Liczba postów : 27 Punkty bonusowe : 31 Join date : 13/04/2014
Temat: Sypialnia gościnna Sob 17 Maj 2014 - 22:18
First topic message reminder :
***
Łowcy, a zwłaszcza ci od Carrollów, charakteryzowali się niezwykłym zorganizowaniem i wyposażeniem, dlatego też podróż do bazy w Sao Paulo, a potem przerzucanie więźnia i dwójki „gości” do samolotów nie zajęło im za wiele czasu. Już wieczorem oba samoloty wyruszyły w podróż, oczywiście starannie chronione przed wszelkimi atakami z zewnątrz, jak i wewnątrz. Nic nie mogło uwolnić biednej trójki z ich łapsk. Nadal nieprzytomnej trójki, bo stwierdzono, że jak spali, byli grzeczniejsi, a to ułatwiało organizację. Między innymi dlatego podano ludziom środki nasenne, by spali sobie smacznie bardziej, a agresję... Ona i tak miała spać dłuuugo i niekoniecznie przyjemnie. Już w Sao Paulo rozdzielono więźniów, by jednego z nich przetransportować do głównej siedziby Carrollów w Nowym Jorku, a dwójkę pozostałych do tajnej jednostki łowców. Nieprzytomni, nieświadomi rozłąki, zorientowali się o tym paskudnym czynie dopiero na miejscu, gdzie w dość brutalny sposób potraktowano Aberquero, by jak najdłużej dochodził do siebie, póki w Hohenschwangau nie miał zjawić się szef wspomnianej grupy i w sumie tortury miano cyklicznie powtarzać, gdyby na drodze Patricka nie stanęła Berengaria, która w charakterystyczny dla siebie sposób dała znać bratu swego męża, że zajmie się osobiście więźniami. Kto jak kto, ale nie każdy potrafił patrzeć na cierpienia niewinnych. Wśród łowców bywały jednostki, które nie potrafiły tego zdzierżyć, mimo to się nie odzywały, prócz jednej jedynej Berengarii. Nikt nie chciał się przeciwstawiać Anthonemu i jego bliźniakowi, jednakże dojrzała już kobieta miała pewną kartę przetargową, która czyniła z niej osóbkę nietykalną. Miłość bywała świetna, jeśli chodziło o wygrane i cóż... Poczciwa Bercia to wykorzystywała, za czym Patrick szczerze nie przepadał. Może właśnie dlatego nie lubił cukierkowatości. Jego własna luba nie żyła, a on sam, bez swej żony i otaczany przez nadnaturalne miłostki, miał tych amorków powyżej uszu. Jednakże my nie o tym, co lubił, a czego nie lubił ten okropny człowiek. Chodziło teraz bardziej o Rachel i Cipriano, bo Berengaria, jak na dobrą duszę przystało, przeniosła przytomną już i nadal zrozpaczoną dziewczynę oraz nieprzytomnego mężczyznę do sypialni gościnnej i się nimi należycie zajęła. Oczywiście musiało być spełnionych kilka warunków przez owych gości, a jednym z nich było to, że nie ruszali się poza sypialnię i dawali się grzecznie badać panu „doktorowi”. Jak na razie warunki musiała spełniać sama Rachel, bo Cipriano nadal pozostawał w stanie snu, choć powoli już dochodził do siebie.
Autor
Wiadomość
Rachel Irving
Personalia : Rachel Irving Pseudonim : Shelly Data urodzenia : 31.10.1994 Rasa : Człowiek Podklasa : Łowca Profesja : Hakerka, niezależna dziennikarka W związku z : Cipriano Aberquero Aktualny ubiór : nic, I guess ^.^" Liczba postów : 158 Punkty bonusowe : 188 Join date : 01/04/2014
Była tak strasznie głupia, faktycznie przez jakiś czas sądząc, że gwarancja bezpieczeństwa, jaką w pewnym sensie dała jej Berengaria, miała przy tym wszystkim jakąkolwiek rację bytu. Patrząc na to, jak łowcy traktowali starszą panią… Cóż, Rachel naprawdę uwierzyła w to, że kobieta miała cokolwiek do powiedzenia we wszelkich rzeczach tyczących się ich dalszych losów. Zaufała jej, a teraz przekonywała się o tym, że nigdy nie powinna była tego robić. Ba!, w głowie blondynki pojawiła się nawet myśl o domniemanej zdradzie dokonanej przez Berengarię Avę Carroll, przemykając co prawda szybko i znikając, ale jednak i tak podsuwając dziewczynie raczej nieprzyjemny obraz, wedle którego wychodziła nie tylko na łatwowierną idiotkę, lecz także i na kogoś, kto dobrowolnie zsyłał na najbliższych tragiczny los. A przecież tego nie chciała… Nie chciała, nie chciała… Cóż, może i realnie nie chciała, jednakże to i tak się stało. Czy przysłużyła się osobiście do takiego a nie innego przebiegu zdarzeń, rozmawiając na przykład wcześniej z Bercią o dosyć prywatnych sprawach i ślepo wierząc w dobre intencje opiekunki, czy też stało się to bez jej udziału… Nieważne, mało istotne, bowiem i tak cała ta karuzela kręciła się sama, pchając ich ku ostatecznej zakładzie. Swoiste perpetuum mobile… Raz puszczone w ruch, działające już wiecznie, przynoszące nieodmienne skutki, działające bez ingerencji nieszczęśliwców, na których padło to wszystko. Nieszczęśliwców… Przez moment tkwiła w tym nienormalnym, chorym stanie, w którym nie patrzyła na cały ten chaos własnymi oczami. Nie spoglądała na to również przez pryzmat, zajętego walką, Riano. Ona była widzem na przedstawieniu, a te wszelkie dramaty nie dotyczyły jej samej, dla niej był to tylko pokaz. Czas jakby na moment się zatrzymał, przez co mogła zobaczyć to wszystko znacznie wyraźniej, w wyostrzonych barwach. Czerwień krwi, ciemną barwę ubrań łowców, biel pierza z rozdartej poduszki, jakie znów wzbiło się w powietrze, targane porywami powietrza poruszanego przez walczących, przez skrzydła poranionego Riano… Lecz wcielenie się w rolę obserwatora dane było Rachel tylko przez chwilę, po której jej mózg jakby powrócił do pełnego, normalnego zachowania, ponownie nakierował ją na tory związane ze świadomością tego, jakie jest tutaj dla niej miejsce. A było ono… Koszmarne. Nie wiedziała, jak jej psychika może to wszystko przetrzymać, nie zastanawiała się nad tym, cierpiąc katusze z bólu, strachu, tych wszystkich emocji, jakie zsyłała na nią więź z Cipriano. Gdy zaś jeszcze nieoczekiwanie ktoś zaatakował ją, łapiąc od tyłu… Szarpała się, gryzła, drapała, kopała, starając wyrwać z uścisku, choć czuła się na to stanowczo zbyt słaba i choć siły nadzwyczaj szybko ją opuściły. Przekonała się o tym wyjątkowo dobrze, gdy oprawca puścił ją, rzucając jej ciało na ścianę, w którą boleśnie uderzyła kręgosłupem, tracąc tym samym nieco rezon. Choć i tak dotarły do niej słowa tego człowieka, mężczyzny o psychopatycznym wyrazie twarzy i o oczach błyskających niebezpiecznie. Brutala. Nie skomentowała ich jednak, ostatnim wysiłkiem zmuszając się do zebrania śliny w ustach i splunięcia na niego z całym swoim zacięciem. On najwyraźniej nic sobie z tego jednak nie robił, chwytając ją za nagą pierś, oceniając jak konia na targu, upokarzając, przez co… Czuła się taka zbrukana. Nie nawykła do tego typu traktowania, kuląc się jakby w sobie przy próbach zasłonięcia ciała, odepchnięcia dłoni łowcy, roniąc przy tym łzy, które coraz wyraźniej spływały jej po policzkach. Nic nie mówiła, nie odzywała się, jakby na moment zacinając, jednakże na dalsze słowa mężczyzny zareagowała panicznym: - NIE! – Szarpiąc się jeszcze mimo bólu. Do czasu, gdy nie przyładował jej z całej siły pięścią w brzuch, przez co poczuła, że nie może oddychać i że gwiazdki stają jej przed oczami. Bezwładnie osunęła się na agresora, bezsilna. Nie była już dłużej w stanie z nim walczyć, choć spróbowała chociaż wbić mu swe długie paznokcie w skórę na karku, gdy ponownie przerzucił ją przez ramię. Na nic więcej nie miała siły, łapiąc powietrze głębokimi haustami i wrzeszcząc wewnętrznie w panice nawet wtedy, gdy wyszli już z pomieszczenia. Gdy straciła Riano z oczu…
[z/t dla Rachel i Diona]
Patrick Albert Carroll
Liczba postów : 9 Punkty bonusowe : 9 Join date : 18/04/2015
I choć Patricka chwilowo omijała najlepsza zabawa, bowiem stare kości mimo wszystko odczuły mocne uderzenie, nawet zamortyzowane przez łowieckich towarzyszy mężczyzny, jego drużyna nie próżnowała, walcząc z dużo silniejszą bestią. Ze zwierzęco dzikim stworem, który jednak najwyraźniej miał słabości i, jak słusznie zauważył jeden z walczących, głównym ruchem było tu osłabienie go przy pomocy działań mających na celu odebranie mu siły, nadziei. I chyba nikt nie wątpił w to, na czym, a może inaczej – na kim, się te dwie wartości opierały. Potwór wyraźnie zamierzał chronić swą dziwkę, co do której roli też żaden z łowców nie miał wątpliwości, w końcu można by rzec, że widzieli tę dwójkę w akcji. Co było ohydne, spaczone i nieludzkie, albowiem żaden z nich nie chciał nawet myśleć, co też trzeba było mieć w głowie, by poddawać się istocie nie z tego świata, ochoczo z nią kopulując. Takich akcji w żadnym razie nie można było uznać za normalne, stworowi należały się za to cęgi godne zapamiętania przez resztę jego, zapewne jakże krótkiego!, życia, dziewczynie zaś tylko i wyłącznie szybka śmierć. Takie były ogólne zasady, jednak nie można było oddać im tym razem cześci, wykonać przynajmniej w większości, skoro panieneczkę chwilowo chronił swoisty immunitet, jaki wiązał się z brakiem osób w jej części łowieckiego rodu. Talenty, jakie posiadali członkowie rodziny kurewki Irving, były o tyle nieocenione, o ile także nierozpowszechnione, co też ci wyżej chcieli zmienić. Łowcy musieli więc, przynajmniej na chwilę obecną, zostawić ją w spokoju… Co nie znaczyło, że to samo musieli zrobić z agresją. Co to, to nie! Przy niej mogli pozwolić sobie na nadzwyczaj mocne działania, ostre i bezwzględne, co też z wielką chęcią robili, choć strach częściowo panoszył się wśród osób nawet tak wytrenowanych jak oni. A gdy ich oczom ukazało się to, co też bestia zrobiła ich kompanowi… Przestali jakkolwiek się powstrzymywać, nie zwracali już na nic uwagi, zwłaszcza że dziewczyna została wyniesiona, skoro byli z nadnaturalem sam na sam. W ruch poszło dosłownie wszystko. Kusze wystrzeliwujące ostre bełty, grube i wytrzymałe kije z drewna drzewa wiśniowego, pistolety z nabojami, a nawet i nieodłączne łańcuchy nasączone sokiem, które jakoś zarzucono na stwora, gdy ten przez moment stracił kontrolę. Patrick był dumny, wreszcie oddychając jakoś i podchodząc, by ostatecznie wbić, podaną mu przez towarzysza, włócznię pod prawą łopatkę Cipriano, kiedy agresja nie mogła wytrzymać już palenia spowodowanego przez siatkę. Los był przypieczętowany. Zbyt wielu łowców zebrało się na raz, by dało się wygrać tę walkę. Carroll skinął na dwóch swoich pomagierów, którzy ponownie otworzyli drzwi na oścież. - Przeprasza. Patrzcie go! Przeprasza! – Zadrwił starszawy przywódca, kopiąc Aberquero butem w bok, a następnie nachylając się doń. – Nie rób tego tak pochopnie. Będziesz mieć na to niesamowicie dużo czasu tam, gdzie trafisz. Wyjątkowo dużo czasu na to, by przepraszać za to, że kiedykolwiek twoja plugawa gęba pojawiła się na tym świecie. Żałosne stworzenie. – Warknął, patrząc z pogardą na potomka inkuba, a następnie zwracając się do reszty towarzystwa. – Zabrać go! Zwyczajnie go zabrać!
[z/t dla Patricka i Riano]
The Host Mistrz Gry
Liczba postów : 27 Punkty bonusowe : 31 Join date : 13/04/2014
Temat: Re: Sypialnia gościnna Czw 21 Maj 2015 - 21:23