Personalia : Nicholas Andrew Carroll Pseudonim : Nick, Nicky Data urodzenia : 21.12.1994 Zmieniony/a : 14.08.2015 Rasa : Wampir Podklasa : Potomek pierwotnego Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż W związku z : Buffy Delilah Carroll Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty Liczba postów : 91 Punkty bonusowe : 134 Join date : 27/02/2014
Temat: Ogród Pon 3 Mar 2014 - 18:37
First topic message reminder :
***
(ciąg dalszy ślubu)
Dowiedział się nieco i fakt, Meg miała rację co do tego, że więcej brudów nie należało wyciągać na ślubie. Będzie na to czas później, zwłaszcza, że powinien już być przed ołtarzem i tam nerwowo, niestety, czekać na swojego Liska. To niezwykłe. Dopiero teraz tak w pełni doszło to do niego, że się żenił, że Buffy miała zostać jego żoną i mieli żyć ze sobą długo i szczęśliwie. Na zawsze. Razem. Nie mógł sobie wymarzyć piękniejszej przyszłości. Miał mieć najcudowniejszą żonę pod słońcem, której nie wymieniłby na żadną inną. Kochała go, on kochał ją. Była jego słoneczkiem i matką jego dzieci, bo miał mieć dwie słodkie pociechy. Oto zaczynało się jego nowe życie. Ścisnął pudełeczko, które nadal trzymał w dłoni i ruszył z Meg ku ołtarzowi, gdzie stał już Anaximander i Castiel. Ten drugi jakoś dziwnie łypał na o wiele wyższego od niego Newella, a może to było dla niego normalne? Choć chyba był podejrzliwy względem jego świadka. Cóż, chyba powinien tam wkroczyć, nim anioł się rzuci na... syna Gabriel. Powiedziała mu. Rozstał się z Meg, schował pudełeczko z medalionem w wewnętrznej kieszeni marynarki i dołączył do panów. - Jak tam, panowie? Zdążyliście się poznać? – Spytał Nicholas, patrząc na tę dwójkę. Zaraz jednak zrobił zdziwione oczy, gdy jego wzrok padł na zebraną publikę. Stąd wydawało się, że jest ich wszystkich więcej. Nigdy by nie pomyślał, że tyle istot wpadnie na jego i Buffy ślub. Może i części nie kojarzył, dobra, może i nie kojarzył prawie nikogo, ale wśród zebranych była jego rodzina, rodzina jego przyszłej żony, znajomi z Los Angeles, podwładni Gabriel, Gabriel i nawet Skylar Finley, którą spotkał aby raz, a za którą akurat nie przepadał. Ale miło, że wpadła. Stres go na szczęście opuścił. W sumie na dłuższą metę nie zwykł się nigdy denerwować. Pracował sporo w Heavenly Lunch, a tam bywały czasem tłoki, a jak się niedawno okazało, bywało tam wielu nadnaturalnych, mimo że wcześniej o tym nie wiedział. Wtedy się nie stresował, to teraz, wśród przyjaciół, tym bardziej nie miał powodów. I czekał na swą kochaną Buffy... Tu jedynie niecierpliwość się włączała. I tęsknota. - To chyba czas zacząć ten wielki dzień, a właściwie wieczór – stwierdził do Anaximandera i Castiela, uśmiechając się. Co ten wyższy odwzajemnił uśmiech, puszczając do Nicka oczko i klepiąc go po ramieniu, to ten drugi stał niewzruszony i wlepiał swoje zmrużone oczy prosto w niego. On chyba jednak tak miał, pomyślał Nick. – Castiel, wszystko w porządku? – Spytał na wszelki wypadek.
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Andrew Carroll dnia Wto 25 Mar 2014 - 13:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Sammy Bone
Personalia : Samael Pseudonim : Sami Stworzony/a : przed sworzeniem świata Rasa : Upadły Anioł Podklasa : Książę Piekielny Profesja : Książę Oszustów/Władca Sukkubów i Inkubów Aktualny ubiór : czarna marynarka, czarny top, ciemne dżinsy, wygodne skórzane pantofle Liczba postów : 13 Punkty bonusowe : 21 Join date : 08/03/2014
Temat: Re: Ogród Czw 27 Mar 2014 - 18:56
Zapadła chwilowa cisza między nim a synem, którą przerwała ta hybryda, która kogoś mu przypominała i to tak usilnie, że nie potrafił przerwać myśli zastanawiających się kogo. Nawet musiał stwierdzić, że to właśnie kogoś istotnego, bo byle kto by go tak nie zafascynował. A może mu się to wydawało? Może... Jednakże... Nie, zdecydowanie czysty przypadek. Chyba że któregoś z piekielnych braci, co było wielce prawdopodobne, jako że miała jednego z nich krew w sobie. Ciekawe, czy to ktoś ważny. Może córka samego Lucyfera? Miał nawet w końcu odpuścić sobie dumanie o niej i przejść do rozmowy z synem miedzy innymi o tym, że ma ze strony Gabriel „wolność” i chciał mu też wspomnieć co nieco o hierarchii piekielnej, ale jego przyjaciółka zaczęła krzyczeć na pokaz, a potem odstawiać tę całą szopkę... Mimo że była tylko nędznym mieszańcem i to w połowie ludzkim, to musiał przyznać, że mu zaimponowała tym szaleństwem i spontanicznością. W sumie nieco mu przypominała kilka dziewczyn, które niedawno spotkał, a na których się zawiódł. W żaden sposób nie spełniały jego oczekiwań na dłuższą metę, okazując się głupimi dziewczynkami pakującymi się w kłopoty. Pewnie ta tu też taka była, zważając na to, że godziła w niego samego. Stał spokojnie, słuchając jej wrzasków, pisków i pełnego udawanego podniecenia głosu i w żaden sposób nie reagując. Z początku nie miał pojęcia, co chce osiągnąć tym wszystkim, ale zachowywał spokój jak zwykle w takich przypadkach. Pewnie nawet przemilczałby ją i wrzucił jej wyskok w zapomnienie, by nie zrazić się synowi, jednakże okazała się być jego córką, co sprawiło, że w jednej chwili awansowała z tylko mieszańca na piekielną księżniczkę. - Serio? To by wyjaśniało fakt, dlaczego mi kogoś przypominasz i czemu jesteś taka zajebista – stwierdził normalnym tonem z lekkim uśmiechem, przyglądając jej się z uwagą. Może faktycznie podobna była do którejś ludzkiej kochanki. Miała cudowne blond włosy i... Usłyszał głos Castiela zaraz po trzasku i jakoś nie mógł tego olać. - Ach... Widzę, że pierzaczki się rządzą. Przepraszam was na moment – przeprosił i bez chwili zawahania zniknął, pojawiając się na przeciwko Castiela, który nadużywał płomyczków. Samael je zgasił, uśmiechając się złośliwe do anioła. - Castielku, a tobie co? Chcesz spalić tę imprezę i te dwie przeurocze damy? Jakież to... ZŁE – stwierdził z łobuzerską iskrą w oczku.
Melaney Roseline Carroll
Personalia : Melaney Roseline Carroll Pseudonim : Mel, Lacey, Rose Data urodzenia : 30.12.1978 Zmieniony/a : 31.10.2014 Rasa : wampir Profesja : redaktor naczelna W związku z : Andrew Anthony Jebediah Carroll Liczba postów : 8 Punkty bonusowe : 12 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Ogród Pią 28 Mar 2014 - 13:44
Poleciała sobie pięknym łukiem, popychana przez wiatr, na drzewo, niszcząc sobie fryzurę, sukienkę, humor i resztki szacunku do Megaery. W tej chwili nie chciała, by ta łajza stąpała po świecie i niszczyła resztki jej rodziny. Tak, to była JEJ rodzina, a nie jakiejś zakichanej pierwotnej wampirzycy, która myślała, że może sobie ją przygarnąć! Michael mówił na nią MAMO, a tego nie zamierzała od tak przemilczeć. To, że nie była dla niego... To była wszystko jej wina! Megaery! Obolała, podniosła się z trawy, odrzucając gałęzie i gałązki, które posypały się na nią. Miała dłonie zaciśnięte w pięści, ząbki podobnie i mord, przeogromną żądzę mordu, w oczach. Tak, chciała sama osobiście spopielić tę pannę, nawet nie patrząc na jakiekolwiek stosunki tej zdziry z Drustanem. To co, że był jej przyjacielem ostatnimi czasy, a po tym wszystkim znów zyskał u niej taką plakietkę... Przyjaciel przyjaciela powinien być przyjacielem, ale tu jakoś tego nie widziała. Nie, gdy Meg demonstracyjnie przeszła do spokojnego sączenia wina po tym, jak rzuciła nią w drzewo i to bardzo ładne drzewo! Wykorzystując umiejętności kontrolowania czasu, znalazła się bezpośrednio przed pierwotną i, niestety tracąc kontrolę nad wstrzymywanym czasem, zdzieliła kobietę z prawego, mimo że nie pomyślałaby, że kiedykolwiek to zrobi. Przed uderzenie wino wytrąciło się z dłoni jej rywalki, ochlapując tej porąbanej koneserce sukienkę, co Mel przyjęła z uśmiechem. - Niech cię diabli, Meg! – Krzyknęła, wysyłając w kierunku wampirzycy kolejne ciosy i to dość trafne. Nie bez powodu zgodziła się ostatnimi czasy na treningi z Drustanem. To wszystko, by polepszyć zakres swych poprzednich umiejętności, a także dla poprawienia kondycji, bo przez niewolę i pracę w biurze nieco się zaniedbała, chodząc jedynie na strzelnicę, gdy jej córka myślała, że ma jogę. Teraz to wszystko się przydawało. Dla niej, dla jej kochanej córeczki, synów, którzy może i nie mieli jej kojarzyć, ale którym ta żmija mąciła w życiorysie i Jeba, którego już nigdy miała nie ujrzeć. Meg była już martwa. Nie zamierzała się cofnąć przed niczym... W dodatku ta stara jędza mogła mieć coś wspólnego z tym wszystkim, co zepsuło ich szczęście, jej kochanej rodziny. Pojawienie się kogoś, kto miał w posiadaniu kontrolę nad ogniem, nieco wybiło ją z rytmu walki, która była prowadzona między nią, a Megaerą... Straciła przewagę i to znaczną, bo kątem oka dostrzegła białe skrzydła, a po drugiej stronie czarne...
Drustan Carroll
Personalia : Drustan Carroll Pseudonim : Dru, Rob Data urodzenia : nieznane Zmieniony/a : nieznane Rasa : Wampir Podklasa : Pierwotny Profesja : Biznesmen/aktualnie bardziej wagabunda W związku z : Megaera Carroll Liczba postów : 30 Punkty bonusowe : 32 Join date : 28/03/2014
Temat: Re: Ogród Pią 28 Mar 2014 - 20:30
Musiał stwierdzić, że był zaskoczony. O, tak! Był bardzo zaskoczony przez postawę Meg, która sama zorganizowała Nickowi wesele za własne pieniądze na własnej wyspie i udostępniła swą kolekcję win gościom. Goście ci należeli do przeróżnych ras, więc jej poświęcenie wzrastało do przeogromnych rozmiarów. Co jak co, ale o to by jej nie podejrzewał i tego, że powie młodej Carroll o ślubie, przy czym zaprosi ją i jej matkę tu, na Fernando. Choć może akurat o to tak, ale że... Zrobiła to wszystko, nic mu o tym nie mówiąc, bez jakiejkolwiek konsultacji. Nie dziwił się Mel, że nie była zadowolona. Sam on był niezadowolony. Od kiedy to zaczęto go pomijać? Miał jednakże słabość do tej małej słodkiej pierwotnej, więc jakoś i tak miał to przeboleć. Gorzej było z Mel. Lekko mówiąc, gdy dowiedziała się, że jej latorośl zamierza polecieć, nie biorąc pod uwagę jej słów... To była trudna rozmowa. Do tej pory utrzymywała, że dziewczyna nie ma rodzeństwa, a jej ojciec nie żyje, więc zaistnienie dwóch synów... Namąciło w jej życiu. Jednakże fakt, że nie ma z tym nic wspólnego, jakoś udało mu się przekazać jego potomkini. Jednakże bał się, jeśli chodziło o jej pełną kontrolę. Może i należała do osób spokojnych i nie odznaczających się gwałtownością, ale ta cała sytuacja mogła nieco namieszać. Zwłaszcza, że była młodym krwiopijcą, który dopiero się uczył, a fakt, że była matką córki, którą zamierzała powstrzymać przed rozgadaniem wśród rodziny o swoim i jej istnieniu, a także dwóch synów, którzy nie mieli o jej istnieniu pojęcia, zdecydowanie tu nie pomagał. I tak oto, bez zaproszenia niestety, na ślubie pojawił się dziadek Dru. Jak się okazało, dobrze, że przybył. Jak ujrzał ten nienaturalny ruch powietrza i wrzaski Mel... Wtedy był już pewien, że coś jest na rzeczy, dlatego natychmiastowo pobiegł w kierunku centrum owych wydarzeń i nim się tam pojawił, zdążyła drobna sprzeczka się rozrosnąć... Nie było dobrze, bo do „zabawy” dołączyły dwa ogniowładne istotki, które miały ego wielkości świata, więc... Przewidywał gorącą noc, a w jej centrum dwie swoje baby. Nie mogły zginąć, ale jak miał je chronić, gdy chciały się pozabijać? Zatrzymał czas, włączając w to wszystko i odciągnął Melaney od spowolnionej Megaery. Nie podobało mu się to, co tu się działo, mimo że nawet nie znał Pana Młodego, ale Meg kontra Mel?! Oczywiście stanął między nimi i puścił je z niewoli czasu. - Stójcie. Zawiodłem się na was. Obu. Co to ma być? – Spytał odwrócony twarzą do Megaery. – Chcecie się nawzajem pozabijać, zamiast, jak zwykle, współpracować? Wasze konflikty doprowadzą do kolejnej wojny. Patrzcie. – Wskazał ręką wpierw na Castiela, a potem Samaela. – Gusiu, wcale nie chcesz zabić Mel, prawda? – Spytał, lekko przekrzywiając głowę i uśmiechając się słodko. Patrzył na nią chwilę w milczeniu. – A wszelkie bolączki rozwiążemy po uratowaniu sytuacji, dobrze? Osobiście się tym zajmę – stwierdził spokojnie, mimo że faktycznie sądził, że mogła się rozpętać wojna i miała mieć początek tu, na Fernando. Kochał tę wyspę, ale oczywiście z innych powodów.
Clarissa Jemima Keller
Personalia : Freya Raksha Pseudonim : Kells Rasa : Hybryda Podklasa : Antychryst Profesja : Łowca Liczba postów : 17 Punkty bonusowe : 19 Join date : 08/03/2014
Temat: Re: Ogród Sob 29 Mar 2014 - 14:46
Słowa brata zdecydowanie nie spotkały się z jej osobistą aprobatą. Wolała już pozostawać w anonimowym cieniu, a przynajmniej w tym jednym przypadku, niż być tak otwarcie przedstawianą jako córka tego tam upadlaka. Nie to, żeby się obawiała czy coś, ale zdecydowanie nie potrzebowała kontaktów z tą osobą. Z początku miała przecież tak parszywe życie, którego parszywość w znacznej części spowodowana była udziałem tego właśnie piekielnego osobnika. Nic dobrego, nic ciekawego i nic, co mogłoby spowodować, że pragnęłaby utrzymywać z nim jakiekolwiek stosunki. No, może tylko takie pełne ogólnej niechęci z jej strony, ale przecież nie było niczym niezwykłym to, że w jej łaski wkupić się było nadzwyczaj trudno. A taka osoba mogła tylko o tym pomarzyć. - Wiem, że jestem boska, ale żeby tak od razu mówić mi Jezu? Degradacja nie jest tu wskazana. - Prychnęła, wyplątując się z uścisku Anaximandera i stając kilka kroków od niego. - Ja... - Machnęła ręką. - Ty... - Wycelowała w niego palec, nietrudno się domyślić, że był wcześniej oblizany z prowokacyjnym uśmieszkiem i zdecydowanie środkowy. - Przestrzeń osobista. - Narysowała nogą pokaźnych rozmiarów koło dookoła siebie. - Słyszałeś o czymś takim, Analku? Nie pałała jakoś ochotą do zabawy w szczęśliwą rodzinkę, więc i nie miała najmniejszego zamiaru zachowywać się jak jej grzeczna członkini. Niedoczekanie kellerowe! Już prędzej zakochałaby się w żółwiu morskim i stworzyła trójkącik z piranią niż miałaby ogarnąć choć trochę swoje niszczycielskie zapędy tylko po to, by zadowolić księciunia, który, bądźmy szczerzy, był dla niej równie irytujący, co kleszcz na tyłku. Posłała wielkoludowi iście mordercze spojrzenie i nadal krzewiła swoją wrodzoną złośliwość. - Ano. Zajebistość zdecydowanie odziedziczyłam po mamusi. - Stwierdziła, cukierkowo się przy tym uśmiechając. - To dziwne, patrząc na tatusia, ale przeciwieństwa ponoć się przyciągają. - Stwierdziła radośnie, robiąc całkowicie niewinną minkę. - A co do ojcowskiej ręki, Aneczku... Z chęcią. - Podeszła, wspinając się na palce i klepiąc brata po policzku jak jakaś stara cioteczka. - Z pewnością ładnie by wyglądała nad kominkiem. - Powiedziała, gdy Samael postanowił już ich opuścić. - Odszedł i już tak bardzo za nim tęsknię. - Teatralnie otarła oczy, wzdychając niczym jakaś serialowa panna. - Jaka szkoda, tak wiele stracić.
Megaera Carroll
Personalia : Megaera Carroll Pseudonim : Meg, Megara, Debbie Data urodzenia : nieznana Zmieniony/a : nieznana Rasa : Wampir Podklasa : Pierwotny Profesja : Mentorka W związku z : Drustan Carroll Aktualny ubiór : Czarna półprzezroczysta halka; kolczyki perełki; wiekowy wisiorek. Liczba postów : 24 Punkty bonusowe : 28 Join date : 15/03/2014
Temat: Re: Ogród Nie 30 Mar 2014 - 16:19
Była osobą znaną przecież ze zdolności daleko idącego przewidywania i robienia wszystkiego, by zapewnić sobie wygodne życie. Tymczasem teraz mogła ze złością stwierdzić, że tak bardzo się myliła. Ona i cała reszta osób tak bardzo wierzących w jej logiczne myślenie i wyprzedzanie złych wydarzeń, by móc im zapobiegać. Zaproszenie Melaney Roseline Carroll na ślub było chyba jedną z najgłupszych rzeczy jakie zrobiła w ciągu ostatnich kilku wieków. Nie chciała źle, ba!, chciała jak najlepiej i przez to nieźle sobie dołożyła zbędnych problemów. Nie przewidziała, że Carrollowa będzie teraz aż tak pełna złości i chęci do zemsty, gdy jeszcze jakiś czas wcześniej łączyły je bardziej niż dobre stosunki. Nie miała pojęcia, dlaczego kobieta aż tak bardzo się zmieniła i chyba nie chciała tego wiedzieć. Najważniejsze, że teraz rzucała się do niej jak jakaś wściekła suka, a Meg nie miała najmniejszej ochoty zarazić się jeszcze jakąś wścieklizną. Mimo całego tego ataku ze strony Melaney, Megaera pozostawała nadzwyczaj spokojna i opanowana, blokując tylko kolejne ciosy i starając się dalej zachowywać pozory normalności. Nie była przecież jakimś piekielnie wściekłym zwierzęciem. Wiedziała jednak, że jej spokój jest właśnie na wykończeniu i za chwilę nie będzie już tak kolorowo. Młoda dama pozwalała sobie na zbyt dużo, by wreszcie przekroczyć granicę podłości i spotkać się z prawdziwym gniewem pierwotnej. A tego raczej nie chciał nikt z zebranych na ślubie. - Masz szczęście, że to czarna sukienka. - Westchnęła litościwie, patrząc na rywalkę niczym na jakieś małe i potwornie upierdliwe stworzonko. Stworzonko zupełnie niegodne uwagi, a co dopiero podejmowania jakichkolwiek mocniejszych kroków, by się go pozbyć. W końcu samo miało się załatwić. Przez zmęczenie, zwrócenie na siebie uwagi kogoś, kto załatwi je zamiast jej lub jeszcze coś innego. Wystarczyło tylko odrobinę poczekać. Blokując kolejne ciosy, zerknęła z politowaniem na nowoprzybyłego anioła i uniosła w górę starannie wyregulowaną brew. - Skończ-cie? - Spytała, zwracając uwagę na końcówkę wyrazu i machając głową w stronę wściekle tłukącej ją wampirzycy. - Jeśli raczysz zauważyć, Castielu, to nie ja zachowuję się nagannie. To nie ja postanowiłam zniszczyć ślub własnego syna i to nie moją winą jest to, że ta młoda dama uznała mnie za idealny worek treningowy. - Zacmokała z nieskrywanym niezadowoleniem, unikając kolejnego uderzenia. - To nie mi należy więc tutaj zwracać uwagę. Ja doskonale wiem, że to ślub. Ta pani... - ponownie kiwnęła na Mel - ...niekoniecznie. Rzuciła się na mnie, zaatakowała mnie na moim własnym terenie i nadal nie raczy przestać. Ma gdzieś zasady i to, że mogłabym załatwić ją nawet nie kiwając palcem. Racz więc jej zwracać uwagę... Albo ja ponownie to zrobię, a wtedy nie będzie już tak pięknie. Szczerze nie potrafię znieść osób, które z byle powodu niszczą najpiękniejszy dzień własnych dzieci. - Westchnęła. Nie można powiedzieć, że nagłego zjawienia się kolejnej osoby nie zauważyła. I nie, nie chodziło jej o upadłego aniołka, którego wyraźnie bawiła zaistniała sytuacja. Chodziło jej o osobę, której nie widziała od bardzo dawna i której to raczej nie planowała widzieć na ślubie Nicholasa. Nie bez powodu przecież unikała tego pierwotnego jak ognia i zdecydowanie jej marzeniem nie było ponowne zobaczenie go akurat w takiej chwili. Na dodatek jako kolejną osobę zwalającą całą winę na nią, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że to ona była tutaj poszkodowaną! Jakie to było znajome... I jak bardzo ją bolało... Przypominało o tym, co już kiedyś miało miejsce i sprawiało, że miała ochotę wycofać się w cień na następne tysiąclecia. Wszystko, by na nowo nie przeżywać tego, co właśnie się działo... Po raz drugi... - MY? My chcemy się pozabijać? - Parsknęła, powstrzymując autentyczną chęć wybuchnięcia płaczem niczym jakaś mała dziewczynka. Historia najwyraźniej miała to do siebie, że uwielbiała się powtarzać i brutalnie walić ją w twarz... Boleśniej od jakichkolwiek ciosów. Oj tak, Drustan zawsze wiedział, jak sprawić, by odechciewało jej się dosłownie wszystkiego. Jedno słowo i już czuła się jak jakaś mała sierotka pragnąca schować się pod koc, trząść i przeraźliwie płakać, choć przecież na co dzień nie była taką osobą. Za każdym razem przysięgała sobie, że nie da się już skrzywdzić, że będzie silna i co? I co?! - Daj spokój, Drustan. Będzie jak zwykle. - Stwierdziła, odwracając wzrok i wbijając spojrzenie w fale bijące o brzeg. Taki smutny obrazek, pusty i samotny... Zupełnie jak ona... - Zwyczajnie zabierz dziewczynę i odejdź. Jak zwykle. Bo tylko to przecież potrafisz... - Powiedziała, jakby nieobecnym głosem. Tak bardzo odległa i zimna, choć kiedyś przecież było całkowicie inaczej. - Odejdź nim znowu się na mnie zawiedziesz, bo przecież istnieje tylko jedna wersja wydarzeń. - Prychnęła, gwałtownie odwracając twarz w jego kierunku. W jej oczach błyszczały łzy, które starła energicznym mruganiem. - I powiedz swojej potomkini, by następnym razem nie rzucała się na innych i ostrożniej wybierała sobie worki treningowe, bo może trafić na kogoś znacznie gorszego ode mnie. Choć przecież to ja zawsze byłam tą złą. - Gorzko się uśmiechnęła, owinęła szalem chwyconym z pobliskiego krzesła i szybkim krokiem oddaliła od tłumu. Największy koszmar jej życia właśnie znowu ją dotykał.
Melaney Roseline Carroll
Personalia : Melaney Roseline Carroll Pseudonim : Mel, Lacey, Rose Data urodzenia : 30.12.1978 Zmieniony/a : 31.10.2014 Rasa : wampir Profesja : redaktor naczelna W związku z : Andrew Anthony Jebediah Carroll Liczba postów : 8 Punkty bonusowe : 12 Join date : 03/03/2014
Temat: Re: Ogród Sro 2 Kwi 2014 - 12:20
Nienawidziła, nienawidziła, nienawidziła. Bardzo nienawidziła Megaery! Całym swoim sercem. Nie potrafiła jakoś inaczej, gdy wiedziała, że jej synowie nic nie wiedzieli, nie mieli pojęcia o całej tej umowie, błędach i jakichś głupich warunkach Meg. Zgodziła się. Przyparta do muru, szukając tej ostatniej deski ratunku, zgodziła się, by uratowano przynajmniej jej kochanych synków. Wierzyła, że pierwotna zadba o nich, że... W sumie na co liczyła? Że Megaera powie, jaka to ich mamusia była dzielna? Że opowie im, jaka była głupia? Dobrze, mogli o niej nie wiedzieć, ale zastąpienie im matki... Między innymi z tego powodu była wściekła, a jej negatywne uczucia powiększał stosunek Megaery do jej osoby i ta paplanina, jaka to z niej niewinna pierwotna. Nie mogła tego znieść! Nie dość, że pierwotna uchylała się przed wszelkimi jej uderzeniami, to jeszcze dorzucała do ognia słowami, które kierowała do anioła. Ona niszczyła ślub swojemu synowi? A co ona zrobiła? Zniszczyła resztę jego życia. Jak mogła dopuścić do tego, by coś przemieniło Nicholasa w krwiopijcę! Miała go chronić! Się nim zająć... Co tu się działo? Czemu wszystko było nie tak, jak być powinno? Czemu ta... Grrr... Nienawidziła siebie równie, co ją i to ją jeszcze bardziej dobijało. Pewnie gdyby nie nagły spadek negatywnych emocji w jej ciele, to zginęłaby tu, próbując rozszarpać pierwotną. Dopiero teraz zauważyła, co tak naprawdę chciała zrobić i ta cała agresja jej się nie podobała. Bardzo, ale... Co tak właściwie się stało? Czy... Robert! Obiecał, że będzie jej pomagał zachować spokój i kontrolować swoje rozbiegane uczucia, i dotrzymał słowa. Przyleciał tu za nią i powstrzymał przed zabiciem Megaery. Choć właściwie przed zabiciem jej osoby, bo to, że porywała się na Meg było samobójstwem... Co nie zmieniało faktu, że Michael nazwał ją mamą, a tego przebaczyć nie zamierzała. Jednakże teraz patrzyła na to wszystko w dziwnie spokojny sposób, a to wszystko przez mężczyznę, który namieszał w jej emocjach. Był niesamowity. I teraz rozmawiał z Megarą normalnie, jak gdyby nigdy nic, mimo że w swoim wnętrzu miał całą jej poprzednią nienawiść. Nie odzywała się. Nie chciała pogarszać sprawy, zwłaszcza, że widok szeroko rozciągniętych skrzydeł anioła i jego grymas, a także przerażający spokój na twarzy upadłego... Ona to zrobiła swym atakiem. Ciekawe, czy odpuszczą sobie, widząc, że wszystko jest już w jak najlepszym porządku... Mogłoby tak być, ale szczerze w to wątpiła. Słyszała, że między tymi rasami nie było za dobrze.
Drustan Carroll
Personalia : Drustan Carroll Pseudonim : Dru, Rob Data urodzenia : nieznane Zmieniony/a : nieznane Rasa : Wampir Podklasa : Pierwotny Profesja : Biznesmen/aktualnie bardziej wagabunda W związku z : Megaera Carroll Liczba postów : 30 Punkty bonusowe : 32 Join date : 28/03/2014
Temat: Re: Ogród Sro 2 Kwi 2014 - 13:54
No tak... Najwidoczniej nie zamierzała mu wybaczyć tego, co zrobił w Kanionie, o ile można by było cokolwiek z tamtego okresu zapomnieć czy wybaczyć na miejscu Megaery. Sam świetnie wiedział, że zachował się chamsko, a właściwie właśnie chciał, by tak to wyglądało. Najwidoczniej był świetnym aktorem i jego plan wypalił. Zostawił ją wtedy, a teraz żyła. Była cała i zdrowa, była jego kochaną Guśką, którą miał ochotę przytulić i zasłonić przed wszystkimi okropnościami tego świata. Nadal ją kochał i przez te wszystkie lata nie miał żadnej innej. Jednocześnie nadal czuł gniew skierowany w jej kierunku, który dusił, który niszczył, zabijał, wspominając chwile, gdy można było jeszcze powiedzieć o ich dwójce "oni". Tak, bo kiedyś, lata temu, on i Megaera byli młodzi, szczęśliwi, zakochani. Szaleńcy, którzy myśleli, że świat należy do nich. Potem założyli rodzinę i nic się nie zmieniło, ba!, nawet po tym paskudnym porwaniu i eksperymentach, które przeprowadzili ci z dołu, to wszystko w nich przetrwało i w jego sercu nadal siedziało. Jednakże nie w jej. Ona uważała go za zdradliwego sukinsyna, który zostawił ją samą, uciekając z rzekomą kochanką. Musiał przyznać, że warto było zapłacić tę cenę za jej życie. Nie zniósłby myśli, że mogłaby już nieistnień i nie stąpać po tym świecie przez jego zdolność, teraz już zdolności i przez tę nieszczęsną skrzynkę. - Megaero, nie traktuj tego jako psychicznego ataku na swą osobę. Chyba mi nie powiesz, że przez ten incydent z Melaney miałaś zamiar jej odpuścić? O tym mówię – stwierdził, nie wyrażając żadnych emocji. Jego twarz była maską, która przedstawiała spokój, mimo że w jego głowie nadal tłumiona była nienawiść zabrana Melaney, a jego myśli krzyczały, że ona już cię nie kocha, ma cię za zdrajcę... Tak, dokładnie tak było, ale sam dobrze wiedział, że to się stało dla jej dobra. W sumie... Mógł się mamić bajeczkami, że był w tej chwili bohaterem, mimo że nie miała o tym pojęcia, ale wcale tak nie było. Nie był bohaterem. Był dupkiem. Dupek, który pozwolił sobie na to, by zostawić najważniejszą istotę w swoim świecie, samą, na łonie natury, i to dość brutalnej natury, bo strasznie sucho tam było. Właśnie w takim miejscu zostawił swą małą Meg bez jakiegokolwiek towarzystwa, pomocy, opieki. Zostawił ją kompletnie samą, bo w sumie nikogo w pobliżu nie znała. Rzadko rozmawiali z ludźmi. Trzymali się z dala. Zostawił ją... - Cholera, Meg! – Krzyknął, gdy się odwróciła, na moment tracąc kontrolę. Odetchnął głęboko i obrócił się raz wokół swej osi, masując czoło jedną dłonią. Więcej ranić jej nie zamierzał. Nie zamierzał, więc utrata kontroli, żadna, nawet tak mała, nie miała się powtórzyć. Teraz w pełni zachowywał spokój i tak miało zostać. Jak zwykle. Musiał tłumić tęsknotę i te inne uczucia, które w tej chwili przeszkodziłyby mu rozegrać to w jak najmniej bolesny dla niej sposób. - Przepraszam cię. Czasu nie cofnę i gdybym mógł, nie zrobiłbym tego. Zapewne mnie wyśmiejesz, ale to było dla twojego bezpieczeństwa. Wierz mi, o ile nadal potrafisz. Nigdy nie byłaś tą złą i nie będziesz. Melaney się nie przejmuj. Miała po prostu ciężki wieczór, ale już z nią wszystko w porządku. Pewnie już teraz źle się czuje z faktem, że cię zaatakowała. I nie, nie mów nic o zawodzeniu... Nigdy mnie nie zawiodłaś, Gusiu. Po prostu byłaś zbyt kochana. Tylko tyle – wyznał spokojnie i stuprocentowo szczerze, po czym podniósł rękę, chcąc ją przytulić, ale zaraz się opamiętał i machnął nią w kierunku aniołów. – Myślisz, że się poprzekomarzają i rozejdą, czy trzeba ich jakoś ogarnąć? – Spytał, wzdychając ciężko. Głęboko w nim odezwał się smutek, ale musiał być dzielny. Zawsze starał się być silny przed innymi, a zwłaszcza przed nią. – Pomogę ci z tym i znikam, jak sobie tego życzysz. Z Melaney i jej córką, gdy ją już znajdziemy. Mogłaś ze mną skonsultować pomysł z wysyłaniem im zaproszeń. Ale dobra, stało się i się nie odstanie. Co zrobimy z tymi piórkami? - Spytał.
Megaera Carroll
Personalia : Megaera Carroll Pseudonim : Meg, Megara, Debbie Data urodzenia : nieznana Zmieniony/a : nieznana Rasa : Wampir Podklasa : Pierwotny Profesja : Mentorka W związku z : Drustan Carroll Aktualny ubiór : Czarna półprzezroczysta halka; kolczyki perełki; wiekowy wisiorek. Liczba postów : 24 Punkty bonusowe : 28 Join date : 15/03/2014
Temat: Re: Ogród Sro 2 Kwi 2014 - 21:03
Wszystko wróciło do niej z iście piekielną siłą i częstotliwością. Nie dwa, nie trzy i cztery, a dziesięć razy mocniejsze. Może była to kwestia tak długiego uciekania od tego, co stało się całe lata temu? Może nie robiła tego specjalnie, ba! z pewnością nie, ale jej podświadomość sama postanowiła odciążyć ją i zrzucić stare dzieje na dalszy plan, by w końcu prawie całkowicie je wyprzeć? Może... Może, może, może, całe jej życie od dawien dawna było jednym wielkim ciągiem rzeczy niewiadomych. Na palcach jednej ręki mogła policzyć to, czego była tak naprawdę pewna. Choć, w przeciągu całego swojego dotychczasowego życia, przekonała się, że nie zawsze to, w co wierzy i czego jest całkowicie pewna... Cóż, nie zawsze okazuje się to szczerą prawdą, a pomyłka bywa niezmiernie bolesna. - Nie miałam zamiaru jej odpuścić, tak? - Parsknęła, starając się wypaść jak najbardziej ozięble. - Nie wiesz o mnie nic, Drustanie. Już nie. Kiedyś wydawało jej się, że ma wszystko. Miłość, której pragnęła, rodzinę, szczęśliwy dom... Później wszystko całkowicie niespodziewanie zmieniło się w wyniku uprowadzenia, a następnie okropnych eksperymentów przeprowadzanych na niej i jej ukochanym mężu, lecz po jakimś czasie i to przestało być dla niej aż tak tragiczne. W gruncie rzeczy, nadal miała część tego, co kochała, a nowa rasa ciągnęła za sobą nowe możliwości. Nowe możliwości... Tak... To zdecydowanie było coś, choć jej talent nie ciągnął za sobą jakiś specjalnych udogodnień. Mimo to czuła się dobrze, jak osoba, która jest w stanie zrobić wszystko, jeśli tylko ma z kim to robić. A ona przecież miała i to nie byle osobę. Miała, a przynajmniej tak jej się przez bardzo długi czas zdawało. Jednak prawdą jest, że na szczycie świata jest pięknie, ale nie ma miejsca na upadek... Jej upadek skończył się więc tak źle, jak tylko mógł wymyślić sobie ktoś tam na górze. Nadzwyczaj bolesny, lecz również wiele ją uczący. Jedną z najważniejszych chyba lekcji było to, by już nigdy nikomu nie zaufać do tego stopnia, do którego ufała największemu zdrajcy w jej życiu. Lizanie ran, jakie jej wyrządził, nie było łatwe i zajęło jej wiele długich lat, które spędziła prawie całkowicie izolując się od otoczenia. Żyła własnym życiem w miejscu, w którym nikt nie mógł jej znaleźć, a co za tym idzie - skrzywdzić raz jeszcze. Żyła samotnie, opuszczając swoją kryjówkę tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała. Inaczej nie wychylała się z niej nawet na krok. Wtedy to podjęła też decyzję o unikaniu Drustana. Gdyby tylko równie uparcie mogła uznać, że już go nie kocha... A teraz, gdy, po raz pierwszy od tamtych wydarzeń, ponownie spotkali się twarzą w twarz... Znowu czuła się jak tamta do głębi zraniona istotka, która chciała wtedy zapaść się pod ziemię, umrzeć i nie czuć tego całego bólu. On zaś powrócił wraz z nieproszonym przybyciem Drustana i nie mogła zupełnie nic na to poradzić. Nie mogła jednak pokazać swojej słabości. Przez ten cały czas nauczyła się skrywać swoje uczucia pod maską obojętności, może nawet lekkiej drwiny. Teraz też tak było. Prócz chwilowego załamania się i ukazania rąbka uczuć, odgradzała się prawdziwym murem od osoby, która przecież nadal, gdzieś tam w głębi, była jej tak bardzo droga. I właśnie dlatego serce ponownie pękło jej, gdy usłyszała te kilka zdań mówiących o cofaniu czasu. Cofaniu czasu! Z ust osoby, która z pewnością była w stanie zrobić coś tak banalnego, a jednak nie chciała. Osoby, która nie chciała tego zapewne ze względu na to, że odeszła od niej zupełnie dobrowolnie. Do kogoś, kogo ponoć kochała o wiele mocniej niż ją. - Dobrze to słyszeć, bo i ja ponownie nie chciałabym przeżywać dawnych dziejów. - Odparła, pragnąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, jednak nie potrafiła powstrzymać się przed skomentowaniem kilku słów, które wypłynęły z jego ust. - Dla mojego bezpieczeństwa, tak?! Dla twojej zakichanej świadomości, to nic nie dało! Teraz sama potrafię o siebie zadbać, ale wtedy... Mogę ci wszystko wybaczyć, ale tej jednej rzeczy nie! I racz nie mówić do mnie Gusiu, bo już nie jestem zbyt kochana i nigdy nie będę. - Spojrzała na niego pociemniałymi z gniewu i żalu oczami. - I nie usprawiedliwiaj swojej pupilki. Sam sprawiłeś, że moje życie jest o stokroć gorsze, a jakoś nie rzucam się na pierwszą lepszą osobę. Sama zauważyła, że jest słowa brzmiały nadzwyczaj ostro, jednak nigdy nie zamierzała jakoś specjalnie starać się, by złagodzić ich wydźwięk. Nie przy tej osobie. - Rozejdą. - Stwierdziła sucho. - Możesz już szukać dziewczyny i odejść w spokoju. Zajmę się wszystkim sama. Jak zawsze... - To mówiąc, ponownie obróciła się na pięcie, by odejść w tylko sobie znanym kierunku. Jak najdalej od Drustana.
Drustan Carroll
Personalia : Drustan Carroll Pseudonim : Dru, Rob Data urodzenia : nieznane Zmieniony/a : nieznane Rasa : Wampir Podklasa : Pierwotny Profesja : Biznesmen/aktualnie bardziej wagabunda W związku z : Megaera Carroll Liczba postów : 30 Punkty bonusowe : 32 Join date : 28/03/2014
Temat: Re: Ogród Pon 7 Kwi 2014 - 20:26
I to się działo. Wyobrażanie sobie nienawidzącej jego osoby Gusi, a spotkanie jej faktycznie wrogo nastawionej, było kompletnie dwoma odległymi od siebie uczuciami. Co w tym pierwszym czuł się podle, tęsknił i jakoś potrafił z tym dalej iść, to z tym drugim... Każde kolejne słowo z ust jego małej Meg raniło, jak gdyby dźgano go milionami osikowych igieł tak, by nie umarł, ale czuł, cierpiał i by towarzyszyła mu świadomość, że tak już będzie zawsze, każdego dnia o każdej porze. Nie miał przestać o tym myśleć. Nie dane mu być miało zapomnieć tego wyrazu twarzy Gusi, jej głosu i słów, które wbijały się w jego Ja. Zniszczył to wszystko, co było między nimi. Zniszczył zaufanie, którym go darzyła i już nigdy nie miało wrócić tamto uczucie, tamte dni i oni. Teraz był on i ona, a po środku wielka przepaść, którą ona jeszcze bardziej powiększała. Tak, jak chciał wtedy. Chciał, by go znienawidziła, by pozwoliła mu odejść i w sumie tak miało być. Nadal miał być dla niej zagrożeniem. To samo musiał zrobić ze wszystkimi, którzy cokolwiek dla niego znaczyli. Melaney również. Miał ją wyszkolić, a potem zniknąć i szukać kolejnego potomka, bo mimo że nie chciał nikomu niszczyć życia, to nie chciał też, by ktokolwiek zabrał mu moce. W niepowołanych rękach były bardzo niebezpieczne. Sam u siebie się ich bał, a co, jeśli ktoś pragnący czyjegoś nieszczęścia... Ziemię nawiedziłaby kolejna apokalipsa w postaci jednej istoty. Nie mógł na to pozwolić. Tak też skazany był na samotność i świadomość, że najcenniejsza jego sercu istotka go nienawidzi za cenę jej bezpieczeństwa. Nie mógł o tym zapominać. To istotny punkt. - To nie tak... – Zaczął, chcąc jej to jakoś wytłumaczyć, naprostować, ale w sumie nie miało to sensu. Nie, w sumie miałoby to sens, bo pewnie by mu wybaczyła i nie byłaby tak zraniona, nie tak bardzo przynajmniej i może znów by ujrzał uśmiech na jej twarzy, ale nie miało by sensu jego dotychczasowe izolowanie się i stracone lata. Musiał po prostu żyć w świadomości, że cała ta nienawiść, która tak bardzo rozrywała jego wnętrze, była dobra, bo tak też było. Wiedział o tym. To czemu czuł się tak paskudnie? - Melaney... – Odwrócił się do potomkini, która stała podłamana całą tą sytuacją i podszedł do niej, przytulając ją. – Spokojnie, Meg nie ma ci tego za złe. Nicholas też by nie miał, gdyby wiedział. Jesteś krótko wampirzycą i to... Chodź, idziemy znaleźć Haley i wracamy do domu. Zadbamy, by to się nie powtórzyło – powiedział spokojnie, robiąc krok do tyłu. Po chwili objął ją w pasie ramieniem, nakłaniając do ruszenia się. - Bywaj, Megaero. Następnym razem uprzedź mnie, jeśli będziesz miała jakieś plany względem mej podopiecznej – stwierdził i zduszając w sobie chęć ucałowania jej choć na pożegnanie, odwrócił od niej głowę i poszedł z Mel szukać córki. Mimo że na zewnątrz zachowywał spokój, w głębi był w totalnej rozsypce.
[w/z]
The Host Mistrz Gry
Liczba postów : 27 Punkty bonusowe : 31 Join date : 13/04/2014