The Ghost Of You
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Korytarz przed biurami

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Maryann Cynthia Jordan

Maryann Cynthia Jordan

Personalia : Maryann Cynthia Jordan
Pseudonim : Mary
Data urodzenia : 15.08.1994
Rasa : Człowiek
Profesja : Studentka
Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal.
Liczba postów : 8
Punkty bonusowe : 12
Join date : 30/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimePią 2 Maj 2014 - 2:52

Korytarz przed biurami Brown-hallway-with-black-chairs-and-some-floral-ornaments
Nie było dobrze i nie było źle. Ot, stan mniej więcej pośredni lub nawet troszkę bliższy temu pozytywnemu. Nie mogła przecież skarżyć się na zbytnie dziwactwa, które mogłyby zakłócać jej względnie spokojny żywot. Miała w nim praktycznie wszystko, wliczając w to nawet i szczęśliwą rodzinę, która doskonale radziła sobie nawet po apokalipsie, całkiem dobrą dorywczą pracę, mającą zapewnić jej świetlaną przyszłość, oraz właśnie wspomnianą przyszłość, którą wiązała w całości z karierą naukową.
To właśnie temu się oddawała i to właśnie to miało zapewnić jej pewność w tym chorobliwie niepewnym świecie. W końcu, kto zabijałby cennego naukowca...? Prędzej już porywał, ale... Nie, o tym zdecydowanie nie zamierzała myśleć. Nawet przez chwilkę! Ee! Wyrzuciła to z głowy! Chwilę temu! Dokładnie! Nie było porwań i nie miało być! Tylko sama świetlana przyszłość w towarzystwie ukochanej rodziny. Matki, ojca i dwóch dokuczliwych, ale jednak wciąż kochanych, braci.
Związek... Związki niezbyt jej się układały. Raz były, jeszcze innym razem ich nie było, choć ostatnio musiała przyznać, że nie było ich wcale. Od dłuższego czasu zwyczajnie nie potrafiła znaleźć z nikim rozsądnym wspólnego języka. Może i miała wielu znajomych, grupkę bardzo dobrych przyjaciół jeszcze z czasów początków szkoły średniej i kilku jeszcze z samego dzieciństwa, ale wśród nich nie było raczej nikogo, z kim mogłaby wiązać swoje plany.
Oddawała się więc robieniu kariery, przy okazji nawiązując oczywiście masę nowych kontaktów, licząc na to, że w odpowiednim momencie ktoś zwyczajnie się znajdzie. Ha! Marzenia ściętej głowy! Głowy, która chyba niepotrzebnie podsuwała jej tak dziwaczne myśli. Niepotrzebne rzeczy nie pozwalające jej się skupić na tych bardziej potrzebnych i przez nią pożądanych.
Zupełnie jak tych dotyczących nowojorskich łowców. To właśnie przecież z ich powodu znajdowała się teraz na korytarzu prowadzącym do eleganckich biur i czekała na potwierdzenie zaproszenia do środka jednego z nich. Bardzo długo zastanawiała się nad przyjęciem propozycji. I, tak prawdę mówiąc, miała całkiem sporo wątpliwości tyczących się tego wszystkiego, lecz w końcu postanowiła zaryzykować. Raz kozie śmierć!, czy jak to tam było...
Skoro ją zauważono, chciała spróbować to wykorzystać. Kto wie, może miało jej to przynieść same dobre rzeczy... Na to liczyła. Na to i na ochronę swoich bliskich, którzy niby sami potrafili się obronić, lecz zawsze lepiej było być dodatkowo ubezpieczonym. A łowcy ponoć dbali o swoje środowisko. Przynajmniej tak właśnie dane jej było słyszeć. Jak było naprawdę? O tym miała raczej przekonać się sama.
Założyła nogę na nogę, poprawiła spódnicę wraz z podkolanówkami i rozejrzała się po eleganckim pomieszczeniu. Czego tak właściwie od niej chcieli? Miała być przecież pracownicą laboratorium... Dlaczego więc nie poproszono jej właśnie tam?
Powrót do góry Go down
Anthony Nicholas Carroll

Anthony Nicholas Carroll

Personalia : Anthony Nicholas Carroll
Data urodzenia : 13.08.1945
Rasa : człowiek
Podklasa : łowca
Profesja : głowa łowców rodu Carroll
W związku z : Berengaria Ava Carroll
Liczba postów : 14
Punkty bonusowe : 20
Join date : 01/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeSro 7 Maj 2014 - 18:13

Przed wyruszeniem w dalszą podróż, chwycił z niechęcią laskę i przeszedł przez prób, wychodząc na korytarz. Jego wystrój był całkiem nowy i współczesny, bo biura przeniesiono ze starej części posiadłości do nowej, by wyremontować tamte mury, których historia sięgała naprawdę dalekich czasów. Bardzo dalekich, gdy jego przodkowie postanowili zaopiekować się też nowym kontynentem. I dobrze się działo, gdyby nie ci okropni Kanadyjczycy i apokalipsa. Bronienie porządku w Ameryce szło im świetnie, dopóki Ziemi nie zasypało to plugastwo. Jednakże historia była historią, zaś teraźniejszość teraźniejszością.
Starając się nie myśleć o lasce i nodze, która mu od czasu do czasu dokuczała, powoli podszedł do blondynki, która siedziała niedaleko na ławce.
- Jak mniemam, panienka Maryann Cynthia Jordan – stwierdził i stanął tuż obok, po czym spojrzał na kilka fotografii zawieszonych na ścianie naprzeciwko jej osoby. Stare zdjęcia w towarzystwie współczesności... Czego to teraz nie wymyślali, mimo to się uśmiechnął, widząc znajome i też znajome jedynie z opowieści sobie twarze.
- Miło mi cię poznać. Tak młoda i tak mądra... Aż serce się raduje, gdy widzi się takie osoby jak ty, które nie marnują swojego potencjału, a stara się go wykorzystać w jak największym stopniu – przyznał, obdarzając dziewczynę uśmiechem. – Pewnie zastanawiasz się, co robisz tu, w siedzibie łowców rodu Carroll, ale muszę ci powiedzieć, że sam się też nad tym zastanawiam. Mam nadzieję, że razem znajdziemy odpowiedź na nasze pytanie.
- Jestem Anthony Nicholas Carroll. Nim zaproszę cię do swego gabinetu, chciałbym porozmawiać tak mniej oficjalnie, jak to przypadkowy przechodzeń z przypadkowym przechodniem – powiedział, uśmiechając się przyjaźnie i przyjmując kompletnie inną postawę niż przed chwilą w towarzystwie Laurel. Charakter odpowiedni do sytuacji. – Przyjmijmy, że niezależnie od tego, jak potoczy się nasza rozmowa, dojdziemy w końcu do rozmowy o konkretach, więc bez stresu i z uśmiechem, bo uśmiech dodaje młodości i urokom ludziom takim jak ty, powiedz mi, co wiesz na temat mego rodu, Maryann. Czy wiesz, jaką pełnię rolę w tej rodzinnej organizacji? Czym się zajmujemy? Jak to robimy? Czym różnimy się od zwykłej policji, bo twój ojciec jest komendantem policji w Nowym Jorku, czyż nie? Zapewne masz jakieś zdanie na nasz, jako wszystkich łowców, temat i mój. Zapewne w twoim domu nie raz wspominano o naszych działaniach... A sama mogłaś być ich świadkiem, bo jak wiadomo, miałaś okazję przeżyć apokalipsę, a to nie jest coś codziennego... – Przyznał, przysiadając tuż obok niej jak rzekomo równy z równym.
Powrót do góry Go down
Maryann Cynthia Jordan

Maryann Cynthia Jordan

Personalia : Maryann Cynthia Jordan
Pseudonim : Mary
Data urodzenia : 15.08.1994
Rasa : Człowiek
Profesja : Studentka
Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal.
Liczba postów : 8
Punkty bonusowe : 12
Join date : 30/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeSro 7 Maj 2014 - 21:03

Siedziała na korytarzu już dłuższą chwilę, prawdę mówiąc, zaczynając już odrobinkę się niecierpliwić. A była to rzecz o tyle dziwna, że Maryann przez większość towarzystwa uznawana była za osobę o prawdziwie anielskiej cierpliwości. I to zupełnie bez ironicznego wydźwięku tych słów. Zwyczajnie anielsko cierpliwa dziewczyna o wyjątkowo dużym pragnieniu przysłużenia się światu, które starała się jak najbardziej wykorzystać i okazać.
Oczywiście, o każdym można było powiedzieć, że miał swoje grzeszki i drobne wady, a Mary zdecydowanie idealna nie była, lecz przynajmniej próbowała to zmienić. To właśnie dlatego pojawiła się tego dnia w biurze nowojorskich łowców, choć nie miała o nich najlepszego zdania. Postanowiła jednak odrzucić swoje osobiste opinie, by zapewnić sobie otwartą drogę ku przyszłości jak z jakiegoś snu.
Snu… Dobre sobie! W apokaliptycznym świecie prędzej było o okropny koszmar, na który składał się w sumie każdy jeden dzień. Doskonale to wiedziała, bo przecież widziała, ile roboty mieli nawet sami policjanci zupełnie niezwiązani z łowcami. Taaak. Zwykli ludzie potrafili bardzo często mieszać o wiele mocniej od jakiś nadnaturalnych i to oni w sumie robili najwięcej bałaganu w mieście. Najzwyklejsze w świecie istoty ludzkie, które zachowywały się nie lepiej od krwiożerczych paskud.
Powracając jednak do głównego tematu jej obecności tutaj, warto było stwierdzić, że jej zadziwienie osiągało coraz większe rozmiary. Wszystko w tym miejscu było nadzwyczaj dla niej niezrozumiałe, a nawet śmiałaby powiedzieć, że wybitnie dziwaczne. Począwszy od tego, co niby kandydatka na pracownicę laboratorium miała robić w miejscu, które laboratoryjnym zdecydowanie nie było, poprzez potwornie długi czas oczekiwania na choć częściowe zainteresowanie ze strony osób w biurach przebywających, na zupełnie nieznanym jej facecie, który pozdrowił ją przelotem…
Nazywając ją Rowan… Czyżby jakaś pomyłka? Z pewnością to była pomyłka. Nawet nie znała nikogo o takim przedziwnym imieniu. I choć znała tak wiele osób, to akurat tej z pewnością nie kojarzyła. Dałaby się tylko pokroić za to, że witający ją, i przyglądający jej się takim dziwnym wzrokiem!, młody mężczyzna był łowcą. Zwyczajnie wszystko w nim wołało, że tłucze nadnaturalnych i to na pełen etat, i ma z tego przeolbrzymią radochę.
Nie rozumiała takich ludzi. Choć wiedziała, że są nadzwyczaj potrzebni, zupełnie jak policja, to jakoś nie potrafiła zrozumieć zadzierających nosa członków łowieckiej familii. Bo tak, większość z widzianych przez nią łowców zadzierała nosy wyżej niż tylko mogła i wywyższała się niczym jakaś popaprana elita. Ktoś lepszy tylko z racji urodzenia, bo przecież istniało wiele osób nienależących do tej grupy, a równie mocno pomocnej, co ci zabijacy.
Zamyślona, stukała czubkiem buta o jasne płytki, jakimi wyłożony był biurowy korytarz, i patrzyła na zdjęcia zawieszone na ścianie przed nią. Fotografie o wyraźnie różnym czasie wykonania. Stare, nowe, bardzo stare, czarno-białe, kolorowe, w sepii. Zupełny miszmasz zdjęciowy, który jednak miał jedną wspólną cechę – przedstawiał grupki ludzi z pewnością należących do tej grupy. Grupy łowieckiej.
Z zagapienia wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi i stukot laski. Prawie natychmiastowo obróciła głowę w stronę, z której doszły ją odgłosy, napotykając wzrok podstarzałego mężczyzny, który wyglądał dosyć… Dystyngowanie? Przerażająco? Jak typowy zadzieracz nosa? Zwyczajowo jednak uśmiechnęła się, słysząc stwierdzenie, jakie wyszło z jego ust. Pokiwała głową. Oczywiście zaraz też podniosła się z zajmowanego przez siebie miejsca, by nie wyjść na osobę niekulturalną.
- Tak. To właśnie ja. Miło mi pana poznać. – Nerwowo poprawiła kitkę na głowie, zastanawiając się, czy nie wygląda źle. Naprawdę zależało jej na pracy w laboratorium i nie chciała zmarnować szansy tylko przez niechlujny wygląd. – Też mam taką nadzieję.
Pomimo tej całej mini przemowy o rozmowie przechodnia z przechodniem, uśmiechu i bezstresowości, jakoś nie potrafiła być sobą przy tym człowieku. Mimowolnie spinała się i automatycznie przechodziła na utrzymywanie dystansu, choć starała się tego nie okazywać na zewnątrz. Anthony Nicholas Carroll ją przerażał.
Jednak… Cóż… Przynajmniej wiedziała, z kim ma do czynienia, bo nie sposób było przecież mieszkać w Nowym Jorku i nie słyszeć tego imienia przy każdej możliwej, a może nawet i niemożliwej po części też, sytuacji. Zastanawiała się tylko, dlaczego tak właściwie główny szef łowców postanowił zadać sobie ten trud i osobiście przeprowadzić jej rozmowę kwalifikacyjną. Bo to miała być właśnie taka rozmowa, prawda?
- Jesteście największym obecnie żyjącym rodem czystokrwistych łowców. Pan jest głową całej organizacji, jeśli tak można się wyrazić. – Przełknęła ślinę. – Zajmujecie się obroną i minimalizowaniem skutków działalności nadnaturalnych, a od zwyczajnej policji odróżniają was właśnie istoty, którymi się zajmujecie. Mój ojciec pilnuje porządku pośród zwyczajnych ludzi, wy natomiast unieszkodliwiacie inne rodzaje… stworów. Czyż się nie mylę? – Jej dłoń ponownie powędrowała w stronę kitki, poprawiając jej ułożenie. A Maryann nadal czuła się nieswojo i nie na miejscu. Normalnie nie bywała aż tak mocno spięta i nie odpowiadała tak… sztywno…
- I prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, jak to robicie. Przykro mi, powinnam była się lepiej przygotować. – Stwierdziła, zdecydowanie zawstydzona. Nie miała pojęcia, że będą ją pytać o coś takiego. Miała pracować w laboratorium! – Mam nadzieję, że to nie skreśla mnie tak od razu. Naprawdę zależy mi na tym, by móc dalej się rozwijać, a ta oferta…
Wychodziła na zupełną sierotkę, ale ten człowiek zwyczajnie wyzwalał w niej te najbardziej beznadziejne cechy charakteru. Miała szczerą nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała z nim rozmawiać.
Powrót do góry Go down
Anthony Nicholas Carroll

Anthony Nicholas Carroll

Personalia : Anthony Nicholas Carroll
Data urodzenia : 13.08.1945
Rasa : człowiek
Podklasa : łowca
Profesja : głowa łowców rodu Carroll
W związku z : Berengaria Ava Carroll
Liczba postów : 14
Punkty bonusowe : 20
Join date : 01/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeNie 18 Maj 2014 - 17:11

Panienka Jordan, a właściwie panienka Andrews, nieco się stresowała, co widział nie tylko w wyrazie jej twarzy, ale i gestach. Mógłby pomyśleć, że gra i wie o swoim pochodzeniu, jednakże instynkt mówił mu, że najzwyczajniej w świecie była jednym z tych ludzi-cywilów, których można było nazwać sierotkami Maryśkami... Ludzie, którzy potrafili zabić się o własne nogi, idąc nawierzchnią gładką, gdy tylko coś ich spłoszyło. Widać, że z sierotkami Marysiami Maryann nie miała jedynie imienia wspólnego, ale, cóż, może faktycznie nic nie wiedziała, a może jednak wiedziała co nieco. Ciekawe, czy rodzice wspomnieli jej coś o adopcji, bo niechybnie musiała być bliźniaczką Rowan. Strasznie podobna... Choć mogła być też sobowtórem. Często trafiały się sobowtóry, jeśli chodziło o twarze łowców, a zwłaszcza tych silniejszych łowców.
By się dowiedzieć prawdy, trzeba było dalej ją obserwować i wypytywać. W laboratorium czekała na nią przyszła przyjaciółeczka, która miała za zadanie zdobyć jej zaufanie i wydobycie potrzebnych informacji, a do tej pory miała zapewnioną pracę, o której tak bardzo marzyła. Bo kto, spoza rodu Carrollów, nie chciałby pracować w ich twierdzach? Poprzeczka przy selekcji była więc wysoka, więc nie dziwił się, że taka Maryśka mogła być nieco... zdenerwowana, rozmawiając z samą głową tej organizacji.
- Ta... Powiedziałbym, że policja powinna zająć się jedynie ludzikami. Po apokalipsie próbuje robić z siebie herosów w walce z nadnaturalnymi, ale im to kompletnie nie wychodzi, a jak już, to dzięki przypadkom. Wiesz, ilu policjantom uratowaliśmy życie, bo próbowało polować? Wiesz, ile razy policja pokrzyżowała nam plany łowieckie? Tak, szczęśliwszym bym był człowiekiem, gdyby policjanci skupili się na ludziach. Widzę więc, że ojciec nie mówi ci wszystkiego, a w domu robi twarz grzecznego policjancika, który odwala swoją robotę – stwierdził spokojnie, choć Maryann mogła zauważyć ten lekki grymas niezadowolenia na twarzy łowcy, która chwilę później się rozpogodziła, patrząc z ożywieniem na jej osobę. – I nie przejmuj się, że wiele o nas nie wiesz. Praktycznie od wieków działamy, a świat nie wiedział o naszym istnieniu. Dopiero, jak sama świetnie wiesz, apokalipsa sprawiła, że nasze istnienie wyszło na światło dzienne. Ponadto nie uczono was w szkołach o łowcach, a inne źródła są w większości stekiem bzdur wymyśloną przez pragnące przygód lub oglądalności w Internecie smarki.
- Mniejsza z tym. Skupmy się na tobie, ponieważ to właśnie ty zostaniesz przyjęta do pracy w naszych laboratoriach, które w ostatnich czasach zapewne są najlepiej zaopatrzonymi laboratoriami na świecie. Nawet w Londynie nie ma tak wielkiego wyposażenia naukowego, a inni łowcy... To my na tym, że tak rzeknę, łowczego rynku rozwoju naukowego jesteśmy pionierami, więc to dla ciebie wielkie wyróżnienie, że właśnie stoisz tu i teraz. Na takie miejsca jest bardzo wielu chętnych... – Stwierdził, z ciekawością i uwagą obserwując dziewczynę. – Opowiedz coś o sobie. Zaufanie opiera się na szczerości, a wprowadzając cię do naszych jednostek, a zwłaszcza ich podziemi, wykazuję się wielkim zaufaniem do ciebie, panno Jordan. Z chęcią posłuchałbym nieco więcej o tobie od ciebie zamiast patrzeć na sterty kartek. To takie nudne i męczące, a rozmowy z młodymi ludźmi bywają... ciekawe. Masz dwójkę braci, prawda? – Spytał, chcąc nakłonić Maryann do powiedzenia czegokolwiek o sobie.
Powrót do góry Go down
Maryann Cynthia Jordan

Maryann Cynthia Jordan

Personalia : Maryann Cynthia Jordan
Pseudonim : Mary
Data urodzenia : 15.08.1994
Rasa : Człowiek
Profesja : Studentka
Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal.
Liczba postów : 8
Punkty bonusowe : 12
Join date : 30/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeNie 18 Maj 2014 - 20:05

Nie miała pojęcia, co takiego dokładnie sprawiało, że dosłownie wszystko w niej sprzeciwiało się obecności tego człowieka w jej życiu, ale starała się jakoś pohamować chęć jak najszybszej ucieczki z tego miejsca i nie wracania tu więcej. Choć prawdę mówiąc, to miała powoli serdecznie dosyć atmosfery panującej w kwaterze łowców i chyba gdzieś tam w jej środeczku zaczynało kiełkować coś na kształt niechęci do tej grupy. Chociaż przecież nie powinno oceniać się książki po okładce, osoby po pierwszych kilku minutach rozmowy, mimo że zazwyczaj nie myliła się co do ich ogólnej oceny, a większości po jednym osobniku.
Co nie zmieniało jednak raczej faktu, że towarzystwo Anthony’ego Carrolla było dla niej rzeczą przepaskudną i pragnęła już tylko dowiedzieć się, czy ma tę pracę, czy jej może nie ma i kiedy będzie mogła jak najlepiej się ewakuować. Co w sumie nie było zbyt w jej stylu, normalnie zazwyczaj jakoś szło jej bycie odważną i nieustępliwą, ale ten człowiek tak właśnie na nią działał. Chciała zwiać, musiała zwiać, miała wręcz wrażenie, że nie wyrobi, jeśli tego nie zrobi. Każdy kawałeczek jej osóbki mówił dokładnie to samo: spadaj stąd, gdy jeszcze możesz.
Ona tymczasem wciąż siedziała na swoim miejscu, jakby wmurowana butami w podłogę i zastanawiała się nad tym, co mogłaby powiedzieć, by nie spaprać sobie życia tak od razu. Dokładnie, życia, bo coś jej mówiło, że Carroll może decydować nawet i o nim. Było w nim coś takiego, co… Zwyczajnie tak właśnie myślała i przy postanowiła pozostać. Tak było o wiele bezpieczniej. Przez jej umysł przeleciało tylko jedno pytanko, które z pewnością na głos byłoby zadane panikująco-śmiejącym się tonem, o to, czy przed wyjściem z domu nie powinna była przypadkiem poinformować kogoś ze swojej rodziny, gdzie się udawała i o której mniej więcej ma wrócić. Albo napisać testament…
Nie! To było chore! W tej chwili raczej solidnie przesadzała i zdecydowanie powinna powstrzymać jakieś dziwaczne zapędy do teatralnych dramatów. To był spokojny pan i to jeszcze w dosyć podeszłym wieku. Spokojni dziadziusiowie, nawet ci łowieccy i to głowy łowieckie na dodatek, nie mordowali przecież bogu ducha winnych studentek w kwaterach wyładowanych wręcz ludźmi jeszcze lepiej wyszkolonymi, przynajmniej rzekomo, od policji. To był jakiś absurd!
W żaden sposób nie skomentowała wypowiedzi dotyczącej policjantów i walki z nadnaturalnymi. Nie dlatego, że nie chciała się kłócić, choć może i po części chciała milczeć, by nie powiedzieć o słowo za dużo – obrażanie jej ojca i jego ludzi, poświęcających niekiedy swoje życia dla bezpieczeństwa innych, było bowiem rzeczą dosyć parszywą i podłą, a z powodu zwykłego zamyślenia, lecz już po kilku chwilach złapała się na tym, że nie słucha zbyt uważnie i pokiwała głową na znak zrozumienia sprawy oczami łowców.
- Ponad trzysta osób z samej mojej szkoły. – Potwierdziła wypowiedź o ilości chętnych, zastanawiając się przy tym nagle, dlaczego to ją zaproszono na rozmowę. A przynajmniej, dlaczego już chwilę po odpowiedzi na ogłoszenie. Postanowiła jednak zatrzymać to dla siebie, by nie wyjść na taką zupełną idiotkę i ignorantkę, a tym bardziej, by nie postanowili nagle poprawić swego błędu i nie odrzucili jej kandydatury. – Mam opowiedzieć o sobie…? Dobrze… – Przełknęła ślinę. – Nazywam się Maryann Cynthia Jordan, co też pan z pewnością dobrze wie. Mam dwadzieścia jeden lat i studiuję na Uniwersytecie Nowojorskim, choć w przyszłości mam zamiar zmienić uczelnię na coś lepszego, bo wcześniej niestety nie pozwoliły na to okoliczności. Mam dwóch młodszych braci, Alexandra i Dominica, mój ojciec jest komendantem, a matka projektantką ogrodów. W pełni interesuję się biologią, szczególnie inżynierią genetyczną, a z dodatkowych zainteresowań wymienić mogę jeszcze fotografię oraz podróże… – Zawaliła to jak nic. Była nudna niczym flaki z olejem, a przynajmniej na właśnie taką teraz wychodziła. Normalnie nie była chyba aż tak płytka i bezbarwna… Cóż… I tak cudem tu przybyła. Nie było ważne, co miało dziać się dalej, o ile nikt nie zamierzał zadźgać nikogo nożykiem do listów.
Powrót do góry Go down
Castiel

Castiel

Personalia : Castiel
Pseudonim : Cass, Cassie
Stworzony/a : po archaniołach
Rasa : anioł
Podklasa : serafin
Profesja : Anioł Czwartku
W związku z : Big Mac
Aktualny ubiór : granatowy krawat, biała koszula, ciemne jeansy, prochowiec, miękkie buty ze skóry
Liczba postów : 12
Punkty bonusowe : 16
Join date : 03/03/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimePią 13 Cze 2014 - 20:10

Castiel był wściekły i nawet go nie obchodziły jakiekolwiek grzeczności wobec tego parszywego, bezmyślnego, wtykającego nosa w nie swoje sprawy człowieczka, który to zrobił! To był jego rozkaz! Jego osobisty rozkaz, który otrzymał dowódca tej mini grupy, która to myślała, że jakoś uda jej się wejść na teren jednego z najważniejszych miejsc anielskich na ziemi, podejść do jednego z najbardziej ważnych dla aniołów grobów, a zwłaszcza ważnych dla serafinów, którym sam przecież był!, otworzyć ten grób i zabrać miecz jego byłego przywódcy, który z godnością umarł na polu bitwy i został pochowany w Los Angeles na anielskim cmentarzu, po czym po wszystkim opuścić teren zbrodni. Przesławny Anthony Nicholas Carroll bodajże też wierzył w ten plan, choć to nie mogło się powieść. Jednakże nie, on oczywiście musiał to zrobić, mimo że go ostrzegał i mówił, że za nic w świecie nie dotknie nigdy miecza Nicolaela, a co tu mówić o wykorzystywaniu go.
Jako że teleportacja na terenie posiadłości była, krótko mówiąc, wyłączona, przeteleportował się nieopodal w powietrzu i nawet nie fatygując się z lądowaniem, po prostu wpadł przez okno tego głuchego człowieczka, którego normalnie miał ochotę udusić. On. Miał. Ochotę. Udusić. Człowieka. Dokładnie to chciał zrobić, jednakże go tu nie było, więc natychmiastowo skierował się ku zamkniętym drzwiom, które otworzył, a może nawet roztrzaskał, jednym uderzeniem ręki i dość szybko namierzył też obiekt swojej nienawiści i powodu jego stanu.
I Rowan? Cholera! To nie była Rowan. To była jej siostra bliźniaczka, tu, w dziupli tego przebiegłego człowieka, którego spokojnie mógł wrzucić do worka z demonami czy krwiopijcami. On miał już zarezerwowane miejsce w Piekle.
Musiał wszystko i wszystkich wywęszyć, po czym trzymać obok siebie, rozwiązując kolejne zagadki. Maryann nie mogła być tu bezpieczna. W sumie Diana też nie mogła być tu bezpieczna. Jakżeby chciał móc zabić tego człowieka, ale nie mógł z powodów politycznych i moralnych. Choć moralność w tym przypadku... Anthony Nicholas Carroll miał wiele grzeszków pod tą swoją skórą i jeszcze więcej czkających na wprowadzenie w życie.
- ANTHONY. NICHOLASIE. CARROLL – wypluł z jadem, patrząc na niego ze wściekłością i wskazując na niego palcem. Zapewne wyglądał strasznie, bo to, co robili z tymi bezmyślnymi ludzkimi kukiełkami cmentarni strażnicy nie było niczym miłym dla oka. Rzeź, a i tak wielu uratował dupę, mimo że powinni tam umrzeć. – JAK MOGŁEŚ WYSŁAĆ ICH NA PEWNĄ ŚMIERĆ?! Gdyby nie ja, to wszyscy by padli! Martwi! W kilka minut! Mówiłem, że nie dostaniesz tego miecza w swoje ręce, więc go nie dostaniesz! Ciężko to zrozumieć, bo dla mnie przekaz ten jest nad wyraz zrozumiały. Maryann też by to zrozumiała i nie pchała się z zamiarem kradnięcia w miejsce, które wiedziałeś, że z pewnością bez ochrony nie pozostało – stwierdził, krzywiąc się nieco z bólu, bo dostał z miecza z anielskiej stali  w jedno ze skrzydeł. Dłużej miało się goić, przez co nadal tracił krew, ale zbytnio go to nie obchodziło, bo człowiek, który przebywał z nim w jednym pomieszczeniu śmiał okradać kogoś z bliskich mu osób.
- Nieczęsto tracimy naszych Przewodników, a tak się składa, że ten był MOIM Przewodnikiem. Ciesz się, że jeszcze stoisz na swoich nogach i ostrzegam cię, że jeszcze jeden taki numer, a staniesz sobie przed anielskim sądem, albo Sądem Ostatecznym. Ten drugi chyba byłby ci milszy. Nicolael był moim bratem, serafinem, Przewodnikiem i jego miecz już na wieczność pozostanie przy nim. Zapamiętaj to sobie! – Krzyknął wzburzony, wpadając z chwilowej niemocy na ścianę i jej też się przez chwilę przytrzymał. – Zapewnie usprawiedliwienia za ten czyn nie posiadasz... – Stwierdził, wyjmując sobie jakąś kulkę z broni łowieckiej z ramienia i rzucając pod nogi Anthonego. – A to chyba twoje...
Po prostu musiał się uspokoić. Wtedy wszystko miało wrócić na swoje miejsce, a zwłaszcza spokój.

Powrót do góry Go down
Anthony Nicholas Carroll

Anthony Nicholas Carroll

Personalia : Anthony Nicholas Carroll
Data urodzenia : 13.08.1945
Rasa : człowiek
Podklasa : łowca
Profesja : głowa łowców rodu Carroll
W związku z : Berengaria Ava Carroll
Liczba postów : 14
Punkty bonusowe : 20
Join date : 01/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimePią 13 Cze 2014 - 22:15

Jakaż to szkoda, że nie czytał w myślach. Już dawno wszelkie informacje na temat tej panny i jej otoczenia byłyby mu znane. Chociaż żeby miał jakiegoś sługusa, który to potrafił, ale niestety tak to nie działało i tylko wstrętne niektóre nadnaturalne miały takie możliwości, których to nadnaturalnych w żaden sposób nie mógł kontrolować. Wiązało się to z tym, że musiał zachować cierpliwość, jeśli chodziło o Maryann i powoli dochodzić prawdy.
Pierwsze pytanie, na które pragnął odpowiedzi, to pytani, czy Maryann była siostrą bliźniaczką Rowan. Bliźniaczką, z czego Rowan, o ile posiadał prawidłowe informacje, siostry bliźniaczki mieć nie powinna, ale kto tam wiedział, co dziwacznym Garrowayom strzeliło do głowy. Empatia robiła z nich głupców, o ile wykluczyć oczywiście jego kochaną Berengarię, bo ona była niczym prawdziwy anioł. Nie jak te wstrętne pierzaki, które legalnie łaziły po Ziemi, myśląc, że mają do niej równe prawa co ludzie. Berengaria była tu aniołem, skarbem i kimś wyjątkowym, kto był wielkim cudem świata.
- Jak sama dobrze wiesz, wielu jest chętnych do pracy u nas, ale niewielu zostaje dopuszczonych choćby do bramy naszej siedziby. Zostałaś wyróżniona, co powinnaś uszanować i nie robić głupstw, bo prędzej czy później i tak wszystko wychodzi na jaw. Wszelkie przekręty. Między innymi dlatego zostałaś wybrana. Wyglądasz mi na rozsądną dziewczynę, która nie chce kłopotów, a korzyści z pracy u nas.
Udając zaciekawionego, ze znużeniem słuchał faktów o Maryann, które znał już dawno. Metryczka świetnie mu była znana, dane na temat rodziny, wykształcenie. Jedynymi nowinkami był fakt, że chciałaby studiować w jakimś lepszym miejscu i lubi fotografię i podróże. Coś mu mówiło, że niczego ciekawego się o niej w ten sposób nie dowie, a jedynie jakichś beznadziejnych opisów swojej osoby statystycznej nastolatki.
- Podróże? Och, to świetnie. Może kiedyś zrobimy wymianę i wyślemy cię gdzieś dalej. Oczywiście mamy swoje mniejsze siedziby w innych zakątkach świata, w tym nawet na Antarktydzie, ale to dla bardziej niebezpiecznych doświadczeń i badań. Jest coś więcej, co mogłabyś mi o sobie powiedzieć? Z pewnością jest wiele takich rzeczy – stwierdził, udając zafascynowanego. – Jeden z moich synów bardzo lubił fotografować. Można na zdjęciach uwiecznić tyle ciekawych chwil, które zostają utrwalone na dłużej. Jak na przykład te na ścianie – powiedział, choć wcale tak nie uważał we współczesnym świecie. Teraz większość zdjęć to były śmieci, które nadawały się jedynie do kosza. Po cholerę fotografować naturę? Albo krzesła? Sztuka schodziła na psy.
Wstał z ławki, patrząc z nieznacznym uśmiechem na panienkę Jordan.
- Masz świetne wyniki w nauce i mam nadzieję, że przekładają się one na wiedzę jaką posiadasz. Dalsza nasza rozmowa w gabinecie będzie zbędna, ponieważ już zostałaś przyjęta na wolne stanowisko w laboratorium, gdzie już od poniedziałku zaczynasz pracę. Jutro wyznaczona przeze mnie osoba oprowadzi cię o laboratoriach i wytłumaczy jak wygląda u nas praca, więc bez zbędnego strachu czy nerwów. To dobra dziewczyna i zdolna. Z pewnością znajdziecie wspólny język i... – Przerwał, obracając się w kierunku drzwi do swojego gabinetu, skąd to słychać było hałas tłuczonego szkła.
Z drzwi obok Maryann zaraz wyskoczył jakiś zaalarmowany łowca, rozglądając się wokół i patrząc pytająco na Anthonego, którego twarz z ciekawością zwrócona była w kierunku anioła wypadającego przez jego drzwi. Poprawka, zniszczone drogie dębowe drzwi. Jedna z jego brew, która dotąd była uniesiona pytająco, opadła i zmarszczyła się wraz ze swoją siostrą, zaś ich właściciel uniósł dumnie wysoko głowę, słuchając ze stoickim spokojem krzyków Castiela i całkowicie się nie przejmując łowcami, którzy zebrali się za jego plecami, ani Maryann, choć nie chciał, by ta sytuacja ją w jakikolwiek zraziła do jego osoby, ale chyba nie można było tego uniknąć. Choć może go zaskoczy i źle pomyśli o tym pierzastym barbarzyńcy?
- Nie, Castielu, usprawiedliwienia za ten czyn nie posiadam, a nawet jeślibym posiadał, to nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Ja mam swoją pracę i swoje obowiązki związane z chronieniem ludzkości. Ty też masz swoją pracę i swoje obowiązki związane z chronieniem ludzi. Ten sam cel, ale metody inne, więc racz się odwrócić i wysłać swoją pierzastą rzyć z dala od mojego biura, które zdemolowałeś, tam, gdzie ludzie potrzebują twojej pomocy. Ja zaś wrócę do swoich spraw, które mi przerwano. I wy pędzikiem też do swojej roboty! – Krzyknął, odwracając się tyłem do anioła i wskazując laską na zebrany tłumek. – Papiery się same nie wypełnią, a nikt tu nikogo nie morduje i nie zamorduje. – Zaraz ponownie zwrócił swą uwagę na nędznie wyglądającego Castiela.
- Fakt, to raczej moja kula. Dobrze się wbija w ciało? – Spytał z sadystycznym uśmiechem na twarzy. – Widzisz, ty ucierpiałeś, moi ludzie ucierpieli, a ja miecza nadal nie mam. Coś tu jest bardzo niesprawiedliwe, bo miecz powinienem mieć, Castielku. Co oczywiście nie znaczy, że zamierzam sobie odpuścić, bo ty mi tak mówisz. Nie obchodzi mnie, kim dla ciebie był ten anioł, ani jak bardzo go kochałeś i czy spaliście ze sobą, albo czy pokazywał ci palcem, co masz robić, bo widzę, że teraz masz z tym problem... Ważne, że wiem, że mnie nie tkniesz, a zwłaszcza w tej chwili, w tym miejscu. Darujmy sobie więc wszelkie dyskusje, bo uważam je za bezsensowne – wyznał spokojnie, patrząc Castielowi prosto w oczy, zachowując spokój, bo taki stan w sumie mu towarzyszył. I satysfakcja z powodu dopieczenia pierzakowi.
Powrót do góry Go down
Maryann Cynthia Jordan

Maryann Cynthia Jordan

Personalia : Maryann Cynthia Jordan
Pseudonim : Mary
Data urodzenia : 15.08.1994
Rasa : Człowiek
Profesja : Studentka
Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal.
Liczba postów : 8
Punkty bonusowe : 12
Join date : 30/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeSob 14 Cze 2014 - 0:44

Anthony Nicholas Carroll brzmiał jej coraz… Gorzej? Tak, chyba dokładnie tak było, choć samo słowo nie odzwierciedlało tak do końca tego, co właśnie czuła. A czuła nadzwyczaj wiele rzeczy i to niekoniecznie dobrych. Żałowała nawet po części tego, że coś podkusiło ją, by przychodzić na tę rozmowę. Coraz bardziej wydawało jej się bowiem, że zwyczajnie nie pasuje do tego środowiska.
To wszystko tutaj było takie oficjalne i sztuczne. I choć ona sama też czasem zachowywała się nienaturalnie, zgrywała osobę z iście pokerową twarzą, chociaż ta niekoniecznie jej zazwyczaj wychodziła, to nigdy wcześniej jakoś nie czuła się aż tak źle w miejscu, w którym rzekomo chciała się znaleźć od dawien dawna.
Teraz tylko, z każdą minioną sekundą coraz mocniej, utwierdzała się w przekonaniu, że słowa jednej z jej najlepszych przyjaciółek były jedną z najprawdziwszych prawd. Ktoś, kto przez większość swojego życia żył w słodkim przekonaniu o normalności tego świata, którą zburzyły tylko (pseudo)apokaliptyczne zamieszki i walki, nie dotykające jej i tak aż nazbyt mocno, najzwyczajniej nie nadawał się do nagłego wrzucenia w łowiecką rzeczywistość.
Nawet, by tylko pracować w laboratorium i nie mieć raczej na co dzień kontaktów z osobistościami takimi jak ten facet. Zakłamany bardziej od wszystkich znanych jej osób zebranych w jedność. Bo tak… Nie była aż taką pustą idiotką, by nie zauważyć, że Carroll tylko zgrywa wielkie zainteresowanie. Może i aż tak bardzo otwarcie nie okazywał jej swego znudzenia czy czegoś w tym stylu, ale jego gesty i słowa były… Stanowczo nazbyt przerysowane. W jej wypowiedzi nie było bowiem niczego takiego, co mogło powodować aż tak pozytywne pojmowanie jej.
Więc, o ile nie miała do czynienia z jakimś ćpunem wiecznie zjaranym szczęściem, a na takiego Anthony jej nie wyglądał, i może całe szczęście!, wszystko to musiało być zwykłą grą. Pytanie tylko, co chciał osiągnąć poprzez przekonanie jej do większego otworzenia się?
Przez myśl przeleciało jej to, jak wypowiadał się na temat nowojorskiej policji, a zaraz po tym naturalnie pojawiła się w jej głowie teoria, że Carroll ma zamiar w jakiś sposób zaszkodzić jej ojcu. Czego innego chciałby bowiem dokonać dzięki szczegółowemu wyciąganiu informacji od córki komendanta? Jej upragniona praca w laboratorium również mogła być tylko niecną przykrywką… A to zdawało jej się już nadzwyczaj okrutne.
Zależało jej, nie miała w tym nawet najmniejszych wątpliwości, lecz nie chciała też nikomu zaszkodzić. Słyszała co nieco o działaniach łowców i nie spodobały jej się te informacje, chociaż dotąd usilnie próbowała wierzyć, że są to tylko marne plotki. Teraz zaczynała mieć co do tego wątpliwości…
…które mogły całkowicie zaprzepaścić jej szanse i zniszczyć choć cień złudzeń, że będzie w przyszłości kimś istotnym, jednak… Sama nie wiedziała, co ma zrobić? Umysł podpowiadał jej jedno, serce zaś mówiło kompletnie coś innego. Jedynym niezmiennym uczuciem był tylko stresowy ból brzucha, który trwał przy niej wiernie już od końca poprzedniego dnia.
Zdawało jej się, że cisza po pytaniach Anthony’ego trwa już stanowczo zbyt długo, ale jakoś nie potrafiła zebrać się w sobie, by ją przełamać. Nie miała pojęcia, co może powiedzieć, aby jednocześnie nie zaszkodzić nikomu ze swojego towarzystwa i zadowolić Carrolla, by nie postanowił nasłać kogoś na nią, wypatroszyć i zostawić gdzieś w rowie, bądź, co jeszcze gorsze i paskudniejsze, wysyłać po jej kawałeczku w paczce dla jej rodziców. To były paskudne wizje i chyba dosyć nierealne, ale jednocześnie jakoś nie umiała się ich wyzbyć. W tym starcu było coś takiego… Przerażającego, co przywodziło jej na myśl tych wszystkich serialowych, książkowych i filmowych psychopatów.
Już miała zamiar otworzyć usta, by jednak próbować wydukać coś odpowiedniego, gdy rozległ się dziwny dźwięk, do złudzenia przypominający jej ten, który wydaje zbijane szkło. Uwaga Carrolla została odwrócona od niej samej i Maryann wreszcie mogła odetchnąć z cieniem ulgi. Cieniem, bo bicie szkła i dziwne zachowanie łowców ją niepokoiło.
I chyba słusznie, gdyż już po chwili drzwi otworzyły się, a ona z wrażenia aż bezwładnie klapnęła na siedzenie, z którego zdążyła na zaledwie kilka sekund powstać.
Patrzyła na sceny rozgrywające się tuż przed jej nosem, słuchała tych wszystkich słów, lecz nie odzywała się ani słówkiem. Zwyczajnie była zbyt mocno zszokowana i, jeśli miała być szczera, przerażona. Wszechobecnym gniewem, krwią i wściekłością… nieznanego jej anioła? Który to chyba ją znał, bo wypowiedział w swych słowach jej imię, chociaż może nie chodziło mu o nią… W sumie to nie było ważne, ważniejsze było bowiem to, co wyszło z ust starego łowcy.
I co wykwitło na jego twarzy, i ujawniło się w gestach, gdy wspomniał o kuli wbijającej się w ciało…
Nie. To zdecydowanie nie było miejsce dla niej i teraz świetnie to widziała. Choćby miało to zapewnić jej wspaniałą przyszłość, już nie chciała. Nie takim kosztem. Ostrożnie podniosła się w krzesła, odwijając z szyi szal i wyciągając go z niepewną miną w kierunku rannego anioła. Mógł robić za jakąś osłonę, bo łowcy raczej nie zamierzali w niczym pomóc. A przynajmniej tak właśnie sądziła. Po tym tylko spojrzała na towarzystwo, wciąż milcząc i szukając wzrokiem jak najlepszej drogi do wyjścia.
Powrót do góry Go down
Castiel

Castiel

Personalia : Castiel
Pseudonim : Cass, Cassie
Stworzony/a : po archaniołach
Rasa : anioł
Podklasa : serafin
Profesja : Anioł Czwartku
W związku z : Big Mac
Aktualny ubiór : granatowy krawat, biała koszula, ciemne jeansy, prochowiec, miękkie buty ze skóry
Liczba postów : 12
Punkty bonusowe : 16
Join date : 03/03/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimePon 16 Cze 2014 - 20:26

Albo też nie... Była dziś niedziela! Nie byle dzień dla Boga i właśnie w takie nie byle jaki dzień... To było oburzające, że człowiek zamierzał okraść anioła! Nie byle jakiegoś, nisko stojącego w hierarchii anioła, a Nicolaela. Ten fakt go tak denerwował, że nie poznawał samego siebie. Miał ochotę niszczyć, niszczyć i niszczyć, a najbardziej to odprowadzić Anthonego Nicholasa Carrolla prosto pod bramy piekielne. Jeszcze nigdy żadnego człowieka nie miał ochoty... No dobrze,  może przewinęło się kilku takich w historii świata, ale myślał, że te czasy ma już za sobą. I nie był tych ludzi tak blisko.
- Źle pogrywasz, Anthony. Masz nas za latające, nic nie robiące i jedynie przeszkadzające stworzenia, ale powiem ci, że my więcej przynieśliśmy dobra niż te twoje działania – stwierdził, wskazując na niego ponownie palcem. Castiel często gestykulował, gdy był wściekły. – My nie ranimy, by nieść pomoc. Nie okradamy. Zaś miecz jest ci zbędny. Nie musisz prowadzić wojen z upadłymi, a tym bardziej z nami. My z ludźmi zawsze jesteśmy nastawieni pokojowo, co sam dobrze wiesz, a nasze wojny... Te zostaw starszym i mądrzejszym istotom. Nie na twoją głowę nasze sprawy – stwierdził, prostując się jakoś i nie trzymając ściany. – Najgorsze jest to, że nadejdzie dzień, gdy będziesz błagał o naszą pomoc, a my, mimo wszystko, ci pomożemy, ile będziemy mogli – mówił już spokojnie. Widać było, że jest zrezygnowany. Nie miał ochoty kłócić się z Anthonym, wiedząc, że ten i tak pójdzie swoją drogą. Między innymi dlatego przemilczał obrażanie jego osoby i osoby Nicolaela.
Poza tym musiał jakoś wyprowadzić stąd Maryann i spowodować, że zniknie ona z oczu Anthonego już na wieki. To nie było miejsce dla niej, zwłaszcza, gdy siedzenie głównodowodzącego dzierżył Anthony. Wyglądała mu zarówno z zewnątrz, jak i duszy, na bardzo dobrą osóbkę, której jeszcze nie zdążono zniszczyć.
Uśmiechnął się, przecząco kręcąc delikatnie głową, gdy wyciągnęła w jego kierunku szalik. Chyba to było bardziej niedowierzanie niż zrezygnowanie z jej usług, jednakże nie przyjął tego darowanego mu skrawka materiału. Za to odetchnął głęboko, ogarniając uczucia. Nie chciał przypadkiem rzucić się na starca, przechodząc obok niego. To byłoby wbrew prawu anielskiemu i moralności. Nie krzywdził ludzi.
Niespiesznie ruszył się z miejsca, idąc korytarzem. Oczywiście musiał przejść obok dowódcy łowców.
- Widzę, że wyglądasz na dobrą dziewczynę – stwierdził, zgarniając ręką po drodze Maryann. Chciał ją stąd wyprowadzić, a przy okazji posłużyć się nią jako tarczą oddzielającą Anthonego od jego miecza. Ręka go normalnie paliła, by wbić mu prosto w serce dla pewności, ze nie przeżyje. I nie myślał już o tym. – Zapewne już skończyliście rozmowę, więc będziesz tak miła i pomożesz mi zejść po schodach. Te do posiadłości są strasznie strome, a nie mogę się stąd teleportować.  Ach te zabezpieczenia... Latanie w takim stanie jest niewskazane. I ciężkie. Latałaś może kiedyś? -  Spytał, nie zawracając już sobie głowy Carrollem. Darował sobie bezsensowne dyskusje.
Powrót do góry Go down
Anthony Nicholas Carroll

Anthony Nicholas Carroll

Personalia : Anthony Nicholas Carroll
Data urodzenia : 13.08.1945
Rasa : człowiek
Podklasa : łowca
Profesja : głowa łowców rodu Carroll
W związku z : Berengaria Ava Carroll
Liczba postów : 14
Punkty bonusowe : 20
Join date : 01/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimePon 16 Cze 2014 - 21:13

Doprawdy, bardzo zaszczycony był wizytą anioła i bałaganem, który spowodował. Miał go może po łapkach całować, bo był takim genialnym obrońcą ludzkości?! Bohater się znalazł, który myślał, że mając siłę, mógł sobie ot tak wpadać do jego gabinetu, tłukąc nowe okno, zamawiane specjalnie na wzór tych starych. Może i wydawał wiele pieniędzy na remont, choć mógł wydawać mniej, ale nie lubił wydawać nadto, bo ktoś postanowił robić taki syf. Zwłaszcza ktoś, kogo, nie ukrywając, nie lubił.
- Śmiem wątpić w to, że będę potrzebował waszej pomocy, zwłaszcza, że  nie potraficie korzystać z drzwi. Rad bym był, gdybyś następnym razem poprosił któregoś ze strażników, to ci je otworzy i wskaże drogę, skoro to taki problem coś u nas znaleźć. I chyba nie sądzisz, że będę siedział spokojnie w swoim gabinecie, wiedząc, że w każdej chwili ktoś od was lub z tych drugich was zechce ponownie wpaść do mnie w odwiedziny przez... okno! Dokładnie... Okno.
- Obrona. Obrona nam potrzebna, a do obrony anielska stal, więc... Póki nie będę mógł czuć się bezpieczny we własnym domu, to będę robił to, co uważam za słuszne, by osiągnąć jak największe bezpieczeństwo. Czyż to nie brzmi logicznie? I wiem, co możesz sobie pomyśleć, ale nie. Zgraja aniołów nie będzie mi chodziła po domu, bym czuł się bezpieczny. Poza tym i tak wam nie ufam, czego nawet nie ukrywam – przyznał z tym swoim stoickim spokojem i wyrazem twarzy, który mówił, że ma się za osobę naprawdę cholernie mądrą. – A teraz wybacz, ale muszę posprzątać bałagan po tobie...
- Maryann, pamiętaj, by być tu już jutro – przypomniał. – Przepraszam cię za tą stresową sytuację. Powiedziałbym, że to się nie powtórzy, jednakże również w laboratoriach zdarzają się... wypadki. Do zobaczenia – pożegnał się z panną Jordan skinieniem głowy i wszedł do jednego z gabinetów. Musiał ogarnąć ten bałagan możliwie szybko, bo czekała go kolacja z Laurel i Aidanem, co mogło być bardzo interesujące.
[z/t]
Powrót do góry Go down
Maryann Cynthia Jordan

Maryann Cynthia Jordan

Personalia : Maryann Cynthia Jordan
Pseudonim : Mary
Data urodzenia : 15.08.1994
Rasa : Człowiek
Profesja : Studentka
Aktualny ubiór : Elegancka spódnica; podkolanówki; brązowe botki; biała bluzka; beżowy żakiet; kurteczka ze sztucznym futerkiem (przewieszona przez ramię); bordowy szal.
Liczba postów : 8
Punkty bonusowe : 12
Join date : 30/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimePon 16 Cze 2014 - 23:15

Nie sądziła, by chciała już pracować z łowcami. Takie rzeczy zdecydowanie nie były dla niej. Pomimo tego wszystkiego, co wydarzyło się po tej swoistej apokalipsie i podczas niej, co całe szczęście nie dotknęło jej aż tak bardzo z matką i braćmi w domu na spokojnej wsi, jakoś nie czuła się zbyt dobrze ze świadomością tych wszystkich okropieństw. Nieważne, czy robili je nadnaturalni, ogólnie przecież przyjmowani za najpaskudniejsze indywidua, psychopatów, brutali oraz mącicieli i zabójców, czy może łowcy i im podobni pod przykrywką chronienia ludzi.
Dotąd nie miała jakoś zbyt wielu okazji, by wyrobić sobie bardzo silne przekonanie, które pozwoliłoby jej stanąć po którejś ze stron, jakimi byli zwolennicy i przeciwnicy instytucji łowieckiej, ale teraz chyba nadeszła na to najwyższa pora i jeśli miała być szczera… Łowcy zyskiwali u niej coraz gorszą opinię. Może nie wszyscy byli dokładnie tacy jak Anthony Nicholas Carroll, ale raczej nie zamierzała się o tym przekonywać. Miała dość rozrywek tego typu i to raczej na dłuższy czas.
Chłodno uprzejmi starcy przypominający jej prawdziwych psychopatów, poranione i pobrudzone anioły wpadające przez okna, wrzaski, wyraźna nienawiść emanująca od obu mężczyzn, zachowania reszty łowców obecnych w tym miejscu i przy tej sytuacji… Nie, to zdecydowanie nie było coś dla niej.
Nie chciała się w to mieszać. Nie chciała w pewnym momencie zwyczajnie się rozpłynąć, zaginąć, wyparować i, przy dobrym prawdopodobieństwie!, zostać odnalezioną po trzydziestu latach gdzieś w rowie w postaci garstki kostek. Ta gorsza wizja obejmowała posłużenie za jakiś obiekt do manipulowania innymi, pokarm dla zwierząt, próbki do badań czy inne ohydne rzeczy tego typu.
Nie zamierzała narażać siebie i swoich bliskich nawet dla możliwości zapewnienia sobie świetlanej przyszłości, jeśli w grę wchodziła możliwość, że ta świetlana przyszłość objawi się w postaci pieca w krematorium buchającego jasnym ogniem. Wolała podziękować za takie dobrodziejstwa. Pytanie tylko, czy wciąż miała szansę wycofać się z tego wszystkiego? Czy łowcy mieli jej od tak odpuścić, bez nawet najmniejszych konsekwencji? A jeśli jakieś miały być, to czy mogła przyjąć je tylko ona? Nie chciała, by za jej głupotę płaciła niewinna rodzina. Zbyt mocno ją kochała, choć czasem mogło na to nie wyglądać.
Dlatego też nie powiedziała nic głupiego i tylko dyskretnie rozglądała się w poszukiwaniu możliwości jakiejś odpowiednio dobrze motywowanej ucieczki z tego miejsca i to na dodatek takiej, która na rasową ucieczką by nie wyglądała. Jednym słowem… Beznadziejna beznadzieja. Choć może nie tak do końca?
Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech, cofając rękę z szalem, gdy anioł postanowił odmówić jego przyjęcia. Cóż… Nic na siłę, choć i tak zamierzała jeszcze próbować namówić go do choć wytarcia nim krwi. Może i rozumiała, że swego rodzaju ujmą na męskim honorze mogło być korzystanie z szala typowo dziewczęcego, lecz to była kwestia dosyć paskudnego krwawienia, które należało czymś zatamować. A nic lepszego nie było w tej chwili możliwe do znalezienia. Może powinna zaproponować mu wizytę w jej domu? Z tego, co dobrze pamiętała, mieli tam całkiem sporo najróżniejszych środków medycznych, a przede wszystkim prysznic i ręczniki.
Nim jednak zdążyła się odezwać, sam zgarnął ją, najwyraźniej kierując się w stronę wyjścia. Spojrzała na niego pytająco, mimowolnie układając się tak, by w razie czego móc go podtrzymać. Wyglądał okropnie z tym krwawieniem i wszelkimi ranami. Nie chciała, by jeszcze zaliczył bliższe spotkanie z podłogą lub wspomnianymi przez niego schodami. Pospiesznie kiwnęła Anthony’emu głową, mrucząc pod nosem jakieś krótkie pożegnanie połączone z niezrozumiałym szeptem i starając się nadążyć za towarzyszem…
… którego stan potwornie ją przerażał. Nie wiedziała nawet, która krew jest jego i czy może ma też inne rany poza tą wyraźnie widoczną. Czy anioły mogły się wykrwawić na śmierć?
- Wyłącznie samolotem. – Uśmiechnęła się do niego, obejmując go jedną ręką i podtrzymując, a drugą grzebiąc z torbie, z której po chwili wyjęła butelkę wody.
Jakimś cudem udało jej się odkręcić ją zębami i teraz rozglądała się w poszukiwaniu jakiegoś odpowiedniego miejsca. Nie znajdując go, co w sumie nie było już dla niej rzeczą zbyt dziwną, zwyczajnie zatrzymała się przy jakiejś niewielkiej półeczce. Wylała odrobinę zawartości butelki na szalik i przyłożyła go do twarzy nieznajomego anioła, bo w sumie nadal jej się osobiście nie przedstawił, ścierając krew, pod którą całe szczęście nie było jakiejś wielkiej rany. Ta na skrzydle już i tak wystarczająco ją przerażała.
- Nic nie mów. – Przykazała, dokładnie tak samo, jak on nakazał jej pomoc sobie w zejściu ze schodów. Wylała z buteleczki jeszcze odrobinę wody, powtarzając czynność, aż wreszcie wyglądał choć odrobinę po ludzku… Na ile wygląd anioła kiedykolwiek można było nazwać ludzkim. Westchnęła, patrząc na stan jego płaszcza i wodząc wzrokiem po najbliższej okolicy.
- Skoro dobrze się orientujesz w oknach, to może wiesz też, gdzie tu znajdziemy łazienkę? – Spytała z kolejnym uśmiechem, lecz po chwili lekko się skrzywiła. – Mogę być szczera? To nie wygląda za dobrze… Mam nadzieję, że mi tu zaraz nie padniesz.
Powrót do góry Go down
Castiel

Castiel

Personalia : Castiel
Pseudonim : Cass, Cassie
Stworzony/a : po archaniołach
Rasa : anioł
Podklasa : serafin
Profesja : Anioł Czwartku
W związku z : Big Mac
Aktualny ubiór : granatowy krawat, biała koszula, ciemne jeansy, prochowiec, miękkie buty ze skóry
Liczba postów : 12
Punkty bonusowe : 16
Join date : 03/03/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeWto 24 Cze 2014 - 14:18

- No tak... Żelazne maszyny – powiedział tak jakby do siebie, wiedząc co to samoloty. Podróżowanie nimi robiło się przed apokalipsą dla ludzi coraz bardziej powszechne. – Ufanie stercie żelastwa, w którym ciężko jest na chronić ludzi. Wolałem czasy, gdy podróżowano karawanami. Spokojniej i wolniej – skomentował, oglądając się za siebie, czy Anthony Carroll już zniknął. I zniknął. Chwała Niebiosom, że go nie zabił, bo naprawdę niewiele brakowało.
Najgorsze było to, że nawet nie zamierzał z tym przestać. Nawet stwierdził mu prosto w twarz, że będzie próbował nadal, póki nie będzie czuł się bezpieczny... Jak chciał czuć się bezpieczny, gdy miał miliony wrogów?! Ochrona anielska tego przybytku byłaby najlepszym rozwiązaniem...
Spojrzał zdezorientowany na dziewczynę, przerywając myśli, gdy ta przyłożyła mu mokry szalik do twarzy. No tak... Troska. Czemu nie było na świecie więcej takich ludzi jak ona, niż takich jak przywódca łowców? Coś tu było nie w porządku, zwłaszcza, że ci jak Anthony niszczyli w końcu jednostki takie jak Maryann.
- Spokojnie, nic mi nie będzie. To tylko kilka obrażeń, ale nie polecę już więcej. Musimy iść. Musimy cię stąd wydostać i proszę, powiedz mi, Maryann, że nie przyjęłaś się tu do pracy – powiedział tym swoim ochrypłym głosem, choć wiedział, że było zgoła inaczej. Położył swoją dłoń na jej i przerwał wycieranie jej jego twarzy. – To ja jestem od udzielania pomocy ludziom, a nie ludzie od udzielania pomocy mi – stwierdził, rozglądając się po korytarzu podejrzliwie. Mimo że nikt nie kręcił się po nim z łowców, to i tak nie było dobre miejsce do rozmowy.
- Nie szukaj łazienki. Musimy stąd iść – powiedział, zaraz ściszając głos, rozglądając się co chwila i kontynuując. – Nie jesteś tu bezpieczna. Najwyraźniej nie wiesz wszystkiego. W sumie żadna z was nie wie wszystkiego. W sumie do dziś sądziłem, że nie żyjesz. I gdzieś się podziewała? Gdzie mieszkasz? Gdzieś daleko? – Spytał, marszcząc brwi w zamyśleniu. – Nieważne, ale musimy stąd iść. Chodź. – Złapał ją ponownie w pasie i pociągnął w kierunku wyjścia. – Chodźmy – powtarzał jedynie, póki nie opuścili terenu posiadłości, a i wtedy rozglądał się podejrzliwie wokół.
Powinnaś wyjechać z Nowego Jorku i to natychmiastowo, jak najdalej i zmienić nazwisko, wszystko. Zostaw wszystko, bo oni cię wywęszą, a nie mogą. Cholera... Jak uciekniesz, to będzie wiedział. Będzie pewny. Dobra, będę musiał ci powiedzieć, co wiem i zabrać gdzieś ciebie i Rowan. Razem ustalimy co dalej, bo już nie możecie być bezpieczne. Znikacie obie lub nie wiem – stwierdził, idąc jakąś ulicą i ciągnąc za rękę Maryann. Nagle stanął, rozglądając się wokół.
- Wiesz, gdzie tu najbliższy McDonald’s? – Spytał, odwracając się do niej. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mogła go za bardzo nie zrozumieć i mógł jej się przez to wydać dziwny. – Spokojnie, wszystko jakoś ułożymy. Wpierw potrzebuję Big Maca.

[z/t]
Powrót do góry Go down
The Host
Mistrz Gry
The Host

Liczba postów : 27
Punkty bonusowe : 31
Join date : 13/04/2014

Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitimeCzw 21 Maj 2015 - 21:18

Przeskok do maja 2022r.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Korytarz przed biurami Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz przed biurami   Korytarz przed biurami Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Korytarz przed biurami
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Przed domem
» Fontanna przed HL

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
The Ghost Of You :: USA (Nowy Jork) :: Nowy Jork, główna siedziba łowców rodu Carroll-
Skocz do: