The Ghost Of You
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Sypialnia gościnna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
The Host
Mistrz Gry
The Host

Liczba postów : 27
Punkty bonusowe : 31
Join date : 13/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeSob 17 Maj 2014 - 22:18

Sypialnia gościnna  Ideas-of-Furniture-for-The-Bedroom-romantic-Baroque

***
Łowcy, a zwłaszcza ci od Carrollów, charakteryzowali się niezwykłym zorganizowaniem i wyposażeniem, dlatego też podróż do bazy w Sao Paulo, a potem przerzucanie więźnia i dwójki „gości” do samolotów nie zajęło im za wiele czasu. Już wieczorem oba samoloty wyruszyły w podróż, oczywiście starannie chronione przed wszelkimi atakami z zewnątrz, jak i wewnątrz. Nic nie mogło uwolnić biednej trójki z ich łapsk. Nadal nieprzytomnej trójki, bo stwierdzono, że jak spali, byli grzeczniejsi, a to ułatwiało organizację. Między innymi dlatego podano ludziom środki nasenne, by spali sobie smacznie bardziej, a agresję... Ona i tak miała spać dłuuugo i niekoniecznie przyjemnie.
Już w Sao Paulo rozdzielono więźniów, by jednego z nich przetransportować do głównej siedziby Carrollów w Nowym Jorku, a dwójkę pozostałych do tajnej jednostki łowców. Nieprzytomni, nieświadomi rozłąki, zorientowali się o tym paskudnym czynie dopiero na miejscu, gdzie w dość brutalny sposób potraktowano Aberquero, by jak najdłużej dochodził do siebie, póki w Hohenschwangau nie miał zjawić się szef wspomnianej grupy i w sumie tortury miano cyklicznie powtarzać, gdyby na drodze Patricka nie stanęła Berengaria, która w charakterystyczny dla siebie sposób dała znać bratu swego męża, że zajmie się osobiście więźniami.
Kto jak kto, ale nie każdy potrafił patrzeć na cierpienia niewinnych. Wśród łowców bywały jednostki, które nie potrafiły tego zdzierżyć, mimo to się nie odzywały, prócz jednej jedynej Berengarii. Nikt nie chciał się przeciwstawiać Anthonemu i jego bliźniakowi, jednakże dojrzała już kobieta miała pewną kartę przetargową, która czyniła z niej osóbkę nietykalną. Miłość bywała świetna, jeśli chodziło o wygrane i cóż... Poczciwa Bercia to wykorzystywała, za czym Patrick szczerze nie przepadał. Może właśnie dlatego nie lubił cukierkowatości. Jego własna luba nie żyła, a on sam, bez swej żony i otaczany przez nadnaturalne miłostki, miał tych amorków powyżej uszu.
Jednakże my nie o tym, co lubił, a czego nie lubił ten okropny człowiek. Chodziło teraz bardziej o Rachel i Cipriano, bo Berengaria, jak na dobrą duszę przystało, przeniosła przytomną już i nadal zrozpaczoną dziewczynę oraz nieprzytomnego mężczyznę do sypialni gościnnej i się nimi należycie zajęła. Oczywiście musiało być spełnionych kilka warunków przez owych gości, a jednym z nich było to, że nie ruszali się poza sypialnię i dawali się grzecznie badać panu „doktorowi”. Jak na razie warunki musiała spełniać sama Rachel, bo Cipriano nadal pozostawał w stanie snu, choć powoli już dochodził do siebie.
Powrót do góry Go down
Berengaria Ava Carroll

Berengaria Ava Carroll

Personalia : Berengaria Ava Carroll
Data urodzenia : 01.06.1952
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
W związku z : Anthony Nicholas Carroll; Andreas Aberquero
Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 18 Maj 2014 - 0:45

Berengaria siedziała w miękkim fotelu, opierając się o jeszcze bardziej puchowy zagłówek i marszcząc brwi w zmartwieniu. O dziwo!, nie tyczyło się ono nieprzytomnego mężczyzny leżącego w łóżku i swój nieprzytomnie-śpiący stan utrzymującego już koło tygodnia, a drobnej, oczywiście - w porównaniu z agresjową postacią, blondynki nieodstępującej go praktycznie na krok. Biedaczka nawet przysypiała, o ile w ogóle chciała spać, na składanej leżance w tym samym pokoju. Oczywiście, nie było to coś aż tak potwornie niewygodnego, bo jakże tak przy osobistym zainteresowaniu żony gospodarza zamku, lecz na dłuższą metę mogło trochę męczyć.
Ba!, z pewnością to nie był szczyt marzeń. Berengaria dobrze to wiedziała, lecz nawet ona, a przyznać trzeba było, że była z niej niezła mącicielka i zwyczajnie uparta baba, nie potrafiła zrobić niczego z warunkami, w jakich czas spędzać musieli jej goście.
I tak dosłownie cudem udało jej się wydostać agresję z niewoli. Jednak Patrick... Wciąż patrzył na jej dłonie. Potworny typ! Zupełnie nie chciał zwrócić uwagi na jej słowa. A przecież nie był to taki całkiem bełkotliwy bełkot. Słowa… które zazwyczaj same przychodziły jej do głowy, układając się w całkiem ładne i logiczne wypowiedzi. Przynajmniej takie zdanie panowało ogólnie w towarzystwie. W towarzystwie, ale zdecydowanie nie patrickowym. Brat jej męża bowiem był niestety źle nastawiony do niej już od samiutkiego początku lub praktycznie od jakiejś chwili wybitnie początkowi bliskiej, więc ich kontakty bywały... dosyć napięte. Teraz zaś Berengaria zwyczajnie czuła, że to nigdy się nie poprawi. Zwłaszcza po sprawie z tymi biednymi kruszynkami...
Kruszynki, których było jej tak mocno szkoda. Nie wiedziała nawet, czy to ze względu na wyraźnie zaznaczające się więzy krwi, czy to przez własne dosyć paskudne losy, a może zwyczajnie miękkie serce. Tak, Anthony już wiele razy wypominał jej ten specyficzny rodzaj słabości, nakazujący jej przytulać do serducha wszelkiego rodzaju istotki, jakie uznała za biedne i pokrzywdzone.
Choć w tym wypadku było odrobinę inaczej. W tym wypadku jedną z pokrzywdzonych osób, tak bardzo zmaltretowanych i na granicy między światami, była jej własna rodzina. Jej własny wnuczek, o czym w sumie nie powinna wiedzieć, i rzekomo nie wiedziała, lecz jakoś udało jej się zgłębić i tę tajemnicę. I to może właśnie dlatego walczyła z Patrickiem o zabranie od niego „gości”. „Gości” dla niego, Gości dla niej, ale to w sumie nie było zbyt istotne.
Istotniejsze było bowiem jakiekolwiek panowanie nad sytuacją, która tylko czekała na to, by się skomplikować. Chwilowo nie było jednak aż tak znowu źle. No, poza kilkoma drobnymi rzeczami, które nieodmiennie ją niepokoiły.
Spojrzała na Rachel siedzącą na brzegu łóżka i przewracającą raz po raz kartki jakiegoś czasopisma. Cóż, udawanie czytania najwyraźniej nie było jej głównym celem, bo wychodziło dosyć marnie. Jedyną trafną rzeczą było w nim tylko to, że przynajmniej nie trzymała czytadła do góry nogami, choć Berengarii zdawało się, jakby bardzo niewiele do tego brakowało. Shelly bowiem nie była w zbyt najlepszym stanie psychicznym i nawet nie starała się tego ukrywać. W tym momencie tak bardzo przypominała starszej pani właśnie dawną Rię, tuż po śmierci ukochanego mężczyzny. Odległą myślami, zapatrzoną w podłogę, lecz jej jakby nie dostrzegającą. Gdy ich spojrzenia się napotkały, młoda dziewczyna niby uśmiechnęła się, lecz był to właśnie, tak dobrze Berci znany!, blady uśmiech w towarzystwie przeraźliwie smutnych oczu.
To wszystko sprawiało, że Berengarii wręcz pękało serce. Cała ta myśl o tym, co już było i co jeszcze miało czekać tę parkę. Bo tak, z pewnością nie mogło się skończyć na tym. Życie nie było aż tak łagodne i ona o tym wiedziała. I wiedziała też, że jej „młodsza wersja” również zdaje sobie z tego sprawę, bo mimo że stan Cipriano z dnia na dzień się poprawiał, Rachel nie wyglądała na chodzący promyczek. Martwiła się równie mocno, co i ona…
Starsza kobieta odłożyła trzymaną przez siebie robótkę, podchodząc do blondynki i zwyczajnie ostrożnie, bo Irving wciąż jeszcze jednak wyglądała jak nieudolna artystka eksperymentująca na sobie z kolorami cieni, przytulając ją do siebie. Taki normalny odruch… Tak bardzo wszystkim potrzebny…
Ze łzami w oczach, zaczęła gładzić blondynkę po włosach, gdy ta zwyczajnie przestała powstrzymywać chęć płaczu.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 18 Maj 2014 - 13:56

Uwielbiał spać zagrzebany w pościel, nie przejmując się światem. Czasem porównywał siebie do niezwykle leniwego kota, który to przesypia większość dnia, a ponad połowę reszty spędza na leżeniu. Aberquero tak miał, że uwielbiał swoje łóżko i z chęcią do niego wracał, odsypiając sobie po pożywianiu się.  Potem budził się wypoczęty i szczęśliwy. Lekki!, jednakże teraz tak nie było.
Nie miał pojęcia, jak długo spał. Miał jednak świadomość tego, że z pewnością więcej niż jeden dzień. Kilka dni, a może do dwóch tygodni. Długi okres, aż za długi. Głód dokuczał mu tak wielki, że miał wrażenie, że zje samego siebie. W dodatku podczas snu bywał przecież bezbronny, zwłaszcza teraz, gdy nie spał w swoim łóżku. Czuł to bez otwierania powiek.
Głód... Był tak ogromny, że bał się, że zrobi komuś krzywdę... Komuś... Krzywdę. Nie komuś, tylko jej. Ostatnio zrobił jej krzywdę. Zabił ją już raz. Nie chciał powtórki z rozrywki. Nie chciał drugi raz przeżywać tej straty i pewnie próbowałby jakoś stąd zniknąć, przeteleportować się gdzieś daleko, jednakże poczuł ten smutek i usłyszał jej płacz, a to nawet głód zrzucił na drugie miejsce. Miał ochotę wstać, podejść do niej i tulić, chroniąc przed całym światem... Chroniąc... To mu coś nie wychodziło. Był okropnym opiekunem. Nie potrafił jej zapewnić bezpieczeństwa, choć dobrze, że jego krew ją... Wróciła, żyła i była z nim w jednym pomieszczeniu. Chciał ją zobaczyć. Bardzo.
Przewrócił się na bok, powoli otwierając oczy i przyzwyczajając je przez chwilę do światła dziennego. Gdy ją zobaczył całą i zdrową jego serce zabiło radośnie z ulgą. Była pocieszana przez jakąś starszą kobietę i roniła łezki.
- Rachel... – Szepnął ochryple, nie wierząc w ten obraz. Jeszcze niedawno byli w tym opuszczonym budynku, który przygarnął Agustin, a teraz... Może to była jakaś iluzja, jakiś sen? Gdzie był Ethan i kim była ta kobieta? Czy naprawdę to nie była rzeczywistość? – Rachel? Gdzie ja jestem? To jakieś tortury umysłowe? Czemu płaczesz? Gdzie Ethan? Co ja tu robię? To jakieś badania? Czemu płaczesz, kochana? Nie płacz, proszę. Jestem tu. Zrobili coś twojemu bratu? – Pytał z lekką paniką, która mieszała się z troską o blondynką. – Jesteś cała. Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? – Pytał dalej, wstając z łóżka. Nie, nie mógł do niej podchodzić. Musiał trzymać się z dala, więc zamarł w łóżku w pozycji siedzącej. Powinien zniknąć, ale jego kochana... Nie mógł jej zostawić samej, a zabrać jej ze sobą też nie mógł. Nie chciał jej zostawiać. Chciał być przy niej i ją pocieszyć...
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 18 Maj 2014 - 16:52

Czuła się tak potwornie dziwnie odkąd… Zmartwychwstała? Tak, to było chyba właśnie to. Była martwa, wiedziała to nawet teraz i, choć szczerze próbowała uznać własną śmierć i wszystko to, co ją tak paskudnie poprzedzało, za zwyczajnie zły sen, nie potrafiła o tym zapomnieć. Wrażenie jakiejś zmienności w życiu było od niej o wiele silniejsze. Raz po raz do jej głowy wpadały coraz to kolejne sceny z tego wszystkiego, co wydarzyło się w opuszczonym hotelu. To ją dobijało, denerwowało i tylko dokładało jej dodatkowych powodów do smutku.
Nie wiedziała, jaka przyszłość pisała się przed nią. Nie miała pojęcia, bo nawet ona zauważyła w sobie dosyć pokaźne zmiany spowodowane… krwią? Do tej pory pamiętała ten charakterystyczny, jakby metaliczny smak w swoich ustach i jakby przez mgłę przypominała sobie rozciętą, choć chyba poprawniej byłoby powiedzieć – rozszarpaną, dłoń swego kochanka. Była też praktycznie pewna, że miał on swój bardzo duży wkład w jej powrót do świata żywych. Tylko… W jaki sposób? Metaliczny smak… Krew… Rana na dłoni… Miała dosyć nieprzyjemne wrażenie, że to wszystko łączyło się w dosyć jasną całość.
Wpierw ją wyssał, później napoił własną krwią, ale mimo to nie była kimś jemu podobnym. Nie spijała nikogo, nie miała kiełków i nie pragnęła… A nie. Tutaj jednak w pewien sposób można było to odebrać tak, by się z tym nie zgodzić. Może i nie spijała, i kłów też nie posiadała, ale posiadała za to nieodparte wrażenie, że jest okropnie głodna i ludzkie jedzenie… Cóż, teraz powoli wracała jej ochota na nie, lecz wcześniej jej organizm uznawał je za coś paskudnego, zupełnie nie do przyjęcia. Przez dobrych kilka dni borykała się więc z problemem pod tytułem „jestem głodna, ale nie zjem, bo jednocześnie jakby głodna nie jestem”. No i jeszcze miała jeszcze inną, dosyć pilną nawet chyba, ochotę… To było zdecydowanie chore. Bardzo mocno chore.
Całe szczęście wszystko to zaczynało jej powoli przechodzić, bo raczej trudno byłoby jej z tym żyć. Już samo życie ze świadomością tego, że z ukochaną osobą nie jest najlepiej i o mały włos cała historia skończyłaby się piekielnie tragicznie… To ją przerażało. Prawie tak samo mocno jak świadomość tego, że gdy Cipriano się obudzi, o ile jeszcze w ogóle się obudzi…, konieczna będzie rozmowa o tym… wszystkim. Trudna rozmowa, która nie mogła przebiec łagodnie.
Może i teraz obdarzała go czułością, nie odstępowała praktycznie nawet na kroczek, troszczyła się, kochała i nie obawiała się do niego zbliżać, by ucałować, przytulić się, czy coś… Lecz jak miało być po pobudce? Gdy będzie miała świadomość, że jest przy niej tak zupełnie? Gdy istniało olbrzymie prawdopodobieństwo, że wszystkie wspomnienia jego bestialskiego zachowania powrócą do niej ze zwielokrotnioną siłą?
Bała się, szczerze się bała. I to, wbrew pozorom!, nie jego, lecz siebie samej. Swoich własnych reakcji. Tego, jak będą wyglądały ich relacje po czymś takim. Obawiała się, że nie będzie już w stanie być dokładnie tą samą osobą, jaką była wcześniej. Że wraz ze śmiercią… Umarło w niej coś jeszcze… Choć przynajmniej pocieszała się tym, że nie była to miłość do Riano. Wciąż go kochała, ale jakby inaczej. Nie mniej mocnie i szalenie, lecz też jakby ostrożniej. Wtedy jej błędem było zbyt duże ujawnienie swoich uczuć. Teraz nie chciała tego powtórzyć. Pamiętała każde, nawet najmniejsze słówko, jakim w nią rzucał. Uderzał w nią tym, co było w niej słabego i to… Nie wiedziała, czy kiedykolwiek jeszcze będzie w stanie tak do końca mu to wybaczyć. Może po rozmowie, ale ona… Mogła się skończyć gorzej niż źle.
Bała się i martwiła. Dzień w dzień siedziała w tym samym miejscu, patrząc na ukochanego ze wzrokiem skrzywdzonego szczeniaczka, powstrzymując płacz i próbując zająć myśli czymś innym. Czytaniem jakiś bzdurnych pisemek, których nigdy jakoś specjalnie nie lubiła. Choć właściwie to nawet nie tyle czytaniem, co samym przewracaniem kartek. Często również rozmawiała ze starszą kobietą, Berengarią, która nadzwyczaj jej… im… pomogła, ale jakoś też niespecjalnie miała ochotę na rozmowy o rzeczach prywatnych i tak bardzo bolesnych. A Bercia to rozumiała…
Siedziały więc sobie razem, czasem grając w karty, warcaby czy układając puzzle lub robiąc inną rzecz w tym rodzaju, a rozmowy między nimi tyczyły się jednak głównie malutkich głupotek, które nie były raniące dla jej duszy. Im więcej dni jednak mijało i im dłużej Riano pozostawał we śnie, tym mniejsza była chęć Rachel do uśmiechania się, a tym bardziej robienia czegokolwiek poza siedzeniem cichutko we wszechogarniającym smutku.
I dziś też tak było, choć jakby trochę gorzej, bo mijał już tydzień. Tydzień snu. Niby już z ustabilizowanym stanem, lecz wciąż jeszcze nie do końca pewnym. Przynajmniej nie dla tych wszystkich, którzy go oceniali. Chociaż teraz w sumie nie było ich wielu. Większość wzruszyła ramionami i miała wszystko gdzieś już na chwilę po samym początku.
A Rachel miała dosyć. Miała serdecznie dosyć i chciała tylko płakać, co też zrobiła zaledwie kilka sekund po tym, jak Berengaria podeszła do niej, by ją objąć. Wybuchła szczerym płaczem, wreszcie wyrzucając z siebie te wszelkie troski. Lecz nie trwało to aż tak znowu długo, gdyż…
Gwałtownie odwróciła głowę w stronę łóżka, wciągając powietrze i delikatnie wyplątując się z objęć Berengarii, która przemyślanie szybko ją z nich wypuściła. Blondynka westchnęła z nieprzebranej ulgi. Przepełniało ją tyle uczuć… Tak wielka ochota, by natychmiast doskoczyć do ukochanego. Objąć go, przytulić, ucałować, by wreszcie było dobrze. Nawet robiła już kroczek w tym kierunku, ale bardzo szybko powróciło do niej to wszystko, czego tak bardzo się obawiała…
„Głupiutka panienko…” Dziweczka, zabaweczka. Ten zimny śmiech. Drwina z jej miłości, drwina z niej samej. Manipulacja nią. Brutalne wykorzystywanie. Chęć załatwienia jej brata. Kły rozrywające jej szyję. Ból. Poniżenie. Satysfakcja z jej łez, z jej strachu…
Zamarła w połowie ruchu, wciągając powietrze do płuc i wzdrygając się, choć w pokoju było ciepło. Objęła się ramionami, pocierając je i starając uspokoić, nagle jakby bardziej płytki, oddech. Zrezygnowała też z podejścia do ukochanego, spuszczając wzrok na podłogę i wycierając dłonią łzy z oczu, chociaż te jakby na nowo ponowiły cieknięcie. Było dokładnie tak jak myślała, jak się obawiała, że będzie. Nie potrafiła zbliżyć się do niego nawet na krok, bo coś w niej nie pozwalało jej na to. I choćby nawet chciała… Zwyczajnie nie umiała. Pomimo że wiedziała teraz, iż nie chciał zrobić tego wszystkiego. Czuła przecież, widziała i czytała…
I czuła też jego aktualny głód. Potwornie mocny, przejmujący do głębi głód, który ledwo dał się powstrzymywać. Dawna Rachel z pewnością spróbowałaby dać mu ukojenie. Stara ona nie wahałaby się zbytnio przed nasyceniem go, bo sama wciąż jeszcze przecież odczuwała skutki picia tej krwi. Aktualna Shelly jednak obawiała się tego. Panicznie wręcz bała powtórki z nieprzyjemnej i bolesnej dla niej „rozrywki”, która przysłaniała w tej chwili nawet ich cudną pierwszą noc.
- Dzień dobry, najmilszy. Jak się czujesz? – Uśmiechnęła się, starając czuć pozytywniej. Było ciężko. – Mój Boże… Tak bardzo się bałam… Tydzień… – Jej oczy jednak wciąż pozostawały łzawiące i smutnawe.
Wzięła głęboki wdech, motywując jednocześnie swoje nogi do ruchu, a serce do wolniejszego bicia. W tej chwili bowiem prawie wyrywało jej się z piersi i podchodziło do gardła. A przecież nie miała tego irracjonalnego lęku jeszcze chwilę temu. Wtedy podchodziła do niego, nie obawiając się o powtórkę. Teraz zaś…
Z trudem przeszła tę niewielką odległość i przycupnęła na brzegu łóżka, spuszczając wzrok na własne dłonie, by po chwili znowu podnieść go w górę i wreszcie spojrzeć na ukochanego.
- Przepraszam… Ja… – Czuła się okropnie źle z tą całą wersją dziwnej paranoi. – Przepraszam, Riano, ale to jest… Silniejsze ode mnie…
Kolejnym krokiem było powolne uniesienie dłoni i…
…zatrzymanie jej w połowie ruchu, bo serce nieomal nie wyskakiwało jej z piersi. Po dłuższej chwili zrezygnowała z tego, starając się choć powstrzymać łzy napływające do oczu.
Ale nie mogła… Jednocześnie tak bardzo chciała się przytulić, by poczuć, że wreszcie jest w pełni przy niej i bała się to zrobić. I wiedziała, że nie jest w stanie tego zrobić. Przynajmniej nie… Powoli… Wtedy miała czas na zastanawianie się i zwyczajnie wychodził z niej jeden wielki tchórz. Postanowiła więc zrobić coś innego…
Zwyczajnie ponownie wciągnęła powietrze, starając się nie myśleć i migiem przylgnąć do Riano, wywracając go z powrotem na poduszki. I choć nadal czuła obawy, jakoś udało się jej część z nich przezwyciężyć. Nie było już tak źle, chociaż dobrze też nie było. Wtuliła się w jego pierś, wciągając jednocześnie kojący zapach świeżej pościeli.
- Zamek łowców. – Odpowiedziała wreszcie. – Nie mam pojęcia, gdzie dokładnie, bo Berengaria, ta kobieta, uprzedziła mnie o tym, że nie wolno wychodzić. Nie wiem jak to zrobiła, ale jesteśmy bezpieczni. Przynajmniej chwilowo, bo ten łowca… Bałam się… – Przytuliła się do niego mocniej. – Ethan… Nie mam pojęcia, gdzie jest… Gdzieś w Nowym Jorku…
Uniosła głowę, zerkając na niego.
- Nie jest źle. Już nie. I nie znikaj… Proszę…
Miała wrażenie, że historia znowu się zaczyna powtarzać… Chciał ją zostawić. Dokładnie jak wtedy wcześniej. Czy już zawsze miało tak być? O ile miało być jeszcze jakiekolwiek zawsze.
Powrót do góry Go down
Berengaria Ava Carroll

Berengaria Ava Carroll

Personalia : Berengaria Ava Carroll
Data urodzenia : 01.06.1952
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
W związku z : Anthony Nicholas Carroll; Andreas Aberquero
Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 25 Maj 2014 - 21:48

Gdy tak przyglądała się Rachel, a następnie i spoglądała kątem oka na swojego wnuka, do jej głowy napływały wspomnienia. Migawki z dawnych lat, które zdawały jej się teraz już zupełnie zamierzchłą przeszłością, powiedziałaby nawet, że całkowicie innym życiem. Czymś, co odeszło i nigdy już nie miało powrócić. Choćby i chciała oddać za to wszystko…
Spoglądając w eleganckie, bogato zdobione lustra w swym domu… Nie widziała już tamtej dziewczyny, którą była niegdyś. Młodej, pełnej wigoru, zaplątania, skłonnej do dowcipkowania i zakochanej po uszy Berengarii, którą zastąpiła istota całkowicie jej nieznana. Może i tak nie całkowicie niepodobna do tej młodej panienki, może i nie siwiuteńka, zgarbiona babuleńka, lecz zdecydowanie i nie tamta osoba, którą miała być już zawsze.
Zawsze… Było tak złudnym słowem. Przypominającym jej te obietnice, słowa, które jednak okazały się być rzucanymi na wiatr, ideały, które pękły niczym bańka mydlana w przeciągu ledwie kilku sekund. Najgorszych sekund w jej całym życiu, które na stałe wpisały się w ten starannie skrywany w jej sercu ból. Chciała wykrzyczeć go już wtedy. Sprawić, by wrzask zagłuszył całą resztę tych uczuć ją przepełniających. Odwrócić choć o kilka sekund bieg zdarzeń, by móc zmienić historię.
Bez nawet najmniejszego zawahania się zrobiłaby to, rzuciła się w bok o te kilka centymetrów. Kilka drwiących z niej centymetrów, które odebrały jej wszystko, co miała. Lecz nie dane było jej to zrobić. Nie mogła nawet wcielić w życie tego wszystkiego, co przyszło do niej już później. Nie mogła, bo jej nie pozwolono. Zamknięto w pięknym pokoju ze strażnikami przy drzwiach i oknach oraz opiekunką w pokoju obok. Odebrano jej dosłownie wszystko, lecz dalej się uśmiechała, dalej robiła dobrą minę do złej gry i nigdy już nie przestała. Bo na tym chyba właśnie polegało życie. Na wiecznej grze…
Miała piękny ślub, przynajmniej z zewnątrz. Pełen znamienitych gości składających jej eleganckie, lecz jednocześnie „zabawne” życzenia, bo tak to wtedy było w modzie. Z przesadnie wymyślnymi potrawami na stole, pseudoklasyczną muzyką, wydumanymi ozdobami i zbyt ozdobną suknią, w której zwyczajnie się dusiła. Wydarzenie roku, szumnie komentowane w prasie i oklaskiwane przez społeczność łowiecką z całego świata. Oto ponownie łączyły się dwa znane rody czystokrwistych łowców! Mało kto patrzył na pannę młodą roniącą łzy po kątach. Uśmiechała się w tłumie i to było ważne!
Zarówno wtedy, jak i później nie dane jej było móc otwarcie opłakiwać swą stratę. Tylko podczas tych nielicznych chwil samotności mogła swobodnie ronić łzy, które musiały jednak wyschnąć nim ktokolwiek zdążył zobaczyć je i spytać o ich przyczynę. I choć z czasem pokochała i swego męża, to nigdy nie zapomniała. A gdy po narodzinach ich pierwszego dziecka… To, co się stało nie dało jej zapomnieć już całkowicie.
I przyniosło kolejny maskowany smutek. Zwłaszcza przy patrzeniu w taflę szkła. Na to, jak staje się coraz starsza i zmienia się też pod względem charakteru, doświadczeń. Słuchając wciąż tego głosu i będąc dzięki temu odrobinę mniej zagubiona, ale jednocześnie i bardziej melancholijna. Choć i tego nie było widać.
Nie robiła też nic w łowieckiej polityce Anthony’ego, a przynajmniej do czasu jego nagłej zmiany. Kiedyś bowiem był całkowicie inny. Czulszy, bardziej kochany, łagodniejszy i lepszy od brata bliźniaka, który był jego całkowitym przeciwieństwem. Z dnia na dzień to wszystko się jednak zmieniło, a ona nie znała przyczyny. Zwyczajnie tak było i nie dało się powiedzieć w tej sprawie nic większego.
Powiedzieć za to mogła nadzwyczaj wiele o okrutnych działaniach męża, które wstrząsały nią do głębi, a o których dowiadywała się non stop. Więcej i więcej… A gdy już poziom okropieństwa przewyższył skalę o setki tysięcy procent. Wtedy postanowiła się sprzeciwić. Oczywiście, wciąż darzyła uczuciem Carrolla, lecz nie mogła tak tego pozostawić. Zwłaszcza po zabiciu ich własnej córki, zwłaszcza po jego kolejnej zmianie i hipokryzji z niej wynikającej, a teraz… Teraz i chęci zabicia własnego wnuka. Skrzywdzenia go i jego miłości. Dziewczyny, która w pewnym sensie tak bardzo przypominała Berengarii własną osobę, z tą różnicą, że młodszą… Jeszcze za czasów wielkiej miłości do kogoś tak bardzo Cipriano podobnego. O ironio!, do kogoś blisko spokrewnionego z jej wnukiem.
Sprzeciwiła się więc Patrickowi, gdy ten chciał działać według swych chorych planów i pobudek, podejmując własne działania i zwyczajnie idąc za głosem serca, no i nie tylko serca, bo jeszcze jeden taki uparty też się z nią zgadzał, choć mogło się to okazać dosyć niebezpieczne. To właśnie dlatego spędzała tak wiele czasu w towarzystwie Rachel i Cipriano, robiąc z nich po części kogoś w rodzaju mile traktowanych więźniów, bo na wychodzenie z pokoju i pomieszczeń do niego dochodzących uparcie nie zezwalała. Wiedziała bowiem, że Patrick czeka tylko na jej potknięcie i gotów jest zgnieść ich wszystkich jednym ruchem palca, bez jakiegokolwiek zawahania.
Jej zadanie pilnowania nie było raczej zbyt trudne, bo blondynka zwyczajnie nie przejawiała chęci opuszczania swego ukochanego, który to spał nieprzytomnie i nie budził się już przez dłuższy czas. To martwiło je obie, bo Berengaria niby wiedziała co nieco o nieprzytomnym spaniu u inkubów, agresji i zapewne sukkubów również, bo widziała to na własne oczy, no i słyszała trochę opowieści swego Andreasa. Cóż… Prawdę mówiąc, to nawet nie tylko trochę, a nieustannie ją nimi zabawiał, próbując rozweselić, co też często działało. Lecz, nie odbiegając już od głównego wątku, martwiły się obie i dlatego też teraz siedziała, pocieszając młodszą kobietę.
Siedziała i to dłuższą chwilę, gdy nagle obudzona agresja dała o sobie znać, a Rachel jakby zamarła. Zamarła i już po chwili postanowiła wyswobodzić się z uścisku starszej pani, która oczywiście zaraz też ją puściła. Patrząc na to wszystko, co działo się później, ze swojego miejsca. Zmarszczyła lekko brwi, próbując dokładniej zrozumieć rozgrywającą się przed nią scenę niepewności i spięcia. Coś w duchu, niestety nie tym najbardziej teraz pożądanym, bo on odszedł od niej chwilowo w poszukiwaniu informacji, podpowiadało jej, że nie powinna interweniować.
I faktycznie, bardzo szybko zauważyła, że rzeczywiście nie powinna tego robić i zaczynało być lepiej. I tak milutko, choć nie do końca w pełni intymnie, bo przecież nie byli sami. Świadomość ta sprawiła, że Berengaria uśmiechnęła się pod nosem, powstając powoli z zajmowanego miejsca i po cichu wymknęła z pokoju, starając nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi pary, która sama powinna się sobą dostatecznie zająć i sama rozwiązać wszelkie swe problemy. Nie była tu potrzebna, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Uśmiechnęła się lekko do Rachel, która zerknęła na nią pytająco i wskazała gestem na drzwi, otwierając je i wysuwając się z pokoju. Jeszcze miał być czas na wspólną rozmowę…
[z/t]
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 1 Cze 2014 - 10:18

Był okropnym opiekunem. Uciekając stąd bez niej miał ją zranić, jednakże zostając też miał to zrobić. Towarzyszyło mu więc bardzo nieznośne rozdarcie, które nie było do ogarnięcia, choć gdyby uciekł, to na pewno by przeżyła. Troszczono się tu o nią, jednakże obiecał, że jej nie zostawi, że będą razem i będą oglądać zachody słońca. Musiał zostać i próbować jej nie zabić, w czym chwilowo pomagały mu jej łzy.
Bo bał się o nią. Strasznie się bał. Nie chciał, by była smutna, przerażona, by cierpiała. Pragnął jej uśmiechu i poczucia, że czuje się szczęśliwa. Tak w pełni, a nie tylko powierzchownie. Chciał, by ociekała w radości i śmiała się beztrosko. W jego towarzystwie. I choć bardzo chciał, by tak właśnie było, to nie było.
Co na początku jego twarz oblewała się w uldze i radości, że nic jej nie jest, to teraz minka mu zrzedła, przedstawiając odrazę, przeogromną odrazę do samego siebie i tego, co wtedy tam zrobił, robiąc jej największe świństwo, a potem zabijając.
Jego oddech przyśpieszył. Nic nie mówił, nie wydawał żadnych dźwięków, choć wszystko w nim krzyczało. Krzyczało i mimo że chciało wyjść to z niego, by pokazać swą siłę, to dusił to. Dusił... Chciał cierpieć jeszcze bardziej niż ona cierpiała.. Pragnął zanurzyć się w wiśniowym soku lub wpaść na tor wiśniowych bełtów. Cokolwiek, aby tylko czuć ból, by nie siedział teraz na tym łóżku w tym spokojnym miejscu, nie zasługując na to. Jako potwór nie zasługiwał na nic, co znajdowało się na świecie, a zwłaszcza w tym pokoju. Nie zasługiwał na Rachel.
Odwrócił wzrok, patrząc na swe dłonie i myśląc o tym, jak bardzo chciał nimi niszczyć wszystko, co spotkałby na swojej drodze, a między czasie docierały do niego myśli Rachel... O nim, wszelkie wspomnienia i strach, który jej towarzyszył. Co, jeśli znów ją zabije? Znów będzie taki oziębły? Brutalny, zły, bezwzględny... Cholera!, spieprzył wszystko. I cierpiała właśnie przez niego, jakby wcześniej nie miała za mało tortur.
Schował twarz w dłoniach, starając się wyłączyć z tego wszystkiego, nie czuć i nie być. Nie chciał słyszeć i odbierać jej myśli, nie chciał żyć w świadomości, że ją zranił. Chciał uciec. I nie mógł, bo znów zamieniłby się w tą złą kreaturę, której Rachel się tak bała. Musiał czuć, żyć z tą świadomością i obwiniać się za jej łzy, które non stop spływały po jej policzkach. Wiedział to, nie podnosząc wzroku, bo nadal byli połączeni tą więzią. I dopiero też teraz do niego dotarło to, że ona też czuła jego nienawiść do siebie.
- Przepraszam – stwierdził, powoli podnosząc na nią wzrok. – Nie chciałem... Bałem się... Nie powinienem był... Nie zmuszaj się. Nie jestem tego wart... Po tym wszystkim. Rachel, ja cię zabiłem – wyznał, drżąc. Czuł jej strach, słyszał przyśpieszone bicie jej serca. Odczuwał to wszystko, co aż krzyczało, że Rachel się go boi, a on siedział nieruchomo, znów odwróciwszy wzrok od niej, bo nie potrafił patrzeć jej w oczy, gdy... Patrzył przed siebie i starał się nie ruszać, by przypadkiem nie zniszczyć jeszcze czegoś...
- Rachel... – Musnął jej myśli, gdy to w nagłym odruchu postanowiła przylgnąć do niego, wtulić się i przewrócić go na poduszki. Chciał tego i jednocześnie nie chciał, bo jej zapach i bliskość przypominały mu o głodzie, który go męczył. – Rachel – powtórzył spanikowany. – Jesteśmy u łowców? – Spytał, choć przed chwilą sama mu powiedziała, że właśnie u nich są. Jego mięśnie mimowolnie się spięły, gdy przed oczami stanął mu obraz dowódcy łowców. Torturował ją.
- Rachel... Nie powinno cię tu być. Tak blisko – stwierdził przerażony, obejmując ją swymi dłońmi w pasie. – Jestem głodny. Bardzo głodny i chyba nie... Nie powstrzymam tego, Rachel. Jestem tak bardzo spragniony. Przepraszam – zakończył swoje słowa pocałunkiem, który zdecydowanie do delikatnych i niewinnych pocałunków nie należał. Był pełen namiętności, napierania na siebie warg, podgryzania, drażnienia kiełkami i pełen głodu. Czuć to było nie tylko w nim, ale w każdym ruchu, który robił. Wraz z powoli rozrywaną bluzką Rachel.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 1 Cze 2014 - 14:23

Pierwszą myślą jaka przebiegła jej przez głowę podczas tych kilku sekund oddzielających jej sztywne siedzenie na łóżku od mocnego przytulenia się do osoby, na której jej wciąż przecież mimo wszystko zależało i z którą naprawdę, ale to naprawdę chciała znów dogadywać się lepiej niż kiedykolwiek z kimkolwiek… Pierwszą myślą było to, że zdecydowanie nie powinna była tego robić. Tylko, czego? Czego dokładnie nie powinna była robić ze względu na… coś? Tego już dokładnie nie wiedziała i powiedzieć nie potrafiła. Była to tylko krótka myśl rzucona jej przez podświadomość i urwana jakby w połowie przez wtulenie się wreszcie w swą ukochaną osobę.
Bo tak. To się akurat nie zmieniło i zmienić w żadnym razie nie miało, czego pewna była jak nic. Pomimo wszystkich wydarzeń z tamtego opuszczonego hotelu, pomimo wspomnień przyprawiających ją o koszmary senne i o lękliwe zerkanie za siebie przy każdym głośniejszym dźwięku, których w tym miejscu bywało akurat pełno, pomimo jej wahania i napadu wariackiego strachu, które przyszły do niej wraz ze świadomością, że Cipriano wrócił do przytomności.
Pomimo… Pomimo wszystkiego wciąż darzyła go, nieustannym wręcz, uczuciem, bo tego nie dało się od tak zwyczajnie porzucić. W gruncie rzeczy od początku chyba wiedziała, że jest to coś innego. Nie dało się tego zaklasyfikować do niczego, co dotąd znała i w żadnym razie nie szło odrzucić tego od siebie, choćby i przez coś takiego, co miało miejsce między nimi w siedzibie wampirów.
I przez to jeszcze mocniej brała do siebie wszystkie te uczucia, które odczuwał i on. Brała je sobie do serca, które bolało ją tak mocno… Obiecali sobie nigdy więcej nie doprowadzać się wzajemnie do rozpaczy, czy poczucia winy, a tymczasem… Tymczasem co miało miejsce w dosłownie każdej sekundzie mijającej teraz?
Jedno głupstwo, jej nierozsądne zachowanie doprowadziło do ponownego jego wahania. Znów chciał ją zostawić, znów chciał odejść i zniknąć z jej życia, co było wizją tak paskudną i niemożliwie wręcz tragiczną, że swoją paskudnością o stokroć przewyższało tamte wydarzenia. Tamte, nie było już ważne, do których w tej chwili odwoływał się jej umysł. Zwyczajnie  nie chciała tego i to się liczyło.
W tej chwili nie miało już nawet znaczenia jej osobiste samopoczucie, bo z nim miała sobie kiedyś poradzić. Nie była aż taką znowu słabiutką psychicznie istotką, która przez całe swoje życie rozpamiętywać była gotowa jeden wątły epizod. I choć rzeczywiście odrobinę bała się tego, jak przyjdzie jej żyć z tą świadomością… Nie chciała porzucać wizji miłości i ich wspólnych zachodów słońca tylko dla kilku obaw. No, może i nie tak dokładnie kilku, ale… Najważniejsze, że nie chciała i miała zamiar choć próbować o to walczyć.
Nie chciała drżeć wiecznie z irracjonalnego lęku, a nader wszystko nie chciała, by jej Riano obwiniał się za rzeczy, na które nie miał większego wpływu. I za to, czego w żadnym razie nie zrobił, bo… Nie zabił jej. To wiedziała z pewnością i wiedziała też, że pomógł jej wrócić. Nie był bestią, za jaką się miał. I chciała to udowadniać. Każdego dnia aż po resztę chwil, bo…
- Zamilcz… – Stwierdziła uparcie, siląc się na jak najbardziej nie znoszący sprzeciwu ton, by po chwili porzucić go dla tego najlepszego. Delikatnego muskania jego myśli i słodzenia. – Już cichutko, kochanie, już dobrze. To nie twoja wina, więc przestań tak nawet myśleć. Jesteś wart wszystkiego, bo cię kocham… Rozumiesz? Wciąż cię kocham. Mimo wszystko, więc nawet nie myśl o odejściu. – Powolutku zmusiła go do dłuższego spojrzenia w jej oczy, nie dając odwrócić wzroku. – Nie zabiłeś mnie. Żyję, a tamto… Nie chcę nikogo oskarżać, ale ten… wypadek… to nie była twoja wina. Przestań.
Chciała, by znów było między nimi dobrze, lecz wiedziała, że to nie miało przyjść od tak, szybciej niż mrugnięcie okiem. Ale odpuszczenie tylko ze względu na to, że przez chwilę było źle… Nie była skończoną idiotką. Wiedziała doskonale na co się pisze wchodząc w związek z Cipriano. Wiedziała i mimo to nie odrzuciła tego, bo…
- Spójrz na mnie. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie chcesz ze mną być, że rzucasz to dla jakiegoś wyższego dobra.
Słysząc odgłos kroków i cicho skrzypiące drzwi, na kilka sekund odwróciła się w tamtym kierunku, napotykając wzrok wychodzącej Berengarii. Wychodzącej, by wyraźnie ułatwić im rozmowę, choć… Cipriano był głodny. Czuła ten głód i pragnienie zaspokojenia go, czuła też usilne wstrzymywanie się wraz z lękiem przed ponownym skrzywdzeniem jej i to… To w pewnym sensie ułatwiało jej uspokojenie się i uświadomienie sobie, że historia się nie powtórzy. Ten malutki epizod, choćby nie wiadomo jak zły, nie był w stanie zniszczyć wszystkiego. Zwłaszcza w otoczeniu tak bardzo dalekim od tego, w jakim się to wszystko wydarzyło. Tu było inaczej i miało być inaczej… I szczerze w to wierzyła, powolutku nachylając się do niego.
- Nie. Powinnam być właśnie tu. Tak blisko, a nawet jeszcze bliżej. Przecież wiesz. – Wyszeptała, ostrożnie gładząc go po policzku. Tu było jej miejsce. Zawsze. Uśmiechnęła się do niego jakby lekko nieśmiało. – Wiem. Nie powstrzymuj tego. I nie przepraszaj. – Zatopiła palce w jego włosach, delektując się pocałunkiem. Jego dzikością i namiętnością. Całowała go równie gorąco, badając języczkiem wargi i wnętrze ust, drażniąco przejeżdżając po jego ząbkach, by wreszcie, całkowicie naumyślnie, lekko rozciąć sobie czubek języka. Tak, by popłynęła krew… Wsunęła mu dłonie pod koszulę, pieszcząc palcami tors. – Choć do mnie, najmilszy. Pozwól mi się zaspokoić, pozwól mi okiełznać ten głód. Cipriano… – Musnęła jego myśli, czując chłodniejsze powietrze muskające jej skórę z każdym kolejnym centymetrem rozrywanej koszulki. – Kocham cię, Cipriano. Zawsze będę. – Szepnęła między pocałunkami.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeCzw 12 Cze 2014 - 23:33

- Nie, nie powiem, że nie chcę być z tobą dla większego dobra. Nie zraniłbym cię bardziej niż to minimalnie możliwe, a poza tym mam w sobie coś z egoisty – wyznał jej, z trudem unosząc wzrok i patrząc w jej piękne oczy, które przeszywały go stanowczo. Wymuszały na nim natychmiastową odpowiedź. I odpowiedział jej w myślach, z tym drapieżnym błyskiem w oku.
Bo taka była prawda. Pragnął ją mieć przy sobie i ta chęć była tak silna, że raczej nie potrafiłby się trzymać z dala od niej, a jeśli już, to czas ten byłby strasznie okrojony. I wróciłby szybciej niż sam on myślał, niż myślała ona. Coś w niej było takiego, że nie miał już ochoty na pierwszą lepszą do zaspokojenia swych potrzeb, a właśnie jej jedynej, która to, dla niego!, przełamała swój strach, dosłownie wskakując mu do łóżka i robiąc coś kompletnie irracjonalnego. Nie powinna była tego robić. Nie w tej chwili, gdy on...
- Wiesz, co się stanie i jak to wszystko się potoczy, ale... Będzie inaczej niż pierwszym razem. Jestem głodny. Jestem bardzo głodny ciebie, Rachel i nie potrafię się powstrzymać – mówił, myśląc o tym, co miało się wydarzyć. O dzikim i namiętnym seksie, który miał trwać dość dłuuugo i wyczerpująco, a to wszystko w towarzystwie tego słodkiego, uroczego i tak bardzo przez niego pożądanego smaku jej krwi.
Czuł nawet dreszcze przeszywające jego plecy, gdy myślał o jej nagim ciele, które nadal było zniewolone i ukryte pod tym cienkim materiałem, który nie był w tym przypadku dla niej żadną ochroną. Koszulka w strzępach opadła na gdzieś obok łóżka. Czuł dreszcze, ale też skrzydła, które powoli się „budziły”, wychodząc na światło dzienne, a które rozerwały koszulkę, napierając na nią swoją siłą. Leniwie zaczęły się rozkładać i składać w rytm pocałunku. I drżały z emocji, które mieszały się w nim, a spośród których kontrolę przejmowało właśnie pożądanie, głód i miłość. Wszystko związane z nią, tą jedyną, tą najpiękniejszą, tą najlepszą, tą jego...
Złapał niedbale między pazury swoją koszulę i odrzucił gdzieś, gdzie leżał już sobie strzępek koszulki Rachel. Oczywiście dłoń zaraz wróciła na talię ukochanej, by pozbyć się też dolnej części jej ubioru. I wcale nie robił tego delikatnie, by nawet nie poczuła jego pazurów. Tym razem specjalnie delikatnie drażnił jej skórę, zostawiając lekkie czerwone ślady.
- Rachel... Też cię kocham – odmruczał pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które wymieniali między sobą. Nawet nie wiadomo było, kto był całującym, a kto całowanym, bowiem splątali się oboje w jakimś szalonym tańcu, który jeszcze bardziej podkręciła pojawiająca się w jego ustach krew.
Zamruczał dziko, gdy ją poczuł. Gęstą, znajomą, pożądaną, rachelową i jego. Nikt nie miał prawa spijać jego kochanej Rachel, prócz niego i zamierzał odebrać od tych gnoi to, co mu zabrali. I to kilkukrotnie więcej, gdy tylko odzyska siły i zapewni jej bezpieczeństwo z dala od łowców. Łowcy...
Warknął niezadowolony, choć zaraz uspokoił się, bo jego uwaga zwróciła się ku dłoniom dziewczyny, która błądziła nimi po jego ciele uspokajająco i kusząco. I na rozrywaniu jej spódniczki swoimi własnymi łapkami. Chciał być nimi w sumie wszędzie i żałował w tej chwili, że nie ma kilku, a nawet kilkunastu, par rąk, choć i ogonek bywał niegrzeczny, uwalniając się spod piżamy i muskając co i rusz jej nogi.
A oni nadal trwali w uścisku, całując się jak opętani, gdy spódniczka również opuściła łóżko, gdy jego dłonie ponownie zaczęły drażniący taniec, gdy oderwał się od jej ust i skaleczonego języka, schodząc swoimi wargami ku jej piersiom, a pazurkami ku wnętrzom jej ud i ku pośladkom.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimePią 13 Cze 2014 - 20:29

Odczuwała to wszystko tak nadzwyczaj mocno. Zwielokrotnione nie tylko przez swoje, ostatnio przecież bardziej wyostrzone i czulsze, zmysły, ale i też przez więź między nimi. Czuła wszystko to, co dawał jej odczuwać, a nawet i to, co normalnie raczej nie powinno było do niej docierać.
I jak na początku czuła poczucie winy przemieszane z ulgą, tak, wraz ze zmianą atmosfery na intymniejszą, teraz wyrzuty sumienia chyba spadły gdzieś na dalszy plan. Zarówno u niego, jak i u niej. W chwili obecnej bowiem liczyło się coś znacznie innego. Coś, co jednomyślnie uznawała za dobroć losu. Nawet po tym wszystkim, co wydarzyło się wcale nie tak dawno temu. Wyrzuciła to jednak z myśli już praktycznie całkowicie, nie chcąc dokładać ukochanemu bólu.
Ba!, chciała tylko tego, by był szczęśliwy. By się nasycił i w zadowoleniu mógł robić coś innego. I nie mówiła tu o spaniu, choć wiedziała przecież, że tym mniej więcej się zaczęło i na tym mniej więcej się skończy. Na robieniu za wyjątkowo leniwego koteła, który nawet do zdobycia jedzenia, jej! cholerka!, nie musiał się zbytnio wysilać.
O dziwne dziwo nie przeszkadzała jej świadomość, że robi za chodzącą miskę z karmą dla swojego słodziasnego drapieżnika. To nie było aż tak złe, jeśli spojrzeć by na to, że i sama ona miała mieć z tego nie lada satysfakcję. Oczywiście, pomijając niewielki strach przed ponownym podgryzaniem w szyję. Może i zaskoczyła zarówno siebie, jak i Riano, z tym swoim przełamywaniem panicznego wręcz lęku przed powtórką z rozrywki, ale nie sądziła, by dalsze powracanie do spokoju miało przyjść jej aż tak znowu łatwo.
Lecz nie chciała teraz o tym rozmyślać. W żadnym razie. W tym momencie chciała tylko całować, pomrukując przy tym z zadowoleniem niczym jakaś kotka swego dużego kota i być całowaną. Tak wyjątkowo namiętnie i gorąco, że aż prawie do utraty tchu.
- To nie powstrzymuj… – Musnęła z wielką delikatnością i subtelnością myśli Cipriano, otulona wizjami z jego umysłu. Obrazkami, które prawdę mówiąc całkiem ją kusiły. I w pewnym sensie pozwalały też przestać skupiać się na przeszłości. Liczyła się chwila obecna i przyszłość, którą zdecydowanie chciała z nim dzielić. To nie zmieniło się pod żadnym względem.
Całkowicie oddała się rozkosznym pocałunkom, które z minuty na minutę stawały się coraz dziksze, bardziej nastawione na rozpalanie i przygotowywanie do dalszych słodkości. Całowała go, wodząc języczkiem po jego ostrych ząbkach i badając nim wnętrze ust swego kochanego. Leniwie wodząc łapkami po jego skórze i jednocześnie wymieniając dzikie i kąsające całusy. W pewnym momencie straciła nawet poczucie, że jest coś więcej poza nimi, poza nim. Przyciągała go do siebie, tuląc i kusząc krwią ze skaleczonego czubka języka. Odrywając się od jego ust tylko po to, by nabrać oddechu i po chwili ponownie powracając do ich gorącego, języczkowego tańca.
Oczy rozbłysły jej wręcz nienaturalnie, gdy poczuła tę przemianę. Jego wszelkie uczucia, rozkosznie satysfakcjonujące dreszcze i wreszcie całość przemiany. Wspaniałe skrzydełka uwalniające się wraz z rozrywaną koszulą, rządki niesamowicie ostrych ząbków i dwa dłuższe kiełki, które czuła teraz znacznie wyraźniej… I niesamowity, niegrzeczny ogonek, który błądził sobie gdzieś tam po jej nogach, powodując u niej drżenie, lecz w żadnym razie nie strachu. Rozkoszy w towarzystwie tych niesamowitych wizji.
Przejechała dłońmi po jego włosach, czochrając je i uśmiechając się, gdy wyczuła te niewielkie rogi. Po chwili przeniosła łapki niżej, na plecy Riano, drażniąc i pieszcząc palcami jego skrzydła. Jednocześnie nie przestawała brać czynnego udziału w wymianie pocałunków, które teraz już nabrały niesamowicie dzikiego wyrazu. Obejmowała go już zupełnie, przylegając do niego z przyjemnością i oddając się tej cudownej chwili. Z miłością w sercu, oddaniem, pożądaniem i… Głodem? Tak, chyba to było coś w rodzaju swoistego głodu. Głodu swojego ukochanego.
W żaden sposób nie skomentowała wściekłego warknięcia i myśli o chęci zemsty, gdyż to akurat jakoś jej umknęło. Choć może nie tak zupełnie do końca, bo zarejestrowała dosyć nieprzyjemnie nieprzyjazną myśl. Lecz dochodzić do tego zamierzała dopiero po nasyceniu Riano. Wiedziała dobrze, choć przecież dotąd kochali się tylko raz, że w tym stanie raczej na normalną rozmowę szans nie było. I w sumie dobrze, bo sama była rozpalona do granic możliwości wręcz.
Z zarumienionymi policzkami, ustami czerwonymi od pocałunków, błyszczącymi oczami… Oddychająca szybko, lecz nie przestająca działać. Pieścić łapkami jego ciała, schodząc niżej, by nie pozostać dłużną. Muskając czubeczkami palców jego rozpaloną męskość i jednocześnie z westchnieniem odchylając się w tył, gdy przeniósł swe usta na jej piersi. Czując niegrzeczny ogonek i pazurki drażniące jej uda… Wydając z siebie pomruk satysfakcji, by wreszcie jeszcze bardziej się odwdzięczać… Dziko, niepokornie, drapieżnie…
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeSro 25 Cze 2014 - 20:31

- Rachel – szepnął, drażniąc swoimi ząbkami jej piersi, a pazurkami uda. – Kochana jesteś – mruknął dźwięcznie tym swoim uwodzicielskim głosikiem. Mimowolnie oczywiście, bo nie robił tego specjalnie. Jakoś to się wydobywało z jego natury i specjalnie kusiło potencjalną partnerkę do skuszenia się zamiast uciekania. Teraz nie musiał się o nim martwić, bo miał Rachel, kobietę, która go kochała, którą kochał on i nie śniło mu się jej zdradzać. Chciał sycić się nią, nie innymi. Chciał spędzać czas z nią, nie z innymi. Chciał martwić się o nią, a nie o inne.
Co i rusz podnosił wzrok na jej pełne uwielbienia i pożądania oczka. Nie widział w nich już strachu i to dodawało mu otuchy i swobody. Nie miał tyle obaw, co jeszcze chwilę temu. Nie chciał być powodem jej przerażenia czy obrzydzenia, a właśnie fascynacji i miłości. To sprawiało, że nie czuł się jak kiedyś, po śmierci matki. Nie czuł się już jak śmieć, który nie powinien stąpać po tym świecie, bo był ktoś dla kogo był ważny.
Między innymi dlatego nie przestawał tak do końca racjonalnie myśleć, gdy zatapiał się w ciele Rachel. Delektował się jej miękkością i delikatnością, ale też wybierał inne miejsce do ugryzienia, by wstrętne wspomnienia, których tak bardzo się obawiała, nie prześladowały jej w trakcie spijania. Nie dość, że sam słyszałby jej wspomnienia, to w dodatku ona sama musiałaby to przeżywać. Pewnie nawet próbowałaby mu się wyrywać, co zakończyłoby się kolejną rozerwaną szyją, o czym zdecydowanie wolał teraz nie myśleć. Za to myślał o niej, czując jej ciepło, jej zapach, bliskość.
- Kocham cię, najdroższa – mruknął, kończąc tymi szeptami listę komplementów, które jej wyszeptał, pieszcząc wargami jej ciało i dochodząc do jej kobiecości, w której to zanurzył się leniwie językiem. Łapkami pieścił jej podbrzusze, uda, pośladki plecy, nadal opierając się potrzebie zatopienia w niej kłów, choć... Choć pragnął jej tak bardzo. Tak bardzo pragnął jej krwi, że nie miał pojęcia, ile jeszcze wytrzyma... Nie było co ryzykować z przesuwaniem tej chwili.
Przesunął się ustami w lewo, by ucałować delikatnie jej rozpalone udo i wgryźć się w nie gwałtownie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Choć pewnie wyczuła ten zamiar w jego myślach chwilę przed tym, nim stał się czynem. Złapał instynktownie pazurkami za jej udo, by przypadkiem mu nie uciekło i zaczął sycić swój ogromny głód. W międzyczasie ponowił pieszczoty drugą dłonią, myśląc o krwi i o tych wszystkich uczuciach, które mu towarzyszyły przy jej spijaniu, a które były takie miłe i barwne.
Spijanie sprawiało mu wiele radości i Rachel też, co wyczuwał w jej myślach. Czuła to, co on, więc czuła to zwielokrotnione o jego zmysły i jej zmysły? Wspominała coś o wyczulonych zmysłach w swoich myślach, ale nie miał teraz chwili, by o tym myśleć, bo miał przed sobą Shelly, jej miłość i krew.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeCzw 26 Cze 2014 - 0:21

Znowu było tak dobrze, jak tylko dobrze być mogło. Doskonale, idealnie, wręcz perfekcyjnie, co sprawiało sobą, że nie myślała już nawet o miejscu, w którym się znajdowali, choć wcześniej tak trudno jej było zapomnieć o nieustannej obecności łowców za drzwiami. No i tym, że mimo wszystko ich pobyt w tajemniczej łowieckiej twierdzy nie zaliczał się do wycieczek krajoznawczych. Poza tym nawet nie miała bladego pojęcia, jakiego kraju miało to poznawanie by być. O tym jakoś bliżej jej nie powiedziano, a ona w swym zakręceniu i zamartwianiu się o Cipriano oraz Ethana, o dziwo! dokładnie w tej kolejności, choć przecież to Jamisiak był jej bratem, cóż... Jakoś nie miała głowy pytać.
Teraz zaś zajęta była czymś zupełnie innym, bardziej mruczącym i przez nią pożądanym, więc stosunkowo logicznym było to, iż jakoś nie miała najmniejszego zamiaru zajmować się rzeczami zupełnie w tej chwili niepotrzebnymi.
W tym momencie świat na zewnątrz miał nadzwyczaj niewiele do powiedzenia, a ona też jeszcze mniej się tym przejmowała. To nie był bowiem czas na roztrząsanie najróżniejszych dziwnych rzeczy i faktów, ponieważ na to z pewnością miała jeszcze nadejść odpowiednia pora. Choć... Znając już trochę ten jej nowy stan rzeczy, który tak zupełnie oszalał od chwili, gdy obudziła się pierwszy raz w wampirzej niewoli... To miał być to moment odpowiednio nieodpowiedni.
Lecz teraz go jak najbardziej nie było, bo zastąpiony został przez ten stuprocentowo idealny na ich łóżkowe igraszki, miziania i spijanie jej krwi. Czego z początku może w jakimś stopniu się obawiała, lecz już po kilku chwilach obawa ta zupełnie opuściła jej myśli, które skupione były teraz dokładnie na jednym. Na dawaniu mu tego, czego tak bardzo potrzebował.
Jego słowa, myśli, pieszczoty... To wszystko w mig sprawiło, że tak łatwo przyszło jej zapomnieć o całych tych paskudnych rzeczach, jakich doświadczyła i to kiedykolwiek. Jej serce wypełniło się tą słodką radością i miłością do niego, co objawiało się we wszelkich pieszczotach, jakimi go obdarzała. Namiętnych pocałunkach, którymi wymieniali się coraz bardziej gorąco i wręcz nieustannie. W pieszczeniu paluszkami i pełnym delikatności drażnieniu paznokietkami jego nagiej, wyjątkowo rozpalonej skóry i muskaniu łapkami tego jego niesfornego ogonka, który też w nim uwielbiała.
Nigdy, ale to nigdy, z pewnością by nie pomyślała, że może wdać się w coś tak kompletnie szalonego i czerpać z tego niesamowitą wręcz satysfakcję, również ją dając. Pławić się w rozkoszności tego wszystkiego i rozkosz tę pragnąc jak najbardziej dawać. Intensywną i gorącą, pełną namiętności i szeptania Cipriano do uszka, jak bardzo go kocha i pragnie mieć przy sobie już na zawsze.
Raz po raz całowała go i pieściła, wymieniając się z nim jednocześnie tymi niesamowitymi komplementami, które tak bardzo napełniały ją pozytywnością. Kochała to i wielbiła kochać też jego. Co myślała i mruczała wielokrotnie, wijąc się wręcz pod jego dotykiem i czując, że zupełnie topnieje. Przymykając z zadowoleniem oczy, pomrukując niczym jakiś wyjątkowo zadowolony dziki zwierz i nie przestając obdarzać pieszczotami jego policzków, szyi, pleców, ogona, pośladków i wielu innych miejsc, wliczając w to oczywiście intymniejsze sfery.
- Ja też cię kocham, mój głodny skarbie. - Mruknęła z promiennym uśmiechem na ustach, pieszcząc go wierzchem dłoni po policzku.
I z pełnym słodyczy jękiem, wyginając się w łuk, gdy jego cudownie zwinny i rozkoszny języczek wsunął się tak w nią, drażniąc i zapewniając niesamowicie intensywne doznania, które wzmogły w niej tylko chęć poczucia jego potężnej i gorącej męskości w sobie.
Wplotła palce w jego niesforne włosy, przymykając oczy jeszcze bardziej i zaczynając, o ile było to jeszcze możliwe, oddychać znacznie szybciej. Pieściła go też wyraźniej, zagłębiając się w jego myśli i wydając swego rodzaju milczące przyzwolenie na to, co miał zamiar zrobić. Chciała, by się nasycił i chciała mu dać nasycenie.
Z rozmarzonym uśmiechem, pogładziła go po włosach, poddając się w pełni wszelkim doznaniom związanym z aktualnym momentem.
- Tak bardzo cię kocham, mój Riano...
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 24 Sie 2014 - 22:57

Krew. Ciepła, gęsta i wpływająca prosto do jego ust. Pieściła delikatnie jego dziąsła, uśmierzając sobą w nich ten ból, który trawił go zawsze, gdy był głodny. Zawsze bolały go zęby, które pragnęły się wysunąć i zaostrzyć, by wbić się i odebrać to, czego tak bardzo pragnął, czego tak bardzo potrzebował. By żyć.
Wbrew pozorom sukuby i inkuby nie były potworami. O, nie! Tak samo agresje. Były one grupą, która, mając stały dostęp do krwi, zachowywała się normalnie, nie zabijała, nie niszczyła i spokojnie mogła egzystować tuż obok ludzi, o ile ci nie zechcieliby wymachiwać przed ich nosami widłami, ani przysyłać żadnego starego kleryka, by wykonał odpowiednie egzorcyzmy, o których w sumie ten nie miał bladego pojęcia. Nie zaliczali się do istot tak sławnych, by móc im mogli zaradzić zwykli śmiertelnicy. W sumie też nie powinni tego robić.
Cipriano, jego pobratymcy i rodzice pobratymców przynosili na ziemię ukojenie, dając upust żądzom ludzi. Może i odbierali krew, ale dawali wyzwolenie, które sprawiało, że człowiek mógł wieść o wiele bardziej spokojne życie. Wiele złych rzeczy działo się właśnie przez żądze, które nie miały spokojnego upustu, nie potrafiłby być w pełni zaspokajane. Nie przez tych amatorów, którzy nie znali się na sztuce kochania tak jak inkuby i sukuby, i nieco też agresje. Nie było lepszego kochanka nad nimi.
Tak też teraz Aberquero spijał tę życiodajną ciecz ze swojej kochanki, nie myśląc o ogromie swego głodu, o tym, czy zdoła się powstrzymać w porę i czy przypadkiem jego cudowna Shelly nie lęka się go. Mniemał, że to ostatnie prędko by wyczuł, więc nie zachowywał w tym kierunku czujności, skupiając się na swoich ząbkach i dłoniach, które poruszały się synchroniczne. Lewa ręka uciskała pazurkami jej udo, masując je i drażniąc, zaś druga zagłębiała się pazurkami w jej łonie...
Ostre pazurki i delikatna skóra – bardzo ekstremalne zestawienie, które powinno kończyć się tragicznie, jednakże agresja miała w sobie krew jednego z najlepszych kochanków na świecie, więc nie było co się obawiać o ewentualne okaleczenie. Wiedział, jak się dostosować, by nie rozszarpywać, a pieścić, drażnić i doprowadzać do orgazmu. Przy agresji jego brak panience Irving nie był groźny. Miała okazję się o tym przekonać już wcześniej, a teraz ponownie. I choć teraz było bardziej drapieżnie, nie w zamyśle kochanka było ranienie ukochanej.
Spijał, spijał i spijał. W tym czasie dogadzał Rachel swoją wprawną dłonią i rozkładał drżące skrzydła, by zaraz je synchronicznie składać. Jego ogonek sam, niesforny i samowolny, muskał jej nogi i piersi, jakby był oddzielnym organizmem, a nie częścią ciała, którą Aberquero kontrolował.
Pieścił, masował i spijał, póki nie stwierdził, że na jakiś czas mu wystarczy. Na jakiś czas, choć nie miał tu na myśli dni, a minuty, ewentualnie godziny. To zdecydowanie nie był koniec spijania na dzień dzisiejszy. Nadal pragnął krwi, ale było jeszcze coś. Pragnienie zanurzenia w niej swej męskości było silniejsze... Bo Rachel musiała pamiętać, że nie tylko krew była mu potrzebna do życia, nie tylko krew dawała mu siły, ale też, namiętny oraz pełen gorących i ocierających się o siebie ciał, seks.
Wrócił zakrwawionymi ustami do warg najdroższej, zaś palce zastąpił agresjową dumą. Seks. Pełen rozkoszy i oddania, zaufania i potu, miłości i pocałunków. Rachel była najcudowniejszą kochanką. Nie mógł sobie wymarzyć bardziej smakowitej i wyśmienitej kobiety. Kochał ją. Byli związani na wieczność. I to mu odpowiadało.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeCzw 23 Paź 2014 - 18:01

Teoretycznie to wszystko było szalone. Praktycznie? Cóż, nadal niezmierne szaleństwo, o którym nigdy by nie pomyślała, gdyby samo nie postanowiło ją w siebie włączyć. Zapewne dalej mieszkałaby w przeciętnym domu z ogrodem pośrodku niezmiernie nudnej dzielnicy nawet po apokalipsie należącej do, przynajmniej w większości,  ludzkiej klasy średniej, gdzie to codziennie rano jadłaby płatki z mlekiem, patrząc na Ethana i jego monstrualną jajecznicę ze stertą bekonu i przeglądając wydanie gazety w poszukiwaniu jakiejś sensownej pracy, która mogłaby zapewnić jej trochę większe zarobki niż te, jakie osiągała usiłując pracować dla samej siebie.
Przy takiej codzienności największym, mogącym ją spotkać, szokiem byłby chyba koniec soku pomarańczowego z kartonu, jaki nieustannie zajmował swoje jasno ustalone miejsce w lodówce, bądź też sytuacja, w której zapłaciłaby odrobinę więcej za dostęp do sieci. Niegdyś to właśnie tak rysowała się przed nią przyszłość, zmieniając się możliwie odrobinę w przypadku, w którym udałoby się jej wreszcie znaleźć jakąś godną uwagi posadę. To właśnie wtedy i tylko wtedy monotonność na moment uległaby zmianie, by wreszcie po jakimś czasie znów się przystosować i lecieć dalej swoim niezmiennie określonym rytmem.
Teraz jednak tak już nie było. Patrząc na swoją ewentualną przyszłość, wzdrygała się na myśl o tym, że miałaby do czegoś takiego powrócić. Zwłaszcza po tym, co przeszła i co przechodziła, z dodatkowymi powodami podsuniętymi jej przez nowopoznaną Berengarię. Rzeczami, które może i nie były zbyt pozytywne, jednak skłaniały ją do tego, by porzuciła zupełnie dawne myślenie, jak i również wizję własnej przyszłości. Cóż, i tak nie było to to, co tak naprawdę chciała robić. Zawsze oczekiwała… Czegoś więcej. A teraz właśnie to wchodziło w życie. Czegoż więcej mogła oczekiwać…?
Chyba tylko tego, co oczekiwane nie było. Jak to szło? Oczekuj nieoczekiwanego? Cóż, raczej z pewnością mogła powiedzieć, że nigdy nie myślała, że skończy tak jak teraz, jak w tym momencie. Naga, w łóżku z ukochanym będącym na dodatek nikim innym jak nadnaturalną agresją, mrucząc jego imię i dochodząc przez te wprawne ruchy. Raz, drugi, trzeci… Bez odpoczynku, bez wytchnienia, wijąc się na łóżku i tylko oczekując…
Aż wreszcie zanurzył się w niej swą męskością, a ona jęknęła, oplatając ramionami jego plecy i muskając synchronicznie poruszające się skrzydła, całując usta, choć smakowały przecież jej własną krwią. Była jednak jak zaczarowana, odurzona, upojona… Nie myślała o tym, włączając się w te wszystkie ruchy prowadzące ich ku ostatecznemu spełnieniu, które wreszcie nadeszło, przypominając sobą coś na kształt wybuchu wulkanu i sprawiając, że zdyszana, ale z pewnością odpowiednio nadzwyczajnie spełniona, opadła na poduszki.
Z uśmiechem gładząc włosy ukochanego, półprzytomnie zadając sobie wreszcie dwa pytania wywołane jego wcześniejszymi myślami. Dwa, teoretycznie retoryczne pytania, na które zamierzała jednak mimo wszystko odpowiedzieć. Z niezmąconą niczym pewnością. Czy go kochała? Tak. Czy mu ufała? Tak. Powinna więc zrobić coś przed czym jej wnętrze mogło się wzbraniać. Mogło, a nawet z pewnością miało to zrobić. Potrzebowali jednak później zdecydowanie trzeźwego myślenia i szybkiego działania, więc…
- Tyle ci wystarczy? – Spytała wciąż zdyszanym głosem, mając na myśli nie tyle sam seks, co spijanie jej krwi. – Długo cię nie było, odleciałeś, jakkolwiek to nazwać. Zawsze możesz… Przecież wiesz. – Uśmiechnęła się, patrząc na niego pociemniałymi z zadowolenia oczami. – To siedziba łowców, więc wszystko się przyda, a ja ostatnio jestem… Powiedzmy, że niezmordowana, więc jeszcze trochę krwi mnie nie zabije. – Roześmiała się, dopiero po chwili marszcząc nieznacznie brwi, by samej zastanowić się nad wieloznacznością wcześniejszego zdania. Cóż, wzruszyła ramionami, skupiając się na wylegiwaniu w ramionach swojej agresyjki i całowaniu. Tym razem już powoli i słodko.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeCzw 23 Paź 2014 - 22:57

Zakazany owoc – pewnie, że miał z czymś takim do czynienia, że wiedział, co taki może na niego zwalić, czytaj: jakie konsekwencje są jego dorwania. Wiedział też, jak smakuje jego brak. Był irytujący. Kusił, by w końcu po niego sięgnąć i wgryźć się natychmiastowo, jak zwierze, jak głodny drapieżnik i skosztować jego wnętrza. Poczuć, jak miękkie ono jest, jak smakuje, poznać jego nęcący zapach i uświadomić sobie jak bardzo nie pozwala mu zaspokoić głodu. Zakazany owoc... Czy była nim mała niewinna wiśnia czy ta niesamowita i należąca do niego kobieta?
- Rachel – szepnął, nie kontrolując już siebie, swoich ruchów i pchnięć, którymi ją obdarzał. Wszystko, co robił, należało jedynie do drapieżnika, który chciał siebie zaspokoić. Oczywiście miał jakąś tam świadomość tego, że trzyma w swych silnych ramionach swoją małą blond księżniczkę, jednakże drapieżna część jego natury dominowała, robiąc z niego niewyżyte zwierzę. Egoistycznie myślało o sobie, Rachel mając w pierwszym wrażeniu za pierwszą lepszą kobietę.
W tej chwili mogła to być każda, a on jedynie chciał się nasycić. Późniejsze myśli drapieżnika informowały go o tym, że to nie jest pierwsza lepsza kobieta, a że jest to jego kobieta. Myśl zdecydowanie przedmiotowa, która w umyśle agresji na takową nie wyglądała. On to ujmował jako zaszczyt, którego dostąpiła ich dwójka, którym też się cieszył. Otrzymywał z tego tytułu jeszcze większą przyjemność, podwójną, bo słyszał też jej myśli, czuł to, co ona, a to było takie...
Non stop pragnął ją penetrować, doprowadzać do kolejnych spazmów, do krzyków, jęków, czegokolwiek, byle tylko po raz kolejny samemu doznać rozkoszy wypływającej z niego wraz z agresjową spermą. Chciał czuć, jak ją rozrywa wewnętrznie rozkosz, jak przeżywa orgazmy. Głodował naprawdę długo, więc pragnął więcej i więcej, ale nie pozwalał sobie na zaspokajanie swoich potrzeb. Nie w pełni. Musiał przestać. Miał świadomość...
Nie obchodziło go to teraz najbardziej. Głodował, należało mu się sporo krwi i jeszcze więcej seksu, ale... Do jego serca dobiło się coś równie ważnego, ważniejszego, a serce zaś, jakimś nieznanym mu dotąd cudem, przebiło drapieżność, która przejęła władzę nad jego rozumem. Pomyślałby kto? On na pewno nie, dlatego jego relacja z Shelly wydała mu się być jeszcze bardziej wyjątkową.
Z kolejnym spełnieniem opadł obok niej, obejmując ją swoją ręką. Rachel – ona właśnie była tą, którą zawiódł, którą zranił i której to już nigdy więcej nie chciał nieść jakiegokolwiek bólu. Nigdy więcej. Kochał ją i musiał przestać olewać te jej myśli, które tak usilnie starała się ukryć między innymi, równie ważnymi. Musiał o nią zadbać i zapomnieć teraz o swoim głodzie. Musiał również myśleć trzeźwo, bo byli w jakiejś fortecy łowców. Niezmiernie go to wkurwiało, bo nie czuł się w pełni komfortowo. To oczywiste, że nie zamierzał z nią dłużej zostawać w tej jamie.
- Boisz się mnie, prawda? Starasz się to ukryć, zbić to uczucie, ale ono tli się w tobie, prawda, Rachel? – Spytał pełen żalu do siebie, przebijając się przez jej wzburzone włosy noskiem do ucha i je niewinnie trącając. – Przepraszam – szepnął. Wtulił w nią twarz i rozkoszował się jej zapachem zmieszanym z jakimś innym niż wcześniej szamponem. Łowcy...
Łowcy – to słowo sprawiało, że miał ochotę rozłożyć skrzydła możliwie jak najszerzej i rozwalić nimi całe to pojebane pomieszczenie. Niewinne luksusy u popieprzonych sukinsynów, które robiło mu za wypicowane, teatralne wręcz, więzeienie. Cholera, chciał pływać w ich krwi! Ale nie mógł, bo mieli go i jego małą księżniczkę pod kluczem. Jak w klatce! Był ich kanarkiem i pewnie zacząłby rozrabiać, gdyby nie Rachel i jej dłoń na jego piersi. Rachel...
- Jakoś inaczej patrzysz na krew, inaczej ją odczuwasz... Jeszcze trochę krwi cię nie zabije? Rachel, co się dzieje? – Spytał z troską, łaskocząc ją mimowolnie po brzuchu niesfornym ogonem. Martwił się o nią. - Czegoś potrzebujesz? Tylko nie mów mi, że... Potrzebujesz... jej? - Dodał nieco przerażony, co starał się ukryć.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeSob 25 Paź 2014 - 0:55

Przez całe swoje życie w swoich własnych oczach była osobą jak najbardziej przeciętną. Ni to jakoś specjalnie ładną, ni to wybitnie brzydką. Ni to zbyt inteligentną, ni to głupią jak but. Ot, utrzymującą się na granicy względnej normy i raczej jej nie przekraczającą. Zupełnie tak jak miliardy jej rówieśniczek.
Nie miała głupich powodów do jakichkolwiek kompleksów, czuła się ze sobą wystarczająco dobrze, by móc żyć sobie spokojnie, równie dobrze pracować i zajmować się ich, jej i Ethana, gospodarstwem domowym, które zachwiało się trochę po śmierci rodziców, a które mimo wszystko oboje chcieli zachować w jak najlepszym stanie.
To właśnie z myślą o tym pracowała tak, by jak najwięcej odkładać do przysłowiowego słoika, z którego i tak pieniędzy znacznie szybciej ubywało niż przybywało. Na dodatek jej brat zachowywał się coraz dziwniej, był nieobecny całymi dniami, czasem nawet tygodniami, zaś gdy już pojawiał się na jej widoku…
Cóż, mogła równie dobrze uznać, że wcale go tam nie było. Jeśli tylko nie potrzebował poprosić swojej młodszej siostrzyczki o pomoc w, z każdą chwilą tylko dziwniejszych, sprawunkach. Warto wspomnieć, że nie mówiąc jej o nich zbyt dużo lub też wykorzystując dosyć tanie wykręty typu rozlanie kawy na dysk twardy. Wyraźnie zalany kwasem i dodatkowo przestrzelony dysk twardy…
Nie chciała się jednak kłócić, więc siedziała cichutko niczym myszka pod miotłą. Przynajmniej aż do czasu nieszczęsnej, a może właśnie tak nadzwyczajnie szczęśliwej…?, afery z penem, który został przez Jamisiaka skradziony i przez który to oboje trafili do niewoli. Od tego właśnie momentu wszystko potoczyło się zupełnie niezgodnie z planami, zaś ona była przez to…
Nie, wcale nie zmieszana. Wręcz przeciwnie – ona była jak najbardziej szczęśliwa. Oddając się wcześniej ukochanemu, a teraz leżąc tak spokojnie w jego ciepłych ramionach. Choć wedle wszelkich praw nie powinno jej to raczej przychodzić aż tak łatwo. I to nie tylko na to, że większość jej podobnych panien zapewne uciekłaby z wrzaskiem, gdyby wcześniej nie stykała się z tak wyraźnie nadnaturalnymi osobami z pochodzeniem piekielnym, a następnie została rzucona wprost w paranormalny kocioł ich pełen.
Ona jednak tak nie miała. Doceniała to wszystko, czerpała z tego pełną satysfakcję, gdy tak wykończona i chwilowo całkiem spełniona opierała się o swą agresyjkę, wodząc palcami po jego nagiej piersi, by leniwie wciągać powietrze w płuca. Czuła się bezpiecznie, choć gdzieś tam w jej wnętrzu wciąż rozbrzmiewał dzwonek alarmu o nieustannym zagrożeniu. Nie był on jednak na tyle głośny, by nie mogła go ignorować, co też jak najbardziej robiła, bo kochała Riano. Nie powinna się go bać.
Dlatego też powoli wyciągnęła dłoń, gładząc ukochanego po włosach, gdy z jego ust zaczęły wychodzić te okropne słowa. Odwracające sytuację tak, jakby w niej tylko i wyłącznie się go bała, a przecież tak nie było. Lęk jej towarzyszył, nie potrafiła niestety okłamywać się co do tego, że tak nie było, lecz powoli ustępował. Za oznakę czego można było uznać choćby sam jej wkład w łóżkowe ekscesy i…
Ochotę na więcej, znacznie więcej, na myśl o czym uśmiechnęła się pod nosem. Hmm? Na głos natomiast odezwała się jak najłagodniejszym głosem, nie przestając gładzić włosów i różków ukochanego, przytulając do niego.
- Bardziej już o ciebie. – Skubnęła zębami swoją dolną wargę, zerkając przelotem na drzwi, by powrócić spojrzeniem do mężczyzny kryjącego twarz w jej włosach. – Przejdzie mi, kochanie. Wreszcie samo wygaśnie, a wcześniej zwyczajnie postaram się nie zwracać na nie uwagi. Tak jak to właśnie robię teraz. Kocham cię, wybaczam, cokolwiek miało miejsce. – Uśmiechnęła się, marszcząc jednak nos, gdy wsłuchała się bardziej w jego myśli. Nie skomentowała jednak „pływania we krwi łowców”, wzdrygając się tylko nieznacznie i… I tak, strach wciąż w niej tkwił. Zwłaszcza w momencie uświadomienia sobie jednego, co też wspomniała jej wcześniej Berengaria.
- Wiesz, że ja też od nich jestem? Od łowców, znaczy się… – Szepnęła i nie, nie było to nic przyjemnego. Pływanie we krwi łowców… Krwi… Na samą myśl coś wewnątrz niej ścisnęło się wyraźnie i to po dwakroć, gdyż jednocześnie czuła zmieszanie i… Chęć… A potem wyszło pytanie i… Nie wiedziała sama, co na nie odpowiedzieć.
- Ja… Nie wiem… – Tego właśnie bała się w tym wypadku chyba najbardziej. Niewiedzy i chęci. Żądzy? Spojrzała na niesforny ogonek Riano, w zamyśleniu muskając go palcami. – Co się wtedy stało… Czy ja… Umarłam? Czuję się, jakbym właśnie umarła… – Powiedziała, wciągając powietrze i przejeżdżając językiem po zębach. I wtedy też to wreszcie stwierdziła. – Mam wrażenie, że chcę… Krwi i seksu. I jeszcze więcej krwi… Seksu… Krwi… – Poruszyła brwiami, mrużąc oczy, by nie czekać zbyt wiele. Nie była sobą. Była… Głodna.
Dwa proste ruchy, w których sprawiła, że odzyskał gotowość i usiadła na nim, przyciskając do materaca i zwyczajnie nabijając się na jego potężny członek…
- Seksu… – Pierwsze wyraźne poruszenie biodrami. – Spermy… – Przejechanie palcami, uniesienie ich do ust i prowokacyjne oblizanie, by wreszcie pochylić się i musnąć piersiami jego tors. Nie miała ostrych ząbków, jednak to jej nie przeszkadzało. Powoli ujęła dłoń kochanka, przesuwając jego własnym pazurem po skórze w okolicach męskiego sutka i przysysając się do rany. Zlizując niespiesznie krew, nieustannie patrząc mu w oczy i przyspieszając swe ruchy. – Krwi… – To jej jednak nie wystarczyło. To nie była ta dzikość. Jeszcze nie… - Rżnięcia… Choć do mnie, kochanie, pokaż mi na co cię stać… – Uśmiechnęła się, pijąc jego krew i oczekując.
Niech pokój przemieni się w perzynę… Była głodna. Pragnęła się nasycić. Tak straszliwie tego chciała. Wołało ją.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 26 Paź 2014 - 19:22

- Shelly... Ty nigdy nie umarłaś, dobrze? Nigdy nie umarłaś, nigdy nie wydarzyło się tamto zło, nie zaistniało, a to był tylko jeden marny zły sen, który niepostrzeżenie wdarł się do twojej główki, gdy na moment zaniedbałem wartę, dobrze? powiedział nienaturalnie spokojnym tonem. Jego słowa zabrzmiały zbyt ciężko, zbyt rozkazująco, zbyt brutalnie. Unosiły się w powietrzu złowrogo, czyniąc to jakąś groźbą, klątwą, rozkazem, który miał zmazać jego błąd, ten potworny czyn, którego się dopuścił... – Nigdy.
Potem było już lepiej. Odciągnięty od zdecydowanie wadzącej mu niedalekiej przeszłości, z wielką chęcią dał poprowadzić siebie i Shelly ku kolejnym igraszkom. W sumie też ku czemuś nowemu, nie zabraniając swojej księżniczce w rozcinaniu swojej własnej skóry swoim własnym paznokciem. Ba!, nawet masochistycznie wbił go głębiej z uśmiechem na twarzy, patrząc, jak wargi jego cudownej kochanki schylają się ku leniwie wypływającej z niego krwi. Ciemna stróżka wypływała z jego drobnej ranki, bo czymże ona była w świetle tego, co zrobił sobie ostatnio dla niej? Wypływała sobie niewinnie, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby nie była aż nazbyt cenną... A potem została zabrana przez język jego Shelly. Jęknął wniebowzięty. Czyżby anieli się już go nie wyrzekli?
- ]Jedynie masz przeogromną potrzebę pieprzenia się i żywienia się krwią, czy coś jeszcze? – Spytał z nieskrywaną ciekawością, rozkoszując się dominującą Rachel. Wyglądała tak, patrząc z dołu, uroczo i niewinnie.
- Jesteś od łowców? – Spytał, dopiero po chwili poruszając ponownie ten temat. – Słodka moja, nie cuchniesz tymi ludźmi... O, nie! Teraz jesteś moja, pachniesz mną i nie musisz zwracać uwagi na tych czubków z bronią. Poradzimy sobie, uciekniemy i już nigdy więcej nie będziesz miała z nimi niczego wspólnego, dobrze? Nigdy więcej łowców. Załatwię każdego, nim go zdążysz dojrzeć... Tylko musimy się stąd wydostać. Będzie dobrze – stwierdził entuzjastycznie. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdują, ale... Właśnie, ale wiedzieli o wiśni. Dawno nie miał do czynienia z kimś takim, a teraz miał jeszcze Shelly. Musiał na nią uważać, by nic znów jej się nie stało, bo nie... chciał... tego... drugi raz... Nie. Po prostu musiało się udać.
- Kocham cię, łobuzie – mruknął przeciągle w myślach, obracając się z nią w ramionach. Teraz to on ponownie był u góry, kalecząc się ząbkiem w język i całując. Od razu, oczywiście, jego języczek znalazł się w jej wargach. – Mówisz, że przemieniasz się w złą agresyjkę, łobuzie? Ale chyba agresyjkowej siły nie masz? – Spytał, uśmiechając się w myślach do siebie łobuzersko. Nie mógł tego zrobić realnie, bo wargi miał zacnie zajęte. Łapki przyciskały jej ręce do materaca, gdy wbijał się w nią jak w znienawidzoną dziwkę. Jak coś, nigdy tego nie robił żadnej dziwce, bo nie dość, że szanował kobiety, to w dodatku nie bywał wobec nich sukinsynem... Choć te czasem lubiły go tak wyzywać. Od najgorszych istot! Gdy tylko kusił je w ich własnych łóżkach, by się nasycić, gdy tylko przestąpił próg, był dla nich jedynie demonem, odbierającym im niewinność.
- Mała Shelly jest zbyt słaba? Kocham cię – szepnął, rozkładając szeroko swe skrzydła i doznając kolejnego spełnienia. – Gdzie byłaś całe moje życie? – Spytał, zaraz kontynuując pieprzenie swojej gwiazdki.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 26 Paź 2014 - 23:13

W milczeniu skinęła głową, mrużąc na moment oczy, lecz uparcie pozostając przy ciszy, gdy to jej Riano tak stanowczo dawał jej znać, że tematu nie ma. Nie ma i już, nie ma i koniec. Zwyczajnie tak, jak gdyby nigdy faktycznie nie był on czymś istotnym czy też nawet istniejącym. I tego też chciała się trzymać ona sama, tak łatwo ulegając, by postanowić trwać w przyrzeczeniu niewyciągania tego nigdy więcej na światło dzienne.
Bo nie chciała. Cokolwiek się wtedy stało, a musiała szczerze sobie powiedzieć, że wydarzenia w jej głowie były tylko zlepkiem chaotycznych i raczej niepełnych scen, było to już tylko przeszłością, a ona pragnęła skupić się na przyszłości. Pełnej szczęścia i słońca, nie krycia się w cieniu rozpamiętywania.
Choć nie potrafiła jeszcze tak do końca wyzbyć się obecności tego wewnętrznego głosu w niej, który usilnie podszeptywał jej, że faktycznie musiało stać się coś więcej niż to pozostawało w jej pamięci, że musiało stać się coś o wiele gorszego. Coś, co spowodowało, że teraz czuła się już nie jak normalny człowiek, a jak głodna krwi i seksu bestyjka, którą obchodziło tylko to, by jak najmocniej się nasycić. A przecież nie było to w typowo ludzkich zwyczajach. Ludzie sycili się czymś innym, zaś ona teraz…
Zlizywała powoli, lekko prowokacyjnie, krew swego kochanka, nie spuszczając z niego spojrzenia, które to również nie należało do jej zwyczajowych. Było przeciągłe, powłóczyste, rzucane spod rzęs, wygłodniałe, zapraszające do działania mającego przynieść im obojgu rozkosz… Powoli muskała rozpaloną skórę Riano językiem, wodząc dłońmi i poruszając miarowo biodrami, by uśmiechać się do siebie z zadowoleniem. Jak duża kotka, która dorwała wyjątkowo dorodny kłębuszek swej uzależniającej kocimiętki.
- Chcę… – Zamarła na moment, nie potrafiąc najzwyczajniej w świecie dobrać odpowiednich słów i prychając z tego powodu w myślach, by wreszcie wykorzystać najprostsze z możliwych wytłumaczeń. Przecież i tak czuł to co ona dzięki tej przedziwnej więzi między nimi. – Wieczności tak… – Miękkie, czułe muśnięcie jego myśli wraz z wspomnieniem zachodu słońca, sielanki, jaką wciąż pragnęła osiągnąć. Choć w tym wypadku głodne myśli podsuwały jej coś jeszcze… Powolny seks na łonie natury. Cóż. – Obawiam się, że masz lekko przekichane, kochany, bo nikt nigdy tak na mnie nie działał… – Stwierdziła mrucząco. Wciąż nie do końca potrafiła uwierzyć w to, jakie szczęście spotkało ją pośród prawdziwego wodospadu smutku. Kochane, agresyjkowe szczęście, które pogładziła odruchowo po policzku, nie przestając jednak ujeżdżać niczym doświadczona kochanka. A przecież był jej pierwszym. I zdecydowanie Tym Jedynym. Najlepszym.
- Tak… – Odpowiedziała, spuszczając wzrok z jednej prostej przyczyny. Tego, że zwyczajnie czuła się straszliwie źle z myślą o tym, że miała cokolwiek wspólnego z tak parszywymi i złymi ludźmi, jednak po chwili na nowo rozpogodziła się na tyle, by już radośniej harcować ze swym kochanym. – Nigdy bym nie pomyślała, że tak przedmiotowy tekst będzie mnie do tego stopnia kręcił. – Mruknęła, czując się nadzwyczaj wyjątkowo. Kochana. Była kochana i to tak zupełnie bezinteresownie. Zwłaszcza teraz, gdy i ona sama czuła głód krwi i seksu, więc zaspokajali się wzajemnie.
- Dobrze… – Szepnęła, na moment odrywając się od jego piersi, aby ucałować usta. – Kocham cię, więc w tym załatwianiu będziesz musiał być ostrożny… Będzie dobrze. – Powtórzyła po nim, śmiejąc się cicho, gdy na powrót znalazł się na górze. Dominant!
Zamruczała, czując jego języczek w swych ustach, a następnie i krew przezeń niesioną. Krew smakującą tak… Wygięła ciało w łuk, dając mu większe pole do popisu i nieustannie całując wygłodniale, zapamiętale.
- Kto wie… – Musnęła jego myśli, patrząc w oczy swymi błyszczącymi oczkami, gdy przycisnął jej dłonie do materaca, porwanego już częściowo przez pazury, unieruchamiając je i biorąc ją w ten dziki sposób, który sprawiał, że miała ochotę wyć, jęczeć, wić się pod nim, co też częściowo robiła. Nie pozostając bierna i działając mimo uwięzienia rąk, by prowadzić ich ku spełnieniu i to nie jednorazowemu… I pomijała nawet myśli o poprzednich kochankach, skupiając się tylko na tej chwili oraz czerpaniu z niej pełnej satysfakcji, gdy dochodzili razem ponownie.
- Ja też cię kocham, Riano… – Odszepnęła, zatapiając się w pocałunku. – Za daleko… Ale już jestem i nigdzie się nie wybieram, najdroższy.
Objęła Riano nogami w pasie, przyciskając się do niego, by mógł posiąść ją mocniej i po raz kolejny błyskając oczami, gdy sprowokował ją stwierdzeniem, jakoby była zbyt słaba. Cóż… Jeden płynny ruch, przesunięcie nóg, pocałunek… Rozdarty mocniej materac, z którego w górę poszybowały białe pióra… I Rachel ponownie znalazła się na górze, śmiejąc i powracając do pocałunków… By przeturlać na dół, na górę, na dół, na górę… Ujeżdżając i będąc braną do momentu, w którym…
Zaczęło się od poskrzypywania, a następnie wszystko poleciało na łeb, na szyję. Dosłownie poleciało i już zaledwie kilka sekund później przednie nogi łóżka skapitulowały, padając na ziemię częściowo razem z kochankami, którym to jednak wcale nie przeszkadzało. Znajdująca się na dole, Rachel uniosła tylko jedną brew, powracając do krwistych pocałunków i seksu.
- Ojć. – Mruknęła, realnie jęcząc przeciągle i przeciągając tyłkiem po materacu, gdy kolejne spełnienie zaczęło nadchodzić, a niecny ogonek kochanka zaczął muskać jej nagi sutek. – Kocham cię… – Starając się zamaskować swe myśli, powiodła dłonią po łóżku, nabierając weń pierza i by obsypać nim ukochanego. Cóż, nie mogła się powstrzymać.
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeWto 14 Kwi 2015 - 22:46

Stracił rozum. Zawsze go tracił, gdy głód w duecie z pożądaniem przejmował kontrolę nad jego życiem. Krew i sex... To było to, co zabarwiało mu ten świat na różowo, a właściwie czerwono, i uszczęśliwiało jego duszę, gdy dawał się ponosić instynktowi i bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia dążył do pełnego zaspokojenia własnych potrzeb. Egoistyczno-społeczne uczynki nie sprawiały, że czuł się po tym wszystkim źle. Wręcz przeciwnie, nie widział w tym nic złego, nie uważał, że krzywdził kobiety, przez których drogi biegła jego własna. Uważał, że to było dobre, że dawał im spokój, którego potrzebowały i chronił je przed zgubą... Przynajmniej w pewnej części. Niektóre z nich pragnęły obłąkane powtórzyć tą jednorazową igraszkę, pakując się w niemałe problemu. Nie mógł ocalić ich wszystkich.
Odczuwał jednakże niesamowitą potrzebę chronienia życia tej tu oto panny, która jako jedyna przedarła się przez jego mury emocjonalne, którymi się otaczał od... zawsze. Właściwie przedarła się przez nie dosłownie, wplatając swoje myśli i odczucia w jego własne i... powodując tym samym, że czuł inaczej. Dzięki niej poznał inny świat, świat ludzi, którego problemem nie zawsze były bestie latające po ulicach, w którym jego mieszkańcy nie musieli walczyć każdego dnia o przetrwanie i bać się rzekomo tej dobrej strony... Łowców.
Zmarszczył brwi, zwalniając swoje ruchy. Rachel wspominała coś o tym, że płynie w niej krew łowców. Oni, jak obłąkani, bronili swojego stada... Czemu Rachel nadal znajdowała się u jego boku, skoro była im cenna? Czemu pozwalali im pieprzyć się, skoro było to dla nich coś gorszego od zdrady? Wiedział, od samego początku wiedział, że powinni od samego początku uciec stąd jak najdalej. Nie wahać się, nie dawać się ponieść emocjom, pragnieniu... Głód nadal mu doskwierał, ale zlał to. Instynkt przetrwania przebił się przez potrzebę zaspokajania rządz i właśnie migotał czerwonym światłem w jego oczach i widoczny był w jego zaciśniętych wargach, które już nie pieściły namiętnie sutków Rachel. Musiał bronić swego.
Co mówili ci łowcy? Opowiedz mi, proszę, szybko, co tu robiłaś odkąd nas tu przywieźli. Coś tu nie gra... To bardzo dziwne – pomyślał wściekły i jednocześnie przerażony. Nie chciał odczuwać ponownie tego samego, co wcześniej podczas tortur. Może od małego obracał się w kręgach ulicznych i często obrywał, ale to nijak się równało z przypalaniem sokiem wiśniowym. Na myśl o tym bólu drżał.
Kochanie, wiem, że pragniesz więcej, ja też pragnę więcej, ale musimy przerwać. Powtórzymy to niejednokrotnie innym razem, gdy już będziemy daleko stąd... Na naszym łonie natury, gdzie nie namierzą nas ci brutale – szepnąłem do jej głowy, głaszcząc czule jej policzek prawą dłonią przyozdobioną pazurami. Była taka piękna, taka delikatna i kusząca. – Tak bardzo cię pragnę – dodał oczarowany jej urodą. Wsunął się w nią ponownie, powoli, patrząc prosto w jej oczy. Widział w nich miłość do niego, czuł ją też... w sobie dzięki ich więzi. Magiczne uczucie... dodające skrzydeł. Powinienem ją ocalić – pomyślał, wysuwając i wsuwając się jeszcze raz.
Musimy iść – powtórzył, tym razem na głos. Zamknął oczy, starając się nie myśleć o tych rozpalonych kobiecych kształtach. Otworzył je niestety i natrafił ponownie na jej wzrok...
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeSro 15 Kwi 2015 - 1:08

Byłaby chyba nadzwyczaj zapatrzona, głupia lub, co gorsza, skrajnie ślepa, gdyby wspominki o kobietach Cipriano, jakkolwiek by tychże panien nie nazwać, były dla niej całkiem naturalne i wygodne. Oczywiście, już od dłuższego czasu w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że pewnych rzeczy nadnaturalna natura zwyczajnie wymagała i nie było zmiłuj, lecz i tak w tym wypadku mogła nazwać siebie osobą dosyć mało tolerancyjną. Cóż, najważniejsze jednak było to, że ze wspomnieniami upojnych dni i nocy kochanek spotykać się w żadnym razie nie chciała. W normalnym świecie, face to face, też raczej nie. Bądź co bądź, i całkowicie wbrew sprawianym przez nią pozorom!, była w końcu osobą raczej charakterną i sama nie do końca mogła określić, jakby na coś takiego zareagowała. Zwyczajnie nie umiała i koniec. Nie chciała się dowiadywać, bo pewnie na daniu delikwentce z liścia w twarz by się nie skończyło, skoro mogłaby jednocześnie zagłębiać się w myśli Riano.
A te... Właśnie. Te niejako przypominały jej o zdradzie, jakiej teoretycznie się dopuszczała. Zarówno w tej chwili, jak i w momentach wcześniejszych oraz... No, w przyszłości zapewne także, bowiem swoiste zdradzanie swego gatunku teraz się dla niej nie liczyło. Zawsze lekko odstawała od reszty towarzystwa, nieustanne gnając ku czemuś bardziej nadzwyczajnemu, o wiele wyraźniej niecodziennemu, niezwykłemu. Przez to właśnie wpychała nos w nie jej sprawy, ale nawet to w gruncie rzeczy miało swoje zalety, pozytywne konsekwencje. Jak choćby to, co się stało... Przeplatanka stworzona ze złego początku, wybitnej części następnej, kolejnego negatywu oraz ponownego zatapiania się w rozkoszach... Kochała to i zapewne pokochałaby mocniej, gdyby nie świadomość tego, gdzie obecnie znajdowała się ona i gdzie towarzyszył jej Riano. Łowcy...
Poznała już kilka osób i niestety nie mogła powiedzieć, że wszyscy byli tak dobrzy i kochani jak kobieta, która jakiś czas temu dyskretnie opuściła pomieszczenie. Ba!, mogła w nadzwyczaj gorzki sposób wyrazić się, iż dziewięć na dziesięć poznanych przez nią przedstawicieli tej grupy było chodzącymi koszmarami. I pomyśleć, że to najprawdopodobniej byli jej pobratymcy, że była z ich grona, że łączyło ją z nimi pokrewieństwo, gdy tak straszliwie się nimi brzydziła. Szczerze? Dużo bardziej mogłaby zaufać komuś innemu, człowiekowi lub nadnaturalowi bez związku z tą bandą maszkar. A najlepiej jeszcze... Najlepiej zaufać mogła swej agresji, choć pewnego rodzaju pokłady strachu tkwiły przecież nadal pod jej skórą, albowiem... No, cóż... Cipriano był lepszy od tych ludzi wiedziała to, czując go każdym elementem umysłu, duszy i serca.
Uśmiechnęła się, dotykając powoli ustami jego warg, jednakże nagła zmiana wyrazu jego twarzy, spowolnienie ruchów, czujniejszy wzrok... To wszystko sprawiło, że na powrót postanowiła głębiej wsłuchać się w jego myśli. Czyżby coś wyczuwał? Czyżby zagrożenie zostało jeszcze bardziej wzmożone? W tym momencie nawet wspaniałe, szalone igraszki przeszły gdzieś na dalszy plan. On chciał ją chronić, ona pragnęła otaczać opieką jego. Transakcja wiązana, obustronne zaangażowanie. Rachel nie musiała jednak nawet zbytnio zagłębiać się w umysł bratniej duszy, już po chwili, wysłuchując jego dosyć zdenerwowanego przekazu. Przetarła dłonią oczy.
- Nie pamiętam początku, Riano, byłam w bardzo złym stanie... A potem? Potem zaprowadzili mnie do tego człowieka, który cię... - Wzdrygnęła się, krzywiąc przy tym. - Który cię krzywdził. Kazał mi odpowiadać na jakieś bezsensowne pytanie o tamtych wampirach i tobie, a gdy nic mu nie odpowiedziałam... Powściekał się, powściekał i kazał mnie wyprowadzić. Potem przyszła Berengaria, ta kobieta, która wyszła przed chwilą. Zabrała mnie do pokoju, opowiadając mi po drodze właśnie trochę o łowcach i tym, że mój brat i ja jesteśmy dla nich ważni. Potem jeszcze trochę informacji, opowiadania, spróbuję sobie przypomnieć szczegóły, no i resztę czasu spędziłam tutaj na niepokojeniu się. Nie mogłam nawet zbytnio wychodzić, bo na zewnątrz są łowcy. Z tego co wiem, tego brutala tu nie ma i dlatego Berengaria mogła sobie pozwolić na więcej. Tak przynajmniej to zrozumiałam. - Zakończyła, przytulając policzek do jego policzka.
I ona zadrżała na wspomnienie tamtych chwil, bólu, cierpienia, tortur, wrzasków, strachu. Mimowolnie też zaczęła szybciej oddychać i nie miało to najmniejszego związku z łóżkowymi eskapadami, a nawet wręcz przeciwnie. Ten lęk, który zakorzenił się w niej przez te wszystkie dni... To było okropne, odbierało jej oddech, gdy tylko pomyślała, że może się to powtórzyć. Mocniej objęła Riano, mając w tym jakoby dwa cele. Pierwszy związany z chęcią zatrzymania go przy sobie, bronienia przed ponownym wydarciem z rąk, drugi zaś opierający się na fakcie, że... Mimo wszystko, był on teraz jej bezpieczną opoką, gdy łowcy okazali się bandą nieludzkich zwyrodnialców.
Wydała z siebie prawie bezgłośne westchnięcie, gdy Cipriano odezwał się do niej ponownie i gdy doszło do niej znaczenie jego słów, lecz otrząsnęła się już na tyle z łóżkowego amoku, by zechcieć potwierdzić jego zdanie, jednakże w ostateczności tego nie zrobiła, znów prowokacyjnie porwana do tańca namiętności. Jego oczy wpatrzone w jej własne, ruchy, mimika, uczucia żywione w stosunku do niej... Był wspaniały. Nie mogła go stracić.
- Tak... - Pomyślała wreszcie, na moment zgrywając się z nim, aby potem ponownie usiłować otrząsnąć się z tego, co było tak pożądane, a co mogło okazać się ich zgubą. - I ja ciebie. Pragnę. Kocham cię. Odejdźmy stąd. Ucieknijmy i nigdy nie wracajmy.
I zrobiłaby to, naprawdę by to zrobiła, zwłaszcza przy wizji lepszego życia, jednakże nigdy nic nie mogło być przecież takie łatwe... Choć pierwsze wrażenie... Boskie. Nawet pazury nie przeszkadzały jej w tym, by dać mu się w pełni oczarować, gdy wysunął się z niej, ponownie przybliżając się do niego, jakby nienasycona... Bo była nienasycona. Zdecydowanie.
Odezwał się do niej na głos, wyrywając ją w jakimś stopniu ze snu, w jakim przez moment zdawała się być, jednak to nie powstrzymało jej przed wlepianiem roziskrzonego spojrzenia w jego zamknięte oczy. A gdy znów na nią spojrzał... Niebo. Jej osobiste małe niebo. Niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Pocałowała go ponownie. Lecz jej myśli... Te zbiegły nagle na inną drogę.
- Mój brat... - Pomyślała ze zgrozą. - Co będzie z moim bratem...?
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeSob 18 Kwi 2015 - 16:50

Patrick Carroll znany był z nienawiści do wszelkiego rodzaju istot nadnaturalnych, zaskarbiwszy sobie przy tym już dawno respekt związany z wyjątkowymi talentami łowieckimi. Mimo swego wieku, przecież już znacznego, mężczyzna nadal w akcjach wykazywał się większą dawką energii niźli młodzicy mu towarzyszący. Wypatrywał zagrożenia swym sokolim wzrokiem, atakując znienacka, uderzając bez zawahania nim jeszcze było za późno. Liczne blizny zdobiące jego ciało były pamiątkami po niezliczonych starciach z potworami, które teoretycznie powinny pokonać go przez wzgląd na różnice we wrodzonej sile, a które przegrywały z mniejszym lub większym kretesem.
Patrick Carroll był zwycięzcą. Patrick Carroll był prawdziwym panem polowań. Patrick Carroll mógłby być królem łowców… Gdyby nie jego brat, któremu to młodszy bliźniak oddał należne miejsce, posiłkując się przy tym wszelkiego rodzaju kodeksami i stekami bzdur spisanymi na papierach. On bowiem wolał żwawą walkę, akcję, nie zaś siedzenie za biurkiem i wypełnianie setek papierzysk. Do tego znacznie lepiej nadawał się Anthony, zwłaszcza przez większą łatwość w zachowywaniu spokoju, Patrick natomiast wolał trzymać się jak najdalej.
Dlatego też nie mógł powiedzieć, by gdzieś na dłużej zagrzewał miejsce. Nie miał swojego własnego biura, bo po co?, posiadanie prywatnego domu też było mu obce. Najczęściej, gdy był w drodze – a tak spędzał znaczną większość roku, zatrzymywał się w łowieckich miejscówkach, hotelach, motelach, pokojach do wynajęcia przy barach… Czasem tylko noc przesypiał w „swoim” łóżku w tajnej kwaterze, kiedy to przywoził do niej ważniejszą zdobycz, by z samego rana wyrwać się ze świeżej pościeli, na śniadanie serwując już sobie dawkę apetycznych przesłuchań i tortur. Cóż, taki to już był.
Popadając w wyjątkowo nędzny nastrój za każdym razem, gdy coś szło nie po jego myśli, gdy ktoś przerywał mu wykonywanie wielce inspirującego zadania. Tym razem tym kimś, kto już wcześniej nieźle podpadł Carrollowi, była Berengaria – żona jego brata, osoba wyjątkowo Pata irytująca.
Kto też wpadł na tak genialny pomysł, by wżenić ją w ich rodzinę? Na mózg padli! Od samego początku wiedział, że jest z nią coś nie tak, od samego wypłynięcia sprawy z nadnaturalnym, który rzekomo ją zaczarował, chcąc wykorzystać. Nie wierzył w tą rzekomość. Ta kobieta była dużo bardziej podstępna niż Anthony sądził. W tym wypadku jego bliźniak był nadzwyczaj zaślepionym głupcem, idiotą – można by rzec, wyjątkowo naiwnym człowiekiem. Jakby ktoś, ta kobieta!, odparował mu mózg. A przecież w innych kwestiach był tak inteligentny. Przy tym jednak Rick nie mógł przemówić mu do rozumu. Mógł jednak śledzić bratową, dostarczając sobie odpowiednich dowodów, które następnie mógłby przedstawić Anthony’emu. Może wtedy cokolwiek uda mu się przekazać.
I tak właśnie teraz wmówił wszystkim wokoło, że wyjeżdża i że wróci nie prędzej niż za trzy tygodnie, faktycznie wyruszając w podróż, jednakże wracając już po kilku dniach. Tego Berengaria nie mogła się spodziewać… Tego się nie spodziewała, gdy zwabił ją w okolice składziku na miotły, wpychając doń i zamykając od zewnątrz tak, by nie mogła sama wydostać się z ciasnego, ciemnego pomieszczenia. To dało mu czas na dotarcie przed nią tam, gdzie ponoć przebywali jeńcy. JEŃCY. RAZEM.
Jego gniew nie znał granic, gdy dotarł do drzwi gościnnego apartamentu, bez zawahania szarpiąc za klamkę i otwierając drzwi, które uderzyły o ścianę z głośnym hukiem, odrywając od niej nieco tynku z farbą. Widok, jaki mu się ukazał, rozwścieczył go jeszcze bardziej. Nim jeszcze ktokolwiek z obstawy Carrolla zdążył zareagować, stary łowca już celował z broni w Cipriano, pociągając za spust, by ugodzić go, odpowiednio spreparowaną i długo traktowaną wiśniową esencją, kulą w sam środek pleców. I choć nie miało to od razu zabić agresji, z pewnością sprawiało jej ból nieludzkiego rodzaju.
Patrick mlasnął zadowolony, machając ręką na swych pomagierów. Ani razu nie spojrzał przy tym na blondynkę, którą jeszcze wcześniej tak zapamiętale posuwał nadnaturalny. Suka go brzydziła i gdyby nie fakt, że pochodziła z praktycznie wymarłej gałęzi rodu… Z pewnością wydałby rozkaz zabicia jej. Teraz jednak zbliżył się tylko do Aberquero, ciężkimi, wojskowymi butami skopując go z dziewczyny. Kopulacja zakończona, czas na przyjemności innego rodzaju.
- Do góry, psie. - Warknął, niepomny tego, że nadnaturalny cierpi katusze od kuli w plecach. - Powiedziałem! Już!
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 19 Kwi 2015 - 18:58

Cholera. – Tylko jedno słowo mogła usłyszeć w głowie Rachel, gdy przypomniała Cipriano o własnym bracie, potem zalała jego głowę rzeka myśli.
Sprawa się komplikowała, bo nie dość, że musiał ewakuować stąd dwie osoby, to w dodatku jedną z nich musiał odszukać gdzieś w tym nieznajomym sobie budynku. Albo... Albo mogli porwać Berengarię i żądać wymiany jej na Ethana. Ona musiała być kimś ważnym tu... Ale co, jeśli nie było jej pod ręką? Improwizacja? Nie mógł ryzykować z Rachel pod ręką. Odstawić ją...
Rozmyślania przerwał mu jego własny jęk. Ból, który uderzył w jego plecy, a następnie zaczął się rozchodzić dalej, był jego stworzycielem... Zaś stworzycielem bólu... Potrzebował jedynie ułamka sekundy, by patrzeć w żądne krwi oczy łowcy, który stał z wycelowaną w niego bronią. Z obrzydzeniem kazał mu wstać... Rozkazywał mu, gdy Rachel leżała taka odsłonięta na oczach większej zgrai mężczyzn. Gdzie podziała się choćby iskra taktu? Pewnie daleko za nienawiścią skierowaną w stronę sukubów i inkubów oraz ich potomków. Ten człowiek nie znał litości.
Zmuszony został do improwizacji, do walki o to, co kochał – Rachel. Starając się olać ból, który na samym początku nieomal go paraliżował, przypominając mu o niedawnych torturach, nie wstał grzecznie jak kazał mu starszy mężczyzna, a rzucił się na niego, wytrącając mu broń z rąk. Pragnął chwycić go za szyję i dusić, póki nie ujrzy w jego oczach pustki. Robił to. Nim zdał sobie sprawę z tego, że Rachel słyszy jego myśli, że tu jest, że wraz z łowcą jest wielu innych, młodszych, łowców, dusił go jedną ręką... Tak bardzo dużą w porównaniu z tym staruszkiem. Jego agresjowa wersja była nieco większa... Rzekomo miała dawać przewagę przeciwko innym, słabszym drapieżnikom. Nie zabił go... Gdy przypomniał sobie o Rachel, nie potrafił tego zrobić. Po prostu odrzucił go na tłoczącą się w wejściu grupkę.
Rachel, szybko. Musimy się stąd teleportować. – Warknął z walącym sercem. Bał się, że nie da rady, że nie ocali jej przed tym złem. Było ich wielu i w każdej chwili mogli do niego strzelić... Do niego i do Rachel, dlatego też postanowił wpierw zadbać o to, by potracili przytomności na czas ich ewakuacji. Po Ethana musiał wrócić potem.
Rozłożył szeroko skrzydła i runął na tę mini armijkę. Ilu ich było? Kilku ludzi uzbrojonych w bronie. Pewnie nie każdy był przygotowany na spotkanie inkuba czy też agresji. On miał siłę. Może nie tyle, co zwykle, ale miał okazję się wyspać i nieco pożywić. Zregenerował większość sił. Musiał ich stąd wydostać.
Powrót do góry Go down
Rachel Irving

Rachel Irving

Personalia : Rachel Irving
Pseudonim : Shelly
Data urodzenia : 31.10.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka
W związku z : Cipriano Aberquero
Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^"
Liczba postów : 158
Punkty bonusowe : 188
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 19 Kwi 2015 - 20:37

Była osobą raczej nienawykłą do bólu. Dotychczas żyła jak osobista wersja księżniczki swego brata, który, dosłownie niczym dzielny rycerz, bronił jej przed wszelkim złem. Niezależnie nawet od tego, czy było to przed apokalipsą, czy też już na długo po niej. Oczywiście, mogła znienawidzić Ethana za to, że po tym wszystkim, całym odsuwaniu jej od dzikiej brutalności tego świata, kompletnym braku przystosowywania do okrutnych wydarzeń, wplątał ją w całą historię z pendrivem, ale tego nie zrobiła. Nadzwyczaj łatwo byłoby za to rzec, że w pewnym sensie przerzuciła się z kwiatka na kwiatek.
Nie w wersji łóżkowej, chociaż seks miał z tym sporo związku, ale w tej bardziej… Opiekuńczej? Z tą różnicą, że teraz nie chronił jej już zwykły człowiek… Teraz miała układ, wedle którego ona też pragnęła dawać wiele od siebie, z czystokrwistą agresją. Jeszcze bardziej poplątane, ale weszła w to dobrowolnie i z jak największą chęcią. Czy była z tego powodu kolejną durną blondyneczką, jaką właśnie widzieli w niej łowcy? Nie sądziła… A nawet jeśli… Kochała i była kochana, a to liczyło się chyba najbardziej. Nie każdy miał tyle szczęścia.
W pechu, jakim było dorwanie ich przez wrogów. Tak… Ironia, nieprawdaż? Była człowiekiem, lecz za swych agresorów nie miała istot nadnaturalnych, jak to można było wnioskować z czystej logiki, a ludzi takich jak ona. Ci zaś chcieli rozlewu krwi bardziej od niejednego krwiopijcy. Byli tak żądni walki po nic, za nic, bijatyki, tortur i tego wszystkiego, co przejmowało ją chłodem. A gdy mimowolnie przypominała sobie wcześniejsze doznania z nimi związane, napinała się nienaturalnie, oddychając szybciej. Powtórka z rozrywki… Była wyjątkowo możliwa, a ona tak strasznie się jej bała.
Na dodatek jej brat, jej Jamisiak… Co miało z nim być? Znajdował się gdzieś daleko od niej, w kompletnie nieznanym jej miejscu, gdzie mogło być dosłownie wszystko, gdzie mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. Był człowiekiem, ale skąd miała wiedzieć, że nie potraktują ją jak jej, jako zdrajcy rasy? Nie miała jak porozmawiać o tym z Berengarią, wiedząc co prawda, że kobieta musiała mieć coś tutaj do powiedzenia, w końcu to dzięki niej Rachel znajdowała się teraz przy Riano, ale szczerze wątpiąc w dalsze możliwości starszej pani. Nie chciała w żaden sposób narażać kogoś, kto już tyle dla nich zrobił, ale… Ethan… W tym momencie wewnątrz duszy Irving trwała etyczno-moralno-Bóg-wie-jaka walka. I, Cipriano jej świadkiem, kompletnie nie wiedziała, co też ma zrobić, by wszyscy jej najmilsi byli stosunkowo bezpieczni.
I chyba ta właśnie skłonność do motania się we własnych myślach, cóż, okazała się dla niej najnormalniej w świecie zabójcza. W jednej bowiem chwili nadal spoczywała w ciepłych, bezpiecznych ramionach Riano, dosłownie otulona przez jego silne ciało, by w kolejnej pisnąć… nie… wrzasnąć… Zawyć krótko z gwałtownego bólu, który przeszył ją na wskroś. Mimo wszelkich ostatnich wydarzeń, w żadnym razie nie była przyzwyczajona do tak ostrego uczucia, jakiego teraz doznawała, do tego wrażenia duszenia się…
W głowie jej łomotało. Nie mogła skupić się już na myślach ukochanego, została od nich oderwana niemalże zwierzęcą siłą. Nie potrafiła też z początku skupić się zbytnio na zaistniałej sytuacji, słyszała wrzaski, głosy, dźwięki, łomot, przed jej oczami migały kolorowe plamy, jednakże kompletnie nic jej to nie mówiło. Ból dosłownie ją paraliżował, przez co dłuższy czas nie potrafiła się pozbierać. Gdy to jednak zrobiła…
- Riano! Chryste! Riano!
Berengaria ich zdradziła? Wydała ich? Nie mogła w to uwierzyć, orientując się jednocześnie, że wystawiona jest na widok oczu wielu mężczyzn. Młodych, starych, w średnim wieku… Łowców mogących podziwiać każdy odkryty zakamarek jej nagiego ciała, krew spływającą po udzie, pewnie widoczną też gdzieś w kącikach ust obojga partnerów, nasienie Riano… Upokorzenie, czułaby się upokorzona, gdyby nie strach i ból wypierające wszelakie inne doznania. One były najgorsze. Reszta? Z jękiem bólu złączyła tylko kolana, szarpiąc za kawałek jakiejś szmaty, by choć trochę się zakryć. To nie było najważniejsze.
Potem… Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Ranny Riano rzucił się na łowcę, wytrącając broń tegoż typa i rzucając nim w grupę osób szykujących się do ataku, by jednocześnie też nakazać jej pośpiech. I choć on walczył, i choć jej nie mogły nie przychodzić na myśl sceny z dnia śmierci, i choć ból ją ogłuszał, podniosła się jakoś na dwie nogi… Pochwycona w tym momencie od tyłu przez kogoś, kto przerzucił ją sobie przez ramię, nic nie robiąc sobie przy tym z jej szarpnięć, kopnięć i uderzeń, a nawet i prób ugryzienia go w ramię.
- CIPRIANO! – Wrzasnęła w amoku, jednakże jej drogi miał przed sobą dużo cięższą walkę niż ona sama… Nie mógł jej w tym momencie pomóc tak, by sam nie ucierpiał.
Powrót do góry Go down
Patrick Albert Carroll

Patrick Albert Carroll

Liczba postów : 9
Punkty bonusowe : 9
Join date : 18/04/2015

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimeNie 19 Kwi 2015 - 21:46

Spodziewał się oporu, był pewny, że pojawią się problemy. Bez tego w końcu byłoby aż nazbyt nudno, zaś on nudą gardził, czyż nie? Będąc niemałym ewenementem, bo w końcu nawet większość zatwardziałych zapaleńców łowiectwa chciała skrycie mieć chwilę świętego spokoju, pragnął zawsze kosztować przyjemności związanej z niszczeniem tych nędznych robaków, które tak rozpanoszyły się po tym świecie od czasu wybuchu fałszywej apokalipsy. Chciał powoli miażdżyć je podeszwami swych butów, słysząc odgłos łamanych kości, mlaśnięcia zgniatanych korpusów, rozrywanych gardzieli.
I dostawał to, tak właściwie, sam sobie z początku dając. Zbierając kolekcję nadnaturalnych, którzy i tak skazani byli na porażkę, na śmierć, którzy nie mieli zupełnie nic do stracenia. Sama śmietanka pojmanych śmieci, ci mniej zręczni padali bowiem już na zakąskę, walczących ze sobą na śmierć i życie, gdy on sam chrupał w tym czasie żeberka, nie przejmując się kośćmi, które częściowo łamał zębami, gdy soczysty sos ciekł mu po brodzie. W podziemiach więziennych był panem i władcą. W podziemiach więziennych nie krył się ze swą brutalną psychopatycznością, albowiem było mu z nią tam do twarzy. Jak tym nędznikom ze śmiercią…
Poznając wcześniej waleczną agresję, od początku zdawał więc sobie sprawę z tego, że mały robaczek będzie walczyć do samego końca, przez co widział go już wśród swoich najbardziej satysfakcjonujących okazów. Kto wie… Może nawet plugawiec przeżyje dłużej niż aktualny Pogromca…? To byłoby wyjątkowo ciekawe, patrząc na to, że najsilniejszy i najskuteczniejszy, prawdziwa machina do zabijania!, stwór był najwyraźniej spokrewniony z tym, do jakiego zaraz miał dopaść Patrick. Urocze zrządzenie losu, nieprawdaż?
Tak czy siak, Rick strzelił i choć spodziewał się, że Aberquero nie padnie trupem na miejscu, na to jeden taki strzał byłby bowiem zbyt słaby, nie wziął pod uwagę tego, jak zdesperowana może być agresja. Cipriano zaatakował bowiem znacznie szybciej i z większą dzikością niż mógł to przewidzieć Carroll, rzucając się nań i wytrącając mu strzelbę z rąk niczym dziecięcą, plastikową zabawkę. Ba!, sam Patrick poczuł się jak ołowiany żołnierzyk w starciu z pazurzastym stworem rodem z czeluści piekielnych, który z taką łatwością rzucił nim w grupę łowców. Na moment faktycznie ogłuszając starego Carrolla, jednak nie zabijając go. Na to nie pozwolili towarzysze, którzy złapali jakoś dowódcę, nim ten uderzył o ścianę w korytarzu.
Ci sami z przerażeniem spojrzeli też na siebie, rzucając się wreszcie do walki, choć przeciwnik był od nich znacznie silniejszy. Mieli jednak tą przewagę, że w ich posiadaniu znajdowały się wszelakiej maści rodzaje broni, a i większość z nich nie była młodzikami. Strzały, uderzenia… Kilka kul prześlizgnęło się bokiem, dwie jednak uderzyły dosyć celnie w pierś Aberquero na tyle blisko serca, że mogłoby być to dla niego śmiertelnie zabójcze, gdyby trafiły odrobinę bardziej w bok. Teraz jednak agresja mogła poczuć postępujący paraliż, ogłuszenie, utratę krwi. Zapach krwi tak silny w pomieszczeniu… Nie tylko tej wypływającej z samego Riano, nie tej Rachel, ale i pokiereszowanych łowców, z których jeden wił się na ziemi, najprawdopodobniej konając z powodu rozległych ran po pazurach na brzuchu. Przytrzymując swe flaki, jęczał żałośnie aż któryś z kolegów nie zlitował się nad nim, strzelając mu w głowę i tym samym kończąc jego męki. Takie było życie…
Powrót do góry Go down
Dion Aaron Carroll

Dion Aaron Carroll

Personalia : Dion Aaron Carroll
Rasa : nefil
Profesja : łowca
Aktualny ubiór : wygodny i praktyczny strój "włamywacza"
Liczba postów : 4
Punkty bonusowe : 4
Join date : 07/05/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimePon 20 Kwi 2015 - 21:52

Powinienem był się urodzić jako zwykły człowiek – myśl, jakże idiotyczna, pojawiła się nieszczęśnie w mojej głowie, by zaraz zniknąć zmiażdżona moją szybką analizą tej niedorzeczności. Czyżby? Serio? Na pewno? Powinienem był? Kpina śmiechu warta i oklasków dla komika, która zrodziła się właśnie w mojej głowie, w głowie, w której często lubiły się pojawiać jakieś zbędne myśli. Zbędne... Kompletnie mi niepotrzebnie, niosące jedynie chaos, który nie pozwalał mi w spokoju wykonywać rozkazów. Byłem niczym żołnierz na wojnie, który zatracał swój rozum... a może już dawno go stracił? Może nigdy się z nim nie urodził?
Serio? Czy ja chwilę wcześniej naprawdę pomyślałem o tym, że powinienem był urodzić się zwykłym człowiekiem? Przecież wtedy byłbym mężczyzną, który piszczałby jak dziewczynka w trakcie bezpośredniego starcia ze stroną nadnaturalną, i lał w gacie, gdy rozmowa, a właściwie jakaś paplanina trzy po trzy, nic by nie pomagała, a jedynie pogarszała sytuację, w której bym się znalazł. Właściwa myśl powinna brzmieć: powinienem był się urodzić godnym swego tytułu łowcą, którego matką nie było jakieś, diabeł jeden chyba tylko wie jakie, stworzenie. Wiele wskazywało na to, że był nim jakiś pierzak... Pierzak... Ojciec wkurwiał się, gdy wspominałem o matce, inni mówili pewnie, że była człowiekiem. Ja zaś... Miałem mieć kolejną żonę – tym razem blond-głupią kurwę agresji. Splunąłbym, gdybym nie był właśnie w poważanym przez łowców budynku. Czemu ja miałem poślubiać ten ochłap? Lepiej mi było samemu... Mniejsze szanse na to, że w końcu wyda się tajemnica nieczystości mojej krwi.
Jezu, przestań się tak szamotać, dziwko. Chcesz wylecieć przez okno z entego piętra prosto na skały? Nie zależy mi, czy przeżyjesz kolejne sekundy – warknąłem, ściągając ją chwilowo z ramienia i ciskając na ścianę. Nie miałem jak się wymknąć przez drzwi, które zatorowane były przez walczących. Za to mogłem, z obrzydzeniem oczywiście, obejrzeć swój towar... Czy ja widziałem łzy? – Och, skarbie, nie płacz – rzuciłem widocznie udawanie, bezwstydnie ściskając jej pierś. Zmacaną wcześniej przez te ścierwo... Dobrze, że miałem rękawiczki. Puściłem pierś, złapałem ją za brodę i przyjrzałem się bardziej dokładnie jej twarzy.
Chyba jesteś ważna dla pana agresji, więc, słoneczko ty moje, powinniśmy szybko się stąd ulotnić – westchnąłem z uśmiechem, wręcz z sadystyczną rozkoszą. Zacisnąłem ząbki i przywaliłem jej z pięści prosto w brzuch. – Teraz będziesz grzeczna? – spytałem prosto do jej ucha. Będąc tak blisko, wyraźnie czułem jak bardzo nim cuchnęła. Zniesmaczony jeszcze bardziej, obiecując sobie gorącą kąpiel po tym wszystkim, ponownie przerzuciłem sobie ją przez ramię. Taniec śmierci przesunął się na środek sypialni, więc mogłem spokojnie przemknąć sobie z blondynką... i zniknąć z oczu bestyjki, której tak bardzo łzawo zależało na dziweczce. Ależ ja byłem zły!
Powrót do góry Go down
Cipriano Aberquero

Cipriano Aberquero

Personalia : Cipriano Aberquero
Pseudonim : Riano
Data urodzenia : 01.01.1990
Rasa : hybryda
Podklasa : agresja
W związku z : Rachel Irving
Aktualny ubiór : pewnie jakiś strój dla więźniów? czy jak zwierzęta...? nago?
Liczba postów : 46
Punkty bonusowe : 54
Join date : 01/04/2014

Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitimePon 20 Kwi 2015 - 22:22

Chciałem dobrze. Przynajmniej sądziłem, że to właśnie jest moją główną intencją, że jest jedyną drogą, którą powinienem w tej chwili podążać. Musiałem coś zrobić, szybko, niezwłocznie, więc postanowiłem się bronić, atakując Patricka. Jakoś opamiętałem się, by nie zrobić tego jednego kroku za daleko... by go nie zabić po prostu, bo nie chciałem nieść zguby, z pewnością nie na oczach Rachel, a jako że moje oczy były też jej oczami i prędzej czy później... Dzięki niej po prostu chciałem być kimś więcej niż tylko bestią, która rzuca się na bezbronnych ludzi... na ludzi. Chciałem ją jedynie uratować, uchronić... Czy właśnie to robiłem, czy jednak zatraciłem się w swojej naturze? Co ja tu, w tej chwili, robiłem?
U moich nagich stóp leżał człowiek. Przez wściekłość widziałem wszystko w czerwieni i czerni, mimo to łatwo mogłem wskazać krew, która wylewała się z niego wraz z każdym kolejnym, słabnącym już biciem jego serca. Mogłem więc się zacząć ślizgać po tej kałuży, czyniąc sobie z czyjejś śmierci sadystycznie świetną zabawę, mogłem spróbować go uratować, oddając mu nieco swojej krwi lub też zacząć szaleńczo lać swój jad na jego ranę, albo po prostu względnie spokojnie przyglądać się jak ten kona, a jak ktoś, nie miałem pojęcia który, z łowców kończy jego męki jednym strzałem... Nie chciałem nikogo zabić, a właśnie krew miałem na pazurach, którym przyglądałem się w szoku, gdy ktoś wynosił z pokoju moją gwiazdkę, a reszta próbowała mnie chyba zadźgać swoim sprzętem.
Krzyk Rachel... Rozbity próbowałem się otrząsnąć, machnąwszy głową. Niepotrzebne myśli powinny zniknąć, ale one uparcie siedziały w mojej głowie, zagnieżdżając się w niej już chyba na dobre. Przynajmniej... Rachel... Zabiłem łowcę – stało się, sam się o to prosił. W życiu zabiłem już wielu, więc nie powinienem się tak nad tym rozwodzić... Odepchnąłem najbliższego łowcę, kolejnego też, następnego... Było ich zbyt wielu. Otaczali mnie chyba z każdej strony, szepcząc zabójcze zaklęcia.
Przepraszam. – Wydobyło się niekontrolowane słowo spomiędzy moich ząbków, gdy ponownie mój wzrok padł na martwego już człowieka. Warknąłem wściekle. Było ich za dużo. Otaczali mnie ze wszystkich stron. Potrzebowałem wolności. Potrzebowałem Rachel, która gdzieś zniknęła. Szarpnąłem się raz, drugi, trzeci... Rozłożyłem skrzydła na całą szerokość, starając się tłamsić w sobie słabości związane z kulami, które tkwiły w moich ciele, oraz z innymi ranami. Rachel była tu jedyną ważną istotą, wartą więcej niż moje życie, które gotów byłem oddać, byleby tylko ją wyrwać z tego okropnego światka.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Sypialnia gościnna  Empty
PisanieTemat: Re: Sypialnia gościnna    Sypialnia gościnna  Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Sypialnia gościnna
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Sypialnia gościnna
» Sypialnia
» Sypialnia Buffy

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
The Ghost Of You :: Niemcy :: Hohenschwangau, Neuschwanstein, Tajna Siedziba Łowców-
Skocz do: