The Ghost Of You
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Cele tymczasowe

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeWto 21 Kwi 2015 - 0:11

Cele tymczasowe Jail-cell
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeWto 21 Kwi 2015 - 1:07

- A więc uważasz, że jesteś silniejszy…? – Spytał ironicznie, stając o krok od zatrzaśniętych krat do pomieszczona, w którym znajdował się jego więzień.
W marnym, bo marnym stanie, ale na tyle żywy, by mógł wysłuchiwać tego, co miał mu do powiedzenia szef całego tego podziemnego bałaganu. O ile w końcu czysta robota w biurze należała do starszego bliźniaka, o tyle ta typowo krwawa była już ukochanym zajęciem młodszego. I to w niej właśnie tak wyjątkowo świetnie specjalizował się Patrick, będąc przy tym kimś raz po raz osiągającym kolejne stopnie perfekcji, wspinającym się na domniemane wyżyny tylko po to, aby odkryć, że może jeszcze więcej.
Jego tortury… Nie były zlepkiem chaotycznego zadawania bólu, chlastania ciała biczem raz po raz czy bezmózgiego traktowania maczugą z kolcami. Tortury, jakie zadawał Carroll, były dlań największą sztuką, w której nie miał sobie równych. Doskonale wiedział w końcu, na co kiedy nastaje jaki czas. W którym momencie należy posłużyć się dzikością i pierwotnością, w którym zaś postawić na dyskretną, lecz nie słabszą – nawet wręcz przeciwnie, sztukę celnego uderzania w aspekty psychiczne. Wbijania niewidzialnych szpilek tam, gdzie bolało to najbardziej.
- A więc sądzisz, że możesz się nami bawić? Jesteś Bogiem, Cipriano? Masz się za wszechmocnego niszczyciela? Odpowiedz mi, bo niewątpliwie mnie to ciekawi. – Powiedział całkowicie spokojnym głosem, co bardziej pasowało do rozmowy przy eleganckiej herbatce niż pastwienia się nad ofiarą. Rick uśmiechnął się chłodno.
- Cipriano, Cipriano, Cipriano… Nie możesz już wiecznie milczeć. Wiesz o tym, prawda? – Pokręcił głową, jakby miał do czynienia z niesfornym dzieckiem, któremu zawsze trzeba wszystko kilka razy tłumaczyć.
- Uznaj to poniekąd za przysługę z naszej strony. Nie zabiliśmy jej, jesteśmy pod tym względem nadzwyczaj wyrozumiali, ale sam chyba wiesz, że nic by z tego dobrego nie wyszło. To, co do ciebie czuła, nie było prawdziwe. Okłamywałeś samego siebie i ją także, tak usilnie walcząc o to, gdy podświadomie wiedziałeś przecież, że nie wygrasz. Z nami nie można wygrać. Jesteśmy inteligentniejsi, nie mamy co prawda twojej siły, ale cechujemy się mniejszą pierwotnością. Nasze czyny są bardziej przemyślane. Stoimy wyżej, Cipriano, ewolucja potraktowała nas łaskawiej, dlatego przewyższamy takich jak ty. My kierujemy się wyższymi motywami, wy… Wy jesteście tylko masą złożoną z dzikich zwierząt tak łatwo ulegających swoim żądzom. To nie jest normalne. Trzeba was od tego odciąć. Wyplewić to… Wykorzenić… – Machnął ręką, jakby coś zgniatał i wyrywał. – W zarodku. Nim jeszcze zdąży urosnąć na nowo, dostarczając nam tylko kolejnych problemów. Musimy wyciągać naukę z dawnych pomyłek. Jak w przypadku ciebie, Cipriano, jak w przypadku ciebie, gdy nikt nie wiedział o twoim istnieniu. I… Widzisz, co z tego wyszło? Zabijałeś… Cierpiały rodziny twoich ofiar, cierpieliśmy my, cierpiała dziewczyna, która rzekomo była dla ciebie czymś więcej niźli tylko zabawką. Nawet ty w jakimś sensie, tym czysto zwierzęcym, cierpiałeś. Czy było warto? Odpowiedz mi, Cipriano, bo niesamowicie mnie to nurtuje. Czy było warto przeżyć tę drobinę lat przy takim koszcie? – Zrobił jeszcze dwa kroki w tył, siadając na krześle i wbijając spojrzenie w agresję.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeCzw 23 Kwi 2015 - 14:35

Nie było warto – odpowiedziałem sobie w myślach na zadane przez łowcę pytanie. Nie było warto, choć naprawdę niesamowicie się cieszyłem ze spotkania i możliwości poznania Rachel. Dzięki niej poczułem smak prawdziwego szczęścia, może nawet zauważyłem światło, które w końcu pojawiło się w moim życiu... Dostałem niewielkie światełko w ciemności, a marzyłem o całym słońcu... Naiwniak.
Gdybym wiedział, że tak to się zakończy, sam odebrałbym sobie życie, nim ją poznałem... Gdybym wiedział...
Bolało mnie już ramię od leżenia na prawym boku, ale nie ruszałem się. Wrażenie, że rozpadnę się przy większym oddechu, mnie nie opuszczało, a co tu dopiero było można mówić o przewróceniu się na drugi bok. Czy to w ogóle było możliwe? Z drugiej strony zaczynałem już się przyzwyczajać do trawiącego mnie bólu... Do niemocy jeszcze nie. Siedziała mi na karku, niemiłosiernie męcząc, szeptała do ucha jakieś paskudztwa. Miliony sposobów pozbycia się tego człowieka z powierzchni ziemi wraz z całą jego organizacją.
I niestety miał też rację, zgadzałem się z nim częściowo. Byłem dzikim zwierzęciem, ulegającym żądzom. To w sumie nie było do ukrycia...  Nie dało się tego ukryć. Krocząc ulicami Sao Paulo, niosłem śmierć, ścieliłem martwymi ciałami chodniki i nawet byłem zadowolony ze swego dzieła. Pozbywałem się gnid tego świata, kogoś, kto zdecydowanie nie powinien już nigdy więcej nabrać powietrza w płuca. Przynajmniej uważałem... uważam, że robiłem dobrze. Miałem przecież serce, które uradowało się na wieść, że nic jej nie jest, że będą wyrozumiali - cokolwiek to znaczyło – i jej nie zabiją. To samo tyczyło się kobiet i dzieci, które były terroryzowane przez... Może jednak byłem bestią, jaką mnie widział Carroll? Może jednak ze wszystkim miał rację i to, co do mnie czuła, nie było prawdziwe? Nie można kochać kogoś takiego jak ja... Robiłem potworne rzeczy, widziała to, bała się mnie.
Może to dobrze, że mnie złapali, że zamknęli, że odseparowali... od niej. Nie dokonam zemsty, nigdy nie ujrzę z nią zachodu słońca... Nie zrobię już nic. Czym było więc życie? Torturą, przez którą należało przejść, by na końcu drogi wpaść w ramiona piekła czy tam nicości? Byłem zmęczony. Powinienem spać... Byłem bardzo zmęczony.
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeCzw 23 Kwi 2015 - 19:05

Patrick westchnął… Nawet nie tyle z pogardą czy z wyrzutem, co z najzwyklejszym w świecie zniesmaczeniem. Dokładnie tak. Ta mała, nędzna agresyjka praktycznie non stop robiła to wszystko, co wywoływało na ustach Carrolla wyjątkowo kwaśny uśmiech niemalże rezygnacji. Ale nie, nie, nie! On w żadnym razie nie miał zamiaru odpuszczać sobie tej satysfakcji, jaka miała zapewne dopiero pojawić się po dłuższej… Powiedzmy… Znajomości? Pewnego rodzaju znajomości, nie mylić z przyjaźnią – tą Aberquero miał dopiero nawiązać z innymi pupilami Ricka, z nowym humanoidem.
Tak było praktycznie za każdym razem, więc nawet stary Carroll musiał częstokroć odpuścić sobie początkową satysfakcję dla czegoś znacznie pyszniejszego, bardziej głębokiego. Oj tak, już zacierał ręce na to, co miała przynieść przyszłość. Na widok tego pieprzonego pana idealnego kochanka mierzącego się z innymi nabytkami łowców. Pokaz, jaki ta marna istotka dała im w gościnnej sypialni… Cóż, dawał wiele do myślenia, jak i również wyjątkowo ładnie pokazywał, że na wiele było stać Cipriano.
Gdyby tylko teraz bestia nie rozkładała się w tak żałosny sposób na tej jej pryczy. Nie, Patrick nie uważał w żadnym razie, by on i jego towarzysze potraktowali ich gościa z wyjątkowo dużą brutalnością, jaka mogłaby spowodować nieodwracalne zmiany w tym irytującym młodziaku. Nie zniszczyli go przecież doszczętnie, bowiem nadal mógł oddychać i, chyba, myśleć na tyle jasno, by móc wydać z siebie coś poza jękiem bólu, rozczarowania czy tam czegoś, co akurat pasowało do ciprianowego użalania się nad sobą.
Ba!, byli nawet wyjątkowo łagodni, skoro jeszcze żył! On jednak tego nie doceniał, nie chcąc nawet odpowiadać na podstawowe pytania, jakie zadawał mu Rick, co było takie… Niezmiernie irytujące. W końcu prędzej nędznik pozdzierał sobie pazury niż zdarł głos podczas walki, więc mógł się odzywać, a ignorowanie Carroll uznawał za jedną z najgorszych rzeczy w obecnej sytuacji. Cóż, nie chciał wcześniej uciekać się do wybitnie ostrych środków, wpierw zamierzał przez chwilę położyć nacisk na część psychiczną Aberquero, który niewątpliwie go ciekawił, jednakże skoro stwór nie chciał współpracować…
Przenosząc chłopaka do celi, nim jeszcze z impetem walnięto go na podłogę, postarano się zacisnąć mu na szyi coś niewątpliwie przypominającego elektryczne obroże dla psów. Z tą jednak różnicą, że dawka porażająca była nieco… Inna, a i tworzywo, z jakiego wykonano pasek, cóż, nie należało do tych wątłych, jakie wykorzystywano przy marnych pieskach. To w końcu nie był zwyczajny zwierzak. To był najdzikszy i najbardziej godny pożałowania podgatunek zwierzęcia, jaki tylko mógł istnieć. Nie należały mu się jakiekolwiek przywileje.
Skoro zaś brak współpracy jawił się w ten sposób… Patrick obrócił w palcach pilot do urządzenia, bawiąc się nim przez moment, a następnie nastawiając go prawie na maksymalną moc. I nie, zabić to chwilowo nie mogło, ale z pewnością powinno skłonić potworka do działania… Z pewnością…
- Zacznijmy od początku. – Rick odezwał się nadzwyczaj uprzejmie, po chwili faktycznie wyłączając obrożę. – Czy warto było zrobić to wszystko, aby skończyć tak marnie, Cipriano? Za kogo się uważasz? Jesteś Bogiem? Uważasz, że masz prawo wykorzystywać łowców? Zabijać dla zasady? Dla wyższych wartości?
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeNie 26 Kwi 2015 - 20:12

--

Stwierdziłem, że nie ma sensu wdawać się w jakiekolwiek dyskusje z łowcą. Powiedziałbym, że nie ma racji, to zalałby mnie oceanem kłamstw, przedstawiającym obrazy, jakich dokonali moi pobratymcy. Pewnie z jadem wypowiadałby słowa będące za tym, by takie plugastwo jak ja zostało wyplenione z wszechświata. Ba!, pragnąłem nawet uparcie milczeć, nawet jeśli to go irytowało, nawet jeśli postanowiłby mnie torturować. Nie chciałem choćby jęknąć... Jednakże gdy użył tego swojego urządzenia, wszelkie te plany wydały mi się nie istnieć.
Ból przyćmił wszystko, przestałem panować nad swoim ciałem, które wiło się z zadawanego bólu, zaś me wargi... Wypuszczały właśnie jeden z najgłośniejszych krzyków, jakie udało mi się wydać w swoim życiu. Niech go diabli... Nie wyczuwałem Rachel. Miałem nadzieję, że nie musi znosić tego samego, że jest wolna od tego bólu, od moich myśli, ode mnie. Czułem, że to już naprawdę koniec, że nie będziemy mogli zaliczyć własnego, wspólnego happy endu. Żegnaj domku gdzieś na wsi, na wybudowaniach, gdzieś, gdzie nie dorwałyby nas nienawistne łapska... W sumie takie miejsce nie istniało. Miłość mnie zwodziła, zakładała klapki na oczy... Takie miejsce nie istniało.
Oddychając ciężko, spojrzałem na Patricka Carrolla. Dzieliła mnie jedynie krata od człowieka, którego pragnąłem dorwać w Sao Paulo. Stał tam, gdy ja byłem bezbronny, gdy nie mogłem nic zrobić, by móc go torturować, by się dowiedzieć, kto zabił moich... Może sam miał mi to powiedzieć? Żeby we mnie jeszcze bardziej uderzyć.
Warto było – odparłem słabo, uśmiechając się nieznacznie. Przecież osiągnąłem to, czego chciałem. – Warto było – powtórzyłem bardziej wyraźnie, siadając jakoś całkiem przyzwoicie na łózku. – Nie jestem bogiem, nie mam prawa wykorzystywać łowców i mam w dupie to, co o mnie myślisz. Warto było przez to wszystko przejść, bo w końcu mam okazję z tobą porozmawiać. To było moim celem... Porozmawiać z tobą – stwierdziłem z tym bezsensownym uśmiechem na twarzy, zachowując się wyluzowanie. Nie miałem już nic do stracenia, więc po prostu mogłem się zabawić przed śmiercią, a przy okazji dowiedzieć się, kto zabił moich rodziców, kto wydawał rozkazy.
Jak mi wiadomo, wy też zabijacie dla zasady, dla wyższych wartości, gdy nie macie prawa tego robić. Annabelle i Alejandro Aberquero – rzuciłem, mając nadzieję, że podchwyci temat.
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeNie 26 Kwi 2015 - 22:12

Uśmiech satysfakcji pojawił się na jego twarzy z chwilą, kiedy przeraźliwy wrzask przedarł powietrze. I choć normalna osoba zakryłaby przy tym uszy, krzywiąc się lub zwyczajnie przestając podkręcać siłę urządzenia, jednak nie od dziś większość łowców, pracowników tego miejsca, wiedziała, do jakiego stopnia nienormalny był Patrick. Gdyby tylko mężczyzna dopuścił do siebie słowa o możliwości zrobienia mu testów psychiatrycznych, czego w żadnym wypadku nie zamierzał zrobić, z pewnością ich wyniki nie byłyby zbyt pozytywne.
Ale on doskonale wiedział, kim jest. Tyranem, psychopatą, bezwzględnym mordercą nadnaturalnych… Problem w tym, że nie chciał też nic w sobie zmieniać, czując się dobrze w swej obecnej roli, dzięki której tworzył obraz siebie jako tego, który twardą ręką sprawuje pieczę nad biednymi ludzkimi sierotami niezbyt zaznajomionymi z nadnaturalnym światem. Mimo przeszłej apokalipsy, cóż, niektórzy zwyczajnie potrzebowali osób takich jak on. Kogoś, kto podejmie za nich najważniejsze decyzje, kto wybije wszelkie te piekielne śmieci, zapewniając prawowitym mieszkańcom Ziemi spokój.
Dokładnie tak… I to właśnie z tego powodu nie miał przy stworach żadnych zahamowań. Rozczulanie się nad nimi zwyczajnie uważał za zbyteczne, zwłaszcza przy ich zachowaniu. One zasługiwały tylko na jedno, na bolesną i długą śmierć w jak największych męczarniach, podczas których mogłyby pokutować za to wszystko, co zrobiły przez całe swoje nędzne życie. Jego brak człowieczeństwa w kontaktach z nadnaturalnymi istotami zwiększał się jeszcze dodatkowo, gdy chodziło o przedstawicieli pochodzących z rodziny Carroll lub też w jakiś sposób z nią związanych. Wtedy litość tego człowieka znikała całkowicie, nawet nie tyle zagrzebana gdzieś wyjątkowo głęboko, co zwyczajnie nieistniejąca.
Taki też właśnie miał problem Cipriano, którego matka, rodowita łowczyni od początku szkolona na perfekcyjną wojowniczkę!, puściła się z przeklętym inkubem, płodząc z nim bandę małych maszkar. Rick aż nie mógł nie wzdrygnąć się z wyjątkowym obrzydzeniem, patrząc na jedno z tych paskudztw, które dochodziło do siebie po potraktowaniu go dawką pożytecznego prądu. Najwyraźniej zbyt małą, choć wrzask był iście satysfakcjonujący, co należało w niedalekiej przyszłości naprawić. Teraz jednak Patrick postanowił posłuchać tego, co ta bestia miała mu do powiedzenia, z każdą chwilą uśmiechając się coraz bardziej, lecz nie w geście odwzajemniającym skurwysyński uśmiech jego gościa.
- Wspaniale, iście wybornie, że przynajmniej znasz swoje miejsce. Nie jesteś Bogiem, nigdy nim nie będziesz, tak samo zresztą, jak nie będziesz godny nazwania się istotą rozumną. Jesteś śmieciem, Cipriano, jak wszyscy tacy. Zwyczajnym śmieciem, a śmieci należy się pozbywać. Eksterminować je, niszczyć nim zdołają urosnąć na tyle, by zagłuszyć to wszystko, co należy się lepszym od nich. Robaki, nieudane półprodukty ewolucji, zmutowane bydlęta warte tylko puszczenia na rzeź. – Rick zacmokał z przyganą, nadal się uśmiechając. – Kto by pomyślał… Kto by pomyślał, że coś takiego postanowi ze mną rozmawiać, plugawiąc moje uszy. Skoro jednak, jak mniemam, jest to twoje ostatnie życzenie, okażę ci łaskę i być może odpowiem na to, o co będziesz żebrać.
Po tym na krótką chwilę oddał głos stworkowi, prychając na koniec jego wypowiedzi. Tym razem  był wyjątkowo wyraźnie zniesmaczony.
- Mówisz mi, że nie mamy prawa, tak? Mamy święte prawo, Cipriano, do tego, by robić wszystko to, co zapewni ludzkości przetrwanie i byt bez strachu przed takimi ewenementami, pokrakami, kreaturami. – Teraz już prawie warknął, po raz kolejny cmokając. – Annabelle… Zdrajczyni… Mała suka… Na twoim miejscu modliłbym się, by ta twoja wywłoka nie skończyła tak samo… I nie zadzierał z nami, bo to… Możemy szybko załatwić… – Najwyraźniej podjęcie tematu nie było aż takie łatwe do podsunięcia.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimePon 27 Kwi 2015 - 16:29

--

Mój śmiech odbił się od chłodnych ścian celi. Przez moment przed moimi oczami stanęła mi wizja mnie małego biegającego korytarzami tego budynku... Po zapachu i wyglądzie stwierdzałem, że musiał mieć już naprawdę sporo lat i raczej niewiele radosnych wydarzeń na koncie. Zwłaszcza, że należał do łowców. Ile istot było przede mną w tej celi? Ile ogólnie znajdowało się tu takich pomieszczeń?
Miałem już wbić sobie do głowy te twoje chore słowa... Ohh, tak! Cipriano zły, Cipriano śmieć, Cipriano powinien umrzeć, ale... Nie, nie jest tak jak myślisz. Zacząłem widzieć różnicę i to, w głównej mierze, twoja zasługa, głupi popierdolony człowieku. Twój mini mózg ma tytanowe ściany i nie dopuszcza do siebie nic, prócz tego, co śpiewała mu na dobranoc matka – stwierdziłem, mając ochotę wstać i stanąć naprzeciwko tego dupka. Nie ryzykowałem jednak. Musiałem jak najszybciej dojść do siebie i się stąd wydostać.
Myślałem też, że jesteśmy bardzo podobni, ale nie, nie jesteśmy. Czuję się lepszy od ciebie. Lepszy... Dokładnie tak. Ja nie zabijam z chorej satysfakcji, zabijam w ostateczności, a ty... Widzę w twoich oczach pasję i głupie uparcie. Wiesz, że nie masz szans w tej wojnie? Nigdy nie wygrasz z nadnaturalnymi, durniu – kontynuowałem, patrząc mu prosto w oczy. Na mej twarzy nadal panował spokój, uśmiech zdobił wargi. Czułem się lepiej, wiedząc, że Patrick Carroll to człowiek głupi i ograniczony. Powtarzał się non stop, ogłaszając mi jak to bardzo nie powinienem żyć, jak to moja rasa... Robaki? Hahaha. Rasa mojego ojca przewyższała ludzi tysiąckrotnie? We wszystkim. Nawet żądzę potrafili kontrolować lepiej od ludzi.
I moja matka nie była suką, nie była żadną wywłoką, ani zdrajczynią. Zginęła, bo tacy jak ty lubią się znęcać nad niewinnymi i pozbawiać ich życia. Była zwykłą, delikatną kobietą, która jedynie pokochała bestię... Tym wam podpadła – zauważyłem prześmiewczo. – Zapewne zabijała wraz z mężem koty sąsiadów... Zabiła pańskiego kota? – spytałem i zamilkłem, gdy dotarła do mnie wzmianka o Rachel. Musiałem jak najszybciej wymyślić plan ucieczki.
Niech jej spadnie choćby włos... Zabiję cię własnymi pazurami, rozszarpię zębami i rzucę brudnym wilkom na pożarcie – syknąłem, wstając. – Nadejdzie dzień, gdy nie będziesz miał przewagi, gdy nie będzie dzieliła nas ta krata, a ty nie będziesz chował się za swoimi dziecinnymi zabaweczkami. – Moje dłonie bolały od zaciskających się pięści. Miałem tak ogromną potrzebę pozbawienia życia tej gnidy... Jak ja bardzo pragnąłem to uczynić... Czemu nie mogłem? Nie powinienem tu siedzieć, nie powinienem grać jak mi grają ci ciemni ludzie. I Rachel... Tęskniłem za nią i musiałem ją ocalić.
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeWto 28 Kwi 2015 - 21:01

Na samym początku autentycznie go to wszystko bawiło. Jak mogłoby być inaczej? Cała ta sprawa była dla niego niesamowicie ciekawa, wręcz wybitnie interesująca przez część swoich okoliczności. Choćby ze względu na to, że ta ograniczona istotka naprawdę myślała, że jest w stanie zdziałać cokolwiek przy spotkaniu z łowcami, że może bezkarnie im się postawić, zrobić coś przeciwko ich niezmierzonej potędze. Tymczasem wcale tak nie było, oni rządzili tym światem, nie jakieś marne kreatury.
Z każdą mijającą chwilą Aberquero jawił mu się jednak jako coraz większa nadnaturalna sierota, co było bardziej denerwujące niż zabawne w jakikolwiek sposób. Ten typ zagrywek chyba najbardziej go irytował tym swoim uporem, natręctwem oraz pokazywaniem wszystkim dookoła, jak bardzo jest pokrzywdzony i niewinny. Patrick natomiast cenił sobie osoby, które potrafiły prawdziwie wywierać presję na otoczeniu, grać na uczuciach oprawców poprzez odpowiednio dawkowane milczenie. Nie natomiast łamanie się w sposób praktycznie natychmiastowy. Nie badanie kompletnie bez sensu, jakie praktykował teraz Cipriano.
Prawdę mówiąc, Pat dosyć mocno się na nim zawiódł i nawet nie próbował się z tym kryć. Po scenie, jaką potworek odstawił w sypialni, i nawet nie chodziło o wliczanie w to moment dzikiego pieprzenia Rachel Irving, Rick spodziewał się, że agresja jest w stanie wytrzymać przynajmniej ze cztery starcia na arenie, ale kompletnie na to nie wyglądało. Więcej walk byłoby już dosyć dużym wyczynem godnym tylko ich obecnego mistrza, którym był młody upadły. Był on o tyle wyjątkowo mocny, że nie padł w starciach czy też po niej, cele w końcu nie zachwycały poziomem czystości i utrzymanymi w nich zasadami BHP, a dalej utrzymywał się na miejscu lidera. Osiem zwycięstw stanowiło prawdziwe szaleństwo, na co wskazywało to, że dalej żył.
Tymczasem Aberquero...? Wyglądało na to, że mocny i prawdziwie agresywny był tylko w gębie. Cóż, może i dobrze? Przynajmniej Carroll nie będzie zmuszony do nazbyt długiego zmęczenia się z tym stworem. To też było całkiem dobre, nadzwyczaj pozytywne, chociaż sam Rick szczerze wolałby jeszcze wcześniej trochę pobawić się ze swym gościem. Za szybka śmierć obiektu byłaby więc jeszcze bardziej negatywna od zawodu, jaki przeżył niedawno Rick w związku z agresją. Jednak... Słysząc słowa stwora, cóż, miał ochotę przekręcić na maksa pokrętło na pilocie od obroży, co z pewnością usmażyłoby stwora na chrupko w przeciągu zaledwie jednego momentu, dosłownego mrugnięcia okiem. A na to chwilowo Pat nie mógł sobie pozwolić.
Chwilowo... Niech no tylko pokaże nową zdobycz swemu bratu... Oj, o ile on zazwyczaj był bardziej porywczy od bliźniaka, o tyle w tym wypadku przeczuwał, że będzie dokładnie odwrotnie. Pat chociaż próbował zachowywać swoją chłodną, psychopatyczną imitację kultury, Anthony zaś z pewnością nie miał zachowywać się tak miło. Cóż, na jego miejscu młodszy bliźniak zapewne zachowałby się podobnie, jeśli nie gorzej. Też by taki był.
Mieć takiego parszywego wnuka... Dosłowna porażka na całej linii. Rick jednak był wyjątkowym szczęściarzem, no i pomagał temu szczęściu, więc mógł odetchnąć z ulgą. Jemu nie mogło przytrafić się coś takiego, ponieważ dbał o to, by w jego części rodu krew pozostawała jak najbardziej czysta, ludzka.
- Na twoim miejscu uważał bym na każde wypowiedziane przez siebie słowo, mały wypłoszu, nie masz tu siły. - Warknął wreszcie, patrząc wprost na obrożę, jakby rozważał ponowne włączenie prądu. Pokręcił jednak głową, wpadając na coś innego i uśmiechając się złośliwie. - Twoja mamusia nie zabijała kotków, o ile nie byli to zmienni. Suka sobie zasłużyła. Miała być świetna, miała być dumą mojego brata, a jak skończyła...? Moja własna chrześnica puściła się z byle bestią, zdradziła rodzinę, okłamała ojca i po co? By kurwić się z byle zasrańcem. Ha!, by zrobić sobie z nim szczeniaki! Należało jej się, oj. I tak skończyła za dobrze. - Zaśmiał się. Zaś słowa o dziewczynie? Dziecinne podskakiwanie puścił gdzieś bokiem.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeWto 5 Maj 2015 - 22:55

Nie, teraz byłem wściekły. Przypomnienie sobie Rachel, tego, że powinienem był ją chronić, a nie pozwolić spętać, strzelało mi prosto w ryj z prawego, z poprawką z lewego. Tonąłem w swojej porażce, dusiłem się nią, duma dławiła mnie, nie pozwalając swobodnie oddychać. Bo kimże byłem? Kim ja byłem, gdy pozwoliłem nam marzyć, by następnie wszystko zdeptać, zmiażdżyć, zrównać z ziemią. Rachel...
Dzieliła nas krata. Nawet jeśli bym spróbował go złapać, to miał ten jebany pilocik, dzięki któremu czuł się jak pan i władca. Tak naprawdę był słabiutkim głupcem, który wiedział, że nie ma ze mną szans, że konfrontacja jeden na jednego zakończyłaby się jego śmiercią. Śmierć...
Hahahaha! Co ty mówisz? Alzheimer czy inne diabelstwo? Że moja matka była twoją chrześniaczką? Że niby należała do twojej zapchlonej i ciemnej rodziny? Że niby ja miałbym być... Nie, nie, nie! Łżesz, a ja nawet nie zamierzam brać tych  twoich bajek pod uwagę. Kompletna abstrakcja... Szczeniaki... No, z pewnością – mówiłem, coraz bardziej niebezpiecznie zbliżając się do krat. Byłem niczym drapieżnik, który gotów jest się bawić w kotka i myszkę, byleby tylko zdobyć to, czego pragnie.
Powiedz. Powiedz mi... kto zlecił ich morderstwo? Kto aż tak bardzo ich nienawidził? I kto to zrobił? Kto zadał im ostateczne ciosy? – wysyczałem pytająco. To się działo... To, co pragnąłem osiągnąć od kilku bardzo dobrych lat. Ja, Patrick Carroll i pytania, które od początku tego koszmaru krążyły po mojej głowie, nie pozwalając zachować spokoju. KTO? Kto był winny ich śmierci? Ciekawe też, czemu ja nadal żyłem. Nie wyglądali na takich, którzy biorą jeńców.
Och, jak ja marzę o tym, by rozerwać tę twoją cieniuteńką szyję – rzuciłem sztucznie spokojnie. Moje dłonie ujęły kraty mojego więzienia, gdy wzrok błądził po człowieku znajdującym się tuż pod moim nosem. Czułem jego smród... Był tu, ale nie mogłem wymusić na nim odpowiedzi, nie mogłem go zabić.
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeSro 6 Maj 2015 - 1:52

Jak już starszawy łowca wspominał, momentami niezmiernie irytowały go przesadne odzywki pseudoodważnych młodzieniaszków w typie, obecnego tutaj w jak najbardziej negatywnej sytuacji, Cipriano Aberquero. Istotą siły było bowiem nie otwarte demonstrowanie tego, że język nadal znajduje się na prawidłowym miejscu w ustach, mogąc memłać do woli, lecz to, iż umie się wykorzystać słowa jako broń o nie mniejszej od sztyletu ostrości. Należało nimi godzić z uwagą, by trafienia były jak najcelniejsze, nie zaś siekać bez ładu i składu, jak to robił ten oto potworek. Plucie się nie miało najmniejszego sensu. W żadnym wypadku.
Dusząc w sobie nagły śmiech pełen pogardy, Patrick kiwnął palcem na jednego z łowców, najwyraźniej robiącego tutaj za strażnika w wypasionym wdzianku, by ten poderwał się ze swojego stołeczka i podszedł bliżej. Szef wyraźnie nie chciał chwilowo się odzywać, albowiem zwłaszcza ktoś taki jak Rick miał doświadczenie, ono zaś mówiło mu, że agresje miały całkiem dobry słuch i nawet cichy szept mógł z łatwością dotrzeć do ich uszu. Zamiast słów, wyciągnął więc z kieszeni wieczne pióro oraz niewielki notesik w skórzanej oprawie, pisząc coś na jednej z kartek, by następnie przekazać ją wezwanemu mężczyźnie. Ten natomiast spojrzał tylko na tajemniczy tekst i odszedł gdzieś pospiesznie, skinąwszy wcześniej głową, jakby zgadzał się z czymś, co zanotował Carroll.
Cała ta scenka rodzajowa nie trwała dłużej niż minutę, a jednak mogła zdawać się czymś wyjątkowo długim. W tym czasie bowiem Pat kompletnie nie zwracał uwagi na wrzaski Aberquero, dając sobie na nie odpowiedzieć dopiero po wykonaniu tych kilku czynności. Zwróciwszy całkowicie obojętne spojrzenie na wrzeszczącą agresję, ziewnął ostentacyjnie, uśmiechając się po tym dosłownie niczym wyjątkowo milutki starszy pan, nie twardy łowca ze skłonnościami do bycia okrutnym socjopatą tudzież zwyczajnym psychopatą.
- Annabelle Emmanuelle Carroll… – Odchrząknął znacząco. – Córka Anthony’ego Nicholasa Carrolla i Berengarii Avy Carroll. Żona – Jakby wypluł ostatnie słowo. – Rzekomego Alejandro Aberquero. W dniu śmierci miała dwadzieścia dwa lata. Blondynka, zielone oczy, niewysoka, drobnej postury. Z natury była pogodna, nawet aż nazbyt pogodna, co było winą raczej kiepskich genów matki. Nie o tym jednak mowa. Mógłbyś zapewne spytać babkę, co śpiewała swojej małej zdrajczyni do poduszki i, cóż, jestem pewien, że było to dokładnie to samo, co dochodziło do twoich zapchlonych uszu, ale niestety. Możliwość ta zrobiła kaput. Jakaż szkoda. Tak czy siak, kontynuując śmiertelną wyliczankę. Matka trzech szczeniąt. Wyliczając od końca… Nataniela, Andrei, no i ciebie, pchło. Słodkich, prawie wszystkich martwych… Dzieciaczków. – Tu uśmiechnął się szeroko, ponownie wyglądając niczym dobry dziadzo.
Słysząc odgłos kroków stawianych przez kogoś w ciężkich butach, przesunął się w bok, ponownie jakby tracąc uwagę, która już nie skupiała się na drapieżniku przyczajonym w klatce. Nie znaczyło to jednak, że Patrick nie miał być ostrożny. Odległość od prętów była na tyle duża, że mężczyzna swobodnie mógł pozwolić sobie na zmniejszenie zainteresowania tym, co znajdowało się po drugiej stronie. Dokładnie tak. Tym…
Widząc łowcę, którego wysłał wcześniej z wiadomością, zacmokał z niemałym zadowoleniem, po raz kolejny zwracając się ku Aberquero, który to najwyraźniej nadal nie nauczył się tego, że pewnych pytań się nie zadaje. Cóż, jako że był w coraz lepszym humorze, mimo czasowej irytacji na potworka, postanowił mu na nie odpowiedzieć. Skoro i tak monstrum wkrótce miało wydać z siebie ostatni dech, czemuż nie zadać mu większych ciosów psychicznych…? I co było mocniejszą informacją od tej mówiącej o tym, że to własny dziadek wydał rozkaz zamordowania swojej córki i jej rodziny…? Nic. Rick uśmiechnął się z jeszcze większym zadowoleniem, przyjmując kopertę od strażnika, który zdążył już zbliżyć się na odpowiednią odległość, lecz chwilowo jej nie otwierając.
- Łowcy… A kto inny? – Spytał retorycznie, z początku nie rozwijając swojej wypowiedzi. Dopiero po chwili dodał jeszcze. – Nie myśl, że byliście wyjątkowi. Mamy do tego idealną ekipę, która zawsze, ale to zawsze działa ku bezpieczeństwu niewinnych, eliminując takie ewenementy jak twoja rodzinka. Choroby w zdrowym organizmie, jakim jest społeczeństwo pełnokrwistych ludzi. Co zaś się tyczy moich wcześniejszych słów o twej mamusi… - Uniósł jedną z brwi, parskając i rozrywając brzeg koperty, której zawartość przejrzał pospiesznie, nim począł wyjmować z niej kolejne zdobycze.
- Poznajesz? – Pierwsze zdjęcie poleciało przez kraty. Młodziutka, blondwłosa dziewczyna, na pierwszy rzut oka przypominająca nieco Rachel, którą jednak nie była, uśmiechała się na nim w otoczeniu palm, siedząc gdzieś na piaszczystej plaży i opierając głowę na ramieniu ciemnowłosej kobiety. Ta druga może i była sporo młodsza od swojej aktualnej wersji, jednak z pewnością dało się je obie powiązać w jedną całość. – Annabelle z matką. – Dopowiedział, a kolejne kilka fotografii powtórzyło lot swojej pierwszej kompanki. – Z rodzeństwem… Z rodzicami… – Wymieniając, w pewnym momencie skrzywił się pogardliwie. – Z tym swoim potworem… Z brzuchem… Ze szczeniakami… No i wreszcie… Martwa, ups. Życie bywa brutalne. Kroniki łowców także. – Powiedział, siląc się na pseudowspółczujący uśmiech, który zniknął z chwilą, gdy Cipriano rzucił słowa o rozrywaniu szyi. Wtedy to bowiem Patrick roześmiał się nieprzyjemnie. – Schlebiasz mi, potworku, ale muszę zniszczyć twoje ambitne marzenia. Zwyczajnie ci się to nie uda. Nigdy. Zginiesz nim chociaż spróbujesz mnie dosięgnąć. Tyle w temacie.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeSro 13 Maj 2015 - 13:00

Nie byłem człowiekiem. Nawet nigdy się takim nie poczułem... Moja drapieżcza strona zawsze stąpała krok w krok wraz ze mną w najciemniejsze zakamarki tego świata i nie próbowałem jej odpychać, nie próbowałem z nią walczyć, forsować się, męczyć. W pełni akceptowałem siebie takiego, jakim byłem. Ba!, śmiałem sobie uważać, że to wcale nie było nic złego. Przynosiłem delikatnym i potrzebującym silnej oraz pewnej ręki kobietom ukojenie, ratowałem je i ich dzieci przed plugastwem tego świata, które niosło im tylko śmierć. Rachel też pragnąłem chronić... Musiałem to zrobić.
Może właśnie dlatego tak źle czułem się z tym, że łowca ma tę tymczasową przewagę nade mną? Choć największy wkład w ten dyskomfort raczej miała moja agresjowa natura. Istniałem, by dominować na ziemi nad innymi drapieżcami, prócz inkubów i sukubów oczywiście, a nie, by siedzieć w klatce jakiegoś słabego człowieczka, który myślał, że ma nad nami jakąkolwiek przewagę. Gówno! Był jedynie gównem, od którego oddzielała mnie jedynie krata. TYLKO krata. Gdy odzyskam siły, policzymy się z Patrickiem. Jeden na jednego...
Tylko że typ... Moja matka... Fakty, które wypływały z jego ust... Całkowicie prawdopodobne. Możliwe... Blondynka... Zielone oczy... Niewysoka... Drobnej postury... Przypadki? Śledził mnie już od dawna? Znał moją przeszłość...? Przeszłość, w której naprawdę mogłem mieć krew łowców w sobie. Moment, babkę? Padło imię rzekomej matki mojej... Berengarii? Tej... Nie mogłem tego słuchać. Po prostu nie mo...
ŁŻESZ! – warknąłem, wściekle wpadając na kraty i tym samym próbując je wyłamać. Moje pazury pragnęły rozerwać mu te wdzianko, skórę i dobrać się do serca, do jelit, roztrzaskać czaszkę o ścianę. Sponiewierać tego starca! To, co mówił, nie było prawdą. Był pierdolonym kłamcą, który chciał namieszać mi w głowie.
MILCZ! – warknąłem, patrząc przerażony na zdjęcia. Wzrok matki utkwiony w fotografie... Wyglądała, jakby patrzyła prosto na mnie... Uśmiechnięta... I z dzieciństwa? Nie miała ze sobą zdjęć z dzieciństwa... Nie miała... Skąd oni... Skąd... Cholera, nie, nie, nie, nie, nienienienienienie... NIE! Byłem... Ja... To była prawda. Wiedziałem to. Wiedziałem...
Zsunąłem się na podłogę, patrząc na te wszystkie fotografie. Świat stanął, a mimo to wpierw mroził moje serce, by następnie napełnić strachem i na koniec wściekłością, która miała ochotę wybuchnąć niczym atomówka. Rozwalić wszystko i wszystkich. Patricka, łowcę od koperty, Berengarię, o ile nadal znajdowała się w tym budynku, Rachel... Mnie.
Miałem ojca, którego mi odebrano. Miałem matkę, którą mi odebrano. Miałem nawet rodzeństwo... Rachel też. Berengaria, moja rzekoma babcia, na to wszystko pozwalała... Anthony Nicholas Carroll... Czy on naprawdę był moim dziadkiem? Ta najbardziej znienawidzona głowa przez świat nadnaturalnych? Moim dziadkiem, który skazał na śmierć własną córkę i własne wnuki? Rachel nadal gdzieś tam była. Nadal żyła i ją więziono...
Wstałem i zacząłem szarpać kratą. W końcu musiała ustąpić, nieważne, czy byłem w pełni sił, czy byłem zmęczony przemianami. W końcu miałem je rozwalić i dorwać tych sukinsynów, którzy wcale nie byli moją rodziną. Moją prawdziwą rodzinę mi odebrano, gdy byłem jeszcze małym chłopcem. W dniu, gdy klęczałem tuż obok martwego ciała matki. Moja matka Annabelle zmarła, chroniąc mnie przed nimi. Nie mogłem pozwolić, by jej śmierć nie została pomszczona.

--
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeSro 13 Maj 2015 - 21:20

W żadnym razie nie wyglądało na to, by Patrick w jakikolwiek sposób przejął się wspominaniem swojej córki chrzestnej. Nic, nawet zdecydowanie osobiste i ciepłe zdjęcia rodzinne, nie wpłynęło na jego złagodnienie. Ba!, już po samym jego spojrzeniu można było dojść do wniosku, że człowiek ten nawet nie tyle miał serce z kamienia, co najzwyczajniej w świecie go nie posiadał. Był wyjątkowo oziębłą osobą, nawet jak na kryteria panujące u łowców, w tym wszystkim nie zdając sobie chyba nawet sprawy z tego, iż przez te wszystkie lata nie tylko upodobnił się do ściganych nadnaturalnych, ale też i przebił ich w swej zapalczywości, w swym gniewie, wyładowywaniu psychopatycznych skłonności.
Lecz robił to przecież dla tak zwanego większego dobra. Dla prawdziwego większego dobra! Nie tych urojonych motywów, jakimi posługiwali się ci przeklęci szubrawcy nie z tego świata, oj nie! Patrick Albert Carroll niósł prawdziwy pokój dzięki tym, z początku jakże trudnym do przyjęcia przez otoczenie, działaniom. Podtrzymując jednocześnie odwieczną łowiecką tradycję, posługiwał się niezmiernie skutecznymi metodami walki z tymi, których istnienie na tym świecie było tylko jedną wielką pomyłką. I czuł się z tego powodu wręcz oszałamiająco dumny.
Na tyle dumny, że zaburzyć to mogło jego naturalny rodzinny porządek, bowiem nie wahał się przed wymierzeniem kary nawet tym, którzy byli krwią z jego krwi. Mając nieco starszego brata i przyjmując propozycję zostania ojcem chrzestnym całkiem sporej gromadki dzieci Anthony’ego, od samego początku liczył się z tym, że przywiązanie nie wchodzi w grę. Nigdy. Już raz aż nazbyt mocno zaangażował się w związek ze swoją piękną żoną, która tak szybko go opuściła. Zabito ją, a on od tego czasu stał się jeszcze bardziej bezwzględny.
Nigdy nie obiecał nikomu ze swojej rodziny, ze nie podniesie ręki na któregokolwiek jej członka. Nie mógł i nie zamierzał przyrzekać takich rzeczy, albowiem już nie raz zmuszony był do odpowiedniego zapobiegnięcia problemom stwarzanym choćby przez swoje dzieci chrzestne. Nie, Annabelle, cokolwiek by nie powiedzieć, nie była przy tym znowu aż takim wyjątkiem. Prawdę mówiąc, jej ówczesne zachowanie mogło tylko potwierdzić regułę, że Berengaria wniosła do ich rodziny złą krew, która ujawniała się w co poniektórych dzieciach jej i jego brata. A coś takiego należało zwyczajnie eliminować.
Najchętniej załatwiłby samą główną mamusię, babcię czy diabeł wie, kogo, ale wiedział, że tego bliźniak by mu nie wybaczył. Nie zrezygnował co prawda z myślenia o tym, jednak wpierw musiał wpaść na jakiś perfekcyjny pomysł związany z dobraniem takich okoliczności, aby wszystko wyglądało na wypadek i aby nie dało się tego podważyć tudzież poprowadzić po nitce do kłębka, jakim byłby on sam. Usiłował już nawet wpaść na jakiś dobry plan związany z nadnaturalnymi, jednakże musiał go jeszcze solidnie dopracować. Tymczasem ta kobieta dalej węszyła po zamku, wtykając swój za długi nos w sprawy, o których nie powinna była nawet wiedzieć. Jakże on jej nie znosił!
I to może też właśnie dlatego jego gniew, jaki kierował ku nędznej agresji szarpiącej się w klatce, był jeszcze mocniejszy. Równie mocny, co kraty, jakie oddzielały mężczyzn od siebie i jakie zatrzeszczały dosyć złowrogo, gdy Aberquero rzucił się na nie z tak niezmierzoną wściekłością. Patrick, mówiąc sobie przy tym, że zwyczajnie zmęczyły go krzyki więźnia, gdy tak naprawdę do końca nie był pewny siły potwora i dosyć mocno obawiał się o moc metalu, nawet tak świetnego stopu z dodatkiem pewnych… specyfików, postanowił jak najszybciej odejść z tego miejsca, na dokładkę rzucając jeszcze tylko:
- Dobrze. Jak sobie bestia życzy, zamilknę i nie powiem już nic więcej. Nigdy. – Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, obracając plecami do Cipriano i robiąc jeszcze kilka kroków, by nagle pochylić się i posłać coś po ziemi pod pręty. Coś… Katalog… Ślubny… – Wybierz coś dla swojej dziwki. Mój syn nie ma czasu na takie bzdety, a jego żonka musi wyglądać godnie. – Po tym przestał interesować się agresją, podchodząc jeszcze do strażnika, by chwilę z nim porozmawiać. A pręty zaskrzypiały, rozwierając się lekko, choć nie na tyle, by dało się wystawić za nie coś poza ręką.

[z/t]
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimePon 18 Maj 2015 - 23:22

--

Nie potrafiłem zniszczyć tej klatki i go dorwać, mimo że zmuszał Ją do małżeństwa ze swoim synem! Nie potrafiłem powyginać tych prętów jak żywnie mi się podobało, nie miałem tyle siły... Upadać! Mogłem jedynie upadać i patrzeć oczami wyobraźni jak reszta mojego świata się burzy pod naporem tej mordy, która odwróciła się do mnie plecami i lekceważyła, będąc pewnym, że nie dam rady zniszczyć tych krat. Chyba nawet posmarowali je sokiem, bo piekły mnie dłonie... Skąd wiedzieli takie rzeczy?
Ej, poczekaj! Wróć! Chcę pogadać! Zrobię wszystko, tylko... – Czy był sens jakiegokolwiek dyskutowania? Zapewnie nie. Nie istniało nic, co mógłbym mu dać, więc zamierzał mnie ranić, póki nie wykorzysta wszelkich dostępnych środków, gdyż to po prostu sprawiało mu przyjemność. Wykorzystywanie Rachel znalazło się na jego liście sposobów... Co ja najlepszego zrobiłem?
Na szczęście, nim zacząłem myśleć o tym, co miała przeze mnie przechodzić Rachel, prąd ponownie przeszedł przez moje ciało, sprawiając niemiłosierny ból, ale też pozbawiając mnie przytomności. Osunąłem się na podłogę, na zdjęcia, na katalog, uderzając w sumie w to wszystko. Nie było mnie i tak byłoby najlepiej, gdybym taki status utrzymywał od swego poczęcia.

***

I serio, wolałbym się nie budzić. Otworzenie oczu oznaczało dla mnie jedno – uświadomienie sobie położenia, w jakim się znajdowałem, czyli w rozszerzeniu: Rachel, która była gdzieś tam, zmuszana do czegoś tam, o czym przypomnieć miał mi katalog i zdjęcia. Była bardzo podobna do mojej matki, do czego dotarłem dopiero teraz, przy pomocy Patricka, którego zdecydowanie nie było teraz w pobliżu. Był ktoś inny... I zdjęcia... Moja matka, która za mnie zginęła, bym teraz mógł ją zawieść i również zginąć. Ale jak miałem uciec, skoro znów mi chyba wstrzyknęli sok wiśniowy dożylnie?
Spękane wargi zapiekły, gdy uśmiechnąłem się pod nosem z żalem. Żalem... Jak z bestii stać się ofiarą? Byłem nędzny i ta kobieta, która właśnie przebywała ze mną w celi, też musiała mieć nieźle poukładane w tej swojej głowie. Może faktycznie przyniosła do rodziny Carrollów jakieś przekleństwo, które przeszło na moją matkę, a z mojej matki na mnie. Pech, pech, pech wiecznie depczący mi po piętach.
Co tu robisz? Chcecie namieszać mi w głowie? Ups! To już wam się udało – rzuciłem, podciągając się, by oprzeć się o równie chłodną, co podłoga, ścianę. Ręce mnie bolały, ale nie zważałem na to, bo pod moją dłonią znalazł się ten przeklęty katalog, który zaraz wściekle zadrapałem paznokciami. – Bestie... Bestia! A chciałem jedynie szczęśliwie żyć! Nie mogę, prawda? Powinienem zdychać w największych męczarniach? Kąpany w soku, przypalany żywcem, rażony prądem, przebijany kołkami, bełtami kusz i kto was tam wie, co macie jeszcze w zestawie... NIE MOŻECIE MNIE PO PROSTU ZABIĆ?! – Ot proste pytanie, na które pragnąłem usłyszeć odpowiedź: Pewnie, że możemy i to zrobimy za trzy sekundy.
Powrót do góry Go down
Berengaria Ava Carroll

Berengaria Ava Carroll

Personalia : Berengaria Ava Carroll
Data urodzenia : 01.06.1952
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
W związku z : Anthony Nicholas Carroll; Andreas Aberquero
Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeWto 19 Maj 2015 - 0:45

Berengaria Ava Carroll od początku swego życia, gdy jeszcze nie była wyjątkowo odpowiedzialną żoną szefa łowców, mogła dać się zaliczyć do niesamowicie spostrzegawczych osób. Była pełna ideałów i, ku jej wielkiemu żalowi, nie tylko tych dających wcielić się w życie. Niektóre pragnienia tej kobiety były zwyczajnie nierealne, choć jakże piękne… Odstawała przecież od większości osób pochodzących z łowieckich rodów, charakteryzując się swego rodzaju brakiem dopasowania do nich. W przeciwieństwie do tych osób, uważała przecież jak najbardziej, że nie wszyscy nadnaturalni reprezentują sobą czyste zło godne tylko i wyłącznie eliminacji. Ba!, wręcz przeciwnie – z wieloma istotami uzyskiwała lepszy kontakt niż z osobami swojej rasy, o czym jednak mało kto wiedział. Nie była przecież w tym wszystkim zupełną naiwniaczką, głupią starszą panią, jak chcieli ją widzieć niektórzy ludzie.
Po swojej matce odziedziczyła rozwiniętą spostrzegawczość, dzięki której widziała świat zgoła inaczej od tego, co malowało się przed oczami tych owładniętych chęcią zemsty i zabijania postaci nie tyle gorszych od nich samych, ile zwyczajnie posiadających pewne różnice, z którymi przecież dało się żyć. Jej poglądy z pewnością godziły w wybrakowany honor mężczyzn i kobiet opowiadających się za całkowitą eliminacją tego, co odrębne, tych odrębnych… Ale nie przejmowała się tym za bardzo, nie eksponując swojego odmiennego zdania w sposób mogący jej wyjątkowo mocno zaszkodzić, lecz także i nie pozostając całkowicie bierną wobec tego, co się działo. Ona działała w ukryciu…
Nie od wczoraj zresztą, mając w tym całkiem spore doświadczenie, jakie rozrastało się z dnia na dzień. Osoby takie jak ona, choć nadal pozostające w znacznej mniejszości, zyskiwały coraz większą siłę oraz wsparcie ze strony tych, których chciały bronić. Cudem było to, że wszystko mogło się kiedyś udać. Nie musiało – wiedziała to nawet aż nazbyt dobrze, jednak mogło i w to należało wierzyć. Przecież mieli teraz znaczne lepsze warunki do rozwoju, do wprowadzania w życie kolejnych planów. A pomyśleć, że zaczynali z garstką osób, które dało się wymienić przy liczeniu na palcach dłoni, oraz w warunkach całkowicie godnych pożałowania. Nie mieli ułatwień posiadanych przez łowców, nie mogła w końcu pozwolić sobie na przywłaszczenie czegokolwiek ważniejszego – ktoś by to zauważył i najprawdopodobniej od razu powiązał z jakąś nielegalną działalnością, ale i tak rośli w siłę. Gdyby tylko nie te wszystkie przeciwności losu…
Było ich tak wiele… Aż nazbyt wiele, jak na jej kruche serce, które łamało się za każdym razem, kiedy widziała coś, co było sprzeczne z jej naturą, a co wręcz wyśmienicie oddawało naturę jej pobratymców. Tworząc opozycję po tym, jak jej własny mąż zlecił zabójstwo ich córki, zięcia oraz dzieci tej dwójki, chciała zapobiec kolejnym takim zdarzeniom, jak najbardziej zmniejszyć prawdopodobieństwo zaistnienia czegoś takiego, tymczasem teraz…
Bum! I historia leciała dalej, tylko tym razem przy udziale jej nieszczęsnego wnuka, co było dla Berengarii kolejną dawką największego koszmaru w życiu. Nic więc dziwnego, że tak mocno próbowała coś z tym zrobić, przy czym nic nie wskórała. Zupełnie nic, nawet na rozmowę z chłopakiem… Z młodym mężczyzną… Przemycając chyłkiem samą siebie. Wiedziała mniej więcej, ile ma czasu. Miała swoich ludzi wśród strażników na obecnej warcie, więc nie musiała bać się podsłuchania, a jednak stres towarzyszył kobiecie praktycznie nieustannie. Strach… Bała się także tego, że zdarzy się coś kompletnie nieoczekiwanego, co całkowicie zniszczy te starania.
A przecież nie zapominała o tym, że jej własny wnuk, którego postanowiła odwiedzić, był mimo wszystko maltretowaną agresją. Mógł rzucić jej się do gardła, zabijając dosłownie w kilka sekund. Mimo wszystko wierzyła jednak, że tego nie zrobi. Schodząc po schodach do najniższej części zamku, skinęła głową jednemu ze swoich ludzi, przejmując od niego zapasowy komplet kluczy dorobionych specjalnie na użytek organizacji opozycyjnej. Cicho, dosłownie niczym zjawa, przesunęła się korytarzem, otwierając sobie celę i wchodząc do niej, by z bólem zamknąć drzwi ponownie na klucz, który przesunęła po ziemi do strażnika. Nie mogła wypuścić Cipriano. Nie teraz…
Przyniosła jednak koc, coś do jedzenia i do picia, włączając w to także spory kubek termiczny z podgrzaną krwią, co mimo wszystko lekko ją mieszało, więc nie była aż tak zupełnie nieprzydatna. Siadając na ziemi, choć miała do dyspozycji leżankę, przyjrzała się chłopakowi, czując się tak… Cóż, wyjątkowo marnie. Bądź co bądź, była to krew z jej krwi. Jej i Anthony’ego, za którego powinna być odpowiedzialna, a któremu nie mogła przemówić do rozsądku. Zamierzała jednak zrobić to w przypadku Cipriano, aby ten nie pogorszył sprawy przed tym, jak NAC będzie mogło włączyć się do działań. A gdy jej wnuk otworzył wreszcie oczy, drgnęła lekko, biorąc głęboki oddech.
- Przyniosłam ci coś do posilenia się… – Wskazała powoli ręką na płócienną torbę, przesuwając ją w stronę chłopaka. – I koc, ale będę musiała go później zabrać. Nikt nie powinien się dowiedzieć. – Mówiąc to, pokręciła głową. Była spokojna niczym wcielenie łagodności, choć cały ten tragizm…
To nie działało na nią zbyt dobrze. Ostatnio zmagała się z tak wieloma rzeczami, że powoli przestawała wyrabiać. Miała już przecież swoje lata. Czas nie był łagodny dla nikogo, tym bardziej dla osób narażonych na ciągłe zmartwienia. Zrozumiały wybuch Cipriano też nie był niczym łatwym. Poczekała jednak aż wykrzyczy to wszystko, dopiero wtedy odzywając się ponownie. Jej głos był przy tym cichy, lecz nie żałośnie poddańczy. Zwyczajnie zrównoważony. Berengaria nie zaliczała się do cichych myszek.
- Nie. – Pokręciła głową, przesuwając torbę jeszcze bliżej. – Okryj się, posil… Wtedy porozmawiamy. Mamy wystarczająco dużo czasu w zapasie. Do zmiany warty. – Wyjaśniła, patrząc na niego poważnie. – Nie będę cię prosić o zaufanie, bo wiem, że w pewnych sytuacjach jest to zwyczajnie niemożliwe. Powiem tylko, że nie ma w tym żadnych haczyków. To, co robią łowcy… To jest zwyczajnie nieludzkie. Nie mają mnie przy sobie. Nigdy nie mieli… Wiem też, co to wszystko znaczy. Łowcy mają… Ich zasady są wyniszczające i niepodważalne, a ja… – Uśmiechnęła się smutno, zerkając na podarty katalog. – Jestem Rachel bardziej niż ktokolwiek by pomyślał… Uwikłana w to wszystko, choć muszę powiedzieć, że Anthony to nie Dion… – I zamilkła…
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeWto 19 Maj 2015 - 18:47

--

Nie, to nie miało się tak skończyć. Spokój był czymś, czego nie zamierzali mi zapewnić. Oni pragnęli, bym cierpiał jak najbardziej, pragnęli patrzyć jak czas będzie leczył moje rany, a gdy nieco się zabliźnią, wsadzą w nie swoje łapska, śmiejąc się na cały głos. Oczywistym więc było, że nie miałem otrzymać podobnej odpowiedzi. I tak naprawdę nie chciałem tez umierać, tak łatwo się poddawać, mimo że czułem się tak paskudnie. Nie widziałem w tej chwili wyjścia z aktualnej sytuacji i to mnie dobijało, jednakże w końcu miałem uciec, prawda? Miałem przekroczyć próg tej celi, zabić tych, którzy sobie na to zasłużyli, zabrać Rachel i spełnić nasze marzenie o spokoju. Dokładnie...
...gdybym tylko nie był taką sierotą. Wkurwiało mnie niemożliwie to, że byłem uwięziony w tym gównie, że nie mogłem zrobić nic. Nic! Oni za to sobie grali jak im się podobało.
Wbiłem wzrok w... swoją babcię. Nie rozumiałem, co ta kobieta do mnie mówi i co w ogóle tu robi. Koc? Jedzenie? Hahahaha! Dobre sobie... Cholera, wiedziałem. Wiedziałem! Składałem w swojej głowie podświadomie wszystkie elementy w całość i udawałem przed samym sobą głupiego, nie chcąc wpaść w jakieś gorsze gówno, bojąc się tego, czego mogę się dowiedzieć i czemu musieć sprostać w kolejnej sekundzie życia. Ale czy mogło być jeszcze gorzej?
Radziłem sobie i nadal radzę bez takich luksusów – rzuciłem chłodno, nie chcąc tak od razu jej oznajmiać, że w jakikolwiek sposób zainteresowała mnie swoją osobą. Nie znałem jej. To co, że Patrick wyraźnie dawał sobą do zrozumienia, że nie przepada za tą kobietą, że Rachel ją polubiła i w jej myślach jawiła się ona jako dobry duch! Nikt nie był względem mnie dobrym duchem, zaś to... Musiałem, wbrew sobie, być podejrzliwy. Wiedziałem, że powinienem być. Nawet nic nie liczył się tu fakt, że była matką mojej matki, że miały wspólne, przepełnione radością zdjęcia. Pewnie stąd ten mój wybuch... Nie podobało mi się, że umarła, gdy oni bezkarnie stąpali po świecie.
Odczuwałem niesamowity wkurw. Dyskomfort związany z siedzeniem w klatce robił swoje już od dłuższego czasu, ale wspominanie o pewnym Anthonym i Dionie, który zapewne miał być... Awrrr... I o tym, że „łowcy” coś tam, gdy sama była jednym z nich! Była, obracała się wśród nich, była żoną największego plugastwa tego świata...
Gorzki śmiech wydobył się z mych obolałych piersi. Chyba bardziej wolałem ją oskarżać o całe to zło niż ufać instynktowi, który jakoś dziś nawalał.
To co robią łowcy? Nie jesteś jedną z nich? A co tu robisz? – Pokręciłem głową, obejmując dłońmi swoją szyję. Wyczułem tę podrasowaną obrożę, którą założył mi ten gnój i którego używanie najwyraźniej sprawiało mu radość. – Może po prostu powiedz, o co wam chodzi. Co tu robisz? Bo chyba nie brak ci towarzystwa... Wiesz, że to ryzykowne wchodzić do mojej klatki? Patrick ci nie wspominał, że jestem półinkubem? Tak, jestem półinkubem, który cholernie chce stąd wyjść – dodałem przez zaciśnięte zęby.
A może to był strach? Może to właśnie był strach? To dziwne uczucia, które nazywałem dyskomfortem. Może bałem się, że już nie zaznam wolności? Ale chwila, moment... Przecież siedziałam tu dopiero chwilę! Jak mógłbym bać się, że stąd nie wyjdę? ...ale czułem to... Coś.
Powrót do góry Go down
Berengaria Ava Carroll

Berengaria Ava Carroll

Personalia : Berengaria Ava Carroll
Data urodzenia : 01.06.1952
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
W związku z : Anthony Nicholas Carroll; Andreas Aberquero
Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 01/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeSro 20 Maj 2015 - 0:22

Pokręciła głową, jakby miała do czynienia z małym chłopcem, nie zaś z dorosłym mężczyzną i jakby, może nawet aż nazbyt dobrze, zdawała sobie sprawę z niemożności prowadzenia z nim w tej chwili zbyt konstruktywnej dyskusji. Tak już było, że ponoć mężczyzn dało się porównać do kociaków, które nigdy nie dorastały. Albo pod względem chęci do zabawy i fikań, ale tych tu zdecydowanie zobaczyć nie miała, albo nadzwyczaj łatwego unoszenia się honorem, swoistego poczucia niezwykłej dumy w sytuacjach skrajnie niekorzystnych.
Jej wnuk tak bardzo przypominał Berengarii w tym momencie Andreasa, który... Cóż, za życia też reprezentował sobą pogląd w stylu ja nie mogę poradzić sobie sam, JA?!, jaki może nie był wykorzystywany w bardzo zły sposób, ale w jak najbardziej niekorzystnym momencie. Czasami bowiem należało zwyczajnie dać koronie spaść. Zwłaszcza wtedy, gdy można ją było później podnieść i nie być przy tym trupem.
- Skoro tak właśnie uważasz, dobrze. Nie zmuszam cię do korzystania z tego. – Powiedziała całkowicie normalnie, nie zabierając jednak torby z miejsca, w które wcześniej ją posłała.
Zwyczajnie dała rzeczom leżeć, skrycie licząc na to, że jeszcze przydadzą się tego dnia, jeśli da się tylko przemówić chłopakowi do rozsądku. Głównie z powodu reszty łowców. Ludzie ci bowiem zdecydowanie nie mieli okazać nawet tyle ludzkich uczuć, aby zostawić mu cokolwiek. Znała przecież warunki panujące w tym miejscu, mając jakąś władzę wśród swojej grupy, lecz nie tutaj. Jej terenem był Nowy Jork, gdzie mogła pozwolić sobie na więcej, o ile Cipriano będzie z nią choć trochę współpracować. Na to jednak się nie zanosiło.
Oczywiście, że rozumiała podejście tego typu, lecz mimo wszystko zrobiło jej się przykro, gdy tak wyraźnie wzgardził wszystkim tym, na co nie było jej łatwo sobie pozwolić. Już nawet nie z powodu warunków dookoła, a ze względu na kwestie psychologiczne. Chociaż zazwyczaj nie pokazywała tej słabości, która mogłaby zostać wykorzystana przez jej nieprzyjaciół, miała wyjątkowo dużo uczuć, jakie nie zaliczały się do tej zbyt dobrej grupy. A gdy jeszcze widziała swoją córkę w swym butnym wnuku… Annabelle była bardzo podobna.
- A Rachel jest? – Odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, kręcąc przy tym głową z uniesionymi brwiami. – Powiedzmy, że zdania są tutaj podzielone. Dla jednych jestem przeszkodą, dla drugich… Maskotką. W każdym razie łowca ze mnie żaden. Miałam tylko to nieszczęście, tak nieskromnie powiem, że byłam śliczną panienką z łowieckiego rodu, której małżeństwo skojarzono jeszcze przed skończeniem roczku i którą wychowano tak, jak żony łowców kiedyś. Kura domowa. Nadal jestem taka okropna, byś zechciał umrzeć z głodu i wychłodzenia tylko z powodu tego, że to ja przyniosłam te rzeczy? – Nawet ktoś taki jak ona korzystał czasem z zaznaczania czegoś z przekąsem, choć prawdę mówiąc – niezbyt pasowało to do jej ogólnego wizerunku.
- Staram się przemówić do rozsądku komuś, kto sam sprowadza na siebie ostateczną zagładę, bo nie chcę powtórki z rozrywki. To wystarczy? Jeśli to takie ryzykowne… Zabij mnie, chłopcze. Po co ze mną rozmawiasz…? Umrę nim ktokolwiek się tu zjawi, jeśli zamierzasz przedstawiać się tak, jak widzą cię łowcy. Bynajmniej… Ja widzę coś innego… Poza tym, że to musi być to wasza naturalna cecha. Kropka w kropkę to samo. – Uśmiechnęła się pod nosem, rozkładając nagle ramiona. – To co? Zamierzasz mnie skrzywdzić? Czy możemy porozmawiać?
Powrót do góry Go down
The Host
Mistrz Gry
The Host

Liczba postów : 27
Punkty bonusowe : 31
Join date : 13/04/2014

Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitimeCzw 21 Maj 2015 - 21:32

Przeskok do maja 2022r.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Cele tymczasowe Empty
PisanieTemat: Re: Cele tymczasowe   Cele tymczasowe Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Cele tymczasowe
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Cele

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
The Ghost Of You :: Niemcy :: Hohenschwangau, Neuschwanstein, Tajna Siedziba Łowców-
Skocz do: