Liczba postów : 27 Punkty bonusowe : 31 Join date : 13/04/2014
Temat: Kuchnia Czw 11 Cze 2015 - 22:16
First topic message reminder :
Autor
Wiadomość
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Sro 15 Lip 2015 - 23:14
Słysząc niepożądane poranne odgłosy, które tego dnia były dla niej jakoś bardziej natrętne niż zazwyczaj, przekręciła się na drugi bok, mocniej zakrywając głowę kocem i mrucząc pod nosem ciąg bliżej nieokreślonych wyrazów o typowo sennym brzmieniu. Najwyraźniej ta mocniejsza część Buffy, jakimś pierwotnym zamierzeniu jej umysłu, dalej zamierzała spać, choć przecież sama blondyna od dawien dawna musiała wcześnie wstawać. Nie mogła zbyt często pozwolić sobie na dłuższe leniuchowanie, kiedy dookoła czekało na nią tyle zajęć, rzeczy do wykonania, wszelkich możliwych zadań. Tym razem było jednak inaczej. Czuła się zbyt zmęczona, by otworzyć choćby na chwilę jedno oko. Było jej na to stanowczo zbyt ciepło, wygodnie i miło. Koc pachniał tak pięknie i był taki puszysty… Jakże mogła pozostawić go na pastwę losu…? No, właśnie. Zamiast więc to robić, przesunęła się jeszcze bardziej w bok, bowiem miała nieustające wrażenie, że zaraz zleci z łóżka. Długie włosy opadały jej na twarz, kiedy stuknęła czołem o coś nieco mniej mięciutkiego, ale za to bardziej ciepłego. Po raz kolejny zamruczała w śpiącym roztargnieniu, całkowicie ignorując przelotną myśl o tym, że powinna była przecież natrafić tylko na zimną ścianę albo ewentualnie stertę poduszek o całkowicie innej fakturze. To nie liczyło się dla niej w tym momencie, przegrywało z chęcią ponownego pogrążenia się w rozmarzonej krainie snów, gdzie była tak naprawdę szczęśliwa. Zresztą… Może faktycznie przekręciła się tylko podczas nocnych majaków, co zdarzało jej się całkiem często – nie byłby to więc pierwszy taki raz, wpadając na całą masę poduch, jaka spoczywała u wezgłowia sporego łoża w sypialni. To było dużo bardziej niż prawdopodobne, zatem darowała już sobie dalsze roztrząsanie tematu, które i tak niezbyt szło jej w takim stanie totalnego braku normalnego myślenia, a tylko przeciągnęła się z zamkniętymi oczami, aby wtulić się w ciepełkową miękkość poduch. Pachniały tak domowo, przyjemnie, więc nie zastanawiała się nawet nad tym ruchem. Będzie musiała wstać, ale… Nie teraz. Teraz była do tego stopnia wymęczona, że kompletnie nie pamiętała okoliczności, w jakich znalazła się w swoim łóżko. Cały ostatni dzień, który już minął – zwiastowało to nieodmiennie ćwierkanie ptaków, był dla niej jakiś taki zamglony, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Była zadziwiająco spokojna w stwierdzeniu, że ma czas… Zarówno na wyspanie się, jak i również na pomyślenie o ostatniej dobie, jaka upłynęła najwyraźniej pod znakiem zmęczenia. Uchylając nieznacznie powieki, patrząc przez ułamek sekundy na sufit, aby bardzo szybko ponownie przymknąć je przez intensywnie rażące ją światło, dmuchnęła na swoje włosy, które drażniły ją w twarz. Potem zaś spróbowała pogrążyć się we wcześniejszym uśpionym stanie, choć coś tam w głębi duszy drażniło ją wręcz niemiłosiernie. Zupełnie tak, jakby coś przeoczyła…
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Kuchnia Czw 23 Lip 2015 - 1:22
Posiadałem swoje umiejętności. Byłem wampirem – pierwsze logiczne myśli, które pojawiły się w mojej głowie, brzmiały właśnie tak. Byłem krwiożerczą bestią potrafiącą leczyć i kontrolować żywioł powietrza. Po chłodzie wpadającym przez zbite okno oraz dzięki lekkim podmuchom wiatru, mogłem stwierdzić, że był piękny, słoneczny późny poranek. Mówił to również zapach rosy. Unosił się w powietrzu i wpadał do mych płuc... Mile orzeźwiał, życząc mojemu nowemu życiu pozytywnego nastawienia na start. Zachęcał do otworzenia oczu i szerokiego uśmiechnięcia się do świata. Jak niegdyś, gdy mieszkałem w Nowym Jorku czy w Los Angeles. Wstawałem wcześnie rano i magia tej pory była mi znana. Cud, który nie każdy miał okazję poznać, przesypiając całe dnie. A ja? Ja wspominałem przeszłość, która minęła, Wspominałem siebie takiego, jakim kochali mnie przyjaciele, jakim kochała mnie Gabriel, jakim pokochała Buffy. Moja piękna żona, której ciepło ciała, teraz nieco wyziębionego oraz przemęczonego, było mi świetnie znane, podobnie wolny oddech podczas snu i podczas lekkiego przebudzenia... Te pomruki, gdy błagała o jeszcze kilka minut snu, za bardzo nie wiedząc, co tak naprawdę rozgrywa się wokół jej łóżka. Wstawała zazwyczaj dopiero wtedy, gdy czuła zapach śniadania przyrządzonego przez najwybitniejszego kucharza na tym globie, czyli mnie. Byłem ja, była Buffy, był nasz dom i nasze dzieci, a mimo to... Mimo to nie wszystko było takie właściwie. Zdążyłem sobie przypomnieć wydarzenia dnia wczorajszego. Dałem niezły popis, niszcząc zapewne wiele ogródków. Miałem aby nadzieję, że nikt nie ucierpiał podczas tej wichury. Może powinienem przejść się po ulicy i popytać? może ktoś potrzebował mych uzdrowicielskich umiejętności? Cóż, wpierw musiałem wrócić do dawnego siebie. Odnaleźć sobie tę beztroskę, którą wykorzystywałem również podczas nauk Megaery, gdy kazała mi coś ćwiczyć wkoło i wkoło, i wkoło, i wkoło, nieomal nie zabijając mnie z przemęczenia. Tego umysłowego głównie, choć zdarzały się też te fizyczne treningi. Umiała skopać tyłek... Ciekawe, jak się miała. W mojej wizji wyglądała na zdenerwowaną... Choć był to temat nie na teraz. Teraz... Teraz musiałem zachować spokój i po prostu przyjąć z wyluzowaniem do świadomości, że minęło siedem lat, odkąd wtedy straciłem przytomność, że moje dzieci, to już małe urwisy, a moja żona to stara babuszka-wojowniczka, która daje się zlać byle doniczce pracodawców. Gdy jej oddech ponownie się uspokoił, przechodząc w ten powolny, mówiący jasno, iż księżna Carroll dalej smacznie śpi, ja, książę Carroll, wysunąłem się delikatnie z kanapy, na której spaliśmy całą noc... i odetchnąłem, gdy misja powiodła się sukcesem? Panna Leniwa nadal spała, co spowodowało wypłynięcie łobuzerskiego uśmiechu na mą twarz. O, tak! Buffy konta Nick... Nick jak zwykle wygrywa. Przykryłem ją delikatnie kocem i obejrzałem na kuchnię... Okna nie istniały, a właściwy szyby w nich, więc to raczej można było zaliczyć do śniadania na tarasie. Hmm... Może standardowa jajecznica z dodatkiem... Co ona miała w tych szafkach... Chyba musiałem podziękować Meg za wyczulony węch, gdyż nie musiałem zbyt długo szukać potrzebnych składników. Wystarczyło wziąć się do roboty, co zrobiłem... Natychmiastowo. Inaczej nie byłbym sobą. Zaś podczas gotowania swobodnie pozwalałem myślom przepływać, wszystko sobie układać i... i cieszyć się życiem. Nowym życiem. Może lepszym?
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Czw 23 Lip 2015 - 14:10
Zdecydowanie nigdy nie była wczesnoporanną istotą. Ha!, nie należała nawet do takich preferujących wstawanie o nieco późniejszych, ale nadal rannych, godzinach. Zwyczajnie coś musiało być w tym, że ciężko jej było zwlec się z łóżka tak nadzwyczaj prędko. I chociaż przez ostatnie lata musiała nauczyć się podnosić ciężkie powieki, aby wstać o odpowiedniej godzinie, nadal nadzwyczaj daleko jej było do Nicka z tego okresu, kiedy... Cóż, jeszcze codziennie wstawał. Kiedyś strasznie różnili się pod tym względem, co bywało dla niej o tyle dobre, że dzięki temu mogła się nacieszyć przepysznym śniadankiem i przy okazji wcale nie spalić kolejnej patelni. Od czasu do czasu nawet takim podanym prosto do łóżka. To były przepiękne dni, tak pełne beztroski, miłości i tego naturalnego poczucia stabilności, bezpieczeństwa. Teraz już dawno zdążyły przeminąć, przez co minęła także ochota na prezentowanie dobrego humoru rano. Zamiast tego otoczenie mogło codziennie spotykać przedstawicielkę klasy niższej zombie - zaspaną, poburkującą ze zmęczenia, słabo kojarzącą fakty... Nic przecudownego, zwłaszcza w połączeniu z koszmarnym stanem potarganej burzy włosów. Tego dnia nie miała jednak nawet tej odrobinki siły, jakiej potrzebowała do tego, aby wstać. W efekcie tylko wymruczała kilka bliżej nieokreślonych słów i ponownie zagrzebała się w kocu oraz poduszkach, by znów zasnąć snem, który jej pociechy nazywały kamiennym. Fakt faktem, że podobne określenie bardzo do niego pasowało. O ile bowiem wcześniej, kiedy dzieci były jeszcze malutkimi szkrabami, miała raczej dosyć płytki sen, podczas którego wielokrotnie wstawała, by zająć się swymi milusińskimi, o tyle teraz nie było już takiej potrzeby. To zaś sprawiało, że odpowiednio dostosowała się do chaotycznego gwaru w domu. Tak, mimo wszystko - pomimo tego przymykania oczu i udawania kompletnej nieświadomości, zdecydowanie wiedziała, co też dzieciakom zdarzało się wyprawiać w samym środku nocy. Nie mieli przecież aż tak dużego domu jak Diana, w którym momentami dosłownie dało się zgubić, więc większość pokoi mieściła się w niedalekiej odległości od reszty. Sypialnia Buffy i wielki, potrójny pokój małych Carrollków również dzieliły ze sobą ścianę. Słyszała zatem nocne skakanie, rozbawione i pełne podekscytowania szepty, plany związane z budowaniem wielkiego tipi na środku dywanu, gdzie urwisy chciałyby spędzić noc... Pragnęła być jak najlepszą samotną matką, więc nie karciła dzieci za ich szalone pomysły, które wprowadzały w życie akurat w samym środku ciemnej nocy. Wystarczyło już, że miały świadomość trudności, jakie chciała przed nimi ukrywać. To zaś sprawiało, że patrzyły na nią w ten smutny, nieco zbyt mocno zaniepokojony sposób. Nie były przecież głupie. Cokolwiek robiła, zawsze wyniuchiwały prawdę, jakby miały do tego idealne noski. Mali detektywi, którym chciała zapewnić jak najlepsze dzieciństwo. Kochała ich całym swoim zranionym sercem, ale nie potrafiła być w pełni szczęśliwa. Pod tym względem szalona, beztroska Diana całkowicie ją przewyższała. Pomyśleć, że nie tak dawno temu obie były jeszcze w wieku ich maluchów... Zadziwiające, jak ten czas szybko leciał. Czas... W półśnie, w jakim się pogrążyła, dotarło do niej, że powinna wreszcie to zrobić - zwrócić uwagę na upływające sekundy i otworzyć wreszcie oczy. Zwłaszcza już przy dźwiękach, jakie dochodziły do jej uszu. Stuknięcia, skwierczenie patelni, postukiwanie, szelesty świadczące o chodzeniu po... Kuchni...? Czyżby zasnęła na kanapie? Nadal nie do końca potrafiła skojarzyć fakty z poprzedniego dnia. Miała taką ciężką głowę, a w brzuchu jej burczało, choć szczerze mogła zastanowić się nad tym, co też wymyśliły jej małe urwisy. Chociaż... Coś w jej umyśle wrzeszczało, że popełnia błąd, ignorując coś strasznie ważnego. Tylko... Co? Otworzyła wreszcie oczy, momentalnie zastygając w miejscu i z sykiem wciągając powietrze do płuc, gdzie zatrzymała je do momentu, kiedy to już musiała ponownie odetchnąć. Podparła się na łokciu, podciągając kolana pod brodę, aby ją na nich oprzeć. I patrzyła... Patrzyła tylko przez dłuższą chwilę, kiedy wspomnienia z ostatniego wieczoru powracały do jej umysłu. A potem wstała. Podniosła się powoli, nieco kołysząco ze zmęczenia, robiąc tych kilka kroków, bez słowa, by od tyłu przytulić się do ukochanego męża, jak to robiła wielokrotnie wcześniej. Serce biło jej szybko, w ustach było sucho, a oczy zaczęły się robić podejrzanie wilgotne. I nadal nic nie mówiła.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Kuchnia Sro 29 Lip 2015 - 0:55
Świetnie, Nick! Świetnie! Trzymaj tak dalej, stary! – rzuciłem do siebie, starając się nie robić hałasu, co ułatwiały mi bose stopy, gibając się do piosenki, która nawiedziła moją głowę i która nie chciała łaskawie z niej wyjść, i łowiąc przeróżne smakołyki z szafek. Buffy nie mogła się pochwalić obfitością zapasów, jaką mogła się pochwalić kuchnia Gabriel w Los Angeles, a tym bardziej kuchnia Heavenly Lunch... Nie mogła się nawet pochwalić obfitością. Skromna zawartość szafek i nieliczne przyprawy świadczyły o tym, że moje dzieciaki nie wiedziały, co to pełnia smaku! Brutalnica, czyli brutalna baletnica kuchenna... Świetne słowo. Świetne słowo określającą tą kuchenną moją kochaną blondynkę. Trzaski drzwiczek szafek były niemile widziane, co, niestety, nie równoważyło się z tym, że kompletnie ich nie było. Zdarzyło mi się raz, drugi, a nawet trzeci trzasnąć, n razy zaskrzypiały..., ale księżna Carroll spała jak zabita, choć żywa była jak najbardziej. Słyszałem jej oddech i serduszko... Serduszko tak słodko biło. <3 S am cukier! Głuptasie, cukru nie wrzucamy do jajecznicy! Wyszczerzyłem się, myśląc o tych głupotkach, przez co dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, co trzymam w rękach. Patelnię, to oczywiste, ale... Biedactwo! Co ci zrobiła brutalnica Buffy? Wyglądasz okropnie... Ojej, ty, łopateczko, też... Paskuda! – zaśmiałem się, nawet pozwalając sobie na parsknięcie, by zaraz możliwie jak najbardziej bezgłośnie postawić patelnię na kuchni i wrzucając do niej masełka. Miód, cud... Panie, ta piosenka mnie wykończy... Lawirowałem między blatami, ciągle mając ją w głowie i tak pochłaniając się w gotowaniu, że nie wyczułem momentu, w którym moja księżniczka zbudziła się ze swego leniuszkowego snu. Czułem, jak mocno bije jej serce... Nie mogłem pozwolić, by ciężko przeżywała poranek. Nie mogłem pozwolić sobie na to, by złapać od niej tego humorka-muchomorka-paskudnika. Złapałem ją za jej łapki. Ściskała mnie jak robol-marynarz.... Żart, oczywiście. Czułem jej zmęczenie, gdyż jej organizm domagał się kilku ważnych dla siebie składników odżywczych i snu. Postanowiłem nieco pobawić się jej zdrówkiem i humorkiem, swoimi czarami-marami i swoim, znanym chyba w każdym zakątku tego świata, w niebie oraz w piekle i w innych światach, urokiem osobistym. Ująłem silniej jej prawą dłoń swoją prawą dłonią i, odwracając się, wprawiłem ją w ruch... piękny obrót zakończony objęciem jej drugą ręką. – Słyszysz? – szepnąłem. Nic nie było słychać, prócz śpiewu ptaków, zaś mój uśmiech świadczył o tym, że oczywiście udawałem wariata, co było widoczne jak cebulka na patelni. – Oh... Oooh, baby! Yeah! Uhm, yeah! – zacząłem, omal nie wybuchając śmiechem. Musiałem zachować jednak swój profesjonalizm sceniczny, którego, bądźmy szczerzy, nie posiadałem. – Spy on me baby use satellite... Iinfrared to see me move through the night! – zacząłem, kołysząc się z nią w ramionach. – Aim gonna fire, SHOOT me right. I'm gonna like the way you fight! – kontynuowałem specjalnie przekształcając swój głos, by upodobnić się do Jonesa. – And I love the way you fight – dodałem naprawce szeptem, by ją puścić i prędko przemieszać chcące się palić warzywa. Miałem w ręce łyżkę... z której postanowiłem zrobić mikrofon. – Coś tam, coś tam! Tralalala. Coś tam, coś tam... Nanana. Well, so I can't deny or lie cause you're the only one to make me fly... – śpiewałem, gibając się na lewo i na prawo i próbując przekonać do zabawy też Buffy, bo z kamienia chyba nie była? Chyba... Minęło siedem lat! Mogła zamienić się w gargulca, zaś ta jej aktualna powłoka... Dobra, nie wiedziałem, co by tu można było wrzucić na usprawiedliwienie. – Sexbomb, sexbomb! You're a sexbomb! – krzyknąłem, wskazując na nią i zanosząc się śmiechem. Śpiewak chyba faktycznie był ze mnie marny, choć próbowałem się łudzić, że może jednak... Ten występ chyba jednak nie brzmiał dobrze. Postanowiłem dalej przygrywać na wyimaginowanej gitarce, która miała zagłuszyć te skrzeki. Skrzeki albo i nie... Może to tylko wrażenie.
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Czw 30 Lip 2015 - 2:55
Pamiętała, oczywiście, te wszystkie przeurocze poranki, jakie nadeszły po koszmarze w Tokio i po trudnościach we włościach Megaery. Wtedy było to dla niej tak nadzwyczaj naturalne - ta myśl, że spędzają je razem w spokoju i bez zbędnych dramatów. Ot, takie całkowicie normalne chwile, które dosłownie ukochiwała za samo ich istnienie. W tamtym czasie ciężko jej było wyobrazić sobie dalsze życie bez tego typu słodyczy. Stanowiły one przecież podstawę do dalszego trzymania się przy zdrowych zmysłach. A jednak z czasem zniknęły. W ten dosyć gwałtowny, zdecydowanie nieprzyjemny i wyniszczający sposób. I o ile ich brak nie przeszkadzał Buffy podczas wizyty w kwaterze NAC, gdzie zwyczajnie nie dało się spędzać podobnych uroczych chwil, bo towarzystwo innych osób wyjątkowo w tym przeszkadzało. O tyle czasy po ataku były już nadzwyczaj ciężkie do przetrwania, kiedy musiała bić się z myślami i ze wspomnieniami. Przez to zaś w bardzo głupi sposób uprzedziła się do śniadań. Niezbyt często jadła je jeszcze za czasów mieszkania z rodzicami, a w dorosłym, mateczkowym życiu praktycznie kompletnie wyparła ten zwyczaj. Robiła tylko coś szybkiego dla dzieci, szybkiego i prostego - nie planowała przecież porannych kuchennych zagład, aby samej w biegu przegryźć jakąś drobnostkę. Tymczasem tego dnia obudziła się w zupełnie innych warunkach. Nie tylko nie przespała nocy w swoim własnym łóżku, lecz zrobiła to na kuchennej kanapie, a jej przebudzeniu towarzyszyło niezwykłe wrażenie inności, której to powód odkryła dosyć szybko. Powód, przyczynę… Twórcę, którego obecność nią wstrząsnęła, mimo że przecież dowiedziała się o tym jeszcze dzień wcześniej, co też powoli zaczynała sobie przypominać. Wracała przytomność umysłu i wspomnienia z dnia poprzedniego również to robiły. Burza, chaos, wichura, uświadomienie sobie, powrót, zmartwienia… Nic dziwnego, że niejako chciała to wyprzeć podczas snu. Zwyczajnie miała wrażenie, że coś takiego spowodowane było strachem. Który zaczął powoli zanikać, kiedy tak stanęła, przytulając się do Nicka. Od długiego czasu mówiła sobie, że jest silną osobą, która może przetrwać nawet ten najgorszy ból, te wszystkie najokropniejsze zdarzenia, ale dopiero teraz tak naprawdę była w stanie to poczuć – tę wewnętrzną siłę, jaka mieszała się jednocześnie z ogromną nadzieją. Tej drugiej jednak nie dawała chwilowo wypłynąć zbyt mocno, nadal lękając się, że to tylko coś nietrwałego, że nagła zmiana sytuacji na lepsze jest tylko gwałtownym zrywem przed nawrotem koszmaru. Dokładnie tak, jak to często miało miejsce w przypadku ciężko chorych ludzi, którym tuż przed śmiercią nagle się polepszało. Nie… Nie chciała tego, nie chciała nawet o tym myśleć. Iiii… Nie myślała. Nie była w stanie, nagle wyrwana z tego refleksyjnego stanu, obróciwszy się wokół własnej osi. I to jeszcze zanim zdążyła ogarnąć to, co się działo, aby po krótkiej chwili znaleźć się w mężowskich objęciach. Zaczerpnęła powietrza w płuca, uśmiechając się. Z początku dosyć niewyraźnie, delikatnie, po kilku sekundach jednak już znacznie bardziej rozbawienie i zupełnie szczerze, z tym błyskiem w oczach, choć nadal milczała, nadal nie do końca mogła w to wszystko uwierzyć. Uniosła wzrok na Nickiego, przez moment marszcząc brwi. A kiedy wreszcie się odezwała, by odpowiedzieć na jego drobne pytanie, jej głos był nieco zbyt zachrypnięty z emocji, jakie w sobie trzymała. - Co słyszę…? – Kochała ten uśmiech. Mogłaby patrzeć na niego nieustannie, gdyby tylko znalazła taką możliwość. I nader wszystko chciała się tym nacieszyć właśnie teraz. Przez to, a może przez coś zupełnie innego…?, dała się całkowicie zaskoczyć tym nagłym śpiewanym słowom, jakie popłynęły z ust Nicka. I to właśnie przez nie nareszcie cicho się roześmiała, kręcąc przy tym głową i dając kołysać się w rytm fałszowanej piosenki. A kiedy ją puścił, by obdarzyć swą uwagą coś, co tam tworzył na jej biednej, zmarnowanej patelni, spojrzała na niego z czułością. - Wariat! – Ponownie potrząsnęła głową, w pewnej chwili zwyczajnie postanawiając wypuścić włosy z kucyka, który przez noc i tak zdążył już się rozwalić, aby potrząsnąć nimi niczym na koncercie. Czuła się upoważniona do tego, by pozwolić sobie na drobne szaleństwo po tak długim okresie faktycznego gargulcowania, dzięki czemu wykonała kilka dodatkowych tanecznych kroków, kręcąc przy tym biodrami i uśmiechając się coraz szerzej… Aż wreszcie dołączyła do śmiechu, opierając się na łokciach o blat, by zwyczajnie zanosić się kolejnymi salwami chichotu. Jej Nicky był naprawdę strasznym artystą scenicznym. Naprawdę strasznym. - Gdyby były tu jeszcze jakieś szyby, z pewnością by popękały, panie sexbomb. – Stwierdziła, dalej chichocząc i wyciągając przy okazji rękę, by skubnąć co nieco z patelni. – Strasznie, strasznie, strasznie… Twórczy… Występ. Brakowało mi… Nawet tego. – Obróciła się, spoglądając na niego z rozbawieniem. – Co uczyniła ci ta biedna łyżka, że trzymasz ją w swoim repertuarowym uścisku? Wystarczająco ze mną wycierpiała. - Kocham cię, wariacie. Tylko nie molestuj łyżek, kiedy mają urlop od niebezpieczeństw.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Kuchnia Wto 18 Sie 2015 - 23:41
//Czemu w kwaterze NAC nie dało się spędzić podobnych chwil? :c Nicky chcieć gotować wraz z Bercią szałowe śniadania Carrollów ;_; Taka ekipa miałaby przeszkadzać? ;(
Zastanawiało mnie, czy teraz już naprawdę będzie wszystko w porządku. Równie dobrze mogła to być kolejna, bardzo realistyczna wizja, w której miał wydarzyć się jakiś dramat, bądź też jakieś dziwne wydarzenie czy też bardzo bliskie memu sercu, emocjonalne, kochane przeze mnie, by następnie ulotnić się nieoczekiwanie i wrzucić mnie w kolejny scenariusz, w kolejną moją nową i niespodziewaną rolę. Nie pozwalałem jednak przejąć tym uczuciom dowodzenie. Nie ten dzień... Ba!, nie ta osoba. Byłem Nickiem, nie byle jakim Nickiem. – Hahaha! – mruknąłem, celując w jej przepiękne oblicze łyżką. Nie byle jaką łyżką! Trzymaną przeze mnie łyżką! – Ty tu jesteś sexbomb, ja tu jestem Nickiem – rzuciłem stanowczo, odwracając się gwałtownie i znów mieszając. Podstawa to nie dawać już tym naczyniom powodów do niezwłocznej przeprowadzki. Złapałem jakieś zioła w rękę i sypnąłem nimi okazale na patelnię. – Łagodnie czy na ostro? – zapytałem wielce niewinnie. Znów patrzyłem w te jej piękne, zaspane oczka. – Kochana, wszystkie łyżki Nicka są. Ona potrzebuje uczucia, by dobrze mieszać – stwierdziłem, delikatnie ją głaskając. – Kochana łyżunia, kochana – szepnąłem. – I kochana, Buffy, kochana. Będziesz grzeczna i nie będziesz naruszała przestrzeni kuchennej? – zapytałem, odłożywszy łyżkę i przyciągnąwszy swą jedyną do siebie.
//miało być zajebiście, wyszło chujowo -.-
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Pią 21 Sie 2015 - 14:32
Sama Buffy nie miała bladego pojęcia o jakichkolwiek alternatywnych wersjach wydarzeń, innych światach, skakaniu pomiędzy dniami i czasami... O niczym, co mogłoby odbiegać od przeciętnej normalności, w której od siedmiu lat była sama. I to właśnie się dla niej liczyło - fakt, że zdążyła popaść w jakiegoś rodzaju rutynę, która zostawała teraz zaburzana, lecz wcale nie tak paskudnie, a kochanie, słodko. Na takie odstępstwo od codzienności zdecydowanie mogła się zgodzić, ba!, byłaby nawet w stanie zaciekle o nie błagać, jak to robiła jeszcze przed paroma miesiącami, jednakże wcale nie musiała tego robić... Teraz pozostawało jej tylko liczyć na to, że podobna sytuacja nie zniknie, a utrzyma się ku szczęściu nią spowodowanemu. Ileż w końcu można było kosztować negatywnych stron życia, nieprawdaż? W głębi serca, gdzieś tam pod skórą, czuła całkowicie, że wszystko zaczęło się układać. I to dlatego dała się porwać chwilowemu wariactwu, by zaraz wyszczerzyć się z niemałym niedowierzaniem. - Ja? Naprawdę? A powiedziałabym całkowicie inaczej. - Nie miała kiepskiej samooceny. Co to, to nie. Jednakże momentami zwyczajnie była skłonna mieć całkowicie inne zdanie od większości. Ha!, nawet od jednostki tak wybitnej, jaką była jej druga połówka. Na tę myśl uśmiechnęła się jeszcze bardziej, unosząc brew. - Jak ja jestem sexbomb, to zaraz się okaże, że mam w domu Nicka króla kuchennego palnika. A to dopiero będzie coś... Ba! Już jest, bo jakże inaczej. Gotujcie się do jedzeniowej rewolucji, narody. Jeśli tylko znajdziecie cokolwiek w tym pomieszczeniu, bo z tym może być kiepsko. Wszyscy w końcu wiedzą, jak to ja przecudownie robię potrawy. - Westchnęła, kręcąc przy tym głową i wyjątkowo malowniczo wywracając oczami. Trudno ją było w końcu nazwać fatalną kucharką, bowiem byloby to stanowczo zbyt łagodne określenie dla kogoś, kto potrafił spaprać nawet najzwyklejszą wodę na herbatę, o samej herbacie zresztą nie mówiąc, bo ta... Cóż, z zamaczanej torebki od czasu do czasu jej wychodziła i było to najprawdziwsze święto narodowe, coś godnego zapisania w kalendarzu na największe okazje. - A jak pan kucharz poleca? - Odpowiedziała z lekko zaczepną miną, przyglądając się nie tyle samej potrawie, co właśnie jej twórcy. Stęskniła się za tymi uśmiechniętymi wargami i czekoladowymi paczałkami, w których błyszczały iskierki rozbawienia, tak strasznie się stęskniła. - Ależ ja im daje dużo uczucia. Dużo, bardzo dużo dziwnego uczucia, jakie mam za każdym razem, kieedy... - Urwała, pochwycona nagle w jak najbardziej przyciągającym uścisku, kończąc szeptem wprost do nickusiowego uszka. - Próbuję gotować... A cóż za to dostanę, hęhę?
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Kuchnia Sob 5 Wrz 2015 - 23:29
Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, a co mnie zabije... Halo! Nic mnie nie zabije. Spałem przez siedem lat, owszem, jednakże nic mnie przez ten czas nie zabiło. Nic nie mogło zniszczyć tak dzielnego mistrza wszelkich sztuk kuchennych, jakim byłem ja: niezwyciężony, nieustraszony, ba!, nieśmiertelny! Nikt nie był zdolny przebić mego uroku, więc nie musiałem również obawiać się o życie Megaery, z którą to zostałem w pewien nadnaturalny sposób połączony w dzień przemiany. Hehehe! Nawet nie miałem już nic przeciwko tym kłom, przez które się bałem, że pokaleczę sobie wargi. Są całe! Ani jednej blizny, mięciutkie, perfekcyjne do całowania mojej żony Buffy, którą kaleczyłem jedynie naumyślnie, by skosztować co nieco z tej jej krwi... I nie, nie byłem teraz głodny! Powiedzmy, że nie byłem głodny. – Polecam łagodnie, choć nie mam pojęcia jak jadają rodowici Australijczycy. Właściwie, co my robimy w Australii? To trochę daleko od Los Angeles czy tej wioski w Irlandii – zauważyłem, odwracając się ponownie w kierunku patelni. Improwizowana potrawa była już nieomal gotowa. Musiałem jedynie trochę dosolić, co też zrobiłem. – Boję się zapytać, co jadają... nasze dzieci. Nic tu prawie nie ma – zauważyłem. Sięgnąłem z szafki talerz, wyrzuciłem nań moje kulinarne dzieło, po czym zapolowałem też po widelec. Chwyciłem Buffy za rękę i zaprowadziłem do jadalni, gdzie na stole postawiłem pięknie pachnące śniadanie. Miałem nadzieję, że będzie równie dobrze smaczne. – Powiedzmy, że nazwę to kwiatami Australii. Myślę też, że jest jadalne... A pieczywo? Jest tu gdzieś nieopodal jakiś spożywczak? – zapytałem. Musiałem przyznać, że trochę dziwnie było nie znać okolicy, w której mieszkała moja rodzina. Fakt, że mam już takie spore dzieci, był dla mnie nadal zaskakujący. Bastek, Brysia i Sara... Gdzie się w ogóle podziewali? Nadal u sąsiadów? Całą noc? Cóż, tatuś im coś ugotuje pyszniutkiego na obiad, gdy już ogarnie sklep. Usiadłem na krzesło obok i spojrzałem na Buffy. – Smacznego. I... możesz mi powiedzieć, co się stało po tym jak straciłem przytomność? Trochę sporo mnie ominęło... Siedem lat to sporo, prawda? Chyba nikt nie zajął mojego miejsca naczelnego kucharza? Ani animatora? Ani żadnego mojego miejsca? – zapytałem z uśmiechem, starając się jakoś kompletnie odwiać te paskudne macki niezadowolenia. Chciałem wiedzieć, co się stało, ale nie chciałem tez wprowadzać złej atmosfery w tak piękny słoneczny poranek. Mieliśmy jadalnię otwartą na tę australijską naturę.
|Nicky Podróżuje 3: Nicky poznaje Australię.
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Pon 7 Wrz 2015 - 7:52
/ Nicky. <33
Przegarnęła na bok niedużą grzywkę, która była jej ostatnim elementem wyglądowych zmian, jakie postanowiła uskutecznić w ostatnim czasie. Gdyby ktoś usłyszał to w zestawieniu z Buffy Carroll jest prawie trzydziestoletnią matką trójki dzieci, zapewne zwizualizowałaby mu się osoba, która na siłę starała się odmładzać, jednakże prawda była zgoła inna. Oto bowiem Buff nadal wyglądała tak samo dobrze przed trzydziestką jak wtedy, gdy była przed osiemnastką. To zdecydowanie nie był jej problem, ba!, szczerze by chciała mieć właśnie takie zmartwienia. Naprawdę... Ale nie miała. I choć Nick się ocknął, będąc przy niej już całkiem długi czas, ona nadal nie przestawała przyglądać mu się z jakiegoś rodzaju podejrzliwym niepokojem. Zupełnie, jakby miał zaraz zniknąć, wyparować lub też momentalnie zasnąć przy patelni, gdzie coś tam mieszał. - To zależy. - Odpowiedziała mu jednak, zamiast wygłaszać swoje obawy, bo wiedziała, że musiały być one całkowicie bezpodstawnie. Wystarczyło tylko, by jakoś je od siebie odsunęła. - Wiesz, nie mamy tu żadnego specjalnego rozporządzenia o tym, że rodowici Australijczycy jadają tylko w jeden słuszny sposób. Skoro tak polecasz łagodniejszą wersję, to chętnie jej spróbuję. Powiedzmy, że miałam ostatnio zbyt dużo pieprzu w życiu. - Uśmiechnęła się do niego, mrugając jednym okiem. Fakt faktem, że trochę miłej delikatności naprawdę miało być dla niej wyjątkowo dobre, nawet tylko w zwykłym jedzeniu, jakie przygotowywał jej mąż. W tym momencie całkowicie zawierzała jego opinii i zdolnościom kulinarnym, licząc na to, że nie stracił ich przez tak długi czas pochrapywania na miękkim łóżku. W końcu i tak wiele go przez to ominęła, co pokazał jej choćby tym pozornie niewinnym pytaniem o jadłospis ich dzieci. Ona zaś zwyczajnie nie mogła się na nie roześmiać, wyczuwając w tym tyle różnorakich uczuć. - To zależy. Zazwyczaj jednak jedzą u Diany albo zamawiamy coś w pobliskiej jadłodajni. Nikt nie wątpi w to, oczywiście, jak genialną jestem kucharką. Z tej okazji mamy tam nawet zniżkę. - Zachichotała z dziwną wesołością, potrząsając przy tym głową. - Sama rzadko kiedy cokolwiek gotuję, bo tak wielki talent kulinarny należy starannie dawkować, by się przypadkiem nie wyczerpał. Jeśli czegoś potrzebujesz, mogę wyskoczyć potem do pobliskiego marketu. To nie będzie zbyt wielki problem, o ile nie zażyczysz sobie świeżego kawioru czy homara. Zdecydowanie wiedziała, że powinna zrobić zakupy już dawno temu, jednak jakoś się bez tego obywała. Cudem, bo naprawdę nie miała zbyt wiele czasu na ganianie po sklepach w poszukiwaniu poszczególnych rzeczy, a jeśli wzięłaby ze sobą dzieci... Cóż, carrollokalipsa była chyba wystarczającym określeniem na to, co działo się wtedy, kiedy kapitulowała i pozwalała im nawiedzić centrum handlowe w poszukiwaniu czegoś, czego tam tak pilnie potrzebowały, a co zazwyczaj było kilkoma dużymi paczkami słodyczy i słonych przekąsek oraz butelkami jakiegoś mocno gazowanego picia. I, musiała to szczerze przyznać, zazwyczaj pozwalała im na podobne zakupy, doskonale pamiętając swoje młodsze lata oraz to, jaką przyjemność sprawiało jej wyprawianie minipodwieczorków z Dianą. A teraz obie miały już swoje własne rodziny... Na dodatek na powrót w dalekiej Australii, o którą pytał jej Nicky. - Nasi drodzy przyjaciele łowcy. - Powiedziała, cmokając ze zniesmaczeniem. Jej ojciec przynajmniej miał jakieś etyczne zasady w swoich działaniach, tymczasem ci kosili wszystko równo jak szło. - Tutaj zwyczajnie ich nie ma, bo Garrowayowie teoretycznie wymarli, a ostatnia linia ludzi bezpośrednio z nimi spokrewnionych, tylko zmieszanych ze zwykłymi zjadaczami chleba - jak to mówią, została bodajże eskortowana do siedziby w Nowym Jorku. Nie wiem dokładnie. Odkąd wszystko padło, nie interesuję się tym zbytnio. Wiem tylko, że jest tam niemały chaos, a ja muszę dbać o dzieci. Przede wszystkim o nie... - Odpowiedziała wreszcie, po raz kolejny wzdychając przy tym, jakby ze zmęczeniem. Co rusz przychodziły do niej w końcu różne wieści i ich lwia część zdecydowanie nie była czymś dobrym. Kolejne rany, zaginięcia, śmierci... Całe szczęście, nic takiego nie dotarło jeszcze bezpośrednio do ich miejsca zamieszkania. Dziękowała za to niebiosom. - Faktycznie... Kolorowe zupełnie jak kwiaty. - Obdarowała go uśmiechem, kiedy odwrócił jej uwagę od niecnych myśli. - Chleb właśnie się skończył, ale do wieczora powinien być otwarty sklepik osiedlowy, panie naczelny kucharzu-animatorze. I nie. - Mruknęła, obracając się na piętach, by dać mu cmokaśnego całusa. - Nikt nie był tak pozytywnym wariatem, by zasługiwał na twoje wyjątkowe miejsce. Jesteś bezpieczny. A to wygląda przepysznie... Co w tym jest? - Spytała, nabierając trochę dania na widelec i próbując. Smakowało równie dobrze jak wyglądało. - W sypialni, swoją drogą, jest trochę twoich ubrań, gdybyś chciał się przebrać. Niewiele, bo tylko tyle dało się zabrać, ale to zawsze coś. - Umościła się wygodniej na krześle. - Przepyszne.
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Andrew Carroll dnia Pią 18 Wrz 2015 - 0:33, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : NAJWYŻSZY, NAJSEKSOWNIEJSZY I NAJMRUCZNIEJSZY ADMIN ZEEDYTOWAŁ ZEPSUTY KOD! BO BUFFY BYĆ PASKUDĄ!)
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Kuchnia Pią 18 Wrz 2015 - 22:06
Mieliśmy jadalnię dosłownie otwartą na australijską naturę – zauważyłem trafnie, patrząc na nasze nieoszklone już okna z niemałym uśmieszkiem, choć miałem niemałe wątpliwości, a raczej zawahania. Bo to były nasze okna, prawda? Moje i Buffy? Trudne do zaakceptowania. Jakoś dziwnie było oswoić mi się z faktem, że ten budynek, w którym właśnie przebywałem, był moim domem od bardzo dawna. Nie znałem go, a jednak pozostawał moim schronieniem. I Buffy... Tyle lat minęło, a nic się nie zmieniła. Nadal pozostawała tą samą olśniewającą Buffy Delilah Carroll, moją Buffy, żoną, z którą przeżyłem tyle ciekawych i tyle dziwnych chwil, choć nasza znajomość wcale nie zawierała na koncie dziesiątków lat, znajomości z dzieciństwa, wspólnej szkoły, znajomych, o ile nie liczyć Michaela, którego za to jakoś nie miałem okazji w sumie nadal poznać... Spotkaliśmy się na tym bankiecie i tak już zostało... My w naszych sercach – tego byłem pewien. Bez jakiegokolwiek zawahania mogłem to wyznawać, niezależnie od tego, co ma droga żona robiła ciekawego przez te lata mojej śpiączki. Nie odpowiedziała na moje pytanie odnośnie tego, co się działo po mojej utracie przytomności. Może nie byłem na to gotowy? Może oboje nie byliśmy przygotowani na stanięcie twarzą w twarz z tymi wspomnieniami? Musiałem czekać cierpliwie, okiełznać swą ciekawość i jakoś żyć z chwilową niewiedzą. Wpierw musiałem oswoić się z nową sytuacją. Podobnie jak to robiłem w swoich wizjach śpiączkowych. Nowa sytuacja, nowe otoczenie, nowa rola. Byłem ojcem! Hehehe! – Kocham cię! – szepnąłem, łapiąc ją za rękę. Odruch niekontrolowany, nagła potrzeba, by poczuć ciepło jej skóry. Prawdziwe ciepło jej skóry, nie zaś te wyrwane ze wspomnień i wrzucone... Kto tam wiedział, co to było? – I nie mam pojęcia, co ja tu wrzuciłem –stwierdziłem, wyszczerzony łobuzersko. Ba!, zachichotałem, emanując niewysłowionym szczęściem. Chyba naprawdę wszystko miało już wrócić do normy. Łowcy byli daleko... Choć gdzieś tam w głębi siebie czułem, że nie zostawię tego tematu od tak sobie po tym, gdy dowiedziałem się co nieco o sobie i mojej rodzinie. Nie zakończę tego od tak, gdy, kto wie, może mam szansę zapanować nad tym chaosem, który niszczy ziemię. Może udałoby się nawet ogarnąć jakiś pokój? Nie tylko między łowcami a światem, ale również między piekielnikami a aniołkami i tak dalej. Chyba właśnie gwałciłem realizm... Jak zwykle zresztą. – Musisz mi jednak przyznać, że smakuje doskonale? Chyba naprawdę mam smykałkę do gotowania... Heavenly Lunch... – Przypomniałem sobie, ciężko wzdychając. – Jak ogarnę sklep... i dzieci, zbawię świat! – stwierdziłem hardo. – I jeszcze szklarza... Trzeba ogarnąć szklarza na wypadek burzy! Takie niestabilne to niebo nad Australią! – zauważyłem niewinnie, jak gdybym wcale nie był odpowiedzialny za wczorajszy bałagan, choć świetnie wiedziałem, że to moja wina. Miałem prawo, chyba, być skołowany całą tą sytuacją. Spałem SIEDEM LAT. To wcale nie trochę... Zapewne dzieciaki przyznają mi rację. Ciekawe, kiedyś wrócą. Ciekawe, jak zareagują. Złapałem za kawałek jakiegoś owocu z talerza Buffy i go zjadłem zamyślony. Zastanawiałem się, jakie będzie nasze drugie spotkanie.
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Pon 21 Wrz 2015 - 22:24
W przeciwieństwie do Nicka, ona nie zastanawiała się zbyt wiele nad pochodzeniem okien lub też tym, kto był ich właścicielem. Choć… Tak Bogiem a prawdą, w tej chwili wolała raczej, by był to ktoś inny, bo ceny nowych szyb osiągały niebotycznie wysokie poziomy w części Sydney, gdzie mieszkali. Z innej zaś zwyczajnie nie opłacało się zamawiać szklarza, bowiem ten wziąłby dużo już za sam przyjazd, więc wyszłoby raczej na to samo. Gdyby zbyt wiele się nad tym zastanawiała, zapewne popadłaby w stan powszechnie znany jako ból serca i portfela, a tego przecież nie chciała, czyż nie? W tym momencie miała dużo ważniejsze rzeczy, bardziej kochane i pokrzepiające. Na te negatywne zawsze pozostawało aż nazbyt dużo czasu, co wiedziała już z obfitego doświadczenia. Należało się zatem cieszyć nieczęstymi, zupełnie unikalnymi chwilami szczęścia. I to też właśnie zamierzała robić. Ona – Buffy Delilah Carroll – dotychczas przytłoczona życiem mniszka z na wpół martwym mężem. Taki przynajmniej obraz prezentowała jej Diana za każdym razem, kiedy poruszały drażliwy temat, przechodząc do kłótni o przyszłość oraz przeszłość z teraźniejszością. Sama blondyna nie sądziła jednak, by aż tak bardzo się zmieniła. No, być może przez ten czas zachowywała się zupełnie inaczej, smutniej, ale wystarczył krótki moment, aby rozjaśniła się jak rasowe słoneczko. Nie potrafiła być obojętna, gdy w grę wchodziła możliwość odzyskania jednego z największych szczęść, za jakim tęskniła od wielu lat. Nie umiała zachowywać się jak odpowiedzialna dorosła, jak matka, kiedy zachęcał ją do szaleństwa, chwilami wręcz otwarcie ją w nie wciągając. Zupełnie niczym roześmiana młódka, harcowała przez parę minut po kuchni, podkradała jedzenie z patelni, kołysała się w zadziwiająco nierytmicznym rytmie fałszowania Nicka, aby wreszcie dać się posadzić na krześle przed talerzem pełnym zachęcająco wyglądającego jedzenia. Dlaczego wszystkie dni nie mogły wyglądać zawsze w taki sposób…? Choć najprawdopodobniej wtedy tak bardzo by tego nie doceniła, a tak była wręcz zachwycona. - Ja ciebie też. – Odmruczała, pochylając się przez stół, by pocałować go nad tą kulinarną bombą energetyczną. Całe szczęście, nie zamoczyła sobie w niej niczego, ale za to poczuła, że tego również bardzo jej brakowało. Nie chodziło zbyt mocno o stronę fizyczną, chociaż ta także ostatnio miała miejsce żałośnie dawno – nie pamiętała ich ostatniego pocałunku przed tym wszystkim, lecz również o tę psychiczną. Poczucie przynależności. Kochała to. – Szaleniec. A gdybym miała tu jakieś niebezpieczne rzeczy? Wiesz, jaką jestem wspaniałą kucharką, która uwielbia eksperymentować z niebezpieczeństwem, drażnić je? Rybę fugu… Albo coś w tym rodzaju. – Wyszczerzyła zęby. Czuła się coraz bardziej wyśmienicie, nastawiając przy okazji na ten lekki, dowcipny ton. Dawno z niego nie korzystała. Tymczasem nagle wszystko stało się dużo łatwiejsze. Kiedy powoli zajadała to, co jej przygotowano, praktycznie nieustannie się uśmiechała. Oczywiście, nie miała u siebie niczego skrajnie niebezpiecznego, bo dużo prędzej dałoby się u niej znaleźć pustkę i te pustynne krzaczki przelatujące z jednej strony spiżarki na drugą, ale już wcześniej uwielbiała takie droczenie się i teraz mimowolnie ponownie w nie wpadała. Pacając przy okazji Nicka w rękę, kiedy zabrał jej kawałek owocu. - Niby taki dobry kucharz, a przy tym jaki kradziej. – Powiedziała, kręcąc głową z przyganą, choć ledwo tłumiła przy tym uśmiech, który szybko ponownie znalazł się na jej twarzy. – Co ty nie powiesz, bohaterze? – Zaśmiała się, posyłając mu całusa przez stół, aby skończyć pałaszować wreszcie swoje jedzenie. – Może pogodę przy okazji też ocalisz? Takie ładne słoneczko i kilka chmurek przypominających baranki na niebie. Dzieci je uwielbiają. Byłby przeszczęśliwe, kiedy wrócą od Diany. Skoro już mowa o tym, może chcesz wpierw obejrzeć swoje włości…? – Zaproponowała całkowicie niewinnie.
Nicholas Andrew Carroll Admin
Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Re: Kuchnia Pon 21 Wrz 2015 - 23:43
– Yyy... Czyżbyś zapomniała, droga moja żono, że twój mąż ma dobrego nosa... A w kuchni to już w ogóle? – zapytałem, grając pewnego siebie specjalistę do spraw wszelakich. Oczywiście, jeśli zrobimy tak karygodny błąd i pominiemy fakt, że ja faktycznie byłem specjalistą od spraw wszelakich... Może nie wszystkich, ale wielu. Przynajmniej tak sądziłem. Może kiedyś miałem się przekonać, że jednak nie, ale aktualnie tak myślałem i o! Teraz bardziej grałem taką rolę, więc nie było co się tu rozdrabniać tak w tym temacie, aczkolwiek... Nicholas Andrew Carroll, specjalista do spraw wszelakich – brzmiało ciekawie. Brakowało mi jedynie odpowiednich papierów poświadczających mą wiedzę, ale i tak się bez nich świetnie trzymałem, radziłem sobie, ogólnie miód, cud, malina. – Ponadto mam też małe czary-mary w palcach... i parę kłów, gdybym musiał wyssać jakąś truciznę czy coś. Zawsze służę pomocą – dodałem, mrugając oczkiem i skłaniając głowę, by następnie napotkać te piękne niebieskie oczka. Ba!, nie tylko, bo towarzyszyło im roześmianie oraz jeszcze piękniejszy uśmiech. Może by tak pocałunek numer dwa? Kusiło bardzo, zwłaszcza, że wspomnienie poprzedniego już tak zanikało... Kręciło się obok drzwi i chciało czmychnąć, ukryć się niepostrzeżenie za ścianą, ja zaś je natrętnie trzymałem między palcami i... puściłem, by dać dziewczynie jeść. – Kradziej, nie kradziej. Kto swe kradnie, to... nie kradnie! – rzuciłem, oczywiście na poczekaniu wymyślając anegdotę. Raczej nie dało się tego przeoczyć, gdyż jedynie tylko taki geniusz i myśliciel jak ja, mógł wymyślić coś tak... coś tak bardzo mądrego i życiowego. Musiałem jednak porzucić samouwielbianie... siebie oczywiście – bądźmy geniuszami do końca, by z rozkoszą oddać się całym sobą interesującym propozycjom Buffy, które to, krótko mówiąc, były kusząca. Długo zaś... Długo zaś mówiłbym ponad tydzień, więc wolałem żyć niż oddawać się myśleniu i opisywaniu propozycji, o których mówiła Buffy, i... CO JA W OGÓLE MIAŁEM W TEJ SWOJEJ GŁOWIE?! Siano jakieś. – Obejrzeć swoje włości, powiadasz? – zapytałem, robiąc sugestywną minę i mrucząc cosik sobie przeciągle pod nosem. Jakby nie patrzeć, również cwana ze mnie Panthera. Leniwie wstałem od stołu i stanąłem za krzesłem wybranki mego serca. – A zechcesz być wiernym giermkiem bohatera? I damą serca w jednym? Byłbym zaszczycony – szepnąłem do jej łóżka (huehuehue) uszka. – Phi! O co ja w ogóle pytam! – odparłem pewny siebie, prostując się i wyciągając swą dłoń w kierunku swej żony. – Kto nie chciałby kroczyć przez życie ze mną? Nicky spółka z ł.o. zawsze w cenie – stwierdziłem, a gdy pani Carroll wstała, wprowadziłem w życie niecny plan skradzenia jej niezwykle soczystego pocałunku... którego to dawno nie miałem okazji przeprowadzić, zaś następnie.. Następnie zamierzałem cudem trafić na konkretne drzwi na odpowiednim piętrze, gdzie to zapewne mieściło się niezwykle wygodne łóżko. Miałem nadzieję, że małżeńskie. Znając jednak Buffy, nie powinienem mieć obaw.
Buffy Delilah Carroll Admin
Personalia : Buffy Delilah Carroll Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus Data urodzenia : 24.12.1992 Rasa : Hybryda Podklasa : Kitryda Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka W związku z : Nicholas Andrew Carroll Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy Liczba postów : 93 Punkty bonusowe : 171 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Kuchnia Wto 22 Wrz 2015 - 22:47
- Cóż. Chyba mój cny mąż musi mi o tym przypomnieć, bo ostatnio zdecydowanie trochę zapomniałam. Tak samo jak moje podniebienie, które pragnie dopieszczenia za te wszystkie lata. Co pan na to, panie Carroll? - Mrugnęła do niego jednym okiem, uśmiechając się szeroko, by wreszcie posłać mu kolejnego słodkiego buziaka wprost przez stół. Co prawda wolałaby takie bliskie wymiany uczuć, ale jedzenie przekonało ją do chwilowego okazywania miłości na odległość. Czyżby droga do serca kobiety także prowadziła wprost przez żołądek…? Być może, jednak sama Buff stwierdziła, że chodziło raczej o coś innego. Ponoć oczekiwanie rozpalało bardziej wyraziście to, co było potrzebne do podtrzymywania ognia w relacji, czyż nie? Ona co prawda czekała na niego bite siedem lat, ale krótka chwila, podczas której mogłaby zregenerować siły – z jakich zresztą chciała wkrótce zdrowo korzystać, z pewnością nie miała wpłynąć na jej momentalną śmierć, a za to dodać temu wszystkiemu smaczku. Oj tak, bowiem w głowie Buffy rodziła się już masa pomysłów na to, co mogła wykombinować dla nich na następne kilka godzin, kiedy dzieci miały bawić się u Diany i Michaela. I nie, niektórych rzeczy zdecydowanie nie należało robić przy bandzie słodkich Carrollków z młodego pokolenia, ponieważ dla nich miała zostać całkowicie odpowiedzialną mamą. Zupełnie tak jak w niektórych serialach komediowych, gdzie to właśnie matka była taką rozsądniejszą osobą, zaś ojciec pozwalał sobie na wariację. Bo w to, że Nicky postanowi poszaleć… W to nie wątpiła bardziej niż w to, że na biegunie północnym leżą sterty śniegu. Pewne rzeczy zdawały jej się niezmienne. Zwłaszcza wtedy, gdy potwierdzało je samo życie. - Kto by pomyślał, że jesteś tak usłużną osobą, hm? No, kto? Aaa może chodzi tu zwyczajnie o to, by sobie coś possać, panie krwiopijco? – Zażartowała, patrząc na Nicka ze zmrużonymi oczami, by pokręcić głową z uśmiechem nadal wymalowanym na twarzy. Brakowało jej tego. Oj, zdecydowanie jej tego brakowało, ale jednocześnie w tej chwili czuła się zupełnie tak, jak gdyby nigdy nie było inaczej. Luźno, słodko, kochanie, wyjątkowo… - I jeszcze jaki mędrzec z ciebie, Nicky. Kiedyś ty zdobył tak rozległą wiedzę życiową, co? Ja musiałam wtedy najwyraźniej stać w kolejce po lisie uszy albo wzrost, także całkowicie pominęłam tak przydatną rzecz. Całe szczęście, mam kogoś, kto mnie w tym uzupełni. Oczywiście, że żartowała pod pewnymi względami, ale w innych była całkowicie poważna. Na przykład w tym, że kochała to, jak dobrze niegdyś się dopełniali. Teraz nie mogła być tego w stu procentach pewna, jednakże miała jak największe nadzieje. I może to właśnie dlatego postanowiła wprowadzić swój niecny plan w życie, uśmiechając się przy tym już bardziej zadziornie, kiedy odpowiadała. - Jeszcze pytasz…? Zawsze… – Odszepnęła, dając się porwać na nogi, a potem… Pocałować. Długo, mrucząco i kusząco. Sprawiająco tak, że w jej głowie pojawiła się dokładnie jedna myśl. Jedna niespodziewana , ale nęcąca myśl. – Na co jeszcze czekamy…? Włości oczekują. – Szepnęła, kiedy wreszcie na moment odsunęła się od jego miękkich warg, by wkrótce pocałować je ponownie.