The Ghost Of You
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 11 Cze 2015 - 19:13

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Tumblr_nor5hohSTj1u8n3hco1_500
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 11 Cze 2015 - 19:58

Kiedyś poszukiwałam... bliskości? Po zaginięciu ojca miałam jedynie ciotkę, która potem umarła, zaś ja... zostałam sama. Gdy stałam się wampirem, rozrywały mnie dwie, tak bardzo różniące się potrzeby: pragnienie, które nakłaniało to bezpośredniej bliskości, oraz człowieczeństwo próbujące wygrać z tą druga stroną i nakłaniające mnie do pozostania w tyle, w cieniu, nie wkręcania się w cała tą krwawą maskaradę. Po mojej śmierci to się zmieniło. Nie potrzebowałam już krwi, więc swobodnie mogłam marzyć o tym, by móc kogokolwiek dotknąć, zaś teraz... Teraz nie wiem, co mi się stało. Zabijałam wszystko, co napotykałam na własnej drodze. Aktualnie nie mogłam dotknąć nawet drzewa bez tych bezdusznych konsekwencji. Czy ja właśnie zostałam samą Śmiercią? Tak się czułam i tak to przedstawiała szarość, która mnie otaczała. Śmierć nie była czarna, śmierć była szara.
Najgorsze było chyba jednak to, że nie udało mi się odnaleźć Deana. Musiałam zrezygnować z misji, by nie zabić już nikogo, ani nic więcej. To wcale nie było przyjemne, zwłaszcza, że widziałam zmiany jakie zachodziły na tym moim własnym piekiełku na ziemi, które znalazłam jakimś cudem. Kiedyś piękna i żywa wysepka, teraz... pustelnia z pogrążonymi martwymi drzewami, zero ćwierkających ptaków, zero chlupiących ryb. Nawet korniki poddały się mojej sile... Na brzegu widziałam trupy zwierząt, które podeszły, podpłynęły albo podleciały zbyt blisko, dlatego też nie ruszałam się z domku i udawałam, że nie istnieję. Nie istniałam. Nie istniałam. Nie istniałam i powtarzałam to sobie, gdy tak strasznie się bałam, a robiłam to niemal non stop. Teraz choćby, gdy skulona na łóżku opierałam się o ścianę i patrzyłam w świetnie sobie znaną ścianę. Znałam ją już na pamięć.
Kiedyś bałam się nieoczekiwanych dźwięków. Potrafiło mnie nieźle przerazić trzaśnięcie drzwi... Teraz bałam się w dodatku ciszy, która towarzyszyła już mi od tak długiego czasu. Nie pamiętałam już niczyjego głosu, nie pamiętałam jak brzmi śmiech, nie pamiętałam żadnej muzyki, którą mogłabym sobie nieprzerwanie odtwarzać w swoich wspomnieniach. To cisza wbijała się w mój mózg, gdy deski przeciwległej ściany męczyły moje oczy. Woda nie chciała mnie zabić, nie chciała utopić... Lina nadal wisząca na jednej z gałęzi jedynie sprawiała, że widziałam otaczający mój domek świat z wyższej perspektywy... Z ran wylatywała dziwna ciemna maź, która za sobą wszystko przywracała do normy. Okazało się, że przy tym nadal nic nie czułam, oraz że nie zawsze mogę się pociąć czy też powiesić, bo pętli nie odcięłam, tylko w pewnej chwili po prostu spadłam na ziemię. Byłam półduchem? Niepocieszające. Chciałam już tylko umrzeć.



Powrót do góry Go down
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 11 Cze 2015 - 21:37

W teczce, którą dał mi sam Mistrz, znajdowało się nawet aż nazbyt wiele informacji, bym mógł od razu wysyntetyzować tylko to, co najważniejsze. Spędzając nad tym praktycznie całe cztery dni, przy czym snu nie zaznałem wtedy prawie wcale, wreszcie mogłem wyruszyć i nie obawiać się już, że zawodzę Lucyfera moim ociąganiem się. Wcześniej bowiem, kiedy jeszcze pilnie poszukiwałem tych najbardziej istotnych informacji, miałem wrażenie, że nie jest to coś, co by pochwalał. Dla niego liczyło się przecież dobre wykonanie zadania z jednocześnie jak najkrótszym czasem jego trwania. Ja zaś musiałem sobie przyznać szczerze, że dużo bardziej wolałem działanie z komputerami, gdzie wszystko było dla mnie jasne oraz przejrzyste i dosłownie na wyciągnięcie ręki, od zagrzebywania się w setkach mniej lub bardziej niezrozumiałych papierzysk. Kochałem czytać, lecz nie takie rzeczy. Większość z tego była dla mnie jednak tylko zwykłym bełkotem.
Z tego jednak, czego dowiedziałem się dzięki czytelnej części zbiorów informacji na temat życia Cherish, cóż, mogłem wywnioskować, że było ono czymś jeszcze gorszym od paskudnego koszmaru. Tak straszliwie jej współczułem, przez długą chwilę walcząc z myślami na temat uściskania dziewczyny, kiedy już ją znajdę. Ale przecież nie mogłem tego zrobić, choćbym nawet bardzo tego chciał, a tak właśnie było. Dotyk Cherry zabijał… Ba!, sama jej obecność przynosiła nawet ryzyko zachorowania na coś śmiertelnego, marnienia w oczach, okropnego samopoczucia, omdleń oraz innych takich wszelkich paskudztw. Nic więc dziwnego, że Curtis odsunęła się od reszty świata, uciekając gdzieś na pustkowie.
I choć nie chciałem tak tego odbierać, była w tym jedna trochę mniej zła rzecz. Kiedy wszystko wokół niej umierało, bardzo łatwo było to zobaczyć. Nienaturalnie pusty, martwy, uschnięty kawałek terenu bez jakiegokolwiek śladu bytności życia na nim raczej przyciągał uwagę, kiedy wiedziało się, czego należy szukać i kiedy już zapuściło się na tereny, gdzie nikt niepowołany nie chodził. Miałem jednak obawy co do tego wszystkiego. Lucyfer nazwał ją moją przyjaciółką, choć w moim umyśle obrazy mych przyjaciół już dawno zaczęły się zacierać, a ona przecież z pewnością zdążyła się zmienić. Pytanie tylko… Jak bardzo…?
Nigdy nie byłem cykorem. Wręcz przeciwnie – ja i moja paczka stanowiła prawdziwą bandę ludzi aż nazbyt odważnych, czasami robiących prawdziwe głupoty, które mogły skończyć się bardzo źle, i wychodzących z tego praktycznie bez szwanku. Wtedy jednak mieliśmy siebie. Nie było tak, że któreś z nas zostawało samopas. Kiedy w coś wchodziliśmy, robiliśmy to całkowicie razem, bez wyjątku. Staliśmy za sobą najprawdziwszym murem, gotowi zrobić bardzo wiele dla reszty drużyny. Teraz byłem sam… Zmuszony do zachowywania tej delikatności, o jakiej niewiele już wiedziałem. Nie miałem nawet pojęcia, co też mogę powiedzieć dziewczynie, kiedy już ją spotkam.
Przedzierając się przez zalesione tereny w kierunku chatki na jeziorze, która bezwarunkowo rzuciła mi się w oczy, próbowałem ułożyć sobie w myślach jakąś przemowę. Kolejną z rzędu… Bezskutecznie. Wszystkie one brzmiały w mojej głowie wyjątkowo głupio. Jakbym był upośledzony czy coś. A przecież moim celem było przekonanie Cherry do towarzyszenia mi w drodze do dosłownego Piekła. Większość ludzi już na starcie nastawiona była przeciwko piekielnikom, a wyprawa do Piekła była dla nich prawdziwą niemożnością. Za nic w świecie nie daliby się do niej przekonać. A Cherry…? Miałem nadzieję, że uda mi się ją jakoś przekonać.
Idąc ostrożnie po pomoście do domku, to zaś robiłem od kiedy noga wpadła mi w dziurę w spróchniałym drewnie – jeszcze na samym początku drogi po tym niebezpiecznym zbitku desek, nadal myślałem. A kiedy wreszcie dotarłem do drzwi, na kilka sekund zawahałem się przed zastukaniem do drzwi. Zrobiłem to jednak, a one… One wypadły z zawiasów, kiedy ja uśmiechnąłem się głupio do osoby, na którą spojrzałem.
- Cześć, Cherry…
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 11 Cze 2015 - 22:59

Ktoś szedł. Słyszałam pęknięcie. Ktoś tu szedł. Trzeszczały deski w tej ciszy, co chyba jeszcze bardziej mnie rujnowało. Nikt ani nic nie powinno się do mnie zbliżać, nikt ani nic nie powinno zakłócać mojego spokoju. Nie istniałam. Byłam martwa czy tam półmartwa i nie można było ze mną rozmawiać. Zabijałam mimowolnie. Rozsiewałam te macki śmierci... Jak trędowata. Nawet gorzej!
Złapawszy się za twarz, dopiero po chwili zauważyłam, że zadrapałam sobie policzek. Z nerwów tak przejechałam paznokciem po swojej delikatnej skórze, że ta uległa, by zaraz znów być taką jak przed zniszczeniem. Olałam więc to, starając się wpaść w ten stan bardziej półmartwy niż półżywy, gdzie byłam niedostępna dla świata. Może, jeśli jeszcze bardziej się skulę, to zniknę? To chyba tak nie działało...
Przez upadek drzwi pisnęłam, podskakując nieznacznie do góry. W progu stał... Dean, przez co serce zabiło mi mocniej i szybciej, zaś z lekkim, sekundowym opóźnieniem, strach sparaliżował tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Znów, tym razem naumyślnie, chwyciłam się za policzki pazurami i zaczęłam rypać, chcąc natychmiastowo się wykrwawić.
Idź stąd. Idź stąd, Dean. Nie powinno cię tu być – wyjęczałam, nacierając jeszcze bardziej plecami na ścianę. Czyż nie mogła mnie pochłonąć? Albo pozwolić mi siebie przeniknąć? Mogłam uciec z tej wysepki gdzieś, gdzie mnie nie znajdzie. Nie mógł mnie znaleźć, bo zabijałam samym dotykiem. – NIE ZBLIŻAJ SIĘ! Nie zbliżaj się...
Przeniknąć! Chciałam przeniknąć przez ścianę. Tak jak wtedy przez pętlę albo raz w nocy przez łóżko. Przeniknąć! Albo... wystraszyć!
Idź stąd, bo cię zabiję! – wychrypiałam. – Idź stąd, Deanie Winchestrze! – Przestraszyć albo przeniknąć! Albo wiać oknem! Okna były słabe... Przepuszczały chłód dniem i nocą. Zawsze. Marzłam i nie marzłam... Dziwnie.
Chciałam cię szukać... – rzuciłam nagle zamyślona, potrząsając głową i znów wracając do przestróg. – Idź stąd, mówię. Nie możesz tu być. Tu wszędzie jest śmierć.
Powrót do góry Go down
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimePią 12 Cze 2015 - 0:03

Zdecydowanie nie byłem przygotowany na widok, który ukazał się moim oczom. Był zbyt upiorny, bym kiedykolwiek mógł przejść z nim do porządku dziennego lub też choćby spróbować go sobie wyobrazić przed ujrzeniem. I choć, zanim trafiłem do Piekła i luksusów w nim, nigdy przecież nie miałem do czynienia z wyjątkowym bogactwem. Zawsze żyłem na przeciętnym poziomie w domu dziecka, gdzie się niejako wychowałem. Tam nie było miejsca na nadzwyczaj wiele rzeczy, jednakże coś takiego, co tu zobaczyłem... Nigdy wcześniej tego nie widziałem, ba!, nie umiałem powiedzieć, czy mógłbym sobie coś takiego wymyślić do jakiejś koszmarnej opowieści. Moja wyobraźnia była bowiem wyjątkowo rozbudowana, ale nigdy... Nie! Jak taka pełna delikatności panienka mogła mieszkać w podobnych warunkach? Jak?! I gdzie była sprawiedliwość?! Gdzie było to, co powinno ją przed tym chronić?! Gdzie?! Czułem się dosłownie otumaniony. 
- Cherry... Wisienko... Cherish... Cherish Max Curtis... Nie chowaj się, proszę. I nie naciskaj tak na ściany, bo pewnie zaraz się rozpadną. Przy tej twojej chatce czuję się jak wilk z bajki o małych świnkach, który jednym dmuchnięciem był w stanie zdmuchnąć ich domek... - Spróbowałem rozładować atmosferę, robiąc jednocześnie jeden ostrożny kroczek w przód i uśmiechając się do niej z autentycznym przejęciem. - Oczywiście, nie jesteś dla mnie małą świnką, bo nigdy w życiu bym nie porównał do niej kogoś tak ładnego, ale... No, wiesz chyba, o co mi chodzi... Wiesz, o co mi chodzi? Chyba wiesz, prawda...?
Brawo, Dean, geniuszu... Właśnie zaczynałeś wpadać w słowotok, którego chyba nic na żadnym świecie nie jest w stanie zatrzymać. Było się tak tym denerwować...? Cóż, zdecydowanie było, bowiem z każdą mijającą chwilą sytuacja stawała się coraz bardziej nieokiełznana, coraz dziwniejsza i zdecydowanie zbyt poplątana, jak na moje gusta. A przecież zaliczałem się do osób, jakie uwielbiały znajdować się w nowych sytuacjach i odwalać przy dzikościach! Ale nie takich... Nie takich...
- Nie krzycz na mnie, Cher, ładnie cię proszę... - Po raz kolejny wyszczerzyłem się do niej w mega niewinny sposób, robiąc kolejny ostrożny kroczek. W ciemności, jaka panowała w kącie, gdzie siedziała moja koleżanka, niewiele widziałem, jednak jej unoszenie rąk do twarzy i dźwięki przy tym wydawane... To było złe. Zwłaszcza w połączeniu z kolejnymi krzykami. Ja jednak nie miałem najmniejszego zamiaru się poddawać. Zależało mi na niej, zależało mi na wykonaniu zadania. I coraz bardziej uświadamiałem sobie, że to prezentowało się dokładnie w takiej kolejności. Najpierw Cherry - jej zdrowie, bezpieczeństwo, nastrój, potem zaś wszystko inne. Pamiętałem też, że w szkole było podobnie, że tam także ją lubiłem. Była mi w jakiś sposób bliska. Ostatnia na całym świecie...
- Nie odejdę stąd, Cherry. Chcę ci pomóc. Jestem tu, by ci pomóc. Jeśli tego nie chcesz, będziesz mnie musiała osobiście wykopać za próg i zniszczyć pomost. A wtedy i tak wskoczę do tej bardzo zimnej wody, gdzie pewnie jest strasznie głęboko i gdzie może mnie złapać śmiertelny skurcz, byleby tylko tu dopłynąć. A jeśli zacznę tonąć, bo może nie umiem pływać - skąd wiesz, to będziesz mnie musiała łowić kijem. A potem mi zrobić usta-usta... Co w obecnej sytuacji byłoby trudne, ale zaryzykuję. Nadal chcesz się sprzeczać, mała Wisienko...?
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeSro 17 Cze 2015 - 23:50

Słowa Deana łamały mi serce. Wspomnienie innych dni, gdy mogłam być sobą i kiedy wszystko było możliwe, stanęły przed  moimi oczami. Wtedy bałam się zrobić krok do przodu, teraz nie chciałam go robić, choć słowa Deandre, tak bardzo mi bliskie i nadal zabawne, wysyłane zostały pod mój adres. Cherry... Wisienko... Cherish... Po prostu nie mogłam... Nie mogłam, więc zacisnęłam oczka, pragnąc właśnie w tej chwili zniknąć.
Nie kontrolowałam niestety swojej natury. Znikałam, gdy tego nie oczekiwałam, byłam, gdy nie chciałam. Tak i teraz. On nadal stał i patrzył na mnie, gdy ja byłam takim strasznym potworem, brudnym pewnie też, z fatalnym ubiorem i jeszcze bardziej godną pożałowania fryzurką. Nie miałam tu lustra i chyba powinnam dziękować losowi, że pozbawiono mnie możliwości widzenia własnego odbicia.
Wiem – opowiedziałam z nieznacznym uśmiechem, choć bardziej wyczuć można było w moim głosie żal. Wiedziałam, ale co to za różnica? W tym przypadku lepiej było zostać świnką niż samą Śmiercią, która nie mogła wpaść w ramiona tego kochanego chłopaka, nie mogła się przytulić i poczuć kochana. -  Idź, Dean. Stało się coś... – mruknęłam, spuszczając wzrok na swoje blade dłonie. Pod paznokciami miałam czarną maź, będącą moją aktualną krwią.
Nie możesz tu być. Wszystko, czego dotknęłam przez ostatnie lata, niezwłocznie umarło – pospieszyłam z wyjaśnieniami. Musiał jak najszybciej opuścić to miejsce. Wszystko, po jakimś czasie, poddawało się mojemu działaniu, mimo że nie wszystkiego tu dotykałam. Drzewa... Były piękne, gdy tu przybyłam. Jesienne, różnokolorowe liście zdobiły domek wokół, a teraz... Teraz nagie gałęzie odstraszały ptaki. – Nie będę mogła cię reanimować, więc idź już sobie. Idź. – mówiłam spokojniejszym tonem, ale też stanowczym. Widać było, że nie dopuszczam do siebie żadnego innego rozwiązania. Niby jak można mi pomóc? To po prostu się stało. Chyba po tym... jak zabiłam... tę dziewczynkę... dla krwi. Byłam mordercą – zauważyłam, łkając. Wszystko się sypało. – Idź, Dean. Nie zbliżaj się – dodałam przez łzy.
Powrót do góry Go down
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 18 Cze 2015 - 6:49

Gdybym tak naprawdę wiedział, o czym może myśleć Cherish... Kiedyś momentami wydawało mi się, że posiadam jakąś tajemną zdolność do odczytywania ludzkich odczuć i kawałków myśli po tym, jak się w danych chwilach zachowywali. Wtedy byłem jednak tylko dzieckiem, młodziutkim chłopaczkiem z masą przedziwnych pomysłów w głowie i w życiu bym się nie spodziewał, że magia może tak naprawdę istnieć. A skoro istniała ona, to i telepatia była bardzo prawdopodobna, to i na czytanie w myślach zapewne załapałoby się kilku szczęściarzy. Ja, niestety lub też może stety, nie znalazłem się w tej grupie, choć miałem nieodzowne wrażenie, że nieludzie z mojego towarzystwa już coś takiego potrafili. Chociażby sam Władca Piekieł, który Królem nie był przecież bez powodu, z pewnością posiadał te wszystkie szaleńczo niezrozumiałe bonusy do swych predyspozycji. Nie to się jednak teraz liczyło.
To właśnie mnie wysłał przecież, aby pomóc straszliwie zagubionej Cherry. Mnie, nikogo innego. I to właśnie dlatego powinienem włożyć w tę misję całe swoje siły. Dla potwierdzenia, że jestem całkowicie godzien zaufania, jakie Mój Pan we mnie pokładał, no i dla... Cherry. Powinienem umieć jakoś to sobie oddzielić, odgrodzić to teoretycznie ważniejsze - relacje z osobą tak naprawdę dużo silniejszą od kogokolwiek, kogo kiedykolwiek znałem i mogłem poznać. A jednak nie umiałem tego dokonać, moje priorytety ustawiły się jakoś całkowicie same, nim jeszcze zdołałem zauważyć ich nagłe zmiany. Spotkanie z kimś z przeszłości, którą myślałem, że zostawiłem daleko za sobą... Nie zrobiłem tego i te chwile były na to wręcz aż nazbyt idealnym potwierdzeniem. Nie mogłem dać temu wszystkiemu ot tak uciec.
- Wiem. - Wbrew pozorom, cóż, wcale nie chciałem wychodzić na zbłąkaną papugę, która wpadła tutaj całkowicie przypadkiem, by pomałpować trochę Wisienkę. Ja zwyczajnie... Faktycznie wiedziałem. Przeczesując ręką włosy, w tej chwili nagłej i zdecydowanie niezręcznej ciszy, spoglądałem na nią ze szczerym zrozumieniem, choć moja twarz skryta była w półmroku.
- Wiem, Cherry, o wszystkim. Nie musisz aż tak bardzo bać się rozmowy ze mną. Nie zjem cię jak... Umm... Wilk... Takiego Czerwonego Kapturka na przykład. Całkowicie pomyliłaś bajki, totalnie nawet. Ja tylko zdmucham domki, nie jem innych osób. Chyba... Siebie zresztą też nie, bo to mogło zabrzmieć dosyć niezręcznie. Tak czy siak, wiem zupełnie wszystko. A przynajmniej myślę, że wiem. No, może jednak prawie wszystko, ale to i tak bardzo dużo, nie uważasz? - Przecierając lekko oczy wierzchem dłoni, bowiem wydawało mi się, że w powietrzu wisi jakaś wielka chmura pyłu, jaka mi do nich wpada, zaziewałem stłumienie i po raz kolejny obdarzyłem Cherry uśmiechem.
- Ty tu do mnie z tak ostrymi słowami, Cher, a ja się nad czymś właśnie zastanawiam. I nęci mnie to, kręci mnie to i uwiera jak jakiś wstrętny robal, najprawdziwsza w świecie tłusta glista. - Rozłożyłem szeroko ręce, by pokazać monstrualną wielkość tej maszkary. - Z tego, co wiem... Cóż, siedzisz tu już baaaardzo długo, a wszystko dookoła od dawna jest całkowicie wymarłe. No, poza tobą, z całym szacunkiem, ale to w tej chwili potwierdza tylko moją regułkę. Tak czy inaczej, ile czasu temu spotkałaś kogokolwiek żywego? Ha!, cokolwiek żywego? Nie możesz być całkowicie pewna, jak jest teraz. A ja jestem tutaj, bo naprawdę bardzo chcę ci pomóc. Zależy mi na tym, zależy mi na tobie, Wisienko. Więc nie migaj się. Moja nowa rodzina może ci pomóc, jeśli tylko odważysz się iść w nieznane z kimś tak wielkim i złym. - Wyszczerzyłem się.
Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 18 Cze 2015 - 7:57

Stojąc już całkowicie we wnętrzu chatki, Dean nie mógł zauważyć podejrzanie czarnych chmur, jakie zbliżały się do nich od zachodniej części horyzontu. Także i dla samej właścicielki tego miejsca fakt, że coś właśnie zaczyna się dziać, pozostawał całkowicie nieznany. Nawet odgłosy ptaków nie mogły dać im jakiegoś rodzaju ostrzeżenia, bowiem już dawno zdążyły opuścić okolicę - czy to umierając przez klątwę, jaka nieodmiennie wisiała nad panienką Curtis, czy to uciekając, gdy doszło do nich, że teren ten nie może być już ich bezpiecznym domem. Wbrew pozorom, były to przecież nadzwyczaj inteligentne stworzonka z nadzwyczaj rozwiniętymi instynktami przetrwania. Zwłaszcza te mieszkające niegdyś na tych trudnych terenach, nad którymi zbierało się teraz zło.
Światło dnia jakby przygasło i na dworze momentalnie zrobiło się ciemno jak późnym wieczorem. Może jeszcze nie do końca nocą, lecz czymś do niej zbliżonym. Dotąd nadzwyczaj spokojna tafla wody poruszyła się, a fale poczęły uderzać o drewniane podstawy chatki, zalewając pomost raz po raz. Białe kolosy przelewały się niczym morskie potwory atakujące kruchą łupinkę, jaką było obecne schronienie Cherish. Wiatr łomotał bezlistnymi, wysuszonymi gałęziami drzew, jakby także pragnąc rozwalić to wszystko w perzynę. A kiedy pierwsza błyskawica rozjaśniła się w powietrzu, przecinając niebo, głośny łomot wstrząsnął ścianami schronienia. I mogłoby się zdawać, że mimo wszystko wytrzyma ono napływ niszczycielskich sił natury, jednak były to tylko całkowicie pobożne życzenia. Nagle podstawy domku zatrzeszczały niebezpiecznie i dźwięk łamanego drewna wdarł się do uszu dwójki towarzyszy. Nim jednak mieli okazję pomyśleć o przyczynie tego, podtrzymujące schronienie, bale zatrzęsły się po raz kolejny i całość budowli runęła w dół - wprost w wodę.
Kawałki desek, pomniejszych starych sprzętów, drobnego wyposażenia domu, ścian i cegieł z kominka... Wszystko to jakby na chwilę zatrzymało się w czasie, aby nagle łupnąć w wodę wraz z osobami znajdującymi się przy nich. Chłodna ciecz otoczyła parę, rozdzielając ją. A Cherry? Ostatnią rzeczą, jaką zdążyła dojrzeć przed zanurzeniem się, była ciemna krew spływająca po głowie jej gościa. Potem straciła go z oczu. Ogłuszony kawałkiem cegły, Dean zaczął opadać na dno, nabierając wody w płuca. Jego zapewnienia niejako się spełniły...
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 18 Cze 2015 - 23:23

Prawda była taka, że nie pamiętam, kiedy po raz ostatni widziałam kogoś żywego... Spotkałam zaś ostatnio Deana, a następnie tę matkę z... No. Potem zaś inne swoje przypadkowe ofiary, które pragnęły mi jedynie pomóc, niefortunnie łapiąc mnie za ramiona. Nie chciałam ich zabić. Potrzebowałam jedynie pomocy... Nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowałam, a oni byli tacy dobrzy.
Twoja nowa rodzi... – Nie zdążyłam zapytać, się dowiedzieć, co autor słów miał na myśli. Czyżby Dean... założył rodzinę...? Pytanie to, jak tez wszelkie myśli, wpadły do wody, prędko tonąc. Topielców było tu multum, z czego największy ich procent przypisywałam sobie, mojemu działaniu. Cholera...
DEAN! – krzyknęłam pod powierzchnią, przez co do moich płuc wdarła się woda, która, warto wspomnieć, nie miała mnie zabić. Z oczu pociekły mi łzy, albo przynajmniej pociekłyby, gdybym nie znajdowała się w toni, która wcześniej otaczała mój domek. Teraz domek przestał istnieć, będąc stertą desek pływającą wokół mnie... i Deana.
Podpłynęłam spanikowana do niego, chcąc go chwycić, gdyż był nieprzytomny, ale wtedy... Przypomniałam sobie. W ostatniej chwili sobie przypomniałam, że go zabiję, jeśli go chociażby musnę opuszkiem palca czy włosem.
DEAN! DEAN! Cholera by cię… Dean… – Widziałam, że jest nieprzytomny, że otacza go krew. Był ranny. I co ja miałam zrobić? Mogłam jedynie oddać się wodzie, nie walczyć z falami, które nie miałam pojęcia, skąd się wzięły, i patrzyć jak tonie, jak uchodzi z niego życie. Czemu moje życie musiało być taką porażką? Taką ścieżką bezsilności? Dean... Czemu do mnie przyszedł? To moja wina! To moja wina, że umierał.
Nie miałam pojęcia, co robię, ale czułam wściekłość, która przejęła kontrolę nad moim ciałem. To było zapewne coś nieracjonalnego, jakaś mrzonka, która dała mi złudną nadzieję, bo przecież kim ja byłam, by wyławiać sporego chłopaka z toni przy dziwnych, ciężkich warunkach atmosferycznych, ale złapałam za najbliższy kawałek drewna i, starając się nie dotknąć Deana, uderzyłam w jego pierś z dołu. Próbowałam wybić go na powierzchnię wody, na powierzchnię wysepki, która, nie miałam pojęcia, czy nadal istniała... Czy my w ogóle istnieliśmy. To, co się ze mną stało, to, że on tu przybył dla mnie, było kompletnym absurdem.
Powrót do góry Go down
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimePią 19 Cze 2015 - 0:04

Była znacznie bardziej uparta niż to zapamiętałem, choć przecież moja pamięć nie była już taka świetna jak kiedyś. Zapomniałem o nadzwyczaj wielu rzeczach, faktach z mojego życia i z życiorysów moich przyjaciół, własnych doświadczeniach, łobuzowaniu, upadkach i wzlotach… Ogólnie praktycznie o wszystkim, co mogło mieć związek z moją przeszłością. Nie byłem zatem w stanie powiedzieć, nie tak ze stuprocentową pewnością, że Cherry nie miała tego wpisanego w geny, że od samego początku nie miała w sobie całej masy uporu, jaką mi teraz prezentowała. Być może faktycznie tak było, lecz to właśnie tylko ja tego teraz nie pamiętałem. Niby mogłem ją o to spytać, ale to byłoby dosyć… Niezręczne…? Nawet jak dla mnie.
Hej, Cherry, osiołku ty uparty, zawsze stawiałaś na swoim w ten sposób? Czy może jednak dawałaś się przekonać jakąś wyjątkowo soczystą, dorodną i dojrzałą marchewką, co? Nie to, że jestem teraz dziwakiem, ale wiesz… Nie do końca pamiętam to, co było całe lata temu, a naprawdę chciałbym wiedzieć takie rzeczy. Nawet małe wspomnienia byłyby cenne, więęęc… Lubisz karotki, Wisienko…?
Choć byłoby to raczej w moim paplaninowo-luzackim stylu, wydawało mi się nieodpowiednim zagraniem, jeśli chciałem przekonać ją do przekroczenia ze mną progu tej rozpadającej się ruiny i ruszenia na przygodę w świat, aby doprowadzić ją do moich towarzyszy, którzy jakimś pięknym cudem mogli ją ponoć wyleczyć. Nawet nie tylko ponoć, bo ja… Ja w to wierzyłem. Szczerze pragnąłem pokładać w tym wiarę, bo jej brak pokazywałby niewielkie ilości mojego zaufania do piekielnych braci. Tych zaś przecież traktowałem teraz jak rodzinę, więc nie mogłem wystawiać się na coś takiego, na kolejne porcje niszczycielskich wątpliwości. Musiałem być przekonany, że mają rację i że Lucyfer jest w stanie pomóc Cherish. Bo był. Z pewnością był.
Jednak nim zdążyłem pisnąć chociaż słówko o wychodzeniu tak naprawdę stąd albo o mojej nowej rodzinie, nastąpiło coś zupełnie niespodziewanego. Wszystko pociemniało, światło z dworu jakby przygasło, by nagle błyskawica rozświetliła niebo niczym flesz fotografa robiącego nam zdjęcie. To nie było normalne. Nawet ja, osoba nadal dosyć nieobeznana z nadnaturalnymi sprawkami, wiedziałem aż nazbyt dobrze, że to nie należało do tych dobrych zjawisk na miejscu, zwyczajnych humorków natury. To było coś innego, złego. Bardzo złego…
Nim jednak zdążyłem pomyśleć o tym jakoś mocniej, poczułem, że podłoga usuwa mi się spod nóg, a ja sam lecę w dół – wprost w wielką dziurę wypełnioną spienioną wodą. Chciałem zaczerpnąć powietrza przed uderzeniem o taflę, jednak nie zrobiłem tego. Nim zdołałem jakkolwiek zareagować, poczułem przejmujący ból koło skroni, chłód, ciecz wdzierającą mi się do płuc, z którą nie byłem w stanie walczyć, a następnie ciemność. Ostatnim, co usłyszałem, było nawoływanie. Oddalone dźwięki układające się w czyjeś imię…
Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimePią 19 Cze 2015 - 0:32

Nadzwyczaj zaskakujące, jak szybko z pozoru zagmatwana sytuacja może pomieszać się jeszcze bardziej, zmieniając w kompletny chaos. I choć już wcześniej w chatce nie było zbyt dobrze, los postanowił zabawić się jeszcze bardziej, zupełnie nieczuły na to, że może skończyć się to śmiertelnie nie tylko dla jednej osoby, lecz także dla pozostałej przy życiu imitacji normalnego człowieka. Bowiem tak, inaczej nie dało się niestety nazwać tej istoty, jaką była w tym momencie Cherry.
Przeklęta, zewsząd otaczana przez śmierć, skrajnie samotna, a po tym wydarzeniu…? Jeśli brakowało jej jeszcze ostatniego gwoździa do mentalnej trumny, udział w tragedii przyjaciela i jednoczesnego obiektu westchnień miał z pewnością się nim stać. Tak samo jak Deandre Finnick Wichester, który to z kolei miał szansę stać się jak najbardziej zimnym trupem tudzież pokarmem dla ryb, gdyby te jeszcze kiedyś zjawiły się w okolicy.
I na nic zdawały się próby wypchnięcia chłopaka w górę za pomocą kawałka połamanej deski, ponieważ był on stanowczo zbyt ciężki, a nasiąknięte wodą ubrania i solidne buty jeszcze bardziej ciągnęły go w dół. Również przyrząd, jaki Cherish nieudolnie wykorzystywała na kształt wiosła lub kija bejsbolowego – patrząc na jej wymachy, niezbyt nadawał się do czynności ratunkowych. Stare, spróchniałe drewno po kilku chwilach dosłownie rozpadło jej się w dłoniach, a nieco podepchnięty, lecz dalej nieprzytomny, chłopak zaczął ponownie pogrążać się w ciemnej toni.
To zdecydowanie nie była droga ku jakiemukolwiek sukcesowi, zważywszy dodatkowo na to, że i samej Cherry zaczęły przed oczami tańczyć ciemne plamy, a głowa pulsowała jej od braku tlenu. Zaczęła się dusić, opadając z sił i tracąc resztki koncentracji, jakie zyskała wcześniej dzięki napływowi dzikiej adrenaliny. Teraz skutki podtopienia zaczęły dawać o sobie znać w jeszcze większym stopniu i sama Curtis musiała poddać się sile ciągnącej ją na dno. Ostatni impuls? Próba wydostania na powierzchnię?
Zamykając oczy pod naporem wody i czując palący ból w płucach, młoda Cherish poczuła coś jeszcze. Muśnięcie skóry, jeszcze nadal cieplejszej od wody, na wierzchu prawej dłoni. I nie, nie była to jej własna skóra, a ten dotyk, którego tak bardzo się obawiała… Nieprzytomnego mężczyzny, który coraz bardziej zbliżał się do stanu przedśmiertnego… Co robić? Co robić?
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeNie 21 Cze 2015 - 16:25

I czy to był koniec? Ech... Wiedziałam, że z pewnością nie mój ostateczny koniec. Ja miałam żyć sobie dalej ze świadomością, że zginął ten, który najbardziej tu zasługiwał na wieczne życie. Ten... To był Dean, ten mój kochany Deandre Finnick Winchester, przez którego miałam ochotę latać, gdy tylko widziałam jego uśmiech, ten, który sprawiał, że lekcja fizyki nie była już jedynie nudnym wykładem nauczyciela, a godziną z Deanem i jego niesamowitą pasją, której nie można było nie dostrzec. Ani u niego, ani u jego świty... Drużyny! Byli wobec siebie równi, zgrani, piękni, cudowni. Marzyłam o tym, by być taka jak oni, ale mi... Mi bliżej było do szarej myszy niż do szkolnej gwiazdy. Tak, byli szkolnymi gwiazdami, choć mogli się pochwalić też tytułem kujonów.
Ja zaś stałam sobie zawsze gdzieś z tyłu, marząc o dwóch rzeczach: o tym, by tato wrócił, by okazało się, że żyje i że to przymus go zmusił do porzucenia mnie, oraz o tym, by moja przyszłość była wspólna z tym chłopakiem, by nasze drogi były jedną drogą... Nie o to mi wtedy chodziło. Nie chodziło o spędzanie wakacji nad jeziorem w ten sposób. W inny. Miły. Bez topielców. A teraz nawet i mój niedoszły pan młody miał stać się jednym z nich, a ja nie potrafiłam na to patrzeć. Tonął gdzieś obok, a ja byłam bezsilna. Mogłam jedynie go dobić, by nic nie czuł, jeśli w ostatniej chwili zechce odzyskać przytomność. Nie chciałabym widzieć mroku przed śmiercią, nie chciałabym też się dusić wodą i machać bezwiednie kończynami, nie łapiąc oparcia, żadnego punktu zaczepienia, nie potrafiąc znaleźć drogi na powierzchnię.
Jego dotyk... Drgnęłam, gdy poczułam ciepłą skórę, która taką pozostawała non stop, mimo że jej niechcący dotknęłam i nadal dotykałam. Reszta... głównie traciła temperaturę, gdy znajdowała się w chłodnym otoczeniu, a my byliśmy w lodowatej wodzie. Kąpiel w lodowatej wodzie... A on był tak miło ciepły. Umierał. Przy mnie...
Przytuliłam się mimowolnie. Potrzebowałam tego i chciałam nas wydostać już tego piekła. Nie miało sensu wieczne tonięcie. W końcu coś miało nas wyrzucić na brzeg. Swoimi gołymi stópkami ściągnęłam jego buciory. Był i tak za ciężki... A trupowi i tak miały się one już nie przydać. Podobnie jak kurtka. Co zrobię z... ciałem? Nie chciałam chyba o tym myśleć teraz. Co miałam w ogóle ze sobą zrobić? Mój domek się rozsypał. Bóg chyba nie chciał, bym dalej zabijała to miejsce. Stąd ten paskudny wiatr.
Objęłam silnie go swoimi rączkami i zaczęłam płynąć w górę, starając się nie myśleć o tym, co zrobię na brzegu. Chciałabym chyba, by uderzył we mnie piorun, zabijając na miejscu. No, ukochałabym za takie piorun. Tylko byleby mnie zabił...
Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeNie 21 Cze 2015 - 20:32

Zadając sobie pytanie, jak najlepiej było zginąć, z pewnością nie można było nie dać niejasnej odpowiedzi. Mało kto bowiem otwarcie mówił sobie zginę w wypadku samochodowym czy też utopię się w rzece, wpadnę do jeziora i to właśnie tak zakończę swój żywot – koniec, kropka, nigdzie indziej. Ludzie zazwyczaj odbierali to w nieco innych kategoriach. Wiele osób pragnęło żyć szybko, intensywnie i umrzeć młodo, by w dramatycznych okolicznościach zapisać się do historii. Inni natomiast woleli długie życie z najbliższymi, a następnie spokojną śmierć we własnym łóżku. Jak więc umierać…? Epicko, momentalnie, sennie, bezboleśnie, po królewsku, lecz nie tylko i wyłącznie w jeden dany sposób. No, o ile nie planowało się tej śmierci niczym jeden z tych wyjątkowo teatralnych samobójców.
Do nich zaś zdecydowanie nie należała dwójka, która znalazła się w wodzie w sposób zdecydowanie nieoczekiwany. I choć sama Cherish wielokrotnie usiłowała zakończyć swój żywot, raczej utonięcie przy przyjacielu, jaki przybył dla niej do jej obecnego schronienia, nie było żadnym istnym spełnieniem marzeń. Pragnęła umrzeć, lecz czy pociągnąć za sobą kogoś jeszcze…? Raczej wątpliwe. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że tak właśnie się działo. Teoretycznie umierała, choć miała odrodzić się całkowicie do kolejnego wschodu słońca, a jej obiekt westchnień robił to wraz z nią.
I teoretycznie mogłaby spróbować chociaż sprawić, że nie pogrąży się on w wiecznym mroku na dnie, otrzymując choćby zwykły pochówek, ale… Właśnie – ale. Czy miała tyle sił, by to zrobić? Czy chciała ryzykować? Dotknęła go w sposób mimowolny, najprawdopodobniej przeklinając już całkowicie, uśmiercając, bo choć nadal żył, jej dotyk przecież zabijał. Czy więc mogła to robić dalej? Najwyraźniej tak, bez większego wahania zabierając się za ściąganie z niego tego wszystkiego, co pociągało go jeszcze bardziej w dół. Aż wreszcie coś się stało… Kopanie nogami w próbach wypłynięcia wreszcie zaczęło dawać jakieś skutki, choć ciało Deandre w ramionach przecież nie pomagało dziewczynie.
Dziewczynie, którą porwał nagły prąd wodny, pchając wprost w stronę kamienistego, wysokiego brzegu półsztuczniej wysepki, o którą uderzyła prawym bokiem. To nie było jednak zbyt ważne, choć ból mógł swobodnie oszołomić drobną Cherry, bowiem ta wreszcie mogła nabrać powietrza w płuca, wynurzając twarz. Czuła dno pod stopami, a taflę miała zaledwie kilka centymetrów nad głową. Tylko… Co dalej, kiedy Dean nadal pozostawał nieprzytomny, a może już nawet praktycznie martwy, a ona słaba…?
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 25 Cze 2015 - 14:35

Dean... Boże, Dean! – wyszeptałam zaraz po tym, jak przestałam się dusić wodą, której wcześniej głupio się napiłam. Chłopak o płomiennej czuprynie leżał przede mną nieprzytomny, ale jakimś cudem żywym. Dotknęłam go... Nawet przytuliłam, a mimo to żył... Choć chyba nie miało to trwać już zbyt długo. – Dean... – Głos mi się załamał.
Nie zwracałam uwagi na tę potworną pogodę. Nie miałam pojęcia, skąd się nagle wzięło to paskudztwo, ale... Odbierało mi go. Na moim własnych oczach. Umierał i to było takie... druzgoczące.
Niech was... Piekło pochłonie? Heh... Piekło... A może Gabriel? Może Gabriel mogłaby ci pomóc? Czuwała nad Nickiem! Kochała go jak własnego syna. Może mogłaby ci pomóc. Gabriel, proszę, przybądź! Potrzebuję twojej pomocy. Deandre, przyjaciel Nicka potrzebuje pomocy – powiedziałam prędko pełna głupiej nadziei, wznosząc oczu ku niebu. – Albo nawet diabli! Nie wiem, jak się nazywacie... Abbadon? Samael? Mammon? Albo ty, Lucyferze... AAA! Nie mogę cię stracić. – Pokręciłam głową, widząc swoją nędzną sytuację. Przeklęta! Byłam przeklęta, zaś Dean, chcąc mi pomóc, zrobił jedną z największych głupot w swoim życiu. Nie mógł zginąć przeze mnie.
Dajesz! Musisz. Się. Ogarnąć – jęknęłam, przystępując do jakiejś pseudo pierwszej pomocy. Bałam się nadal go dotykać, dlatego też nie szło mi to zbyt sprawnie. Jednakże czy miałam coś do stracenia? I tak umrze, a ja nie chciałam, by umierał, bo to było niepoprawne, nie na miejscu, nie dla niego, no. – Oddychaj! Dajesz! Wypluj tę przeklętą wodę... Proszę. Nie pozwól mi siebie zabić. Walcz! WALCZ, DEAN! – A może jednak za długo byłam w odosobnieniu? Oszalałam, chcąc ożywić trupa? Jak w filmach? Mamiłam się, że nagle stanie się cud, że zmarły się obudzi i mnie przytuli albo obdarzy jakimś żartem. Dean często żartował. Non stop żartował. Mógł się obudzić i zażartować. Hej, Cherry! Widziałem! Całowałaś mnie, gdy byłem nieprzytomny! Hehehe! Cokolwiek mógł powiedzieć. Mogło mnie to nawet zawstydzić do końca życia, ale niech otworzy te oczy!
DEAN! DO KURWY NĘDZY! WYPLUJ TĘ PIERDOLONĄ WODĘ! - Chyba się wkurzyłam... Jak nigdy dotąd.
Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 25 Cze 2015 - 20:42

Dramatyczne próby przywrócenia Deandre do przytomności były… Dramatyczne, ale raczej mało skuteczne. Niektórzy ludzie powiadali, że ponoć wrzaski pewnych osób mogłyby swobodnie obudzić trupa, a przecież Dean jeszcze nim nie był – nadal jakimś cudem oddychał i miał nieznacznie wyczuwalny puls, jednakże chyba Cherish się do tego grona nie zaliczała. Jej samej zresztą bliżej było do umarłej niż żywej, chociaż półmaterialne ciało nadal istniało w tej sferze, jakby jakaś siła wyjątkowo upierała się przy utrzymywaniu dziewczyny w świecie żywych. I wbrew pozorom, nie było to nic dobrego. Niektórzy mogliby to za właśnie takie uznać, albowiem przecież nadal mogła cieszyć się urokami otoczenia – nie zaś gniła w zimnym grobie!, jednak nie w takim wypadku.
Egzystencja za wszelką cenę… Lecz nie za taką. Istniały na tym świecie co prawda istoty żerujące na innych poprzez odbieranie życia, ale ich przystosowania do tego były w znacznym stopniu inne od tych, jakie otrzymała Curtis. Te stworzenia musiały robić tego typu rzeczy, by przeżyć, nakarmić się. Sama Cherish nie czerpała jakichkolwiek korzyści z odbierania sił witalnych, z zabijania. Robiła to na bliżej nieokreślonych zasadach, zupełnie bez opanowania. Czy coś takiego mogło na dłuższą metę pozostać bezkarne…? Oczywiście, młoda osóbka cierpiała z tego powodu, lecz poza tym nikt jeszcze nie ukarał jej za mordercze działania, nie złapał, nie badał, nie eksperymentował z mocami, jakie posiadała… Jeszcze nie, choć wielka machina już ruszyła…
Z chwilą, kiedy Deandre odnalazł Cherry, uwaga odpowiednich jednostek została na nią zwrócona. Teraz wiedziano już, gdzie znajduje się tajemnicza mieszanka. Swoista tarcza ochronna przed nadnaturalnymi, jaką mimowolnie wytwarzała dookoła dziewczyna, została przerwana z chwilą, kiedy zwykły człowiek pojawił się w bliskiej okolicy Cherish, a niewidzialny sygnał poniósł się dookoła niczym fala powybuchowa. Kwestią czasu było tylko, by zjawił się ktoś, kto mógłby mieć chrapkę na tak ciekawy eksponat. I nie, nie musiał być to nawet sam Lucyfer, który przecież niejako przodował w tym nieokreślonym wyścigu.
Kiedy Cherish usiłowała dobudzić Deana, wrzeszcząc, zaklinając i wyklinając… Chmury rozrzedziły się, a słońce wyszło zza nich, rozświetlając otoczenie przyjemnym światłem. Wiatr uspokoił się i nastała cisza… Cisza przerwana tylko cichym odgłosem kroków, który ustał, kiedy cień padł na załamaną dziewczynę i jej towarzysza…
Powrót do góry Go down
Johanna Marion Jordan

Johanna Marion Jordan

Personalia : Astaroth
Stworzony/a : przed ludźmi
Rasa : Upadły
Podklasa : Księżna Piekielna
Profesja : Architekt wnętrz i ogrodów
Liczba postów : 6
Punkty bonusowe : 8
Join date : 01/06/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeCzw 25 Cze 2015 - 21:21

- Gabriel nie ma już na tym świecie… – Odezwała się cicho, melodyjnie przeciągając głoski w imieniu swej byłej anielskiej siostry.
Bardzo dobrze wiedziała, jak teraz wygląda. Jakby nigdy nie upadła – idealne ucieleśnienie niebiańskości. Gładkie, jasne włosy okalające twarz, przez które prześwitywało słońce, nadając im dodatkowego blasku. Delikatna, kremowa skóra, różane policzki i tylko odrobinę ciemniejsze od nich wargi wykrzywione w łagodnym uśmiechu. Tunika w kolorze złamanej bieli, o ton jaśniejsze spodnie i szpilki, które zupełnie nie pasowały do terenu, na którym się znajdowała. Zapewne byłoby to kłopotliwe, gdyby nie fakt, że teleportacja robiła swoje. I choć Astaroth nie miała już skrzydeł, nadal mogła przemieszczać się z ledwością dotykając ziemi, jakby płynęła w powietrzu. Nie latała, nie była w stanie, jednak to w jakiś sposób wystarczało tej piekielnej. Pozwalało utrzymywać złudzenia, a o to przecież właśnie chodziło.
- Na cóż wzywasz siły Piekła, gdy potrzeba ci pomocy…? – Stojąc nad klęczącą dziewczyną, Astaroth schyliła głowę, patrząc na widok, jaki miała przed oczami.
Istna tragedia. Znała tego chłopczyka, zwierzaczka samego Lucyfera i… Jakaż szkoda, że tak marny spotykał go koniec. Lubiła obserwować zabawy obecnego, z naciskiem na właśnie te określenie – obecnego, Władcy Piekieł z jego tymczasowymi pupilkami. Jakoś zawsze wychodziło tak, że prędzej czy później małe istotki umierały, a Lucjan zaopatrywał się w kolejne i kolejne, i kolejne… Nieprzerwana gra, przy czym każdej z nich wydawało się, że ma znaczenie. W piekielnej grze takie stworzonka były jednak tylko zwykłymi pionkami. Liczył się tylko ten, kto umiał bez wyrzutów sumienia prowadzić się ku zwycięstwu. Droga po trupach do celu…? Błahostka.
- Gabriel była moją siostrą. Mogę ci pomóc z szacunku do niej i jej decyzji, bowiem zapewne właśnie to by zrobiła, gdyby tylko mogła pojawić się w tym miejscu. – Powiedziała powoli, zupełnie bez pośpiechu, choć tak naprawdę to nie uczucia żywione do anielicy, która odeszła kilka lat wcześniej, były powodem jej pojawienia się w tym miejscu. Prawdę mówiąc, nigdy nie była jakoś specjalnie związana z większością pierzaków, o których nie miała dobrego zdania odkąd upadła.
- Musisz jednak wiedzieć, Cherry… Mogę się tak do ciebie zwracać? Dobrze, Cherry. Musisz jednak wiedzieć, że nie jestem moją siostrą. Nie sprzeciwiam się pewnym odwiecznym prawom, kiedy nie ma takiej potrzeby. Ten człowiek umiera. Nie mogę tak zwyczajnie wydrzeć go z ramion śmierci. Do tego potrzebne mi są odpowiednie warunki i… Najprawdopodobniej ofiara. – Przez chwilę się zastanowiła. Oczywiście, że wcale nie musiała zdobywać nic takiego, to była zupełnie inna sprawa, ale sama zainteresowana nie musiała o tym wiedzieć. – Odrobina twojej krwi powinna być wystarczająca, patrząc na siły, jakimi dysponujesz. Czy jesteś zatem w stanie to zrobić…? I pójść ze mną. W dziczy nie należy robić takich rzeczy.
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeSob 27 Cze 2015 - 23:04

Dean, proszę cię! Proszę cię, skarbie. Dasz radę – mruknęłam, tuląc go do siebie. Nie chciałam, by odchodził. Nie teraz, gdy okazało się, że żyje, że mogę od tak go dotykać bez jakichkolwiek konsekwencji, po tym jak przyszedł, by mnie ocalić. Może znał sposób na to, by mi pomóc. Coś mówił, gdy przybył, a ja spanikowałam. To ja zniszczyłam nam okazję do żyli długo i szczęśliwie, a teraz się nie budził, mimo że go reanimowałam. To miał być koniec? Koniec? Taki prawdziwy? Nie byłam gotowa, by go żegnać.
Załkałam ponownie dnia dzisiejszego, głaszcząc go swoją drobną dłonią po policzku. Pierwszy raz widziałam go nieprzytomnego. Wyglądał, jakby spał, choć był bardzo blady i cały mokry. Zdecydowanie wolałam, gdy ociekał życiem, szedł przez nie beztrosko i żartował ze wszystkiego. Nawet potrafił nie rozśmieszyć, gdy byłam bezcielesnym duchem. Może teraz on też miał nim zostać i będziemy mogli rozmawiać? Nie, to byłoby złe. Chciałam, bardzo mocno, by żył, nie umierał.
Wzywam, bo... – przełknęłam przerażona ślinę, dopiero po chwili odzywając się na pytanie anielicy, która pojawiła się znikąd przede mną, przed nami. – Bo nikt mi nie chce pomóc, a jestem... przeklęta – stwierdziłam, spuszczając zasmucona wzrok i napotykając tym samym ciało Deandre. Nieruchome... Chłodniejsze przez lodowatą wodę i porywisty wiatru, który gdzieś zniknął, zostawiając świat słońcu, które mnie raziło w oczy. Podobnie jak postać kobiety w bieli. Przyniosła jednak nadzieję i dziękowałam jej za to.
Słuchałam złakniona jej słów. Chłonęłam je, z niecierpliwością czekając, aż powie, czego pragnie w zamian i w końcu pomoże rudowłosemu chłopakowi w moich ramionach. Faktem było to, że w tej chwili zamierzałam zrobić wszystko, byleby znów mógł żyć. Na to zasługiwał. Na piękne życie. Nie na tak wczesną śmierć.
Zrobię to. Pójdę z tobą. Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko mu pomóż – powiedziałam bez zastanowienia, bez jakiegokolwiek zawahania czy zająknięcia. – Tylko mu pomóż. Nie może umrzeć. Nie tu, nie przeze mnie – stwierdziłam, przytulając go do siebie. – Będziesz żył – szepnęłam do niego i uniosłam wzrok na anielicę, gotowa wykonać jej polecenia.
Powrót do góry Go down
Johanna Marion Jordan

Johanna Marion Jordan

Personalia : Astaroth
Stworzony/a : przed ludźmi
Rasa : Upadły
Podklasa : Księżna Piekielna
Profesja : Architekt wnętrz i ogrodów
Liczba postów : 6
Punkty bonusowe : 8
Join date : 01/06/2014

Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitimeNie 28 Cze 2015 - 1:11

- Na tym świecie nie istnieje coś takiego jak klątwy, dziecko. To tylko siła manipulacji umysłem. Wbrew pozorom, wasza rzeczywistość jest wręcz banalnie prosta. Tylko wy sami sprawiacie, że staje się ona plątaniną fałszu, gniewu, złości… Wasze umysły narzucają ograniczenia, bo właśnie tego podświadomie sobie życzycie i w to wierzycie. Gdybyś nie dbała o przekleństwo, nie istniałoby ono dla ciebie. Tymczasem teraz…
Nie wydała z siebie żadnego pełnego współczucia dźwięku, spoglądając jednakże na Cherry tym wzrokiem. Ze spojrzeniem pełnym anielsko-matczynej troski, jaką trenowała przed lustrem od dawien dawna. Może nie w tym celu, bowiem wtedy nawet jeszcze nie było tej małej istotki na świecie, lecz z myślą, że to zawsze może się przydać. Bo tak właśnie było, czyż nie…?
Wypracowanie sobie pewnych, tylko pozornie naturalnych oraz raczej poczciwie wyglądających, gestów i odruchów miało związek tylko i wyłącznie z mnogością korzyści, jakie z tego wynikały. Czymś takim łatwiej zdobywało się zaufanie, usypiało uwagę potencjalnego wroga czy ofiary, mamiło atrakcyjnego sojusznika, by ten wręcz błagał o współpracę, wzięcie go pod skrzydła…
Astaroth nie była świeżakiem w tej grze. Prędzej dało się ją nazwać ostrym graczem, prawdziwą wyjadaczką w tych sprawach, która bez ustanku parła do przodu. Mimo przeszkód i zagrożeń, metodycznie przesuwając swe pionki na tej wielkiej szachownicy, jaką była piekielna hierarchia. Doskonale wiedziała przy tym, co też robi i nie obawiała się poświęcać czegoś dla innych, ważniejszych rzeczy. Nie liczyła się wygrana w pojedynczej bitwie, tu chodziło o całą wojnę. Cherish mogła jej pomóc wygrać starcie.
A niewinna kwestia kłamstwa co do istnienia klątwy…? Zawsze mogła się pomylić, czyż nie? Nie bez powodu była przecież najprawdziwszą piekielnicą. Łgała niczym z nut i zupełnie się tym nie przejmowała. Nie była jednym z tych głupich piórków, już nie – chwała siłom zła!, więc zasady moralne jej nie obowiązywały. Zresztą… Nawet pierzaści nagminnie je łamali, krocząc przeciw przykazaniom samego Boga. To zaś mogło posłużyć za dodatkowe wytłumaczenie, gdyby go dla siebie kiedyś potrzebowała. Chwilowo jednak tak nie było.
Teraz czuła się całkowicie świetnie, słuchając tego wszystkiego, co miała jej do wybłagania dziewczyna. Nie czuła w stosunku do niej współczucia, oj nie, Astaroth była naprawdę kiepska w te uczuciowe klocki, a i odpowiednio zabezpieczała się przed dopływem tak zwanego człowieczeństwa. Była zatem całkowicie obojętna pod tą maską troski i świętości, czystych jak łza intencji. Całkowicie zimna, obdarta z etyczności osoba. Jak typowa przedstawicielka Piekła, choć… Może jeszcze bardziej? Niewielu było takich jak ona. Tym się chełpiła.
- Zatem dobrze. Pomogę mu. Ty mu pomożesz, mi także. Nie czas jednak na wyjaśnianie, tu liczy się reakcja. – Powiedziała dosyć jasno i bez owijania w bawełnę, lecz nadzwyczaj łagodnym tonem. – O wszystkim opowiem ci później, kiedy już zajmiemy się twoim ukochanym. Tymczasem w tej chwili… – Machnęła ręką, unosząc w górę ciało Deandre i wyciągając jedną z dłoni w stronę Cherish. – Możemy…? – Nie czekała już jednak na potwierdzenie, tylko zwyczajnie teleportowała się z dwójką swych gości z tej dzikiej głuszy. Była architektem ogrodów, jednak… Cóż, takich dziczy zwyczajnie nie lubiła.

[z/t]
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie   Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Opuszczony domek gdzieś nieopodal jeziora Erie
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Gdzieś w pobliżu São Paulo, opuszczony hotel

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
The Ghost Of You :: USA (Ohio)-
Skocz do: