Personalia : Maryann Cynthia Jordan Pseudonim : Mary Data urodzenia : 15.08.1994 Rasa : Człowiek Profesja : Studentka Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal. Liczba postów : 8 Punkty bonusowe : 12 Join date : 30/04/2014
Temat: McDonald's niedaleko drogi stanowej Sro 2 Lip 2014 - 1:36
Całe jej, z pozoru mające wypaść tak łatwo i lekko, spotkanie z rozmową o pracę przybrało jak najbardziej szalony obrót, a ona całkowicie już nie mogła odzyskać nad nim panowania. Przynajmniej tak to właśnie teraz odczuwała. Jako coś, co było na tyle nienormalne i to nawet jak normalnie nienormalny świat po fałszywej apokalipsie, kompletną nienormalnością, nad którą nadzwyczaj szybko straciła kontrolę. A co jak co, ale kontrolę to ona zazwyczaj wolała jednak mieć i to dosyć sporą, by nie wystawiać się na bardzo nieprzyjemne niespodzianki. Jak rozbijane szyby, psychopatyczni szefowie łowców, pokrwawione anioły wpadające przez wspomniane wcześniej okna, które teraz już z pewnością były bardziej ładnie oprawionymi dziurami z resztkami szkła jakoś trzymającymi się ram… Nienawiść wiejąca od wszystkich obecnych przy tym, a już w szczególności od dwóch ścierających się ze sobą mężczyzn i to z pewnością obu w pewnym sensie potężnych. I ona pomiędzy tym wszystkim. Nieee… Zdecydowanie nie była to jej bajka i raczej nie chciała tego zmieniać. Wolała swoje stare, zwykłe życie, które mimo wszystko nie wiało aż tak straszliwą nudą, jak to by się można było spodziewać. O nie! Jej codzienność w żadnym razie nie była mało interesująca i nieciekawa, a w niektórych momentach mogła powiedzieć, że była aż nadciekawa, jednak nie na tyle znowu, by miała wrażenie takie jak teraz. Gdy tak szła ulicami w towarzystwie dosyć mocno poranionego anioła, bo samochodu nie miała i teleportować czy coś chwilowo dać się też nie zamierzała. Obawiała się, że mogłaby zwyczajnie zwymiotować czy coś w tym rodzaju, a tego nadzwyczaj mocno chciała unikać. W normalnych okolicznościach zapewne zaraz po tym wszystkim, co było jej udziałem w siedzibie łowców, udałaby się prosto do domu lub też do knajpki w centrum na spotkanie ze znajomymi, którzy z pewnością skutecznie odwróciliby jej uwagę od niepokojenia się czy też obaw o rodzinę i pracę, ale teraz nie miała takiej ochoty. Poza zamartwianiem się o stan anioła, który wyraźnie go bagatelizował… Cóż… Miała nadzwyczaj wiele pytań o to, co jej powiedział i o to, co sama zauważyła. Sądziła, że tylko on może jej w tej chwili dać odpowiednie odpowiedzi, a jej umysł podpowiadał, że nawet, jeśli znalazłaby kogoś innego… Niekoniecznie nadawałby się on do rozmowy lub zwyczajnie nie chciał udzielić odpowiedzi na jej pytania. Postanowiła więc zaryzykować pójście z nieznajomym aniołem, na którego mijani ludzie patrzyli dosyć nieciekawym wzrokiem. Ona normalnie zapewne też by go omijała szerokim łukiem, bo nie należała do typów narażających się niepotrzebnie na jakieś przedziwaczne sytuacje, ale… No… Właśnie. Tak się składało, że akurat teraz była tą osobą, która towarzyszyła mu w drodze do fastfoodu, co samo w sobie powinno być niepokojące. Jednak świadomość tego, że anioł ma ochotę na burgera i to z mało wyrafinowanego McDonald’s… Śmieszyła ją tak, że ledwo ten śmiech powstrzymywała, uśmiechając się za to pod nosem i starając ten uśmiech ukryć. Głównie dlatego też milczała przez całą drogę, starając jednocześnie nie zabić na bardziej śliskich miejscach podczas przechodzenia znacznym skrótem, lecz zdecydowanie mniej uczęszczanym, w stronę najbliższego miejsca, które to tak zajmowało mężczyznę. Przysiadła przy wolnym stoliku w jak najbardziej dyskretnym kąciku pomieszczenia, który osłaniały kwiaty i dwie ścianki działowe i gestem dłoni dała znać towarzyszowi, by czuł się swobodnie w zamawianiu tego, czego akurat tam sobie chciał. Sama zamierzała zadowolić się kawą z bitą śmietaną, lecz tę mogła zamówić po jego powrocie. Zależało jej bowiem akurat na tym stoliku, gdyż miała wiele pytań i coś mówiło jej uparcie, że będą to pytania dosyć potrzebujące spokoju i złudnego poczucia prywatności. Ściągnęła więc kurteczkę, kładąc ją na siedzeniu obok siebie i, w oczekiwaniu na powrót anioła, wbijając wzrok w samochody jadące ulicą za oknem.
Castiel
Personalia : Castiel Pseudonim : Cass, Cassie Stworzony/a : po archaniołach Rasa : anioł Podklasa : serafin Profesja : Anioł Czwartku W związku z : Big Mac Aktualny ubiór : granatowy krawat, biała koszula, ciemne jeansy, prochowiec, miękkie buty ze skóry Liczba postów : 12 Punkty bonusowe : 16 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: McDonald's niedaleko drogi stanowej Nie 20 Lip 2014 - 15:25
Opadł ciężko na swoje miejsce zaraz po tym, jak postawił tacę pełną Big Maców na ich stoliku. Jeden z posągów dziabnął go anielskopodobnym mieczem. Podobny stop, jednakże mniejsza zawartość anielskiej stali, choć to był chyba ich przywódca, więc nieco więcej. I pełno kamienia. To marmur był chyba i, cóż, cholernie bolało. Cholernie długo też miało się goić. Czemu ludzie używali słowa „cholernie”? - Pewnie jesteś głodna. Częstuj się. Zaraz przyniosą mi resztę – powiedział, bo tak wypadało. Znał życie i był pewien, że dziewczyna nie weźmie ani jednego... Choć mogła wziąć z grzeczności. W sumie zakładał to drugie. Została wychowana na spokojną i grzeczną. Chciała być perfekcyjna we wszystkim, co robiła. I była niewinna. Praca u Anthonego... To nie mogło się dobrze skończyć. Cholera, nadal odczuwał względem niego nienawiść. – Czemu ludzie używają słowa „cholera” i „cholernie”? – Spytał poważnie, chcąc zmienić tok myślenia, ale też dlatego, by dowiedzieć się co nieco o nich. O ludziach i ich nawykach. Poprawił się powoli i delikatnie na kanapie tak, by nie drażnić rany. Pozbył się też kawałka gruzu z jednego skrzydła. Wbijało mu się nieprzyjemnie, gdy składał lewe. Gdy już stwierdził, że nic nie będzie mu przeszkadzało w konsumowaniu, sięgnął po pierwszy burger, odwinął i zaczął jeść. Oraz mówić. W przerwach. - Masz siostrę bliźniaczkę – powiedział na start, kończąc pierwszego i sięgając po drugi. W trakcie odwijania kontynuował. – Nie byłoby to takie złe, jeśli chodzi o pracę u łowców, gdyby nie twoje pochodzenie i pochodzenie twojej siostry, które aktualnie jest przez nią samą zatajane. Tylko mi tu nie padnij. Zjedz coś. Zaraz zamówimy coś do picia dla uspokojenia. Jesteś silna. Dasz sobie z tym radę. – Stwierdził spokojnie, zajadając się dalej i mówiąc dalej z pełnymi ustami. Opanował chyba sztukę mówienia z połową kanapki w ustach, bo dało się go zrozumieć. – Tylko nie krzycz, ani nie mów zbyt głośno. To Nowy Jork. Nigdy nie wiadomo, gdzie znajdziesz oczy Carrolla. Na świecie, a co dopiero mówić o ich mieście. – Kolejne kęsy. Kolejny Big Mac. - Znasz historię rodów łowców? I wszystkie rody? – Spytał, pochylając się do przodu i mówiąc jeszcze bardziej ciszej niż wcześniej. – Prawdopodobnie jesteś dziedziczką rodu Garrowayów. Nie wiem, która z was jest starsza. Musiałby was dotknąć anioł czasu lub wieku. Albo aniołowie stróżowie... Ciekawe, czy byli aktywni. Nieistotne. - Anthony nie przyjął cię z byle powodu. Węszy. Rowan podała mu fałszywe personalia i przedstawiła się jako odszczepienie Garrowayów. Córka jakiejś szalonej cioteczki, choć tak naprawdę świetnie zna swoją prawdziwą tożsamość. Widzę, że ty nie i się nie dziwię. Podmieniono cię zaraz po narodzeniu. Urodziły się bliźniaczki i bliźniaczki zabrano do domu. Rzekomo. Tak naprawdę rodzice dość szybko zorientowali się, że ona to nie ty, ale to już inna historia. Myślano, że cię zabito, bo przepadłaś, aż tu nagle stoisz na korytarzu obok Carrolla. Irytujący spiskowiec. - Musimy dotrzeć do Rowan. Musicie obie zniknąć mu z oczu. Ona ci pomoże – stwierdził pewnie. Diana była pozytywna. Zdecydowanie nie pakowała się w kłopoty, a wolała je omijać, jeśli się dało. Rozsądna, wytrenowana, znająca trud życia. - Co się z tobą działo? Gdzie mieszkasz? Z kim? – Spytał po kilku burgerach i towarzyszącemu im chwilowemu milczeniu. Maryann analizowała informacje. Albo panikowała. – Teraz siedź cicho. – Syknął zaraz, gdy przybyła miła kobieta z obsługi z resztą Big Maców i zebrała uprzejmie zamówienie od Castiela i jego towarzyszki. Przy tym zmierzyła niby to ukradkiem skrzydła anioła. Odezwał się dopiero, gdy sobie poszła. - Teraz możesz mówić – stwierdził, rozglądając się wokół.
Maryann Cynthia Jordan
Personalia : Maryann Cynthia Jordan Pseudonim : Mary Data urodzenia : 15.08.1994 Rasa : Człowiek Profesja : Studentka Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal. Liczba postów : 8 Punkty bonusowe : 12 Join date : 30/04/2014
Temat: Re: McDonald's niedaleko drogi stanowej Nie 20 Lip 2014 - 22:37
Nie… Wciąż w żadnym stopniu, nawet takim minimalnie minimalnie minimalnym, nie mogła powiedzieć, by obecna sytuacja w jakikolwiek sposób pokrywała się z jej definicją normalności. Może Maryann nie należała do osób jakoś wyjątkowo pełnych stereotypowych wizji o danych wydarzeniach, rzeczach czy też osobach, jednak w tym momencie sądziła, że to wszystko… To było zbyt dużo nawet jak dla niej. Zdecydowanie wolała powrócić do swojej najzwyklejszej w świecie codzienności, która wolna była od takich dziwactw. Jeszcze gdyby były one pozytywnymi dziwactwami „po ludzku”… Ale nie! Ona ze swoim jakże porypanym rodzajem szczęścia musiała trafić na coś tak nienormalnie psychicznego, jak tylko to się dało. A nawet chyba bardziej. I to w obecności nieustannie stukającego do jej głowy pytania, dlaczego. Dlaczego to spotkało właśnie ją? Nigdy nie była jakoś specjalnie w takich rzeczach. Nie wierzyła w nadnaturalne sprawy, gdy to jeszcze było możliwe. Ba! Wyśmiewała je nawet nadzwyczaj często, robiąc sobie jaja ze znajomymi z kiczowatych filmów o zombie, wampirach czy Latających Potworach Spaghetti, które masakrowały beznadziejnie głupią bandę plażujących, masowo się ze sobą seksiących i ćpających nastolatków… Bowiem szczerze nie chciała fascynować się jakimkolwiek światkiem paranormalnym. Gdy inni chcieli widzieć duchy, mieć jakieś fantastyczne zdolności lub chociażby wizje przyszłości… Ona tego nie potrzebowała. Uznawała to za coś szczerze głupiego. Tymczasem to właśnie ona została wciągnięta w sam środek tej paranoi. Gdy chciała tylko zdobyć dobrą pracę! Która teraz zaczynała ją przerażać, choć w tym momencie nie tak bardzo, jak wielkość zamówienia jej towarzysza. Jezu! Przecież to było masakrycznie ogromne! Już na sam widok dostawała zeza, oczopląsu, przejedzenia, otyłości, cukrzycy i wszystkiego, co mogło istnieć w tych okolicznościach. I jeszcze propozycja, by się częstowała… Może to i było miłe, nawet bardzo milusie, patrząc na to, że się nie znali, jednak… Nie, jakoś jej to nie kusiło. Poza tym już od dawna zbierała się na przejście na dietę, więc może to była najwyższa pora na to… Anioł zjadający hamburgery z prędkością kosmicznego odkurzacza zaiste mógł być znakiem. By tyle nie jadła, oczywiście. - Smacznego, ale pozwolisz, że ja odmówię. – Uśmiechnęła się lekko przepraszająco. – To nie mój typ jedzenia. A co do choler… Sądzę, że to typ jakiejś globalnej i… cholernie… długotrwałej mody. – Roześmiała się lekko, wtrącając wspomniane słówko. – Poza tym wyraża wybitnie wiele emocji, choć to chyba znowu bardzo dziwne. Nie jestem ekspertem, ale… W sumie mnie też to ciekawi. – Stwierdziła, przez chwilę zamyślając się nad tym. Śledziła jednocześnie wzrokiem zachowanie anioła i to, jak ostrożnie poprawiał się, by nie zadać sobie dodatkowego bólu. To wyglądało tak okropnie i miała szczerą ochotę go przytulić ze współczuciem, ale jakoś coś jej mówiło, że nie powinna tego robić. Słuchała się tego, lecz jakoś tak nie do końca przychodziło powstrzymywać jej naturalne odruchy, co już po chwili objawiło się nachyleniem się powoli i ostrożnym położeniem mu dłoni na ramieniu oraz z jednoczesnym uśmiechaniem się pokrzepiająco. Choć i tak wciąż była skłonna twierdzić, że potrzeba tu było lekarza. Zdecydowanie. Albo nawet całych kilkuset lekarzy, bo to na serio wyglądało groźnie, a ona nie chciała być świadkiem śmierci nikogo. Już raz była i… To było traumatyczne przeżycie. - Będzie dobrze… – Szepnęła, nie wiedząc dokładnie do kogo skierowane były jej słowa. Czy do anioła, czy może też jej samej. W sumie to on wyglądał jak gdyby prawie wcale się tym nie przejmował. Ona się przejmowała, jednak… Wystarczyła tylko chwila, by zapomniała o tym choć na moment i zamarła tak z łapką na ramieniu towarzysza. No i ustami, które coraz bardziej się rozszerzały w wyrazie szoku. - Że co…? – Mimowolnie wyszeptała, blednąc coraz bardziej z każdym słowem, jakie wypływało z ust towarzysza. – Nie. Mylisz mnie z kimś. Mam braci, nie siostrę, nie bliźniaczkę. Moi rodzice by mi o tym powiedzieli. – Przełknęła ślinę, walcząc z zawrotami głowy i nagłą suchością w ustach. – Mam normalną rodzinę, pełną i szczęśliwą. Nie ma mowy o ukrywanych bliźniaczych siostrach. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie znam żadnych Garrowayów, czy jak im tam. Nie interesuję się tym. Jestem normalna. Chcę tylko mieć dobrą przyszłość. Nie jestem łowczynią. Nie jestem dziedziczką. Nie mam siostry. Nie mogę mieć siostry. Praca u Carrolla to przypadek. To czysty przypadek. Nie mam siostry. Nie. Nie daję się plątać w takie rzeczy. Mam normalne życie i szczęśliwą rodzinę. – Paplała w kółko, rozszerzając bardziej oczy, gdy dotarła do niej jedna rzecz. – Moja rodzina… Nic im nie będzie. Powiedz, że nic im nie będzie. Nie może się coś stać. To wszystko tylko mi się śni. Muszę się obudzić. Za chwilę obudzę się w swoim łóżku. Nie. Nie mogę. To się nie dzieje. – Opadła głową na stolik, opierając nań czoło… Nie zwracała uwagi na otoczenie… I nawet nie zauważyła, gdy zaczęła się trząść, a łzy stanęły jej w oczach. Tylko zamknięte powieki w jakimś stopniu ratowały ją przed płaczem. Nie była silna. Anioł się mylił.
Castiel
Personalia : Castiel Pseudonim : Cass, Cassie Stworzony/a : po archaniołach Rasa : anioł Podklasa : serafin Profesja : Anioł Czwartku W związku z : Big Mac Aktualny ubiór : granatowy krawat, biała koszula, ciemne jeansy, prochowiec, miękkie buty ze skóry Liczba postów : 12 Punkty bonusowe : 16 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: McDonald's niedaleko drogi stanowej Sro 23 Lip 2014 - 13:10
Śledził calutką drogę, którą pokonała jej dłoń, by się znaleźć na jego ramieniu. Poczuł zaraz oczywiście jej dotyk i ciepło, którym emanowało jej ciało, a przy tym także delikatne tętno, które nieco zniekształcał prochowiec i inne warstwy ubrań, które musiał nosić, by się nie wyróżniać i nie przerażać ludzi nagością. Dawno, dawno temu zaczęło to ich krępować i... Długa historia. Ze zmarszczonym czołem, zbytnio nie rozumiejąc, a praktycznie wcale, tego gestu, zmierzył jej rękę skupionym wzrokiem, by następnie wpaść wzrokiem na jej twarz. Nadal chyba się martwiła, mimo że zapewniał ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Będzie dobrze... Czemu ludzie mówią, że „będzie dobrze”, jeśli w to nie wierzą? To rodzaj pocieszenia samego siebie, prawda? – Stwierdził, starając się nie przejmować ręką Maryann, która nadal spoczywała na jego ramieniu. Sam zaś opiekował się kolejnymi kanapkami, ukrywając je w swoim castielowym wnętrzu. – Będzie dobrze. Będzie dobrze. Będzie dobrze – powiedział, jakoś nie czując tej magii. – Nie, na anioły to chyba nie działa – stwierdził, przechylając nieco głowę i patrząc z niepokojem na Maryann. Chyba mu się załamywała, o czym świadczyło nieracjonalne wyliczanie rzeczy, które nie były prawdą, będące jednocześnie przeciwieństwami tego, co jej właśnie przekazał. Oczywiście odejmując kilka faktów, jak na przykład bezpieczeństwo jej rodziny. Aktualnej rodziny. Wstał nagle, przekładając konsumowanego Big Maca do lewej ręki. Wyciągnął prawą przed siebie, kładąc jej na czole swoją dłoń i napełniając spokojem jej duszę. Łaska miała na ludzi kojącą moc. To powinno jej pomóc przyjąć prawdę do siebie i nie rozchorować się z powodu strachu. Zaraz usiadł, jedząc dalej. Odczekał chwilę, by przyzwyczaiła się do nagłej zmiany uczuć. - Jesteś mądra i silna - stwierdził, mocniej na to naciskając. Tego był pewny. - Niezależnie od tego, co będziesz w tej chwili mówiła, prawda jest jedna. Nie pomoże ci mówienie, że „będzie dobrze”, „praca u Carrolla to przypadek czy „nie mam siostry” – powiedział spokojnie. – Nie mądrze jest też uznawać, że kłamię. My nie krzywdzimy, my pomagamy, a praca u Carrolla... Zanim nie odnajdę Rowan, musisz udawać, że wszystko jest w porządku. Pomogę ci, jeśli będziesz tego potrzebowała. Lepiej? Może teraz coś zjesz? – Spytał, patrząc na nią z troską i w sumie cierpliwością, której nie zwykł ofiarować zbyt wielu istotom. Zazwyczaj załatwiał sprawy szybko, by lecieć do kolejnych. - Maryann, wierzysz mi i temu, co mówię? – Spytał ni stąd, ni z owąd, patrząc prosto w jej oczy. Swoje mrużył w zamyśleniu. Nadal poznawał ludzi. Nie dało się ich od tak ogarnąć w jednej chwili. Byli złożeni. I tak bardzo różni.
Maryann Cynthia Jordan
Personalia : Maryann Cynthia Jordan Pseudonim : Mary Data urodzenia : 15.08.1994 Rasa : Człowiek Profesja : Studentka Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal. Liczba postów : 8 Punkty bonusowe : 12 Join date : 30/04/2014
Temat: Re: McDonald's niedaleko drogi stanowej Pon 22 Wrz 2014 - 19:17
Była osobą dosyć mocno tolerancyjną, ale każdy człowiek miał przecież jakieś swoje granice. Te jej zaczynały się i kończyły na wplątywaniu w sprawy natury nadnaturalnej, spiski i knowania z tym związane. Nie miała nic aż tak bardzo do istot paranormalnych, mogły sobie żyć tam gdzieś w świecie, jeśli tylko jej nie przeszkadzały bądź też zagrażały szczęściu, zdrowiu a nawet życiu Mary oraz osób bliskich jej sercu. Jordan należała do tego rodzaju osób, które w swym postrzeganiu były zarazem nadzwyczaj proste, jak i wręcz piekielnie skomplikowane. Jej egzystencją rządziło tak naprawdę kilka rzeczy decydujących praktycznie o wszystkim. O tym, co jadła na śniadanie, jak się ubierała, wysławiała, w jaki sposób odbierała otaczającą ją rzeczywistość i ludzi kręcących się dookoła niej. Traf chciał, że wszystko to zostało ukształtowane już na długo przed fałszywą apokalipsą, którą Mary przeżyła we względnie spokojny sposób, przez co nic w niej tak naprawdę się nie zmieniło. Choć może odrobinę inaczej – zmieniło się jednak dosyć wiele, lecz rzeczy drobnych i mało istotnych. Jak na przykład uczucia względem bestialsko zamordowanych przyjaciół, ciągły strach o to, że coś dotknie jej rodzinę czy też naturalne dystansowanie się od spraw związanych z jakąkolwiek nadnaturalnością. Ona. Była. Normalna. Całkowicie, jak najbardziej normalna i zdrowa psychicznie. Miała kochającą rodzinę, którą ceniła, ukochanego psa rasy Shih Tzu, masę książek na półkach, znajomych spotykających się z nią co piątek w jednej z tych maleńkich knajpek podających wybitnie pyszne mięsne kuleczki w sosie curry. Jednym słowem – pełnia zwyczajności, jaką Maryann w zupełności ceniła. Nie potrzebowała wybuchowych przygód czy też brania udziału w intrygach wprowadzających w jej życie jakieś niebezpieczeństwo. Ceniła sobie swoje aktualne chwile, zaś wprowadzanie w nie jakiegokolwiek zamętu… Nie, zdecydowanie nie było dla niej, więc zamierzała jak najszybciej ewakuować się z tego miejsca. Praca dla starego Carrolla też jej już nie kusiła, nawet przy świadomości tego, że może jak najbardziej zapewnić jej upragnioną świetlaną przyszłość. Znając życie, pod tym pięknym wyrażeniem równie dobrze mogło się kryć napromieniowanie przez jakąś płynącą żądzą zemsty radioaktywną istotę sprawiającą, że otoczenie świeciłoby jak grzybki nocą po wybuchu w Czarnobylu. Zaś ona w żadnym razie takim grzybeczkiem być nie chciała. Dlatego też coraz mocniej myślała nad tym, by jednak jakoś spławić Antośka, o ile dałoby się to względnie bezpiecznie zrobić. Zaś pocieszanie aniołka…? - Tak. To skomplikowane i chyba wcale nie pomaga, ale to już odruch. – Odpowiedziała grzecznie, starając się nie okazać zmieszania zachowaniem i pytaniami jej towarzysza. Powoli zabrała rękę, wycierając ją dyskretnie pod stołem o spódnicę, by złączyć palce na stole i starać się wyglądać normalnie. Choć był z nich, zaiste, wyjątkowo dziwny obrazek. Powstrzymała uwagę, że chyba na nikogo to już w obecnych czasach nie działa, słuchając tego wszystkiego, co mężczyzna… anioł… miał jej do powiedzenia, starając się przy tym nie zastanawiać ani sekundy nad seksualnością takich jak on. Jeszcze by się okazało, że mają tam listki figowe, wyglądają jak Ken czy coś… Wolała nie wiedzieć, choć wewnętrzna natura badaczki wciąż się w niej odzywała. Nie pociągał jej może fizycznie, jednak zdecydowanie wprawiał w zastanowienie na tle doświadczalnym. Ten materiał genetyczny musiał być wyśmienitym obiektem do obserwacji! To z pewnością, jednak wolałaby już chyba mieć święty spokój. Chociaż… Nie dane jej było jednak rozmyślać nad tym zbyt długo, bowiem pierzasty nagle zaczął raczyć ją jakimiś wyssanymi z palca bzdurami, w które nie mogła, nie chciała i nie zamierzała uwierzyć. Przecież to były jakieś kompletne bujdy! Kłamstwa, na które zareagowała zupełnie alergicznie, zachowując się coraz bardziej niepodobnie do siebie samej. Nie przejęła się słowami anioła ani też jego położeniem ręki na jej czole w bliżej nieokreślonym celu. - Nie… Mylisz się… Mylisz mnie… Z kimś… Innym… Nie… Nie potrzebuję pomocy… Nie ma mi w czym pomagać… Jestem normalna… Mam zwykłą rodzinę i życie… Nie dam się w to wrobić… Nie ma mowy… Nie masz w czym mi pomagać… Nie chcę jeść… Zostaw mnie… Odejdź… Mam normalne życie… Nie ufam wam… Ci… Nie… – Szeptała, mimowolnie opierając czoło o chłodny blat stolika i zamykając oczy, by otworzyć je dopiero, gdy upewni się w tym, że typiarski anioł zniknie. To był jakiś chory żart.
The Host Mistrz Gry
Liczba postów : 27 Punkty bonusowe : 31 Join date : 13/04/2014
Temat: Re: McDonald's niedaleko drogi stanowej Czw 21 Maj 2015 - 21:13