałam, co to oznaczało. Teraz wszystko miało być już inaczej. Mamusia miała być szczęśliwa, miała przestać płakać i krzyczeć na wszystkich, którzy wspominali o śpiącym tatusiu. Może nawet miała przestać się kłócić z ciocią Dianą...
Sebastian N. Carroll
Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Sob 30 Maj 2015 - 22:18
Gabrielle... Ahh, ona to dopiero znajdowała te kryjówki! Pozostawało mi jedynie ciężkie wzdychanie, wnoszenie oczu do góry i nadzieja, że znajdę ją przed obiadem. Jeśli nie sprostałbym temu zadaniu, to miałaby satysfakcję tak długą jak Australia... A może nawet jak Ameryka, w której dorastał tatuś? Zdecydowanie nie zamierzałem dawać jej satysfakcji. Ja lub Sarah musieliśmy ją dorwać. Ot co! Zapewne wybrała miejsce, w którym bym jej nie oczekiwał. Skrytka pod schodami? Była wielce możliwa. Z sypialnią mamy raczej by nie ryzykowała... Ani w pokoju, gdzie... spał wujek? A może właśnie tam? Pewnie ukrywała się za fotelem. Potrafiła być cichsza od myszek, więc miała szansę się tam schować i nawet nie zbudzić tego śpiocha. Ja poszedłem do salonu, zaś Sarah na piętro... Nim jednak dotarłem do wujka i jego ulubionego fotelu, usłyszałem krzyk siostry, który wiedziałem, co zwiastował. Wygraliśmy, Elle! – Jesteś najlepsza, Saro! – rzuciłem, patrząc ze zdziwieniem, że stoi w progu tych takich no... tak jakby zakazanych drzwi? których mama strzegła jak smoczyca swego skarbca? Otóż to! – Co jest? – spytałem, podchodząc bliżej i przekrzywiając głowę w bok, gdy dostrzegłem to, co Sarah. Elle siedziała na łóżku taty, a tata nie spał. – Oh, wyzdrowiałeś, tatusiu – zauważyłem, prześlizgując się obok Sary i wchodząc do środka. Szybciutko podszedłem do łóżka. – I mam cię, Elle! – rzuciłem, dźgając ją palcem w nogę. Nie dosć, że wygrałem, znajdując ją przed obiadem, to w dodatku tato się obudził! – Teraz w końcu będziemy mogli zagrać w piłkę z wujkiem Mickey’em i wujkiem Sammy’m, bo się wykręcali, mówiąc, że jak ty się, tatusiu, obudzisz, co nie, Elle? Co nie, Saro? Tak mówili! I jeszcze super by było, gdyby przyjechał wujek na swoje urodziny! Ale on chyba nie przyjedzie,.. Mama tak mówiła, że nie przyjedzie. – I nie będziesz już tak długo spał? Ciocia Diana stwierdziła, że już się nie obudzisz. Nawet ostatnio się o to pokłóciła z mamą, ale pewnie Elle już wszystko powiedziała – stwierdziłem, patrząc na swoją siostrę, która wszędzie musiała być pierwsza i wszystko pierwsza wiedzieć, i wszystko pierwsza przekazać. – Powiedziałaś też, kto ostatnio zniszczył huśtawkę? – zapytałem, opierając się o łózko.
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Sob 30 Maj 2015 - 23:47
Zdmuchnęła kilka kosmyków grzywki, jaka wpadała jej do oczu. Te natomiast spoglądały teraz przenikliwie w kierunku chorego, a może właśnie już zdrowego?, jakby dziewczynka nie miała lat siedem, lecz o wiele więcej. Zaskakująca powaga drgała w postawie Gabrielle, która pochyliła się teraz do przodu, opierając łokciami o miękką pościel. Wciągając głęboko świeży zapach, zamrugała kilka razy, by następnie odezwać się tym swoim dziecięcym, ale niezwykle melodyjnym, głosikiem. W tym momencie nie dało się zaprzeczyć, że mieszanka cech rodziców, charakteru oraz zwyczajnie wyglądu - jasnych włosów Buffy lub pogodnego ułożenia warg Nicka, ukazywała się w pełnej krasie. - Nie skrzywdzisz mamusi, prawda? Będzie się znowu uśmiechać? Jak mama Lucasa? Ładniej niż mama Lucasa? Nasza się prawie nie uśmiecha. - Powiedziała bez wyrzutu skierowanego w stronę mamy, choć z lekką ciężkością, powagą nieco nieodpowiednią dla panienki w jej wieku, która mimo wszystko nie niszczyła samej Elle. Ona była tylko wyjątkowo spokojna, choć osoba ją znająca mogłaby założyć się, że zaraz zwyczajowa energia ponownie znajdzie się na swoim miejscu. W częstym przeciwieństwie do Sarah, bowiem drobnej blondyneczce ciężko było zachowywać się tak niesamowicie dojrzale, gdy coś we wnętrzu nakazywało Elle nie brać życia za poważnie. Nie taki był charakter dziewczynki. Dla niej podstawą do codzienności były żarty, było przesłodkie przymilanie się do wszystkiego i wszystkich. Niezależnie od tego, czy chciała coś dzięki temu osiągnąć, czy też może robiła to ze zwykłej potrzeby serca. Tym razem w grę wchodziło to drugie, chociaż jakaś tam obawa tkwiła w serduszku blondyneczki, chcąc wydostać się na zewnątrz i wpłynąć jakoś na to, by się nie spełniła. Nie znała tatusia tak dobrze jak mama, więc w pewnym sensie obawiała się tego, co teraz będzie, skoro tato się obudził. A jeśli nie będą się dogadywać? A jeśli mama nadal będzie smutna? A jeśli… A jeśli… Ale był miły, a mamusia go kochała, strzegąc i prychając na każdego, kto mówił coś niedobrego, więc chyba mogła przestać się strachać, prawda? Uśmiechnęła się szeroko, poszerzając swój wyszczerz z każdą chwilą. Nie mogła jednak powstrzymać pociągnięcia nosem, gdy wspomniał o tym, że widział ją tylko wtedy, kiedy była niemowlakiem. Bardzo, bardzo, wyjątkowo dawno temu, co w jakimś sensie było dla niej smutne. Chociaż mogli to teraz nadrobić, prawda? Niczym rasowy lis, trąciła nosem jego dłoń, kiedy pogłaskał ją po policzku, i zaśmiała się cicho. Ponoć miała bardzo zaraźliwy śmiech, taki perlisty, zarażając nim teraz samą siebie, przez co już po chwili chichotała już bardziej wyraziście. Pokiwała więc tylko energicznie głową, aż jej loki poruszyły się zamaszyście, kiedy tata złożył jej swego rodzaju obietnicę. Mamie będzie łatwiej… A gdy otworzył przed nią ramiona, przytuliła się do niego bez większego zawahania, obejmując go i ściskając mocno, choć uważnie, by nic nie nabroić. Był przecież chory, a ona nie chciała zrobić mu niepotrzebnej krzywdy przez jakieś złe zachowanie. Był taki cieplutki i miły. Od dawna czekała na ten moment, tak bardzo mocno… I właśnie teraz to nadeszło. Elle czuła się tak niesamowicie, aż wstrzymując z tego wszystkiego oddech, jakby chciała zatrzymać tym czas na tak długi czas, by móc nacieszyć się tą chwilą. - Ja ciebie też kocham, tatusiu. – Szepnęła z całego swojego serduszka, unosząc głowę do góry, aby dać mu całusa w policzek. Czuła się taka dumna, że to właśnie ona była teraz tutaj, choć wkrótce pewnie musiała dać znać reszcie, by wszyscy razem mogli powiedzieć mamusi. Nie była przecież samolubem, nie mogła zatrzymać tego wszystkiego dla siebie, chociaż chciała przez chwilę mieć wrażenie, że to właśnie ten jej moment, nikogo innego, tylko jej – Gabrielle Buffy Carroll. No i jej taty, oczywiście. Bez niego nic takiego by nie miało miejsca. - Tak! – Pisnęła z entuzjazmem, a jej oczy rozbłysły niczym dwa wypolerowane kamyczki. – Mamusia… To musi być coś… Specjalnego. – Powiedziała, podkreślając wyraźnie ostatnie słowo i kładąc sobie palec na dolnej wardze, w którą się nim postukała, jedną ręką nadal tuląc się do ojca. W dalszym zastanowieniu też zaczęła odpowiadać na kolejne pytanie. – Wujek nazywa się Sammy i jest bardzo stary, ale wcześniej był młody… Tylko kiedyś nam powiedział, że ma dużo lat, a my mu nie uwierzyliśmy, więc się zmienił i teraz jest stary… I głuchy, bo mówi, że byliśmy za głośno i mu uszy zaczęły pękać. – Zmarszczyła brwi, jakby chciała dodać coś jeszcze, ale coś jej przerwało iii… I faktycznie, kilka sekund później drzwi zostały otwarte, a Gabrielle dojrzała parę niepewnych oczu wyglądających zza uchylonych drzwi wraz z ich właścicielką. Nie tak chciała to zrobić Elle, zamierzała sama pochwalić się na osobności, że tu była, kiedy tato się obudził, nie zaś zostać odkryta, ale i tak z niesamowitym zaaferowaniem wyszczerzyła się do siostry. - Sarah! Tatuś się… – Nie zdążyła jednak dokończyć, bo jej bliźniaczka nagle zawołała Bastka i zaczęła patrzeć na nią z wyrzutem, a przecież nie była to wina Elle, że stało się jak się stało. Już chyba prędzej zasługa. – Obudził! – Dokończyła mimo wszystko, zaledwie na kilka sekund przed tym, gdy w pokoju pojawił się Sebastian. Ten to umiał robić wejścia… I zwracać na siebie uwagę, gadając. Całe szczęście!, zdążyła już dużo powiedzieć, więc mogła pacnąć go ręką w tył głowy, mówiąc z dumą: - Wszystko powiedziałam. – Uniosła brodę w górę, odgarniając włosy z oczu, aby potem zaprotestować jeszcze gorączkowo. – Nie kto! Sama się przecież zepsuła! Bo na niej siadałeś, grubciu! Ty i Sarah! I kot! Ot co!
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Robił mi się tu niemały chaos. Ciężko było mi po tych latach snu ogarniać samą Gabrielle, która dostarczała mi całą masę informacji, które to z kolei dopominały się o ułożenie, a co dopiero mówić o Sarah, która nagle stanęła w drzwiach, nie wchodząc do środka, tylko stojąc tak, gdzie stanęła i patrząc na mnie i Gabrielle, albo o Sebastianie, który... Trzy małe chaosy, które coś tu się aż nazbyt bardzo bały mamy Buffy. Co ona im robiła? W dodatku... wujek Sammy? Jedynym Sammy’m, którego kojarzyłem, to był ten Sammy Bone ze zjazdu w Irlandii. Jeśli dobrze pamiętałem, to nikt za nim nie przepadała, gdyż był upadłym aniołem... Więc myśl, że to on... jak najbardziej należała do możliwych, biorąc pod uwagę udawanie staruszka i posiadania dużo lat na swoim koncie. Chyba miałem naprawdę sporo do nadrobienia... – Wyzdrowiałem i pewnie, że zagram w piłkę... – stwierdziłem uśmiechnięty, choć zdobywane informacje nieco mnie przytłaczały. Mickey gdzieś tu też się kręcił w pobliżu? – Z chęcią zagram w piłkę, ale wpierw... Sarah, chodź tu do nas! Chcę was poznać i uknuć z wami niespodziankę dla mamy. Musimy działać szybko, nim zdąży wrócić ze sklepu! – zauważyłem, pragnąc ukierunkować dzieciaki na razie na tylko jedną myśl, a nie chciałem przecież zrobić im przykrości, mówiąc, by chwilowo zamilkły i zaczęły odpowiadać jedynie na moje pytania. – Co powiecie na to... by zrobić mamie dobry obiadek? Kiedyś lubiła, jak tatuś gotował... Tylko że potrzebowałbym waszej pomocy. Co wy na to? – spytałem entuzjastycznie, zastanawiając się, gdzie my w ogóle mieszkaliśmy i co się stało po tamtej nocy. Co się w ogóle wtedy wydarzyło? Czemu straciłem przytomność, zasypiając? I co z resztą?
Sarah Michelle Carroll
Personalia : Sarah Michelle Carroll Pseudonim : Perełka Rasa : hybryda Podklasa : nefilim Profesja : sprowadzanie Gabrielle na ziemię Aktualny ubiór : jasnoróżowa sukienka i jasnobrązowe sandałki Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
Patrzyłam na tatusia, który tulił do siebie Gabrielle, i coś ukuło mnie w piersi. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby to na pewno dobrze, że się obudził... bo przecież my go nie znaliśmy... Jedynie z opowiadań. Wydawał się mega dobry w tych opowieściach, ale wujek mówił, że tatuś był... wampirem i że wampiry powstały w Piekle, gdzie mieszkało niegdyś wszelkie plugastwo nim zeszło na Ziemię. Co, jeśli miał za chwilę skrzywdzić Gabrielle? Albo nas wszystkich? I mamusię? Patrzyłam przerażona jak Rielle tuli się do niego, jak Bastek przeciska obok mnie i też do nich dołącza. Ja się bałam, bo nie powinno nas tu być. Mamusia nie pozwała nam tu wchodzić i to raczej bez przyczyny, prawda? Musiała mieć powód, by się złościć, gdy się zbliżaliśmy do drzwi. Albo ktoś inny jak się zbliżał... – Mama nie pozwoliła nam tu wchodzić – odpowiedziałam na jego zaproszenie. Może jednak nie był zły? Może źle myślałam... Wydawał się być dobry i w sumie mama, ciocia Diana, wujek Mickey, ani wujek Sammy nie mówili, by tata kogoś skrzywdził. – I mama powinna szybko wrócić... Więc trzeba się pospieszyć – dodałam, nie chcąc wyjść na zbyt poważną snobkę. Rielle raz mnie tak nazwała. I nie potrafiłam jakoś przekroczyć tego progu...
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
Elle nie była wzorem dyskrecji, przynajmniej nie przez dziewięćdziesiąt dziewięć procent swojego życia. Jeśli coś już przyplątało jej się pod te blond loczki, zazwyczaj wyrażała to słowami lub mimiką, otwarcie eksponując. Cóż, nie bez powodu nazywano ją nadzwyczaj otwartym dzieckiem, chyba nawet najbardziej bezpośrednim z całego jej domowego towarzystwa. I choć poniekąd wiedziała, do czego może to kiedyś doprowadzić, chwilowo żyła jeszcze w dziecięcej nieświadomości konsekwencji związanych ze zbyt dużą szczerością w tym, co robiła. Nie była jednak przecież głupia. Szczyciła się swoim wiekiem, przejawiając jasność umysłu odpowiednią dla dziecka swoich rodziców. Ona i jej rodzeństwo – oni łączyli większość najbardziej pożądanych cech rodzinnych, choć w nieco różnym stopniu. Kiedy Elle i Sarka były blondynkami bardziej w typie mamy, Bastek w kwestii wyglądu wdał się bardziej w tatę. Kiedy Gabrielle przyjęła kitsunowatą część mamusi, zmieniając się w, jej zdaniem – ślicznego, liska o jasnym futerku i popijając krew niczym rasowa burżujka. Kiedy Sebastian poszedł w tatusiowy wampiryzm, teoretycznie mając maminą zdolność do przemiany w lisa, lecz robiąc to z większą trudnością od siostry, Sarah przypadł całkowicie ludzki pierwiastek z kilkoma nieokreślonymi talentami w komplecie, jakie ujawniły się kilka razy, znikając jednak nim ktoś zdążył się zorientować, dlaczego działo się tak jak się działo. Dopełniali się razem, choć to drobnej Elle przyszło zostać nieoficjalną przewodniczącą ich grupy. Bastek machnął na to bowiem ręką, a Sarka była zbyt zamknięta w sobie, by wyrazić podobną chęć. Wszyscy mieli więc swoje role, jednak grupowy sceptyk i podejrzliwiec nie znalazł się wśród nich, co właśnie w tym momencie zostało naprawione przez samą blondyneczkę. Ta zmarszczyła brwi, patrząc raz po raz na tatusia, Bastka i Sarah, i znowu na tatusia, Bastka, Sarah… Jakby nie do końca potrafiła pojąć to, co właśnie zaczęło mieć miejsce. Zwróciła przecież uwagę na to, że tato nie odpowiedział jej na część rzeczy, jakie powiedziała. Że przy kilku słowach nie zapewnił, że przyjął to i nie powiedział, że faktycznie będzie dobrze. Kiedy do pomieszczenia wślizgnęli się Sebastian i Sarah, dobrze – ta ostatnia prawie się wślizgnęła i nadal stała w drzwiach, była nieco zdziwiona, potem pogodnie rozchichotana, jednak humor chyba przestał jej sprzyjać. Cóż, szczerze mówiąc, była lekko zazdrosna o nagłe dołączenie jej rodzeństwa do całego niecnego planu, jaki miał zostać stworzony, a jaki chciała wymyślać w rozbawieniu. Pojawiły się jej bliźniacze części i już cała uwaga została przerzucona na nich, co sprawiło, że Elle zrobiło się trochę przykro. Nie jakoś wybitnie mocno, przynajmniej ona sama by tak tego nie określiła, ale w pewnym sensie już tak, bo przez to jej własna rozmowa jakoś się ucięła. Nie lubiła takich nagłych zmian tematów bez wiedzy. Niepokoiło ją to, bo stanowiło nieprzyjemny rodzaj chaosu. Ten natomiast pojawiał się w tych wszystkich mega złych opowieściach o potwornie złych wydarzeniach. Dlatego też parsknęła cicho pod nosem, patrząc po raz kolejny na osoby z jej swoistej wzrokowej kolejki, aby nagle doprowadzić do migotania powietrza dookoła niej. Zaangażowane w życie codzienne osoby doskonale wiedziały, co to zwiastowało, choć sam tata mógł nieco się zdziwić, kiedy niewielkie futrzaste zwierzątko prześlizgnęło się koło niego, trącając go w rękę czubkiem jednego z trzech ogonów, a następnie zeskakując z obecnego miejsca siedzenia, aby zamienić je na parapet za nim. Tam czujnie nastawiła uszu, wpatrując się w zieleń za szybą przez bite kilka minut, jakby czegoś tam wypatrywała, zanim powróciła na podłogę. Tym razem jednak nie przysiadła na łóżku w swojej lisiej formie, stawiając za to kilka kroków, aby ponownie otoczyć się migoczącymi falami powietrza, które… Nic nie dały…? Zwierzątko potrząsnęło łebkiem, wystawiając język na bok i… Po raz kolejny nic. Musiała spojrzeć prawdzie prosto w te złośliwe oczka – po raz kolejny się przyblokowała, choć nie robiła tego tak często jak jej braciszek! ha!, co mogłoby być zabawne, gdyby nie chciała czegoś powiedzieć. Mamusia wróciła, ale poszła do sąsiadów, więc mamy czas… Utkwiło jej w głowie, która nie miała odpowiedniego połączenia z lisim językiem i nie mogła dać Elle o tym wspomnieć. Wywracając oczami w geście kompletnie niepasującym do puszystego zwierzaczka, jakim teraz była, Gabrielle po raz kolejny fuknęła, parskając dodatkowo kilka razy i poruszając nosem, co wywołało u niej gwałtowny napad kichania. Napad, przez który przesunęła się po śliskiej podłodze, gdy kichnęła zbyt intensywnie. To jednak chyba coś dało, bowiem spod ściany ruszyła się już względnie normalna Elle w swojej jasnoróżowej bluzeczce, sensowych spodenkach i z… Jasnym ogonem z tyłu…? Westchnęła, kręcąc głową i skupiając się na tyle, że ten zniknął już po chwili zamykania oczu i marszczenia, tym razem całkowicie ludzkiego, nosa. Odchrząknęła. - Mama wróciła do sąsiadów, więc chyba jest troszkę czasu, bo rano mówiła, że mają straszny bajzel. – Zakomunikowała pospiesznie, robiąc kilka susów i wskakując na łóżko, by wbić spojrzenie w tatę. Wspomnienie o dobrym obiadku chyba całkowicie zmazało jej chwilę zazdrości, a liskowanie sprawiło, że uśmiech powrócił na jej usta. – Z pewnością ucieszy ją obiadek, bo jej obiadki… – Wzdrygnęła się wyraźnie, machając rękami, jakby chciała odpędzić ten koszmar. – Kiedy ona gotuje, zazwyczaj idziemy do jadłodajni, gdzie taka miła ciocia daje nam pyszności. Chociaż ostatnio mama uparła się, że upiecze tort na urodziny wujka, ale wujek pewnie nie przyjedzie… Nie z powodu tortu mamy, ale z powodu tego, że szuka swojej żony, a ta jego żona się zgubiła. Ciocia mówi, że nie żyje, ale wujek nie chce słuchać i mama też go pociesza. – Rozwinęła, marszcząc brwi na moment, a następnie rozświetlając się w uśmiechu. – To co ugotujemy? Umiem ładnie siekać warzywa, Sarah też! A Bastian nie… – Pokazała bratu czubek języka. – On wcale nie umie!
Sebastian N. Carroll
Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
Elle już przesadzała. Nie dość, że wcisnęła się do pokoju taty w biały dzień, gdy mamusia w każdej chwili mogła wrócić i ją na tym przyłapać, albo nawet wujek Sammy, to jeszcze opowiadała mu wszystko od początku do końca, mówiąc w dodatku nieprawdę. Nie zepsułem huśtawki! Sarah też nie miała z tym nic wspólnego. Jej w sumie wtedy nawet z nami nie było. I jeszcze nazwała mnie grubciem! Kota też z nami nie było... choć może był. Ale co tam! To nie mogło jej wystarczyć, gdyż rozmowa zeszła na piłkę, a ją to nie interesowało, więc zamieniła się przy tatusiu w lisa, by zwrócić na siebie swoją uwagę i pokazać jak to potrafi... I pewnie miała jeszcze powiedzieć tatusiowi, że ja tak nie umiałem. Znaczy, że nie umiałem tak szybko i że miałem problem z powrotem do ludzkiej postaci. Patrzyłem na ten jej głupi pokaz ze sfochaną miną. Nie zamierzałem jej niczego pożyczać, skoro nie mogła znieść chwili rozmowy o piłce. Szczególnie jej ulubionej kredki, którą swoją połamała. Uśmiechnąłem się też, gdy zauważyłem, że jej powrót jakoś nie wyszedł. Nawet się zaśmiałem, patrząc na nią z wyższością. Przynajmniej nie robiłem z siebie ciamajdy na oczach tatusia. – I co, zadowolona z pokazu? – Wytknąłem również na nią czubek języka. – Może nie umiem jeszcze kroić tak dobrze jak wy, ale mamusia pozwala mi gnieść ciasto, bo ty nie masz tyle siły! – odezwałem się z satysfakcją wymalowaną na mych szeroko uśmiechniętych wargach. – Mogłaś też zostawić sobie ten ogon, rudzielcu! I zacząć biegać za nim jak pies cioci ze stołówki! – pragnąłem zauważyć, uśmiechając się jeszcze szerzej. – I też jako on szczekać na ptaki!
Michael Shannon Carroll
Personalia : Michael Shannon Carroll Pseudonim : Mick, Mickey Data urodzenia : 21.12.1994 Rasa : Inkub Profesja : Łowca, krwiopijca-adwokat <3 W związku z : Diana Carroll <333 Aktualny ubiór : Czarne spodnie i koszula oraz tenisówki w tym samym kolorze. Liczba postów : 21 Punkty bonusowe : 21 Join date : 08/03/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Sob 6 Cze 2015 - 0:51
Jeśli ktokolwiek spytałby go kiedyś, czy widzi przed sobą jasną i rodzinną przyszłość, zapewne odpowiedziałby mu charakterystycznym rodzajem śmiechu. Takim trochę przypominającym szczekanie, dosyć gorzkim i urywanym. Jeszcze kilka lat temu myślał bowiem, że to wszystko skończy się w zupełnie inny sposób. I jeśli tym końcem miała być dla niego wtedy bajka, z pewnością był w niej jednym z tych czarnych charakterów. Może Skazą…? Co prawda nie posłał swojego własnego brata na śmierć, nie zdradził go, bo choć nie mógł mu pomóc w najgorszym momencie, poświęcił nadzwyczaj wiele, by to wszystko odkręcić, by dać bliźniakowi drugie życie. Miał za to masę blizn, był życiowym cynikiem i jego koniec z góry miał już ładniutką pieczątkę przy scenariuszu pod tytułem Skończył jako pożywka dla demonów. Tak samo jak i u pogmatwanych charakterów w bajkach Walta Disneya. Może nawet jego śmierć mogła wtedy wyglądać iście kreskówkowo? Pianino na głowie lub wielkie kowadło zgniatające go na placek? Lubił placki, zwłaszcza te z mieszanką czerwonych owoców, więc to byłoby odpowiednio ironiczne. A jak wiadomo – życie to wredna suka, która jest jak najbardziej czarnohumorowym reżyserem. Nie skończył tak jednak. Jego zabawnie paskudne wizje z tamtych czasów nie spełniły się aż tak znowu całkowicie, choć też nie uwzględniał w nich wtedy zakochania się w kimś z wyższej ligi, za kogo oddał życie i kto niejako ocalił mu je, prosząc upadłego piekielnika-księcia o zrobienie z niego na powrót żywej istoty. Nie uwzględniał utraty tejże osoby, co z początku niszczyło mu serce, rozbijając je na tysiące drobnych kawałeczków, z których każdy wbijał się w jego najczulsze punkty. To go bolało. Nadal przy każdym wspomnieniu, choć już nieco mniej, jakby przestało mieć to dla niego aż tak dużą wagę. Był za to sobą zniesmaczony, ale nie mógł czuć się inaczej. Wypróbował to już. Odkąd odnalazł swoiście wieczną więź ze swoją obecną małżonką, jej również nie uwzględniał w swoich wcześniejszych scenariuszach!, jakoś łatwiej mu było znieść myśl o dawnej utracie ukochanej osoby, o utracie płodu, który nosiła pod sercem. Coś mu mówiło, że musi zapomnieć… Coś podszeptywało, że ma przecież teraz prawdziwą rodzinę, realną, nie taką z wytworu wyobraźni! Ale nie chciał tak do końca tracić pamięci o tej, którą przecież pokochał jako pierwszą. Była jego pierwszą miłością – dokładnie tak, a o niej ponoć się nie zapomina. Nawet w obliczu zmian. A tych w ostatnim czasie narobiła się przecież cała masa. Począwszy od zmiany jego statusu rasowego, poprzez zmiany w szeregach łowieckich, zmiany w miejscu zamieszkania, zmiany w statusie związku, zmiany na palcu, zmiany w ilości małych Carrollów i Carrollek, zmiany w pracy, zmiany, zmiany, zmiany wszędzie. Ale cieszył się ze znacznej większości z nich. Był dumny ze swojej żony, swoich dzieci, teraz już w dumnej liczbie dwóch małych istotek!, praktycznie z całego życia, jakie miał w tym momencie. Rodziny, o której niegdyś nawet nie myślał… Jednak coś przysłaniało mu pełnię słonecznego szczęścia. Wyraźne cienie smutku wisiały nad jego głową, choć nie tak znowu wyraźnie jak nad głowami jego bratowej, cholera-wie-ile-pradziadka oraz wielu innych. Ale musiał być twardy, racjonalny na tyle, na ile jeszcze mógł być. Miał na głowie własną kochaną rodzinę, jak i również rodzinę brata pogrążonego w śpiączce. Nie mógł dać tym dwóm wspaniałym zbiorowiskom upaść przez bóle i żale. Dlatego też starał się z całych sił, pozwalając nawet na różne dziwy, jakie wymyślała Buffy, byleby tylko przestała rozpaczać. Miał pieniądze, mógł jej pożyczyć na wieczne nieoddanie, aby spędzała czas z dziećmi, ale odmówiła. Nie chciała takiej pomocy, więc zaoferował ją tylko wtedy, a następnie postanowił pomagać w inny sposób. Tego dnia przejmując rolę osoby doglądającej dzieci od Samaela, któremu nagle wypadło coś ważnego, postanowił poszukać szkrabów. Te miały bawić się w chowanego, ale że było na to nieco za cicho, do głowy wpadło mu, że coś kombinują. I nie musiał zbyt długo szukać. Wystarczyło tylko, by przeszedł się koło schodów na piętro, aby zobaczyć światło dolatujące zza jakichś otwartych drzwi oraz usłyszeć głosiki dzieci. W kilku susach pokonał więc stopnie, gotów zaczaić się na młodziaki i wystraszyć je w jakiś fantastyczny sposób, z jakiego chichotaliby później razem w najlepsze. Nie zrobił tego jednak, gdyż przed oczami stanął mu dosyć szokujący widok. Nie spodziewał się… - Whoah! – Rzucił, stając w drzwiach obok Sarah i unosząc jedną z brwi w geście zdziwienia. – Whoah, whoah, whoah. Co ja tutaj widzę… A pomyśleć, że to swoją wieść miałem za szokującą… Jemu urodziła się mała córeczka, teraz spoczywająca w pokoju wraz ze swoją matką i z braciszkiem, ale to było nic w porównaniu z tym, albowiem chyba nikt tak naprawdę nie wierzył, że kiedykolwiek się to zdarzy. Wszyscy pocieszali tylko biedną Buffy, tymczasem… - Nie za długą zrobiłeś sobie drzemkę, stary, co? Żona prawie ci osiwiała, dzieci takie wyrośnięte jak brzozy… – tu mrugnął okiem do bandy malców, uśmiechając się – …a ty sobie drzemiesz w najlepsze. Najwyższa pora podnieść stare gnaty z łoża.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Nie 7 Cze 2015 - 21:48
Starałem się to wszystko jakoś przyswajać do siebie. Uderzały we mnie informacje kompletnie i ciągle wywracające moje życie do góry nogami, tak, że toczyło się ono jak kula, czy też rozsypywało moją aktualną wiedzę w coraz to drobniejszy proszek. To tylko siedem lat... To aż siedem lat. Siedem lat, które przespałem, gdyż... Nie wiedziałem. Nie miałem nawet pojęcia jak bardzo zmieniła się Buffy, kim tak naprawdę były te małe pociechy, JAKIE one były, Mickey... TEN MICKEY, mój brat bliźniak, którego nawet nie było mi dane tak naprawdę poznać, umarł, by teraz stanąć w tym pokoju i uśmiechać się szeroko. A Gabriel... Czy ona... też? Mickey... Zmartwychwstanie tego kolesia nie było znowu takie straszne przy fakcie, że moja własna córka zmieniła się w mgnieniu oka w lisa, by potem... RANY! To było... niezdrowo porąbane, choć przecież wiedziałem, że moja żona jest w połowie kitsune, ale nigdy jakoś... I one... Moje dzieci... Czy... Jezu! Nie miałem pojęcia, co o tym myśleć. Nie tak znowu długo miałem do czynienia ze światem nadnaturalnym... A co dopiero mówić o bezpośrednich relacjach z tym światem. Dotąd w sumie poznałem jedynie własną naturę, nieco Gabrielowi, Buffy za wiele nie okazywała, ja nawet nie myślałem o tym, by ją zachęcać do prezentowania swoich nadnaturalnych zdolności, widziałem też sąsiadkę w akcji, gdy ratowała mnie wraz z siostrą wtedy na bankiecie... I w Tokio... Trochę, u Meg też... I w Irlandii... Ale Gabrielle... Wpatrywałem się w okno, nie mając pojęcia, że czas sobie dalej płynął, że Mickey coś mówił, że wszyscy dokładali do siebie kolejne komentarze. Patrzyłem na okno, gdzie jeszcze chwilę temu była Gabrielle... Słoneczna, piękna pogoda. Gabriel nie żyła czy żyła? Imię małej przypominało mi o niej... I jej lisia forma... To było takie... druzgocące? ...mimo że nie powinno być. Była moją córeczką. Moją i Buffy, więc to normalne, że otrzymała jakieś cechy po mamie... Mamie... Gdzie była Buffy? Tak długo? – Co-o? Znaczy... Ja... A ty nie powinieneś być martwy? Czy Gabriel... – Nicky, wcale nie brzmiałeś już wyluzowanie. Musiałeś bardziej nad tym popracować, jeśli nie chcesz zasmucić swoich bliskich, swoje własne dzieci. Co mówiła wcześniej Gabrielle...? – Do sąsiadów... No tak! To gotujemy obiad! – zawołałem, chcąc machnąć entuzjastycznie ręką. Chcąc, gdyż przypomniało mi to o kroplówce, od której to postanowiłem się uwolnić szybkimi pociągnięciami. Czułem ten intensywny zapach krwi. Sarah... I Mickey... Pachnęli inaczej niż zwykli ludzie. Moje dzieci też. Sami nadnaturalni. Otaczali mnie sami nadnaturalni. Mickey...
Sarah Michelle Carroll
Personalia : Sarah Michelle Carroll Pseudonim : Perełka Rasa : hybryda Podklasa : nefilim Profesja : sprowadzanie Gabrielle na ziemię Aktualny ubiór : jasnoróżowa sukienka i jasnobrązowe sandałki Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
Temat: Re: Pokój pseudoszpitalny Nie 7 Cze 2015 - 22:21
Na szczęście dołączył do nas wujek, który, jak mówił wujek Sammy, był jedną z najsilniejszych istot na Ziemi, nie biorąc pod uwagę oczywiście jego rasy, czyli upadłych aniołów. Tak mówił i mu wierzyłam, bo powiedział też, że sam stworzył tę rasę i stworzył wujka Mickeya, bo umarł jako człowiek i zabrały go demony, bo podpisał jakąś umowę. Mówił, byśmy nigdy nie podpisywały umowy z demonami, bo one były przebrzydłe i kręciły, i mogły namówić nas na coś złego, głównie na oddanie swojej duszy. Kazał siebie wezwać, jeśli taki demon by nas na coś namawiał, albo chociaż pogrozić mu wujkiem Samaelem. Co zaś się tyczyło tatusia, to nadal do końca nie byłam przekonana, czy powinniśmy być tacy normalni w jego towarzystwie. Nadal nie mogłam mieć pewności, czy przypadkiem nie zdenerwuje się, że znaleźliśmy się w jego pokoju i nam nie zrobi krzywdy. Teraz jednak, gdy był wujek Mickey, to mogliśmy czuć się bezpieczniejsi, bo był najsilniejszym stworem z Piekła! – Co tu robisz, wujku? – spytałam, podnosząc głowę do góry i po chwili, z niewygody, odwracając się do niego z uśmiechem. – Gabrielle schowała się do pokoju tatusia, gdy bawiliśmy się w chowanego i tatuś się obudził. Chyba nie jest zły, że go obudziliśmy – stwierdziłam, zauważając wcześniej, że był bardzo dla nas miły. Wujek Sammy mówił, że demony również potrafią być miłe i inne upadłe anioły też, choć tym drugim zazwyczaj się nie chce. – Mamusi nie ma i Gabrielle usłyszała, że jest u sąsiadów. Tych drugich sąsiadów – zdałam relację, odwracając się znów twarzą do tatusia. Był trochę jakiś inny. Chyba coś było nie tak... Czyżby gniewał się, że tu byliśmy? I wyrwał sobie igły. Wiedziałam, bo poczułam krew. Jej zapach był mi dobrze znany, bo Bastek ją pijał i trochę Rielle. Ja jej nie lubiłam i mamusia mówiła, że to nic dziwnego i że to nawet lepiej, bo byłam bardziej ludzka, a to było dobrze.
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
- Bardzo, ale to bardzo bardzo zadowolona! - Rzuciła w odpowiedzi na słowa brata, mocniej wystawiając język w jego stronę. Grubcio Wredas-Wytykacz, tak właśnie powinien się nazywać, nie Sebastian! Mamusia musiała się pomylić przy wypełnianiu tych papierków, na których pisze się, jak ludzie z urzędu powinni nazywać dziecko. Poza tym nawet nie mamusia ani nie tatuś, bo Bastek to był jakiś podrzutek! Mówili, że jest jej prawdziwym braciszkiem, ale ona przecież wiedziała lepiej. To był zwykły kosmita, ufoludek i tyle. Tylko jego rodzina z kosmosu coś zapomniała go ze sobą zabrać, a teraz jeszcze nie naprawiała swojego błędu, spóźniając się z tym. Może zauważyli, jaki był niegrzeczny...? I nawet oni go nie chcieli, ha!, tylko dlaczego wobec tego to ona musiała się z nim tak męczyć, hęhę? To było bardzo niesprawiedliwe i tyle! - Wolę być mądra, nie mieć siłę jak ten niemiły pan budowlaniec, który był zły dla mamy i dla cioci, ha! Nigdy nie nauczysz się tak ładnie kroić, bo wszystko niszczysz. Jesteś psuja i tyle! - Rzuciła w akcie protestu, jakby nie widząc tego, że tatuś poczuł się dziwnie przez jej wcześniejszy wybryk. Zauważyła to dopiero po chwili, rumieniąc się, gdy spojrzała na jego minę. - Nie martw się tato, to fajne. - Wdrapała się na łóżko obok ojca, bez słowa przytulając się do jego wolnego boku, nim kontynuowała. - Mamusia nam na to pozwala, bo to ważne na przyszłość i może się przydać, póki nie depczemy jej grządek z kwiatkami i nie obgryzamy krzeseł. Bastek tak kiedyś zrobił, ale było niesmaczne, bo polakierowane, i potem pluł przez tydzień! Ale poza tym jest fajnie. I tak, ganianie za ogonem to mega zabawa, Bastek! Ale ty tego nie zrobisz, bo ci nie wychodzi i dlatego jesteś taki zazdrosny! - Odgryzła się, patrząc na Sebastiana, kiedy nagle w drzwiach pojawił się... - Wujek Mickey! A gdzie jest wujek Sammy? - Wyszczerzyła się szeroko do nowoprzybyłego. Podskoczyła jednak gwałtownie na łóżku, kiedy tato poruszył dziwnie ręką i wyrwał sobie kroplówkę. Zmarszczyła brwi, kiedy krew z woreczka skapała na podłogę. - Mamusia będzie na ciebie zła. - Powiedziała poważnie. - Bo to drogie, a my nie mamy dużo pieniążków. Będzie jej przykro, że zmarnowałeś. - Była szczera aż do bólu, słuchając słów Sarah, choć chwilę potem na powrót się rozjaśniła. - To chodźmy! - Poderwała się z łóżka, szczerząc do siostry i dając Bastkowi kuksańca w bok.
Michael Shannon Carroll
Personalia : Michael Shannon Carroll Pseudonim : Mick, Mickey Data urodzenia : 21.12.1994 Rasa : Inkub Profesja : Łowca, krwiopijca-adwokat <3 W związku z : Diana Carroll <333 Aktualny ubiór : Czarne spodnie i koszula oraz tenisówki w tym samym kolorze. Liczba postów : 21 Punkty bonusowe : 21 Join date : 08/03/2014
Dzień dobry się z panem. Moje imię - Michael, rasa - piekielna, humor - lepszy niż kiedykolwiek wcześniej, no, kiedykolwiek w ostatnim czasie. Wczoraj urodziła mi się córeczka, dzisiaj mój brat prawie powstał z martwych. To gdzie ta impreza okolicznościowa...? Szczerze mówiąc, w życiu by się nie spodziewał aż tak dużego nagromadzenia pozytywnych zdarzeń w jednym czasie. A jednak! Jego brat dychał, choć w śpiączce przecież też większość funkcji życiowych mu się nie wyłączyła, i był dużo bardziej żywy niż to było w przeciągu ostatnich kilku lat. Czyżby wszystko nagle zaczęło się układać? Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? To było zbyt piękne, by być prawdziwe, a jednak właśnie tak - realnie miało teraz miejsce. Mickey aż nie mógł się nie uśmiechać niczym typowy wariat, który miał w tej chwili wielką ochotę uściskać swego bliźniaka. Nie zrobił tego jednak, dalej stojąc w drzwiach, albowiem mimo wszystko nie znali się we dwóch zbyt dobrze, by ot tak pozwalać sobie na takie gesty. Może kiedyś... Cóż, wpajane od dziecka zasady zachowania w towarzystwie przynosiły efekty. Na szaleństwa Michael pozwalał sobie tylko przy zabawach z dziećmi. No i we własnej sypialni z żoną, ale to inna bajka... Choć też można ją było uznać za zabawy z produkcją dzieci. Aż uśmiechnął się pod nosem. Po chwili jednak przestał to robić, bowiem z ust jego innej wersji wyszło coś dosyć niewygodnego i przypominającego mu o paskudnych wydarzeniach z przeszłości. Czy umarł... Umarł i to nawet w butach, idąc za zgodnością powiedzenia. W jednej chwili miał przed sobą swoją ostro pogmatwaną przyszłość, a w drugiej mu ją już odebrano. Nie dostał nawet opcji wyboru. Nie było sławetnego światełka w tunelu, choć to może nawet lepiej, bo przynajmniej nie rozjechał go pociąg z tym związany, nie było... Zupełnie nic nie było. Tylko tamte wrażenie wszechobecnej pustki, która rozdzierała mu duszę na miliardy drobnych kawałeczków. Tylko poczucie tak wielu niezałatwionych spraw. Istna tortura gorsza nawet od ogni piekielnych, jakie potem napotkał na swej drodze przez mękę. A jednak stał właśnie tu, właśnie w tej chwili. Całkowicie żywy, choć podlegający innym prawom niż zwykli ludzie. Cóż się zresztą dziwić...? Nie był już przecież człowiekiem, lecz całkowicie inną istotą. Inkubem niejako urodzonym w Piekle. Stworzonym przez upadłego, któremu teraz podlegał, a który nienawidził go z całego swojego czarnego serca, obwiniając przy tym o odejście Gabriel. O nią zaś pytał w tym momencie Nick. Co miał mu powiedzieć...? Prawdę. Tylko ona mogła ich zbawić, choć takie istoty ponoć nie mogły zyskać odkupienia. Niebo miało swe restrykcyjne prawa, które i tak oni wszyscy już wystarczająco mocno naruszyli. - Odeszła. Ona nie wróci, Nick. Nie po takim czasie. - Odpowiedział na niedokończone pytanie, uśmiechając się przy tym gorzko, co bardziej przypominało już grymas długo tłumionego bólu. - Umarłem, ale żyję. Nie pytaj mnie o cenę tego. Nie pytaj mnie o cenę twojego własnego życia i szczęścia, które omal nie zniknęło w apokaliptycznej zawierusze. Nie pytaj mnie, przez co przechodziliśmy wszyscy, kiedy ty leżałeś pozbawiony świadomości. Nie pytaj mnie... Nie pytaj mnie o Gabriel...Jaki obiad? - Spytał jednak zamiast tego. Jego brat żył i był przytomny, a jemu samemu urodziła się właśnie mała kruszynka. Nic nie powinno zaburzać szczęścia z tym związanego, prawda? Zwłaszcza przy dzieciach trajkoczących w najlepsze. I dlatego właśnie skupił się na bratanicy, która zwróciła się ku niemu z wyjaśnieniem. Obdarzył ją ciepłym, pokrzepiającym uśmiechem. - Oj, to nieładnie, ale myślę, że wasz tata nie ma nic przeciwko takiemu budzeniu. Nie mylę się, prawda? - Spojrzał w stronę Nicka, szukając potwierdzenia. - Wujek Samael musiał wyjść gdzieś w ważnych sprawach, więc poprosił mnie, bym do was spojrzał raz na jakiś czas, kiedy już przestanę się chwilowo zachwycać małą Meggie. - Mrugnął porozumiewawczo do dziewczynki, wiedząc przy tym, że to wystarczy, by większa część towarzystwa domyśliła się tej radosnej wieści, jaką dla nich miał. - Oczywiście, ciężko jest mi się nasycić widokiem, ale przecież nie zostawię was samych, kiedy wasza mama jest w pracy i prawdopodobnie pójdzie dzisiaj na nocną zmianę do drugiej, bo ponoć jakaś jej koleżanka chce wziąć urlop na rocznicę ślubu. - Zmarszczył się. Taka jazda w robocie nie była w porządku, ale co on miał niby do powiedzenia... Buffy nie chciała tego, co nazywała jałmużną. Była na to zbyt dumna i w sumie w pewnym sensie jej się nie dziwił. Twarde życie niejako samotnych osób z domem na głowie. Sam bez Diany dnia by teraz nie przetrwał. Pranie, prasowanie, ogarnianie tego, gdzie co jest, gotowanie, wychowywanie dzieci... Apokalipsa w wersji normalna rzeczywistość. A jeszcze pracować do tego gdzieś poza domem...? Uła.
Sebastian N. Carroll
Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
Prychnąłem, słuchając jak to bardzo lubi gonić za swoim własnym ogonem. To wcale nie było ekstra! To było żenujące, że pozwalała się pochłonąć psim instynktom i gonić swój ogon, mimo że złapanie go we własne zęby należało do rzeczy niemożliwych, a nawet jeśli było możliwe, to było kompletnie bezsensowne. Niby czemu to robiła? Jeśli by się w niego faktycznie ugryzła, to potem by skomlała kilka dni, że ją boli. – Nie jestem psują! Ty jesteś, Gabrielle! – utrzymywałem własną wersję zdarzeń, będąc o niej święcie przekonany. To nawet nie było samoudoskonalanie się na oczach tatusia, to była szczera prawda oparta na faktach i żadne pomruki i protesty Elle nie miały tego zmienić. – Przestań! – dodałem wzburzony. – Pogryzłem to krzesło przez wypadek! Nie zauważyłem go! Denerwowała mnie. Częściej niż Sarah. Sarah nie była wredna, zaś Elle była. Nie powinna tego mówić tatusiowi, ale powiedziała. Zawsze musiała wszystkim wszystko wygadać, przez co nie można było mieć przed nią tajemnic. Wolałem już coś z Sarah utrzymywać za jej plecami, niż dzielić się z nią wszelkimi odkryciami, o których nie powinna wiedzieć mamusia, a przecież powinna być po naszej stronie, bo była naszą siostrą, nie? BLIŹNIACZKĄ! – Świetnie – podsumowałem cicho, odpychając się od łóżka. I dobrze, że to zrobiłem, bo chwilę później poczułem charakterystyczny zapach, przez który pociekła mi ślinka. Miałem wielką ochotę... ale musiałem się kontrolować. Mamusia stwierdziła, że to ważne i że powinienem się nauczyć dawkować krew, swoją żądzę. Zgrabnie więc wyminąłem w milczeniu Sarah i wujka Mickeya, wychodząc na korytarz, gdy Elle krzyknęła „To chodźmy!”. Czasem na coś się przydawała.
[z/t]
Sarah Michelle Carroll
Personalia : Sarah Michelle Carroll Pseudonim : Perełka Rasa : hybryda Podklasa : nefilim Profesja : sprowadzanie Gabrielle na ziemię Aktualny ubiór : jasnoróżowa sukienka i jasnobrązowe sandałki Liczba postów : 4 Punkty bonusowe : 4 Join date : 01/06/2014
– Cicho, Rielle. Nie będzie zła, bo będzie szczęśliwa. Tatuś się obudził i już nie będzie potrzebował kupowanej krwi – zauważyłam, wiedząc, że to było niemiłe, że tak mówiła. Tatuś dopiero co się obudził, a ona go zamartwiała niepotrzebnie. Mamusia z pewnością nie chciałaby, by teraz się przemęczał i martwił, skoro dotąd leżał chory. Gabriel... Usłyszałam Gabriel – stwierdziłam nagle ożywiona, starając się nie dać tego po sobie poznać. Już niejednokrotnie padało imię tej pani, ale zawsze wszelkie rozmowy o niej były ucinane i przemilczane, albo odkładane na później. Wiedziałam, że znał ją wujek Mickey i wujek Sammy, bo to im najczęściej się to wymykało. I znała ją też mamusia, bo gdy padało imię tej pani, to patrzyła wrogo na każdego, kto je wypowiedział. Zastanawiało mnie, kim była, jak umarła i czy Gabrielle dostała po niej imię... Wujek Sammy nic nie chciał o niej opowiadać, bo mamusia zakazała. Chyba jej bardzo nie lubiła... I okazało się, że tatuś też ją znał. Może on mógł coś o niej opowiedzieć...? Uwielbialiśmy historie. – Małą Meggie? Ciocia urodziła? Tu cudownie – odparłam spokojnie, bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Trochę smuciło mnie, że wujek Sammy uciekł bez pożegnania, ale pewnie miał ponownie wpaść niebawem i się z nami pobawić. Umiał robić niesamowite sztuczki. – Mama za dużo pracuje, ale nie martw się tym, tatusiu. Mamusia nie chciałaby, byś się przejmował – zauważyłam, patrząc jak Bastek mnie wymija, by po chwili zdać sobie sprawę z tego, dlaczego tak się prędko ulotnił. Nie spieszyło mu się do kuchni. – Zróbmy jej obiad i ściągnijmy do domu! – krzyknęłam, w końcu oddając jakieś gwałtowne uczucia, by zaraz zniknąć za plecami wujka.
[z/t]
Gabrielle Buffy Carroll
Personalia : Gabrielle Buffy Carroll Pseudonim : Elle, Gia, Gwiazdeczka Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Samozwańcza szefowa gangu łobuzów Aktualny ubiór : jasnoróżowa koszulka w ptaszki, jeansowe spodenki, opaska z kwiatem na głowie, balerinki Liczba postów : 7 Punkty bonusowe : 7 Join date : 01/06/2014
Bastek był naprawdę niemożliwy! Jakby nie mógł na chwilę przymknąć tej swojej kłapiącej jadaczki i pozwolić wszystkim cieszyć się towarzystwem tatusia. Oj, nie! On musiał gadać i gadać, i gadać, i jeszcze więcej gadać, by zwrócić na siebie calutką uwagę otoczenia i by tata już kompletnie przestał na nią patrzeć. A pomyśleć, że było tak miło, gdy Sebastian buszował na dole. Było miło, kiedy go nie było, ot co! I zamierzała się upierać przy takim odbiorze wydarzeń, bo uznawała to za najbardziej pasujące do tego, co się teraz działo. A trwał w tym wszystkim najprawdziwszy w świecie chaos spowodowany pojawianiem się kolejnych ludzi. O ile do Sarah nic nie miała, bo jej siostra zwyczajowo milczała, prawie wcale się nie odzywając, a i wujek był fajnym towarzystwem, to Bastuch Pastuch już nie. On był wstrętny! Jak mógł urodzić się jako jej braciszek?! To niemożliwe! Najprawdziwsza w świecie sprawka obcych! Niech no już po niego przylecą, jest wystarczająco duży na wessanie do kosmicznego odkurzacza czy co tam miała sobie jego prawdziwa rodzina! Ważne, że powinni go stąd zabrać jak najszybciej, bo zachowywał się zupełnie głupio, drwił sobie z niej, rzucając jakimiś całkowicie nieprawdziwymi bzdurami. Że ona niby była psują?! Chyba nie w tym świecie! - Nie, bo ty! I wsyscy o tym wiedzą! – Parsknęła na niego, prychając jeszcze głośniej, kiedy poplątał jej się język i kiedy nieco zmieniła jedno ze słów. Uwaga, bo jeszcze ten zły pomerdaniec zacznie to wytykać! Był na to gotowy! – WSZYSCY! – Powtórzyła głośno i wyraźnie, tym razem naprawiając swój lekko sepleniący błąd. Miała nadzieję, że nikt go nie zauważył, bo byłoby jej głupio. Była przecież już dużą dziewczynką, a duże dziewczynki nie zmieniały takich prostych słów. Nie to, co takich jak rekul… reukl… reglu… regul… Nieważne! - Jak mogłeś nie zauważyć krzesła, hę?! Przecież jest duże i drewniane, ślepaku! Zrobiłeś to specjalnie, każdy o tym wie! A teraz jeszcze bardziej każdy, ha! – Odpowiedziała na jego wymigiwanie się, które było bardzo nieładne nawet jak na kłamczucha, jakim był. Dużo lepiej dogadywała się z Sarah, bo ona tak dużo nie kłamała i nie próbowała zwalać tego na nią, jak to właśnie robił Sebastian. Pomyśleć, że ponoć w kołysce byli ze sobą tak bardzo związani. Mama musiała przesadzać przy mówieniu im o tym, bo przecież tak nagle nie mogli się znielubić. Coś w tym musiało być od samiuteńkiego początku i Elle o tym doskonale wiedziała. Co się zresztą dziwić, skoro dzieliła najbliższych z prawdziwym kosmitą z Marsa, który tylko przypadkiem dostał się do tej rodziny, burząc w niej ład i spokój? - Świetnie. – Powtórzyła za nim, obrażona o to, że znowu coś popsuł. Wcześniej było miło, a teraz już nagle to się zniszczyło. Nawet nie się, bo on to zepsuł. – Nastrojowa psuja z ciebie, Bastek. – Dodała jeszcze, zwracając uwagę na to, co powiedziała Sarah. - Może i tak. Nie chcę, by była smutna… Ani zła… Iiiii… Ciocia ma dzidziusia?! Już?! A będziemy mogli zobaczyć szybko? Będziemybędziemybędziemy? To chodźmy robić jedzenie! A potem pójdziemy do cioci! Taktaktak! Nie leńcie się, leniuchy! Chodźcie! – Przeskoczyła na dywan, w podskokach opuszczając pokój za rodzeństwem i podśpiewując coś przy tym radośnie pod nosem. Zdecydowanie była największym wulkanem energii… Nastawionym teraz na kuchenną destrukcję i tworzenie z niej czegoś nowego. A potem dzidziuś! Jego nie będzie destrukcjować… destrukcjonować… destrukcyjnować… Ale ukocha!
z/t
Michael Shannon Carroll
Personalia : Michael Shannon Carroll Pseudonim : Mick, Mickey Data urodzenia : 21.12.1994 Rasa : Inkub Profesja : Łowca, krwiopijca-adwokat <3 W związku z : Diana Carroll <333 Aktualny ubiór : Czarne spodnie i koszula oraz tenisówki w tym samym kolorze. Liczba postów : 21 Punkty bonusowe : 21 Join date : 08/03/2014
Zaiste, dzieci Buffy i Nicka były chyba jednymi z najbardziej pociesznych stworzonek na tym świecie. To, jak sobie dokazywały, kiedy wydawało im się, że ich odpowiedzi są naprawdę poważne… Te ich miny, słowa wylatujące z ust, pozornie dojrzałe zachowanie, które w przeciągu ledwie kilku chwil zmieniało się w całkowicie dziecięce zagrywki… Na coś takiego nie mogłem się nie uśmiechać. To było stanowczo zbyt słodkie, bym mógł zachowywać wyjątkowo poważną minę. Nawet przy tym, kiedy nie tak dawno mówiłem jeszcze o czymś, co było dla mnie wybitnie ciężkim tematem. Za to właśnie tak bardzo lubiłem dzieci. Zawsze, ale to dosłownie zawsze umiały doprowadzić mnie do rozluźnienia. Bardziej, no i w zupełnie innym stylu – bez jakichkolwiek niesmacznych skojarzeń z pedofilią, potrafiła to zrobić tylko moja żona, ale ona… Cóż, to było w odrębnym gatunku i po stokroć bardziej zbereźne, kochanie niecne. Ale nie o tym była teraz mowa. W tej chwili chodziło bardziej o otoczenie, o sytuację, w jakiej się znalazłem. Pomieszanie smutku i radości, szaleństwa i zupełnego chaosu. Urodziła się Meggie, Nick wrócił do świata przytomnych, ale niektórzy nie mieli już do nas powrócić… Dwa przeciwstawne uczucia towarzyszące temu wszystkiemu… - Tak, dokładnie tak. – Odpowiedziałem małej Sarah z szerokim uśmiechem, jakby nie zwracając uwagi na to, jaka była poważna. Zdążyłem się do tego praktycznie przyzwyczaić, a poza tym byłem chyba aż nazbyt przepełniony pozytywnością, która powróciła do mnie przed momentem, by martwić się o to, że normalne dzieci nie powinny się tak raczej zachowywać. Taka już najwyraźniej była przypadłość tej dziewczynki, choć mogłem uznać ją za dosyć dziwną, bowiem rodzice małej Sarah nie należeli przecież do chodzących sztywniaków. Nawet teraz nie było tak aż do samego końca, a przecież Buffy była w pewnego rodzaju wewnętrznej żałobie. Sarah nie miała raczej powodów do czegoś takiego, chociaż może… Nigdy nie mogłem mieć całkowitej pewności, co czuło to dziecko. Pewnie nawet sama matka tego nie wiedziała. Przedziwne. Nie mniej jednak od tego, że Nick nagle jakby zamilkł, nic nie mówił, a tylko pozbawił się kroplówki. Czyżby nagle za dużo zwaliło mu się na głowę…? Nadzwyczaj prawdopodobne. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, jak miałbym się czuć po czymś takim, kiedy wszystko dookoła ulegało nieustannej zmianie. Nie byliśmy już nawet w naszej ojczyźnie, a nadzwyczaj daleko od niej… Ukrywając się na dodatek przed łowcami, częścią naszej własnej rodziny, która odwróciła się od wartości moralnych, polując dosłownie na każdego nadnaturalnego. Zabijając dla samej przyjemności mordowania, dla tego dzikiego uczucia. Wzdrygnąłem się, obserwując jednocześnie mniej lub bardziej radosne opuszczanie pokoju przez dzieci. Pokręciłem głową, mrużąc oczy i odzywając się do brata. - Z tego, co mi wiadomo… – Zmarszczyłem brwi, przerywając, by po chwili kontynuować. – Jakieś ciuchy powinny być w szafkach, Buffy chyba o to nieźle zadbała. Do kuchni idzie się schodami w dół, a następnie w prawo i cały czas prosto. Będzie otwarta. Pójdę zobaczyć, co z dzieciakami. Wrzeszcz, gdyby coś było nie tak. – Skończyłem, postanawiając dać mu trochę prywatności. Każdy musiał jakoś się pozbierać, a gapie nie byli potrzebni. Po chwili opuściłem pokój, zamykając za sobą cicho drzwi…