The Ghost Of You
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Fontanna przed HL

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeSob 14 Cze 2014 - 20:43

Fontanna przed HL Tumblr_m3dil9qpS81qc1wico1_1280
Przyjechał do Los Angeles może i nie w celu inwigilacji czy czegoś jej podobnego, lecz też z pewnością nie w celu otwartych działań, bo tych w obecnej sytuacji wolał raczej uniknąć. Znalazł się między przysłowiowym młotem i kowadłem, a że nigdy jakoś nie próbował swych sił w robotach kowalskich… Miał przekichane. Oooj tak, miał solidnie przekichane i to na całej linii, choć na samym początku nic mu na to nie wskazywało.
Jeszcze wcześniej, bo przecież zawsze jest jakieś wcześniej, też nie otrzymał zbyt dobrych wskazówek, chociaż prawdę mówiąc, jego działania w pewnym sensie przyczyniły się do tego, że wciąż jeszcze chodził po tej ziemi, oddychał i nie miał kłów, skrzydeł gada czy innych czarnych oczek. Może i piosenki o takich czarnych oczętach nawet mu się całkiem podobały, ale żeby sam chciał tak od razu się w nie zaopatrzać… Nie sądził.
Tak czy inaczej, jego przeszłość w jakiś sposób podziałała na jego przyszłość, ha! jakby zawsze tak nie było!, ale jednocześnie zapewniła mu też niezmiernie fascynujące przeżycia na linii łowcy – jego najlepszy kumpel, któremu zachciało się bawić w Pana Kiełrrolla. Prawdę mówiąc, nigdy nie spodziewałby się czegoś takiego. Obrotu sprawy w sposób taki, w jaki właśnie wszystko się potoczyło.
Nie był na to przygotowany. Tak samo zresztą, jak i na ten cały apokaliptyczny cyrk, który wydarzył się już w sumie nadzwyczaj dawno temu, a wciąż był przez niego wspominany. Zazwyczaj też w towarzystwie myśli o wszystkich tych ludziach, których znał ze szkoły, a którzy w większości mogli już wąchać kwiatki od spodu. Czasem nawet nadużywał odrobinę swoich uprawnień, przeglądając lokalne i światowe bazy danych należące nie tylko do łowców, ale o tym sza, w poszukiwaniu aktualnych obiektów zamyślenia.
Niektórych z nich odnajdywał szybko, na innych wpadał po dłuższej chwili, a inni byli dla niego niestety swego rodzaju czarną dziurą. Pochłaniali wszystko, z informacjami dotyczącymi siebie i swoich rodzin włącznie. Jedni wciąż mieli się dobrze, przynajmniej na ile się teraz dało, inni przeszli najróżniejsze zmiany, a jeszcze kolejni zwyczajnie pożegnali się z życiem. A pewnych on sam pożegnał z życiem.
Oczywiście, nie w sensie zabicia, ale jednocześnie tak jakby właśnie w nim. Pożegnał ich z życiem, starannie zatajając wszelkie informacje, czasem nawet fabrykując pewne części kartotek i innych rzeczy tego typu, by nie wyglądało to zbyt sztucznie i podejrzanie. Z początku tego nie robił, odgrzebując wszystko to, co było łowcom akurat potrzebne, lecz już po kilku razach przekonał się, że nie wszystko powinno wydostawać się na światło dzienne.
I dlatego w sumie jeszcze dla nich pracował. Nie ze względu na dług, jaki miał u nich zaciągnięty przez to, że uratowali mu życie. Sądził, że spłacił go już wystarczająco, poświęcając nierzadko to, co było dla niego drogie. Przypadkowo, jak w wypadku tych kilku pomyłek w ocenie wiarygodności i uczciwości łowców, ale też i naumyślnie, gdy na przykład siedział całą noc w biurze, starając się odpierać ataki jakiegoś wyjątkowo natrętnego hakera.
To ostatnie nie było rzadkim przypadkiem. Dosyć często bowiem zarywał noc dla dobra pracy i dopieszczania wszystkiego tak, by nic nie mogło temu zagrozić. Nie miał rodziny, bliskich, może i miał przyjaciół oraz znajomych, ale przecież nie byli oni przy nim dwadzieścia cztery na siedem, więc mógł sobie na to pozwolić. Czasem nawet myśląc o tym z lekkim żalem, lecz już po chwili powracając do swego naturalnego stylu bycia, jakim była wszechobecna radość, dowcipkowanie i zwyczajnie bycie towarzyskim nerdem.
To wszystko przypominało mu stare czasy, a one znowu naganiały do jego głowy myśli o tym, jaki był jego cel wizyty tutaj. Nieoficjalnej, ale jednocześnie starannie usprawiedliwianej poszukiwaniem części do nowoczesnego rodzaju broni, jaką w obecnej chwili projektował i w której dłubał sobie w wolnych chwilach. I fakt faktem, że zakupy nie były kłamstwem, bo faktycznie nabył potrzebne mu elementy. Naginaniem prawdy, ale to tak też odrobinkę, było to, że wciąż potrzebował być w Los Angeles ze względu na dalsze poszukiwania materiałów.
A przecież nikt nie mógł mu zabronić zrobienia sobie krótkiej przerwy i zjedzenia czegoś w jednym z polecanych mu barów, i widzieć czegoś podejrzanego też nie powinien. Ot, wyprawa w celu czysto zaspakajającym jedną z podstawowych czynności życiowych. I nikt nie musiał wiedzieć, że znał właściciela tego miejsca… I że właściciel był jedną z aktualnie najbardziej poszukiwanych, i ukrywanych przez Deana, osób… I że Deandre wpadł do miasta tylko po to, by ostrzec wampirkowatego wnuka swojego szefa przed jego dziadkiem… Takie tam drobnostki, nieprawdaż?
Wchodząc do przybytku, rozejrzał się powoli w poszukiwaniu wolnego miejsca, lecz takowego akurat nie znalazł. Wszędzie było pełno klientów robiących jeszcze więcej hałasu. Zupełnie jak w jakimś mini zoo. Mini zoo Nicka… Pasowało jak ulał.
Stwierdzając, że to nie najlepsza pora na niespodziewane wizyty, ale o lepszą i równie bezpieczną miało być z pewnością ciężko, przysiadł na brzegu jakiegoś stołka, tuż obok kobiety pokaźnych rozmiarów, która przypominała mu… Nosorożca. Zarówno przez fryzurę, jak i ubiór oraz wielkość. Prawdziwe zoo… Uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając to, jednak już po chwili pomyślał jeszcze o tym, że siedzenie tutaj nie było najlepszym pomysłem. Najzwyczajniej w świecie groziło to zostaniem naleśnikiem lub czymś w tym rodzaju. Pajęczynką jakąś nawet, a za pająkami nie przepadał. Zoo!
Podniósł się z miejsca i najzwyczajniej w świecie wyszedł przed budynek, postanawiając powrócić do niego dopiero wtedy, gdy zauważy mniejszy tłumek. Teraz był za duży, nawet jak dla niego.
Przysiadł na brzegu fontanny ładnie oświetlonej i nadającej placykowi specyficzny klimat, zwłaszcza tak późnym wieczorem jak ten. W zamyśleniu wbił spojrzenie w drzwi baru i prawie całkowicie odpłynął w krainę własnych przemyśleń.


Ostatnio zmieniony przez Deandre Finn Winchester dnia Nie 15 Cze 2014 - 12:48, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeNie 15 Cze 2014 - 1:20

Siedziała, a właściwie można by rzec, że leżała na jednym ze stolików, w Heavenly Lunch i ze znużeniem nuciła kolejną rockową piosenkę, która wydobywała się z głośników w części barowej. Znała je już wszystkie na pamięć i pewnie nawet by zagrała, gdyby miała umiejętności muzyczne i ręce! Nie miała rąk, nie miała ciała, nie miała przyjaciół, nikogo, była sama. Ba!, miała gorzej od ludzi-samotników, bo ona nawet zagadać do pierwszego lepszego obcego nie mogła, bo nikt jej nie widział, bo była DUCHEM. Słowo, które za każdym razem przyprawiało ją o dreszcze zarówno przed śmiercią, jak i po niej.
Była czymś niematerialnym, co utknęło tu i tak już zostało, męcząc się każdego dnia i mając nadzieję, że może... Może spotka innego? Rozmownego i normalnego ducha, który nie będzie miał obsesji na punkcie głaskania ściany starej kamienicy lub nie będzie non stop powtarzał słowa „dorwę cię”? Człowieka, który w końcu ją dostrzeże? No dobrze. Świetnie wiedziała, że Nick ją widział, bo jak pierwszy na niego trafiła, to wyskoczył za nią z baru i chciał dogonić, ale skręciła w boczną uliczkę i mu się ulotniła. Potem jeszcze szukał chwilę i świetnie widziała tę konsternację na jego twarzy. Widziała, jak przez kilka następnych dni z uwagą obserwuje przechodniów.
Pamiętał ją ze szkoły, zauważał ją wtedy w tym tłumie, a teraz, gdy była duchem, też ją widział. I co te wcześniejsze dostrzeżenie było dość niemożliwe, to te drugie należało do kompletnej abstrakcji. Zawsze myślała, że jest dla ludzi niczym duch, a teraz to było dosłowne. I mimo że był jedyną żyjącą osobą, która ją widziała, to jakoś nie potrafiła zdobyć się na odwagę, iść do niego i z nim porozmawiać. Wiedziała, że był mega uprzejmym kolegą. Jak Deandre – przeszło jej przez myśl, ale mimo to nie potrafiła. Nie wziąłby jej raczej za wariatkę, a może by wziął... Ale nie chciała mu rujnować życia i o! Była skazana na samotność. I śledzenie Nicka.
Tak, śledzenie Nicka należało, od kiedy trafiła na niego, do jej jedynego celu w... nieżyciu. Obsesyjnie trzymała się go, oczywiście nie ujawniając swojej obecności, bo miała złudną nadzieję, że ten może spotka się z tym, którego tak bardzo kochała. Zakochany duch... Brzmiało tandetnie i smutno. Nigdy nie lubiła oglądać tych wzruszających filmów, bo płacz... Nie lubiła płakać, a teraz sama wylądowała niczym jedna z tych bohaterek i mimo że płakać chciała, to nie miała łez. Na złość. I teraz nawet nie miała Nicka, bo stwierdziła, że nie chce za nim lecieć na ślub i poczeka sobie tu na niego, ale on nie wracał. Aż usłyszała rozmowę telefoniczną jego pracownika, że szef nie wróci w najbliższym czasie, bo wyjechał. Do Europy! Musiała czekać dłużej. Skazana na bar i kolejne nuty oraz kolejne słowa kolejnych piosenek wydobywających się z głośników. Była jeszcze ta kobieta, która wykurzyła ją z jej miejsca swoimi rozmiarami. Nie miała ochoty na to, by ktoś na niej siedział, więc stanęła sobie za ladą tuż przy oknie, gdzie nie biegał personel i przemijała sobie.
Zaczęło zmierzchać, gdy ona nadal stała i nadal przemijała, i dostrzegła obiekt swoich szkolnych westchnień w drzwiach, i... Schowała się odruchowo pod ladą, nie mając pojęcia, co zrobić. CO MIAŁA ZROBIĆ?! Eee...? Po prostu nic? Po prostu stanąć na prostych nogach i przemijać, ale w towarzystwie Deandre Finnicka Winchestera, który żył i, jak widać, miał się dobrze. Żył... I był cały, i zdrowy, i taki jak wcześniej. Chyba był taki jak wcześniej, ale co, jeśli ta okropna apokalipsa go zmieniła? Cóż, mimo wszystko to był ten Deandre, który był dla niej taki miły wtedy...
Wstała, chcąc go ujrzeć jeszcze raz, ale zobaczyła jedynie jego plecy w drzwiach i te rude włoski. Oczywiście nie stała dłużej jak ten przemijający debil, a ruszyła się za nim w kierunku fontanny, na której postanowił przysiąść. To był on, ten sam on i nie miał pojęcia, że tu jest, o tym, co do niego czuła i pewnie nawet nie ma pojęcia o jej śmierci. Tacy jak ona umierali zapomnieni.
Przysiadła cicho nieopodal i siedziała, przemijając i patrząc na niego. Ile by dała, by móc z nim zamienić choć słówko, zobaczyć, czy ją nadal pamięta, czy pamięta jej imię, ale nie mogła. Choć mogła mówić do niego, wiedząc, że i tak jej nie usłyszy. Powiedzieć mu to wszystko, mimo że i tak miał się tego wszystkiego nie dowiedzieć. Takie siedzenie było smutniejsze, a tak wyrzuci to z siebie i może też czas szybciej jej minie... Albo i nie...
Westchnęła, stając na fontannie i stawiając drobne kroczki w kierunku Deana, zaczęła mówić. Do niego.
- Ehh... Wiem, że to bez sensu, bo i tak mnie nie usłyszysz, ale... – Zaczęła  wykręcać sobie palce, choć chyba raczej udawała, że to robi. W sumie nie wiedziała, jak to nazwać. Nie miała ciała, więc nie mogła wykręcać sobie palców. Opuściła dłonie i spojrzała na światła fontanny, nie patrząc pod nogi i idąc na chybił trafił. Upadek niestety jej nie groził. – Wiesz, że cię kocham? – Spytała, wracając wzrokiem na tego przeuroczego rudzielca i ich oczy się spotkały, a właściwie spotkałyby się, gdyby miała ciało, a go nie miała. Patrzył zapewne na coś ciekawego za nią. – Dokładnie, kocham cię i chciałam ci podziękować za ten bal, który dzięki tobie był taki wspaniały i za te inne rzeczy... Nigdy nie miałam okazji, a teraz jestem tym duchem i nadal nie mam okazji – poskarżyła się, patrząc w te jego niebieskie oczy, które wyglądały, jakby faktycznie obrały sobie ją za swój punkt obserwacji. Nieco to ją speszyło, więc ponownie odwróciła się do fontanny. Przeczesała nerwowo palcami włosy, jak to robiła w szkole w nerwowych chwilach i westchnęła.
- Naprawdę nie chciałam tego wszystkiego! Chciałam innego życia, a teraz... Teraz jestem tu, Deandre jest tu, Nick gdzieś w Irlandii i nie ma nikogo, kto mógłby mnie przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie dobrze... U mnie już nigdy – powiedziała, patrząc przed siebie i garbiąc się załamana. Chyba znów popadała w rozpacz i niedługo miała skończyć jak Elisabeth, którą poznała jakiś rok temu, a która non stop skakała z mostu, mając nadzieję, że w końcu się utopi. Nie chciała sfiksować, stracić zmysły i robić tych dziwnych rzeczy, a niewiele jej do tego brakowało.


Powrót do góry Go down
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeNie 15 Cze 2014 - 14:29

Tłumek w barze wciąż się jeszcze nie zmniejszył, choć w pewnym sensie Deandre nawet nie liczył na to, że przyjdzie mu ponownie wejść do budynku w miarę szybko. Był w końcu piątkowy wieczór, co z tego, że zimowy. A jak wiadomo, piątki od zawsze były nieodłącznym i niezmienianym wstępem do bogatego życia nocnego i to nie zmieniło się nawet po pseudoapokalipsie.
Zastanawiał się nawet, czy nie powinien wpaść innego dnia, lecz chyba nie było na to szans. Już i tak wystarczająco ryzykował, i to nie tylko swoimi rzeczami, by raczej nie chcieć podejmować jeszcze większego ryzyka związanego z dłuższym przesiadywaniem w Los Angeles. Zwyczajnie nie chciał zwracać na to miejsce, większej niż było potrzeba, uwagi łowców.
A nawet on, zakręcony nerd i krótkowidz, zdawał sobie sprawę z tego, że jest pod ciągłą obserwacją. Nawet w tej chwili był. Ba!, mógł dokładnie powiedzieć, kto go obserwował i gdzie stał, bo przecież nie od dzisiaj zajmował się dopracowywaniem baz łowców. A do tego rzeczą logiczną było przeglądanie ich, a jeszcze do tego potrzebne było notowanie sobie informacji, a od tego dodatkowo szło zapamiętywanie niektórych rzeczy, a akurat ta słodka parka łowców była jedną z tych, które zapadły mu w pamięć.
Zapewne ze względu na to, kim była słodko wyglądająca kobietka, która mamiła ludzi uroczym wyglądem i dobijała paskudnym charakterem. Dokładnie jak jedna z nielicznych nadnaturalnych w bandzie Carrolla, którą w sumie była. Co było szaleństwem, ale starannie kontrolowanym poprzez jakieś dziwne zabiegi. Nie wnikał w nie dokładnie, gdyż chyba nie chciał odbierać sobie apetytu. Co jak co, ale jeść to on wyjątkowo lubił.
I może dlatego nikogo nie powinien dziwić jego wypad do Heavenly Lunch, rzekomo w celu konsumpcji, a wyjście z budynku bez niej… Zwyczajnie usprawiedliwiane być mogło zbyt dużym tłokiem w przybytku. Odrobinę dziwną rzeczą mogło i może być to, że nie opuścił tego miejsca, by przenieść się w inne, lecz nie chciał popadać już w jakąś chorą paranoję i uznawać, że łowcy zwracają uwagę na takie bzdurki.
Chciał zjeść akurat w tym miejscu i już. Nie było zbyt wiele rzeczy do wyjaśniania. Zbędnego wyjaśniania na dodatek i raczej negatywnie by przyjętego, bo wedle wszelkich znaków nie powinien nawet wiedzieć o tym, że ktokolwiek go śledzi i ktokolwiek… Na niego patrzy?
Wyrwany z przemyśleń, rozejrzał się dookoła, lecz nie musiał robić tego aż nazbyt dokładnie, gdyż jego wzrok napotkał gapia już po chwili. Gapia, a właściwie… Gapię? Gapkę? Nieważne zresztą… Ważne zaś było to, że znał tę osóbkę ze swojej przeszłości i to spowodowało, że na jego twarzy wykwitł uroczy uśmiech. Taki pogodny i uradowany.
Przynajmniej do czasu, gdyż jego stara znajoma zachowywała się jakby dziwnie, co powodowało u niego lekką konsternację. Począwszy od tego, w jaki sposób na niego patrzyła… Zupełnie tak, jakby była niewidzialna lub w okularach przeciwsłonecznych, w których niektórzy ludzie zachowywali się właśnie tak, jakby nie można było zauważyć ich spojrzeń i min. Poprzez jakby uroczo dziecinne chodzenie po fontannie, która prawdę mówiąc mogła być odrobinę śliska, więc w pewnym sensie już przygotowywał się na łapanie Cherish. Na jej pierwszych słowach zakończywszy.
Zmarszczył brwi, wpatrując się w nią swoimi niebieskimi paczałkami i w zmieszaniu targając ręką rudą czuprynę. Nie przerywał jej, bo zwyczajnie szczerze go zaskoczyła. Miał jej nie widzieć? Jak mógł jej nie widzieć, gdy tak nieustannie się na niego patrzyła, nie zerkając za to pod nogi, co mogło się skończyć niczym jakiś serial o syrenkach. Pytanie tylko, czy takich mokrych, czy może szpitalnych…
Już otworzył usta i miał się odezwać, gdy… Konsternacja. Tak, choć to słowo nie do końca mogło opisać jego stan. Wielka, wieelka, wieeeelka, eeeeeeeeelka konsternacja z tym całym patrzeniem na nią, marszczeniem brwi i z początku lekkim nieogarnianiem jej słów. Faktycznie brzmiała jak osoba święcie przekonana o swojej niewidzialności i chyba dlatego właśnie była taka szczera, wprowadzająca go w szok, który po chwili został zastąpiony dosyć zmieszanym uśmieszkiem na jego ustach. Ponownie potarmosił czuprynę prawą ręką, którą po chwili zsunął na oczy, przeciągając po twarzy.
- W tam Deandre chyba nie polubili. Chyba mnie za to nie u-dusisz, nie? – Spytał powoli, uśmiechając się półgębkiem. Po chwili jednak odrobinę spoważniał, a przynajmniej zrobić to próbował. A wyszło jak zawsze. – Cherish… Ułoł… Podziękowania przyjmuję na piśmie z bonami do perfumerii i gazetkami plotkarskimi. – Wypalił, pacając się w czoło i ponownie zaczynając. – Cherry… Duchem? Nie obraź się, ale chyba kiepska ze mnie Whoopi Goldberg, więc chyba jesteś słabo uduchowiona, no i brakuje ci okularów przeciwsłonecznych, bo cię widzę. I słyszę, i najwyraźniej gadam do siebie… I… Wszystko będzie dobrze, może nie jestem nikim i Nickim też nie jestem, bo prędzej jestem ktosiem, a skoro Horton mnie usłyszał to… – Roześmiał się zmieszany. Ale nie wstrząśnięty! – No, także ten…
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimePon 16 Cze 2014 - 15:46

A co, jeśli jednak miała skończyć jak Elisabeth? Co, jeśli miała upodobać sobie jakiś wysoki punkt i skakać, mimo że grawitacja jej się nie imała, ani nie miała zginąć? Elisabeth mówiła, że skacze pierwszy raz... Za każdym razem to był jej pierwszy raz. Nie pamiętała poprzednich skoków, więc co, jeśli sama miała zacząć zapominać to wszystko? Zapominać to, co działo się wokół niej teraz? Co, jeśli naprawdę straci to wszystko, co trzymało ją jeszcze przy, najbardziej możliwej w tej chwili, normalności? Nie chciała zapomnieć swojego dzieciństwa ani szkoły, mimo że jej życie nie należało do najprzyjemniejszych, to chciała to wszystko pamiętać. Przynajmniej z powodu jedynych wspomnieć po jej ojcu i tych chwil, w których Deandre był dla niej taki miły, że spędzał z nią czas albo mówił jej cześć, siema lub jeszcze inne powitanie. I te chwile, gdy obserwowała go ukradkiem z boku, podziwiając jego uśmiech, śmiech i osiągnięcia... Te żarty, sposób bycia i pozytywne nastawienie do życia. W szkole nie czuła się tak podle, jak widziała jego osobę. Rozświetlał jej życie i dawał nadzieję, że może jednak będzie lepiej.
Cóż, tę szansę zaprzepaściła, wpadając w łapki jakiegoś paskudnego krwiopijcy, który ją przemienił w to coś żądnego krwi, a gdy nie chciała mu być posłuszna i krzywdzić tych wszystkich ludzi, wysłał ją na jakieś pole bitwy, gdzie szybko oberwała kołkiem w pierś i pożegnała się z życiem i byciem złą. Nawet nie pamiętała, czy kogoś zabiła w trakcie bycia... I to ją przerażało. Nie pamiętała za bardzo tego okresu. Jedynie przebłyski i że była bardzo spragniona. To uczucie towarzyszyło jej przez dłuższy czas nawet wtedy, gdy była już duchem. Może nawet kogoś zabiła, ale tego nie pamiętała... Nie chciała być zła.
I zdemaskowana, bo co jak co, ale chyba innej Cherish, którą znał Deandre w pobliżu nie było. W sumie jej imię chyba należało do rzadkich, więc prawdopodobieństwo jeszcze bardziej zmalało.
Obróciła się powoli z powrotem w kierunku Winchetera, robiąc wielkie zdziwione i w sumie nawet przerażone, jakby zobaczyła ducha, oczy. I tak paczyła, nie potrafiąc z siebie wydusić niczego. Nawet jakoś ciężko było jej przełknąć ślinę, a właściwie udać, że to robi... Głupio miała wrażenie, że ma gulę w gardle, gdy jej tam nie mogło być. I chyba nawet teraz się cieszyła, że nie ma ciała, bo wtedy spłonęła by naprawdę żenującym rumieńcem.
- Eee... – Zaczęła od bardzo inteligentnych słów. – Eee... – I kolejne inteligentne słowa. – Boże, on mnie widzi! I słyszy! – Stwierdziła coraz bardziej podekscytowana, choć zaraz wylano jej na głowę kubeł zimnej wody. W przenośni oczywiście. – Czemu mi to robisz!? – Spytała niebios, nadal patrząc tymi ogromniastymi oczkami na Deana. I gdy można było pomyśleć, że zamierza tak stać całe wieki, wlepiając wzrok w tego przeuroczego rudzielca, nagle spłoszyła się i przemknęła szybko, skrywając się nieopodal za drzewkiem.
- Przepraszam... To miało wyglądać inaczej, a właściwie nie wyglądać, bo do tej pory nikt mnie nie widział – jęknęła zza drzewa, niby to się o nie opierając rękoma. – Bo nie chciałam ci tego wszystkiego mówić... Znaczy chciałam, ale... Nie chciałam i chciałam, a teraz ty to wszystko wiesz i mi tak głupio... – Mówiła, w przerwach zagryzając wargę, której nie miała. – Bo bardzo chciałam ci to powiedzieć już dawno, bo cię naprawdę... I też cię szukałam, choć nie dlatego, bo myślałam, że nie będziesz mnie widział... – Zmarszczyła czoło, analizując swoje słowa, przez co też westchnęła ciężko. To było beznadziejne i ona była beznadziejna. Za to Deandre był non stop ten sam.
Ale miło, że apokalipsa nie zniszczyła twojego poczucia humoru – stwierdziła po chwili milczenia, wychylając się nieco zza drzewa z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. – I niestety nie dam rady napisać ci tych podziękowań, bo mam pewną niemoc związaną z brakiem ciała – przyznała z nieco większym uśmiechem, bezradnie unosząc swoje duszkowe dłonie. – Za to mogę ci powiedzieć, że Nicka nie ma i nie będzie w najbliższym czasie, więc możesz już iść i nie czekać na niego. Brał ślub na jakiejś wyspie, a prosto z niej wyjechał do Irlandii i o tak. Trzymałam się blisko niego przez ostatni czas, bo był jedyną osobą, którą znałam, a nie chciałam skończyć jak Elisabeth. Elisabeth nie pamięta niczego i ciągle skacze z mostu, myśląc wciąż, że to jej pierwszy skok... To takie straszne. Nie chcę zapomnieć i chyba zaczęłam mówić za dużo, ale to dla tego, że dawno z nikim nie rozmawiałam. Z Nickim też nie rozmawiałam, bo się bałam i nie chciałam mu psuć życia faktem, że duchy jednak istnieją... Jest szczęśliwy ze swoją narzeczoną... Teraz już żoną. I już się zamykam, i nic nie mówię – powiedziała, udając, że zamyka usta i spuściła wzrok na swoje dłonie. Dłonie ducha...
Powrót do góry Go down
Deandre Finn Winchester

Deandre Finn Winchester

Personalia : Deandre Finnick Winchester
Pseudonim : Finn, Dean, Dean Winchester :)
Data urodzenia : 19.07.1994
Rasa : Człowiek
Liczba postów : 20
Punkty bonusowe : 24
Join date : 28/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeWto 17 Cze 2014 - 0:17

No tego to się nie spodziewał. Od zawsze uważał się za całkiem normalnego faceta, o ile by wziąć poprawkę na jego nerdowatość, szalone pomysły wcielane w życie wraz ze swą zacną bandą i kilka jeszcze innych rzeczy typowych dla niego praktycznie już od samego urodzenia. A przynajmniej odkąd pamiętał i odkąd pamiętali inni, bo fakt faktem, że do domu dziecka podrzucono go ukradkiem, gdy miał około dwóch lat.
To sprawiło, że nigdy nie wyrażał zbyt dużych chęci dociekania tego, kto to zrobił. Logicznym było bowiem, że skoro go porzucono, to go też nie chciano. Jacy normalni rodzice, którzy kochali swoje dziecko robiliby coś takiego? Odpowiedź była nadzwyczaj prosta i dla niego jasna. Żadni.
Może i miał więc na tyle dużo odpowiednich środków do tego, by odnaleźć swych biologicznych rodziców, ale nie chciał tego robić. W sumie nawet w głębi duszy nie oceniał ich jakoś pochopnie, na podstawie kilku głównych myśli, które niekoniecznie musiały należeć do tych prawdziwych, choć z pewnością były dosyć prawdopodobne.
W sumie nawet wolał myśleć o sobie jako o dziecku osób, które zwyczajnie potomstwa mieć nie chciały, bo to w pewnym sensie było dla niego łatwiejsze od myślenia o tym, że mogli nie mieć żadnego wyjścia. Świadomość tego byłaby o wiele bardziej bolesna i dramatyczna, a on naczytał się o stanowczo zbyt wielu dramatach z tych wszystkich łowieckich baz danych i miał ich już serdecznie dość.
Wiedział, że takie rzeczy mogą przeogromnie zmienić praktycznie każdego człowieka, i w sumie nie tylko człowieka, a on nie chciał się zmieniać. Za nic w świecie. Dobrze mu było takim, jaki był. Niekoniecznie uznawanym za kogoś, na kogo patrzeć można było pod kątem romansowym, bardziej już za takiego najlepszego przyjaciela, któremu można było się ze wszystkiego zwierzyć i wypłakać w rękaw, a on podawał kolejne chusteczki, pocieszał jak tylko potrafił, piekł ciasteczka i podawał je na talerzyku razem z miodem i szklanką mleka. Ale to akurat jakoś niespecjalnie mu przeszkadzało.
Prawdę mówiąc, wiele czasu poświęcał pracy i doskonale wiedział, że nie będzie mógł od tak sobie jej odpuścić, bo w pewnym sensie starał się jak najbardziej pomagać i dbać o to, by nie skrzywdzono tych, którzy na to nie zasługiwali. Nie miał więc możliwości rzucenia pracy z dnia na dzień i wyjechania gdzieś, bo łowcy zapewne byli na tyle sprytni, by dopaść go dosłownie wszędzie. A on znał ich tajemnice, więc mieli mieć jeszcze większą motywację do poszukiwań i „załatwienia sprawy”.
Lecz wolał o tym nie myśleć, gdyż nie miał w najbliższym czasie w planach wielkich miłości do nieznajomych i nagłych ucieczek, więc po co miał psuć sobie humor. Zdecydowanie bardziej wolał dalej żartować sobie ze swojego pracoholizmu, spotykać się ze znajomymi, grzebać w świeżo zaprojektowanych rzeczach w swojej malutkiej pracowni znajdującej się w, stanowczo zbyt dużym jak na jego gust, apartamencie.
Jednym słowem – zwyczajnie cieszyć się życiem i korzystać z niego. Zwłaszcza, gdy planował choć na chwilę zobaczyć się ze swoim najlepszym kumplem, który może i miał parę kiełków, ale to nie mogło przecież być aż takie złe, prawda?
Znaczy się… Nie słyszał i nie czytał o tym, by jego przyjaciel wygryzał się w szyję jakimś przypadkowym osobom, więc chyba było choć odrobinę dobrze. Cóż, sam miał to wkrótce sprawdzić, oby nie na swojej szyi!, i był z tego powodu dosyć podekscytowany. Pomyśleć, że ma szansę spotkania po latach! Jakaż szkoda, że nie mógł zabrać ze sobą Christinę, a nawet nic jej o tym powiedzieć. Bez niej to już z pewnością nie miało być to samo, jednak i tak czuł się wręcz potwornie zajebiście z wizją powtórnego spotkania tego wariata, z którym odwalał najlepsze numery pod słońcem i który był mu jak brat.
Jednak po chwili jego entuzjazm trochę przygasł, gdy usłyszał od Cherry, tak! TEJ Cherry! duCherry! duCherryha!, o wyjeździe Nicka. Naprawdę liczył na to spotkanie i musiał koniecznie do niego doprowadzić. Choćby ze względów czysto bezpieczeństwowych. Musiał ostrzec kumpla przed jego własnym dziadkiem i musiał to zrobić względnie szybko, gdyż łowcy zaczynali już coraz bardziej węszyć. Wciąż jeszcze podrzucał im anonimowo kolejne fałszywe tropy, ale ileż mogli się na nie nabierać…
No nic… Nie chciał teraz znowu schodzić na tematy wrednych wymachiwaczy bronią na prawo i na lewo, i do góry, i w przód, i dookoła, tralalala. Gdyż miał coś innego do obserwacji. Coś, a właściwie kogoś. Kogoś, kto przypominał mu stare dobre czasy, poruszając w serduszku jakąś taką strunę, o której istnieniu nawet nie wiedział. Dzięki niej było mu tak ciepło na duszy, jeszcze bardziej miło i kolorowo. I nie chciał, by płoszyła się na jego widok. Prawdę mówiąc, brakowało mu jej.
Tak, dokładnie. Brakowało mu jej, choć przecież w czasach szkolnych nie byli dla siebie nikim więcej. Ot, dosyć luźni przyjaciele, bo jakoś nie dawała się pociągać do ich grupy, która w sumie odstraszała niektórych swoim zgraniem. Kilka razy próbował nawiązać z nią jakieś bliższe kontakty i… Pamiętała to. Ba!, wspominała, przywracając mu tamte wszelkie uczucia. Przeogromną radość, gdy dała się wyciągnąć i… I zauroczenie.
Tak przynajmniej teraz to widział. Jako chyba swoje pierwsze, i w sumie jedyne, zauroczenie. Takie słodkie i gorzkie zarazem, gdy dowiedział się, że z dnia na dzień wyniosła się z domu. Tak bez słowa pożegnania nawet. Teraz przynajmniej już wiedział, a przynajmniej się domyślał, co mogło się stać. I miał przeogromną ochotę przygarnąć ją tak sobie do piersi i nie wypuszczać już nigdy więcej. Była… Nie, to chyba było największe durnoctwo, jakie mógł sobie pomyśleć. Głupiś, Deandre! Przytulanie kogoś, kto był duchem… Ale chciał to zrobić. Naprawdę, ale to naprawdę mocno i intensywnie. Chciał, by się uśmiechnęła i nie była zawstydzona swoimi słowami, które były takie urocze, tak bardzo kochane. Świadomość, że ktoś przyznał się do tego, że jest mu bliski.
- Nie przepraszaj, Cherry. I nie chowaj się, bo i tak cię widzę. Ludzie za to mogą pomyśleć, że mam jakiś drzewkowy fetysz, bo dla nich gadam do liści. Takich sssssssssoczysssstych i ziellllooonych… Ummm… – Wyszczerzył zęby, uśmiechając się szeroko. – Chyba nie chcesz, by aresztowano mnie za molestowanie biednych krzaczków, hę? Małych i niewinnych. Niczym sobie nie zasłużyły na stanie się obiektem prześladowań! – Podniósł się z miejsca, niby to niczym duży kot, przemykając w stronę drzewka i wyglądając zza niego. – Akuku… Uśmiechnij się, bo tak szybko się mnie nie pozbędziesz. Mówiłem, że słaba ze mnie Whoopi Goldberg, więc to może też oznaczać, że zaraz zamienimy się rolami i to ja zacznę cię nawiedzać. Co o tym sądzisz, hęhęhę? – Oparł się rękami o drzewo, niby to muskając jej dłonie. – Cherry małą owcę ma, owcę ma, owcę ma, która biała jest jak mgła. Ach, biała jest jak mgła. – Zanucił, przeciągając niektóre samogłoski, na tyle cicho, by nikt nie uznał go za jakiegoś molestującego drzewka wariata, który śpiewa o wisienkach mających owieczki i pewnie jeszcze sądzi, że dzięki temu zmieni drzewka w owocowe. – Myślę, że nawet mi się to spodoba. Raz do szkoły przyszły dwie, przyszły dwie, przyszły dwie. Dzieci ucieszyły się. Ach, ucieszyły się. – Mrugnął do niej oczkiem. – Mój repertuar nie jest zbyt duży, więc lepiej pogódź się z owieczkami i moim meeenialniastym wokalem. – Posłał jej jeszcze szerszy uśmiech. – Albo się nie zamykaj i spróbuj mnie przegadać. To co wybierasz, owocowa mamo owcowa?
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeWto 17 Cze 2014 - 19:33

Zamilkła, wracając na swe miejsce za drzewem i patrząc przed siebie na ulicę oświetlaną lampami. Wyglądała tak cudownie, przytulnie. Idealna pora, by wybrać się z ukochanym na spacer. Iść taką uliczką za rękę i śmiać się z byle czego, bo życie w takich chwilach wydawać się powinno lekkie i beztroskie. A gdy zrobiłoby się chłodno, przytulić się do niego i... przemijać. W pięknej chwili, wiedząc, że jest ktoś tuż obok... i nie ochroni cię przed złem tego świata.
Teraz już nikt nigdzie nie mógł czuć się bezpiecznie. Nawet Deandre. Powinna być uważna, by ostrzec go w odpowiedniej chwili przed zagrożeniem. Nawet w Los Angeles nie było bezpiecznie. Nicka spotkało wiele złego, zanim na niego wpadła, a Deandre jeszcze kręcił się tu po zmroku. Nie chciała, by coś mu się stało, by, nie daj Boże, podzielił jej okrutny los i stał się duchem. Duchem...
Zadrżała, rozglądając się po obu stronach ulicy po swojej lewej i prawej. Przez myśl o niebezpieczeństwie, przed oczami stanął jej zakrwawiony kołek, który wtedy widziała wystający z jej piersi. Pamiętała go i szok jaki jej towarzyszył. Nie chciała umierać tak młodo, tak wcześnie, nie spróbowawszy tylu rzeczy... Jak jej ojciec. On też umarł młodo... Za młodo...
Pisnęła przestraszona, gdy Deandre zakradł się do niej po krótkim milczeniu. Zamyślona nawet tego nie zauważyła, więc jak mogła go chronić, powstrzymać przed śmiercią lub niebezpiecznymi znajomościami?
- Przepraszam... Ja... Zamyśliłam się – usprawiedliwiła się, podnosząc wzrok na miłość swojego tak krótkiego życia. Stał tak blisko i był tu teraz dla niej. Próbował ją rozśmieszyć i w sumie mu to wychodziło. Zawsze wychodziło. Żałowała, że tak to się wszystko urwało. Przed śmiercią nawet nie zdążyła się odkochać, zapomnieć i żyć dalej z czystym sercem, nieskażonym jakimkolwiek uczuciem, a teraz właśnie tego uczucia się trzymała, mając nadzieję, że ono nie pozwoli jej zapomnieć.
Uśmiechnęła się na uwagę o byciu słabą Whoopi. Cóż, Deandre daleko było do wyglądu pani Goldberg.
- Raczej nie dałbyś rady mnie nawiedzać. Mogę dosyć szybko się przemieszczać, w dodatku przenikając przez budynki, lecąc nad rzekami i tak dalej... – stwierdziła, nadal uśmiechając się szeroko, choć w sumie miało też to smutny wydźwięk.
Przeniosła wzrok na jego dłonie, które były tak blisko jej własnych. Wydawało jej się, że poczuła bijące od niego ciepło, ale to nie mogło być możliwe. Zmarszczyła brwi, nic nie rozumiejąc. Nie mogła go poczuć, ale... Tak jej się wydawało. Wydawało... Wydawało jej się wiele rzeczy związanych z ludzkim życiem.
Pokręciła głową, unosząc wzrok na Deandre i zaraz go przenosząc na ulicę. Jakoś nie potrafiła mu patrzeć tak prosto w oczy, gdy wiedziała, że ją widzi. Rany, powiedziała mu to wszystko, patrząc mu prosto w oczy, co było takie... Okropne? Nie było okropne. Odważne, zaś piosenka o owieczkach taka miła.
- Menialniasty? Wcale nie masz takiego wokalu – stwierdziła, obracając się raz wokół. Prawie jak baletnica, choć to bardziej był duszkowaty obrót. – I chyba wybiorę owieczki, bo nie znam żadnych ciekawych piosenek, ani nie mam nic ciekawego do opowiedzenia. Same nieciekawe sprawy – przyznała, robiąc smutną minę, choć zaraz się ożywiła, robiąc wesołą minę i tym razem patrząc Deandre w oczy. – Chyba że chcesz się dowiedzieć czegoś o Nicku... Tak jakby szpiegowałam go od kilku miesięcy, co...chyba nie było zbyt miłe... W sumie nie powinnam była.
Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeSob 21 Cze 2014 - 21:06

Najszczerszą z prawd było to, że Los Angeles, nawet zarządzane przez powszechnie szanowaną anielicę Gabriel i niewiadomo wręcz jak próbowane utrzymać we względnym spokoju, wciąż nie należało do zbyt bezpiecznych miejsc. Jak w sumie i większość miast po apokalipsie, lecz jednocześnie jakby jeszcze mocniej. Jakby całe zło tego świata postanowiło nagle obrać sobie je za cel swych knowań i okropnych działań. Mieszkańcy miasta nie raz już mogli przekonać się o tym wszystkim, co spędzało im sen z powiek.
Także tym razem najwyraźniej historia miała zamiar się powtórzyć. Może i nie tak zupełnie, lecz z pewnością w jakimś sensie łudząco podobnie do tego wszystkiego, co wydarzyło się w tym miejscu całkiem niedawno. Coś, co zostało starannie zamaskowane przez łowców, którzy mimo wszystko nie pozostawiali tego miejsca tak zupełnie poza swoim wpływem, choć zdawać by się mogło całkowicie inaczej.
Tym razem jednak nawet oni nie potrafili przeciwdziałać temu, co miało się stać i co tak właściwie już zaczynało się dziać. Z początku powoli, wręcz niezauważalnie, by w pewnym momencie wybuchnąć z całą swoją siłą i nie dać się powstrzymać, nim nie stanie się to, co planowały tak zwane wyższe siły. Nie niebiańskie, bo te przecież brzydzić się zwykły niepotrzebną przemocą i ingerencją w świat niezbyt ważnych dla nich ludzi, a wręcz przeciwnie…
I nawet wielce spostrzegawcza Cherish nie zdołała w odpowiedniej chwili dojrzeć zagrożenia. Zagrożenia wyskakującego dosłownie znikąd.
W jednej chwili młodzi zajęci byli rozmową o wszystkim i o niczym, by już kilka sekund później Cherish została gwałtownie odrzucona w tył, co w sumie samo w sobie nie powinno być znowu aż tak niezwykłe, bo przecież duchom wyrzucanie gdzieś indziej zdarzało się aż nazbyt często, lecz tym razem nie był to zwykły przerzut. W grę wchodziła tu jakaś inna siła. Emanująca czystym mrokiem i przynosząca ze sobą duszący odór siarki rodem z czeluści piekielnych.
Dziewczyna przeleciała dosłownie przez całą długość placu, gwałtownie zatrzymując się dopiero przy ścianie jednego z budynków, przyparta do niej czymś w rodzaju przezroczystej siatki, która sprawiała, że nie mogła wykonać żadnego ruchu. Mogła tylko patrzeć z przerażeniem na ogniste linie pojawiające się w miejscu, w którym tak niedawno stała z Deandre, teraz otoczonym przez coraz to wyraźniejsze znaki przypominające starodawne runy nordyckie, lecz jednocześnie jakby inne… I płonące niczym ogień… Świecące jasnopomarańczowym blaskiem z czerwonymi iskrami, które odbijały się na ciemnym niebie.
Łowcy pilnujący chłopaka poderwali się z miejsc, rzucając wszystkie niepotrzebne rekwizyty i biegnąc w stronę Winchestera, lecz już praktycznie w tej samej chwili zostali poderwani w górę i odrzuceni niczym bezwolne lalki, nie ludzie. Mężczyzna uderzył o jeden ze stojących na chodników samochodów, obryzgując go świeżą krwią. Zawył alarm samochodowy, lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ludzie uciekali w panice jak najdalej, skrywając się w bramach i za budynkami, by tam czekać na rozwój akcji. Łowczyni tymczasem wylądowała tuż obok Cherish, podnosząc się na klęczki i plując krwią. Uniosła oczy, spoglądając na Cherry lekko nieprzytomnym wzrokiem i szepcząc coś, czego dziewczyna nie była jednak w stanie dosłyszeć. Po tym ponownie opadła na ziemię, najwyraźniej nieprzytomna.
Tymczasem znaki wokół przerażonego Deana zrobiły się już na tyle wyraźne, by był on praktycznie niewidoczny dla osób z zewnątrz, które miałyby jeszcze siłę patrzeć na tak silne źródło światła. Nagle w górę wystrzelił potężny snop światła i jakby iskier, a po nim… Po nim wszystko się uspokoiło…
Znaki zniknęły, pozostawiając po sobie tylko wyżłobienia w asfalcie i chodniku. Deandre zaś… Deandre rozpłynął się w powietrzu. Zupełnie tak, jakby nigdy go tam nie było. Alarm samochodowy nadal wył przeraźliwie, łowczyni leżała bezwładnie na chodniku, a krew łowcy powoli skapywała na ziemię, tworząc na niej, już sporą, kałużę.
Ludzie powoli zaczęli wychodzić ze swoich kryjówek, patrząc na siebie z przerażeniem widocznym w oczach i nawet nie dyskutując zbytnio. W powietrzu bowiem wciąż wyczuć się dało specyficzny mrok, który dosłownie powodował ciarki na skórze. Siła trzymająca Cherish nagle zniknęła i dziewczyna opadła na ziemię, tym razem jednak odczuwając dosyć nieprzyjemne zderzenie z chodnikiem i uderzając o niego głową.
Gdy się ocknęła, pochylał się już nad nią już całkiem niezły tłumek, a ktoś głośno mówił coś o wzywaniu karetki. Chwilę później rozległy się też jej sygnały, a już dosłownie kilka sekund później, ratownicy znaleźli się przy dziewczynie, zadając setki pytań na minutę. Pytań, które dla zamroczonej Cherry wciąż brzmiały jak czysty bełkot…
[z/t dla Deandre]
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeCzw 26 Cze 2014 - 1:30

- Szpiegowanie nie było zbyt dobrym pomysłem, ale nie to miałam na myśli, chodząc za nim... Aaa...! – Przerwała krzykiem, który wydała, gdy coś ją brutalnie odepchnęło od Deandre.
Ba!, gdyby to było tylko zwykłe odepchnięcie... Coś nie dość, że rzuciło nią tak, że zatrzymała się dopiero na ścianie, to w dodatku ją przyparło do niej tak, że nie mogła się ruszyć. Jakaś siatka czy coś... Jak to było możliwe, skoro była duchem?! Czemu nie przeleciała przez ścianę, jak to zwykła robić?! DEAN!
Próbowała to jakoś wyrwać, rozerwać czy coś, by do niego podlecieć, ale nie mogła. Mogła jedynie patrzeć jak pojawiał się ten ogień, który coraz bardziej zasłaniał ukochanego przez nią faceta. Nie wiedziała, co było w tym gorsze. Płomienie, runy, ten paskudny zapach, upadająca tuż obok niej kobieta czy... Boże, tu wszystko był przerażające! Wszyscy uciekali i nikt mu nie pomagał!
- Dean! Dean! – Wrzasnęła, choć to było na nic. Nic nie mogło tego powstrzymać, bo mimo że nigdy nie miała okazji spotkać się z podobną sytuacją, to instynktownie wiedziała, skąd pochodziły płomienie. Płomienie, które zakryły jej Deana i które nie pozwalały jej dłużej na nie patrzeć, rażąc w oczy, które łzawiły... Łzawiły...
Czuła i kobieta, która przed chwilą straciła przytomność, ją widziała. Coś do niej nawet szeptała! I niestety też czuła zderzenie z ziemią, gdy nieznana jej siła zniknęła. Ona zaś zapadła się w ciemność, ale nie na długo. Po chwili ocknęła się, niestety pamiętając to wszystko i czując jeszcze gorszy ból.
- Aua! – Jęknęła, powoli podnosząc się obolała do pozycji siedzącej. W głowie jej się kręciło, a zbierający się tłumek nie pomagał. – Gdzie... On...? – Jęknęła, gdy jeden z ratowników dotknął jej skaleczenia na czole. – Zabrali go! Zabrali go! – Krzyknęła już bardziej ożywiona, łapiąc go za rękę. – Muszę się tam dostać! Gdzie jest Piekło?! Powiedzcie mi, proszę, gdzie jest Piekło. Muszę mu pomóc... Porwali go. Porwali Deana! – Załkała, a jej oczy ponownie się zaszkliły. Skuliła się, siadając i pocierając swoje ramiona.
Co mogła zrobić? Była bezsilna. I była człowiekiem? Jak to było możliwe, że czuła to wszystko, a oni, ci zebrani, ją widzieli?
- Muszę porozmawiać z kimś, kto tam był, kto wie, gdzie to jest – szepnęła do siebie i podniosła przerażony wzrok na zebranych. Musiała dostać się do Piekła, ale jak?
Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeCzw 26 Cze 2014 - 20:39

- Spokojnie, spokojnie… – Powtarzał wciąż jeden z ratowników, którzy zajmowali się obiema poszkodowanymi kobietami.
Choć najwyraźniej nie tylko one dosyć mocno oberwały w wyniku całego tego zdarzenia na placyku przy fontannie. I bynajmniej nie chodziło tutaj o mężczyznę towarzyszącego łowczyni, bo temu z pewnością nic nie było już w stanie pomóc, o czym Cherish przekonać już zupełnie mógł zapinany worek w kolorze czarnym, wydający się tak okropną rzeczą i z pewnością słusznie, w który stosunkowo szybko zapakowano ciało łowcy w średnim wieku.
Jego jasnobrązowe włosy sklejała krew wydająca się w tym oświetleniu ciemna i gęsta niczym sok wiśniowy. Niczym kałuża powstała po rozbiciu słoika z odrobinę wodnistymi konfiturami wiśniowymi o maskę samochodu. Nawet rozbite szkło mogło pomagać w przyjęciu tej wersji zdarzeń. Jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Tylko… Czy można było tak zwyczajnie o tym wszystkim zapomnieć? Gdy Deandre mógł już nigdy nie powrócić w Otchłani Piekielnych?
Choć z pewnością nikt z zebranych przy dziewczynie nie mógł powiedzieć zupełnie nic, co dotyczyłoby zadawanego przez nią panicznego pytania o Piekło, a przynajmniej nic, czego Cherish sama by już nie wiedziała. Chociaż… Czy aby na pewno? Zdawać by się mogło, że istniała jedna jedyna osoba mogąca przynieść Cherry tak bardzo potrzebne odpowiedzi i informacje. A przynajmniej takie wrażenie odnieść mogła, patrząc na blondyna w długim, skórzanym płaszczu praktycznie skrywającego się w mroku jednej z pobliskich alejek, który uśmiechał się jakby właśnie do niej, chociaż uśmiechem w pełnym tego słowa znaczeniu nie szło jego, typowego dla tak zwanych „niegrzecznych chłopców”, wykrzywienia warg nazwać.
Nieznajomy położył palec na ustach, mrugając do niej okiem i, odwracając się na pięcie, wszedł głębiej w ciemność. Po kilku sekundach jakby całkowicie się w niej rozpływając… Zdawać by się mogło, jakby nigdy go tam nie było. Choć… Czy faktycznie nie był tylko złudzeniem? Nie wyglądało bowiem na to, by ktokolwiek poza Cherry mógł zwrócić na niego uwagę, co nasuwało przynajmniej dwa pytania. Czy nieznajomy był tylko majakiem spowodowanym jej dosyć poważnym uderzeniem się w głowę? Czy może nieznajomy zwyczajnie nie chciał, by ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę z jego obecności? A w takim razie… Dlaczego zniknął? A może wciąż gdzieś tam był?
- Proszę pani… Proszę pani? Panienko?! – Wspomniany wcześniej ratownik wyraźnie od dłuższej chwili starał się przyciągnąć uwagę Cherish, wciąż zadając niezrozumiałe dla niej pytania i starając się powstrzymać ją przed dalszym podnoszeniem się. – Jak się pani nazywa? Czy pamięta pani, co się stało? Jak się pani czuje? – Jednocześnie ręką dawał znak swoim towarzyszom. Jeśli miała być odpowiednia pora na opuszczenie jakimś cudem tłumku, to z pewnością była ona w tej chwili. Choć, czy nie lepiej było oddać się pod opiekę lekarzy? Cherish najwyraźniej była bowiem człowiekiem, przynajmniej na chwilę obecną, a jak wiadomo, ludzie nie byli stworzeni ze stali.
Ludzie… Krew przypominająca konfiturę wiśniową, pachnąca tak przeraźliwie przyjemnie i słodko, że aż dosłownie ślinka sama leciała do ust… Przyciągająca spojrzenie, choć powinna je raczej odpychać… Pulsujące miejsce na szyi ratownika, który pochylał się nad Cherrish. Z wyraźnie bijącym od niego ciepłem i zapachem. Tak bardzo kuszącym i wywołującym przeraźliwy wręcz głód. Nie do powstrzymania…
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeCzw 10 Lip 2014 - 20:39

Deandre... Deandre... Deandre... A może to jej się śniło? Może nadal gdzieś tu był? Może Piekło go jej jednak nie zebrało? Może nim też gdzieś obok zajmowali się ratownicy i właśnie żartował do nich ze swoich niewielkich ran? Że teraz będzie wyglądał jak bohater? Który to odstraszył Piekło? Bo przecież jest niezłym psotnikiem i spryciarzem. Robił tyle niezwykłych rzeczy i psikusów, zawsze uchodząc z tego ze spokojem. Oni wszyscy wychodzili. Może właśnie siedział bezpiecznie w karetce, mówiąc, że wszystko jest z nim w porządku i że wróci już do domu... Nick jakoś wyszedł cało z kłopotów i Dean...
Nie, nie było go tu nigdzie. Słyszałaby głos Deana. Nie dałoby się go przeoczyć,  nie usłyszeć i olać. Wszędzie poznałaby jego śmiech. Nie był typem smutasa... Śpiewał jej o owieczkach... Może teraz też by coś nucił, bojąc się, że ktoś go weźmie za świra gadającego z drzewem. Jeszcze przed chwilą tu był... Zabrali go, a ona była bezsilna. Nie mogła nic zrobić, nikt jej nie mówił, gdzie jest Piekło i jak może się do niego dostać. Pytali o nic, o nic ważnego, głupotki, bzdet ki. Jak mogła czuć się dobrze, gdy porwali jedyną ważną dla niej osobę na świecie. I nikt nic nie mówił...
Choć ten mężczyzna, który tak się czaił... Mrugnął tak do niej i się wyszczerzył tak strasznie. Nie lubiła takich uśmiechów. Zazwyczaj oznaczały to, że ktoś zamierza ją do czegoś wykorzystać. Mógł coś wiedzieć. Wyglądał na przebiegłego i złego... A ci ratownicy...
Zmarszczyła nos i zaraz też czółko, gdy poczuła dwa kiełki w swoich ustach. Krew... To ona jej tak słodko pachniała. Jak wtedy.
Nie czekając dłużej, wyrwała się ratownikowi. Wykorzystała chwilę, odpychając go od siebie i prędko opuszczając miejsce, w którym zebrani byli ci wszyscy mieszkańcy. Pobiegła szybko w uliczkę, w której zniknął jej nieznajomy, mając nadzieję, że go jakimś cudem dogoni. Miała aby nadzieję, że nie był zwykłym człowiekiem i nie zabije go na miejscu dla krwi. Tak ją strasznie paliło gardło, a w ustach nadal miała ten zapach... Ten smak... Własnej krwi.

Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimePią 11 Lip 2014 - 13:52

rym pomysłem, a już zwłaszcza po takim mocnym uderzeniu i to przez bliżej niezidentyfikowane siły magiczne. Zdecydowanie złe siły magiczne, warto dodać. Lecz akurat  najwyraźniej najwyraźniej nie jej własne obrażenia liczyły się teraz dla Cherrish. Dean bowiem mógł być w o wiele gorszej sytuacji i to bez możliwości pomocy mu. Całkowicie sam pomiędzy piekielnikami, których zamiary były jak najbardziej Cherry nieznane. A to oznaczało tylko, że istniało dosyć duże prawdopodobieństwo, iż Deandre wyda swe ostatnie tchnienie nim jeszcze dziewczyna zdąży cokolwiek zrobić. Mogło mieć to miejsce nawet w tej chwili, a ona...
Nie z byle powodu powstrzymywana była przez ratowników przed zbędnymi ruchami, o czym nadzwyczaj szybko mogła się przekonać na własnej skórze. Dosyć mocno obitej i częściowo pozdzieranej, a w niektórych miejscach swym bólem zwiastujących nawet niechybnie mające się pojawić siniaki. I to mniej więcej rozmiarów Ameryki. Lub dwóch... Setek...
Nie była to raczej przesada, gdyż Cherrish z pewnością została dosyć mocno poturbowana jednym i drugim uderzeniem, a pomiędzy jeszcze lotem oraz zdecydowanie nienaturalnym przyciskaniem jej do ściany,  co przecież samo w sobie sprawiało, że robiło się duszno i dusząco. A świeżo odzyskane płuca nie pomagały, dając o sobie znać stanowczym bólem. Kiełki zaś...
Domagały się jedzenia... Piekły wręcz niemiłosiernie, pokazując jak bardzo potrzebne jest jej wgryzienie się w coś krwistego. Coś, co ją wołało. Z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej. Zwłaszcza już po ucieczce od ratownika, na którą Cherry zużyła nadzwyczaj wiele energii.
Której jej teraz zaczynało brakować... A tajemniczego gościa nigdzie nie było widać. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Lecz...
Głód. Zaćmiewający teraz już zupełnie wszystko. Odbierający resztki myślenia. Przeraźliwie wołający... Nie pozwalając o sobie zapomnieć. Potrzeba było tylko chwili, by człowiecza część Cherrish uciekła już gdzieś daleko w zapomnienie, dając miejsce pełni wampirzych instynktów. A to nie mogło się skończyć dobrze. Czyż nie lepiej było już zostać na placu i pożywić się ratownikiem...?
Lecz teraz nie było na to czasu. Głód był na tyle przejmujący, a kobieta przechodząca alejką wyglądała apetycznie jak nigdy. Worek z krwią... Który krzyczał coraz ciszej, gdy zostawał opróżniany. Aż do ostatniej kropelki. Wtedy właśnie myślenie Cherrish mogło powrócić, a ona sama...
Zobaczyć mniej więcej trzyletnie dziecko kulące się za metalowym kontenerem. Mała dziewczynka wyglądała nadzwyczaj podobnie do zabitej kobiety na chodniku. I płakała przerażona. A obok Cherrish leżała lalka najwyraźniej należąca do dziecka. Cała we krwi matki...
Powrót do góry Go down
Cherish Max Curtis

Cherish Max Curtis

Personalia : Cherish Max Curtis
Pseudonim : Cherry
Rasa : Duch
Liczba postów : 18
Punkty bonusowe : 20
Join date : 29/05/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeSob 19 Lip 2014 - 23:54

Gdzie był ten mężczyzna?! Gdzie był, gdy potrzebowała pomocy? Nie mógł się od tak rozpłynąć! Nie mógł też nie istnieć! Prawdopodobnie to właśnie go potrzebowała, by odzyskać kogoś, kogo tak bardzo sobie ceniła. Gotowa była oddać wszystko, byle by był bezpieczny, by nie zagrażało mu nic,  ani nikt i nie musiał czuć strachu, który umiejętnie zmiatałby z twarzy Deana resztki radości. Mogła nawet poświęcić siebie, byle tylko był bezpieczny, byle tylko mogła zobaczyć ten uśmiech na jego twarzy. Byle tylko był bezpieczny...
Mężczyzny, który wyglądał na takiego, co to wykorzystałby ją w pierwszej lepszej chwili dla własnych zysków, zniknął, a za to na jej drodze pojawiła się kobieta, która pachniała tak... Ach... Mogłaby tak wdychać ten zapach całe życie, gdyby nie pragnęła czegoś o wiele wiele bardziej.
Krew. Świeżutka krew, która płynęła w tej zadbanej kobiecie, kusiła ją tak bardzo. Kusiła to mało powiedziane. Przyzywała, ba!, nawet przyzwała, bowiem Cherish wgryzła się w kobietę, nim ta zdążyła choćby oferować pomoc zagubionej, zdecydowanie poturbowanej i drobnej dziewczynie. Chciała jej pomóc, bo kto by nie pomógł? Nie dane było panience Curtis usłyszeć jej miłego głosu, bo ten uwiązł jej w gardle wraz z niemym krzykiem. Cherry zaś piła, nie zdając sobie zbytnio z tego sprawy. Pragnienie i instynkty przejęły nad nią kontrolę. Od tak dawna nie piła, tak dawno nic nie miała w ustach... W dodatku była tak bardzo obolała i zmęczona.
Odrzuciła kobietę na bok, wycierając nieco twarz w jej chustkę, która przykuła jej oko. Dopiero po chwili doszło do niej to, co zrobiła. Cofnęła się spięta kilka kroków do tyłu i, ku swojemu nieszczęściu, zauważyła skuloną dziewczynkę, a ząbki zapiekły ją ponownie. Podniosła szmacianą lalkę z ziemi i nienaturalnie spokojna podeszła do małej, mrucząc bardzo znaną i bardzo kochaną przez Cherish Max Curtis melodię pod nosem, którą teraz nie była. Nie tak do końca.
Nuciła, póki nie uklękła tuż przed małym blond skarbkiem. Zamiast nucić dalej, zaczęła śpiewać:
- Lalcia ładną nianię ma, nianię ma, nianię ma, która blada jest jak JA! Ach, blada jesteś słodka jak JA! – Zachichotała, myśląc o sobie jako duszku i o sobie jako martwej, w sumie o niej martwej też. Zapewne zrobią jej normalny pogrzeb z trumną, karawanem i cmentarzem... Ehh... Jej ciało spalono na jednej gromadce z innymi. – Nie bój się. Zamknij oczka, skarbie. Zaprowadzę cię do mamy. Tam będziesz bezpieczne – szepnęła, ścierając jej łezki i wciskając jej w rączki uśmiechniętą lalkę. – Jak ma na imię twoja laleczka? Pójdzie tam z tobą. Będziecie wszyscy razem – mówiła tak, by mała jej zaufała,  po czym z chora satysfakcją wbiła się kiełkami w jej szyję, gdy przytuliła do siebie dziecko.
- O nie! – Jęknęła, gdy ocknęła się z tego krwawego oszołomienia. Prędko odsunęła kiełki od niewinnej dziewczynki i delikatnie położyła ją tuż obok matki, po czym zadzwoniła z telefonu kobiety na telefon alarmowy, wzywając pomocy, póki była na siłach spowodowanych szokiem. Powiedziała do aparatu, gdzie się znajduje i porzuciła to wszystko, biegnąc dalej, a z każdym krokiem czuła się coraz gorzej. Nie odwracała się, skręcała w kompletnie nieznane sobie uliczki, by w końcu dobiec do jakiegoś ustronnego miejsca, gdzie znaleźć mogła jedynie szczury. Tam usiadła na podłodze i zaczęła płakać.
Zabiła. Była potworem. Powinna odwiedzić kogoś, kto by ją zabił. Gabriel nie było w mieście, więc powinna pójść do pierwszego lepszego anioła. Mieszkało kilku w pobliżu Heavenly Lunch. Powinna do któregoś pójść, ale tamto miejsce... Przypominało... Boże... Zabiła! Była potworem! Teraz wiedziała to już na sto procent.

Powrót do góry Go down
The Ghost
Mistrz Gry
The Ghost

Personalia : Galla Anonima
Pseudonim : Stokrotka/Daisy
Data urodzenia : 19 Gru (NIE OD MINIONKÓW) 1990
Stworzony/a : z nasionka
Zmieniony/a : przez słoneczko
Rasa : roślinka
Podklasa : agresywna
Profesja : Łamacz Rączek i Nóżek
W związku z : Panem Stokrotkiem
Aktualny ubiór : liście a la Efffa?
Przedmioty : deszczowa kropla, klawiatura, niecny błysk w oku
Liczba postów : 40
Punkty bonusowe : 50
Join date : 13/04/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeSro 23 Lip 2014 - 14:38

Maleńka dziewczynka, kuląca się coraz bardziej i najwyraźniej pragnąca zupełnie zniknąć w mroku nocy, wyglądała na skrajnie przerażoną widokiem martwej matki leżącej na brudnej ziemi i tym, co robiła sama Cherish.
Jednocześnie na jej niewinnej twarzyczce rysowało się zdziwienie, że ktoś wyglądający tak niewinnie może w istocie być prawdziwym potworem nie z tego świata. Tak bardzo złym i przerażającym monstrum, które zabiło jej mamusię! Jej najukochańszą mamę, która była najlepszym znanym jej człowiekiem. Śpiewała jej piosenki, tuliła do snu, śmiała się razem z nią z rzeczy uznawanych przez innych za mało istotne, a nawet często wybitnie głupie. Jedyną opiekunkę, która leżała teraz tak w tym jednym miejscu, nie ruszając się i wyglądając trochę jak rzucona w kąt lala, nie człowiek.
Nawet do małej dochodziło to, że jej mamusia już nigdy się do niej nie uśmiechnie, że już nigdy nie usłyszy jej śmiechu. To sprawiło, że dziewczynka wybuchła niekontrolowanym płaczem, drżąc i pociągając nosem tak, że już po chwili ciekło z niego niczym z kranu. I to przeogromnego kranu, jeśli spojrzeć by na rozmiary tego maxi-glutowego wodospadu.
Jednocześnie mała milusińska nie spuszczała swych oczu z Cherry, po chwili cofając się coraz bardziej aż nie poczuła ściany za swoimi plecami. Wtedy zaczęła wrzeszczeć, a wrzask ten przypominał połączenie tysięcy syren przeciwmgielnych z miliardami megafonów i głośników. Tak to przynajmniej mogło wyglądać po tej chwilowej ciszy, jaka nastała przed kolejnymi salwami ryku.
Dziewczynka, pomimo swego niezbyt dorosłego wieku, nie była bezrozumną istotką. Może i nie wyglądała zbyt poważnie, ale jak to mówią - pozory zwykły mylić. I Cherish miała się o tym przekonać na własnej skórze... Oj, miała i to mocno. Chorobliwie wręcz mocno. Mała smakowała bowiem wybornie i już po chwili nawet przestała wyrywać się z jej ramion, lecz spijanie jej było jeszcze gorszym pomysłem od zabijania jej matki.
Blondyneczka, odsunięta wreszcie od kłów wampirzycy, spojrzała na nią nadzwyczaj poważnym wzrokiem i już po kilku minutach zgasła. Jej oczy zrobiły się mętne, niewidzące i z pewnością należące do kogoś martwego. Zamordowanego z zimną krwią i wariackim zachowaniem. Wydawała się jeszcze bardziej drobna i krucha, gdy tak leżała na ziemi obok swej matki. I Cherish mogła być wręcz stuprocentowo pewna, że obraz ten będzie prześladować ją już do końca życia.
Oddalenie się od tego miejsca może i było całkiem dobrym pomysłem, przynajmniej ze względu na kwestię jej psychiki, jednak... Siedząc tak w jednym z najpaskudniejszych kątów, jakie można było znaleźć w tej okolicy, Cherry zaczęła odczuwać coraz silniejszy ból głowy, który pod koniec zaczął już wywoływać w niej wrażenie rozdzierania czaszki. Wtedy to też mogła zauważyć dwa niewyraźne cienie stojące nad nią.
- Czy wiesz, marna istoto, co żeś uczyniła?! - Warknęła jedna z nich o zdecydowanie kobiecym głosie.
- Teraz nie mamy wyjścia, musimy ukarać cię za tak bezrozumny czyn. - Dodał mężczyzna, kontynuując. - Nie umrzesz, bo to byłaby dla ciebie zbyt łagodna kara, lecz żyć będziesz już wiecznie. Skazana na wieczną samotność, będziesz powodem śmierci wszystkich ci bliskich. Łaknąć będziesz zrozumienia, lecz nikt ci go nie okaże. Już sam twój widok odrzuci innych. Chodząc w mroku nocy, za dnia chowając się po rynsztokach, bowiem światło słoneczne będzie ci przyczyną śmierci w katuszach, po której również i w nich powracać będziesz. Twego głodu nie przyjdzie ci zaspokoić, a do przetrwania potrzebować będziesz dusz ludzkich, które jednak pozostaną poza twym zasięgiem. Na wieki potępiona, na wieczność wygnana. Taka jest nasza wola, taka jest kara za zabicie Prorokini.
Po tych słowach dwie postaci dosłownie rozpłynęły się w powietrzu, pozostawiając ją całkowicie samą... Z krwistoczerwonym znakiem na szyi, przedstawiającym trzy łączące się gwiazdy, palącym ogniem piekielnym.
Powrót do góry Go down
The Host
Mistrz Gry
The Host

Liczba postów : 27
Punkty bonusowe : 31
Join date : 13/04/2014

Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitimeCzw 21 Maj 2015 - 21:21

Przeskok do maja 2022r.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Fontanna przed HL Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna przed HL   Fontanna przed HL Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Fontanna przed HL
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Przed domem
» Korytarz przed biurami

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
The Ghost Of You :: USA (Kalifornia) :: Los Angeles-
Skocz do: