The Ghost Of You
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Większy apartament

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePią 6 Cze 2014 - 23:24

Większy apartament Amazing-antique-bedroom-paint-colors

***

Zerwał się zaraz z krzesła zaraz za swoją żoną. Był to gest odruchowy, który po chwili dopiero do niego dotarł i który w sumie uznał za słuszny. Jego miejsce bowiem znajdowało się przy niej na dobre i na złe, i tak dalej i chciał, by tak zostało. Już zawsze.
Objął ją w pasie, by robić za oparcie i jednocześnie otuchę po tym wybuchu. Martwił się o nią, zwłaszcza, że bywała przez ciążę coraz bardziej słaba. Nie chciał, by stało się coś złego jej lub jego dzieciaczkom, więc troszczył się zarówno o nią, jak i o tę niesforną dwójkę, a takie spore towarzystwo podziałało niezbyt dobrze na jej samopoczucie.
- Już spokojnie... – Mruknął do niej w łazience, odgarniając jej włosy z twarzy. – Jeden kochany przez Nickiego wdech i jeden kochany przez Nickiego wydech, potem drugi, trzeci , kolejne kochane przez Nickiego wdechy i wydechy. I nie ma tu z nami nikogo. Jesteśmy już sami – stwierdził, zbierając całkiem zręcznie jej włosy w kucyk i związując go wyciągniętą z kieszeni chusteczką. – Może obmyj twarz zimna wodą – zaproponował, będąc tuż obok. Odkręcił jej nawet kran, choć szybko się zorientował, że to była gorąca woda, więc odkręcił drugi kurek z zimną. Po chwili podał też suchy ręcznik.
- I jak? Lepiej? – Spytał z troską, łapiąc jeden z pukli, które uciekły z jego misternie związanej fryzury. – Co powiesz na to, bym przytulił do serduszka moją kochaną żonkę i ponownie przeniósł ją przez próg? Och, co ja się pytam. Takie urrrocze kitrydziątko z ciebie, które nie potrafi mi się oprzeć, czyż nie? – Stwierdził, uśmiechając się do niej i przytulając do siebie. – Kocham cię, Buffy. Czujesz się już lepiej? Idziemy oczywiście do pokoju, bo nie zamierzam cię skazywać na jakikolwiek stres – zadecydował, a gdy pokiwała głową, uniósł ją lekko z podłogi i bez większego wysiłku. Oczywiście przytulił do siebie i zaraz wyszedł z łazienki, kierując się po schodach do ich apartamentu i opowiadając co nieco o tym, co mogliby robić w pokoju, zaczynając od niewinnych rzeczy typu szachy czy gra w karty, co było oczywiście stekiem poważnych żartów.
- Potem oczywiście możemy zająć się kółkami i krzyżykami... O!, i jest nasz zacny pokój – krzyknął, otwierając drzwi jedną ręką. – No, moja młoda panno... panio... pani... Witam w pokoju państwa Carroll. – Przestąpił pewnie próg i składając swoją księżniczkę na łóżku. Zaraz usiadł obok i ucałował w usteczka.
- I jak? Lepiej? Wiem, powtarzam się. To jak, lepiej? I kim jest ta cała Rowan, bo zdawało mi się, czy się świetnie znacie? Bo tego faceta od Meg to pewnie nie znasz – zapytał oczywiście z ciekawości.


Ostatnio zmieniony przez Nicholas Andrew Carroll dnia Nie 8 Cze 2014 - 15:39, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeSob 7 Cze 2014 - 1:58

Nie czuła się zbyt dobrze. Ba!, czuła się fatalnie i to, wbrew pozorom, nie miało najmniejszego związku z jej wściekłym wybuchem w jadalni. O nim jeszcze chyba nawet nie myślała, a przynajmniej chwilowo myśli o tym nie przelatywały przez jej głowę. Bolącą i szumiącą, zdecydowanie paskudnie się czującą głowę. Jak i resztę ciała w sumie też. Świat przed jej oczami wirował sobie radośnie, a jej zdawało się, że zaraz zwymiotuje. Na dodatek jeszcze ciążowy brzuch ciążył jej wręcz niemiłosiernie, utrudniając znacznie ruchy i sprawiając, że ryzyko puszczenia malowniczego pawika na korytarzu stawało się tylko coraz bardziej widoczne oraz wyraźne. A to nie pomagało.
Całe szczęście, choć może i nieszczęście, bo raczej nawet teraz nie chciała, by ktokolwiek widział ją w takim stanie, a zwłaszcza nie jej Nicky, nie była sama. Z niemałą wdzięcznością, oparła się o niego w drodze do toalety, wzdychając ciężko i wciągając powietrze jakby z niemałą trudnością. Czuła, że coś jest nie tak i była pewna, że nie chodziło tu tylko o jakiś nagły napad wściekłości i żalu do prawie całego świata, a o coś znacznie więcej. Nie potrafiła tylko zidentyfikować tego niepokojącego uczucia, które męczyło ją już od dobrej chwili, nie dając się do końca uspokoić.
Miała jednak szczerą nadzieję, że to i tym razem przejdzie. Tak samo jak wszystkie inne momenty, w których źle się czuła. Łudziła się, że to dokładnie to samo, co wcześniej, jednocześnie jakby podświadomie wiedząc, że tylko się oszukuje. Miała złe przeczucia, fatalne wręcz, ale niestety nie dające się dokładniej określić. I to tylko chyba dokładało do jej mdłości, zawrotów głowy i uczucia przejmującego gorąca zmieszanego z nagłymi napadami arktycznego wręcz zimna.
Zachwiała się, automatycznie mocniej przytulając do męża i przytrzymując się go. Nie chciała upaść. Za nic w świecie i nie chodziło jej tutaj o nią samą czy też jakieś chore poczucie dziwnego rodzaju księżniczkowania. W swoich panicznych próbach poczucia się lepiej i utrzymania na nogach miała na myśli coś zupełnie innego. Coś, a właściwie dwa Cosie… Dwa Ktosie lokatorzące w jej przepastnym brzuchu zbliżającym się już chyba do granic swych rozmiarowych możliwości. Co zazwyczaj nie było rzeczą niemiłą, ale jakoś dzisiaj… To jej ciążyło. Dosłownie i w przenośni.
Zgodnie z nickusiowymi zaleceniami, starała się oddychać w miarę normalnie, jednocześnie opierając się rękami o umywalkę i pochylając głowę. Przymknęła oczy, gdy odgarnął jej włosy z twarzy, nadzwyczaj przemyślanie, bo niewiele brakowało, by zaczęła nimi pluć, ponownie wzdychając ciężko i usiłując powstrzymać odruch wymiotny wraz z wirowaniem wszystkiego dookoła, bo zawroty głowy tylko to wszystko napędzały.
Po chwili uniosła głowę, uśmiechając się jakby blado do swego cudnego, iście anielskiego, a przynajmniej według tego książeczkowego wzoru anielskości, męża. Przez dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy, nim wreszcie kiwnęła głową, odwracając twarz w kierunku lustra i wzdrygając się ze zgrozą. Jeśli teraz, gdy nudności i cała reszta zaczynały powoli ustępować, wyglądała niczym chodzący trup, była bladozielona i miała chorobliwie nienaturalnie błyszczące, i to bynajmniej nie słodko ze szczęścia, oczy… To jak musiała wyglądać wcześniej?
Szybkim ruchem odwróciła się od lustra. Chyba nawet aż nazbyt szybkim, gdyż nagle przed jej oczami zrobiło się ciemno, a ona automatycznie chwyciła się swego Carrollka, by utrzymać równowagę. Nie było dobrze.
Gdy jednak po kilku sekundach jakoś mniej więcej zaczęła wracać do siebie, powolutku, i tym razem już ze znacznie większą ostrożnością, ponownie oparła się o umywalkę, ochlapując twarz zaoferowaną zimną wodą. Po tym zrobiło jej się odrobinę lepiej. Może nie od razu na tyle, by mogła skakać i tańczyć, ale z pewnością nie było tak źle jak na początku. I wiedziała, że w olbrzymiej mierze zawdzięcza to obecności i opiece Nickiego, za co też obdarzyła go kolejnym uśmiechem. Tym razem już wyraźniejszym.
- Lepiej. – Mruknęła, pozwalając się przytulić i jednocześnie osobiście przytulając do niego. Bo faktycznie było znacznie lepiej tak opierać się o ukochaną osobę, czuć ciepło od niej bijące i tulące ramiona. Słuchając słodzącego jej głosu, który tak bardzo uwielbiała i… zwyczajnie czując się kochaną. Zwyczajnie niezwyczajnie, bo to było coś wielkiego. I wspaniałego. Bardzo wspaniałego. – Nie potrafię i nie chcę. – Stwierdziła, zatapiając nos w jego koszuli. – Nieopieranie się jest dużo wspanialsze. I teraz to ty robisz ze mnie jakąś damską wersję pantoflarza. Pantoflarę? – Zaśmiała się cichutko, obdarzając go czułym uśmieszkiem. – Też cię kocham, Nicky.
Porwana w ramiona, objęła go ramionami za szyję, wciąż lekko chichocząc, choć okropne samopoczucie nie do końca ją opuściło. On jednak działał na nią lepiej od jakiegokolwiek leku, więc wierzyła, że i tym razem będzie dokładnie tak. Nie powstrzymało jej to jednak przed panikująco-śmiejącym się piskiem wydanym, gdy spojrzała w dół podczas wnoszenia jej na górę. Słodziasnego wnoszenia i najwyraźniej zupełnego nie robienia sobie niczego z jej ciężaru. Cały jej Nicky. Od czasu wampirkowania stał się jeszcze większym szaleńcem i teraz chyba starał się to jej jeszcze udowodnić poprzez noszenie na rękach i jednoczesną uroczą gadatliwość. To jego kochane paplanie o wszystkim i o niczym, które zawsze ją rozczulało i olśniewało swoją naturalnością. Sprawiając, że kochała go jeszcze mocniej.
- Kółkami i krzyżykami, powiadasz? Pokonam cię jak nic. – Wyszczerzyła się do niego już o wiele weselej. Jej twarz też powoli zaczynała nabierać normalniejszych kolorów. – Pani Carroll… Wciąż nie mogę w to uwierzyć… – Przytuliła się do niego mocniej, uśmiechając z czułością. – Ile to czasu… Rok… Niecały rok, a tyle zmian w życiu. Na lepsze. A wkrótce i ciekawsze. – Dotknęła łapką brzucha.
Ułożona na wygodnym łóżku, przeciągnęła się leciutko, na ile pozwalały jej na to dzieci, i odpowiedziała pocałunkiem na pocałunek. Wprost uwielbiała te ich cmokania.
- Lepiej. Już lepiej, bo jesteś ze mną. – Uśmiechnęła się, jednak ten uśmiech nadzwyczaj szybko zgasł w obliczu wspomnienia Rowan. Zamknęła oczy, zasłaniając je dłonią i wzdychając jeszcze ciężej niż wcześniej. Ciężej i bardziej smutnie. – Rowan… Znałam ją pod całkowicie innym imieniem. Choć to fakt, Rowan Jordan Persephone Andrews występowała w naszych zabawach. Tak, zabawach, bo my… – Głos załamał jej się jakby w połowie słowa, a do oczu napłynęły łzy, które już po chwili zaczęły spływać ciurkiem po jej policzkach, nie dając się zatrzymać. Kolejne słowa wyszły z jej ust dopiero po dłuższej chwili. – Myślałam… Że nie żyje… Przez tyle czasu myślałam, że zostałam całkowicie sama… A ona… – Ponownie urwała, szlochając przejmująco, by wreszcie wtulić twarz w jego pierś i pozwolić łzom dalej płynąć. A jej samej trząść się jak osice. – Nicky… – Szepnęła jeszcze tylko pomiędzy kolejnymi szlochami. – Kocham cię, Nicky… Obiecaj mi, obiecaj mi, że będzie dobrze… Bo nie wytrzymam… Nie dam rady z kolejnym…
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeNie 8 Cze 2014 - 15:39

- Na twoim miejscu zastanowiłbym się, czy aby na pewno mnie pokonasz. Wykluczając oczywiście ewentualność, gdy to ja postanawiam dać ci fory i pozwolić wygrać. Oczywiście mówiąc z pełną skromnością i w towarzystwie swojego uroku osobistego, uważam siebie za mistrza we wszystkim... Tak, dokładnie we wszystkim. Mistrz Nicholas – stwierdził z uśmiechem wymalowanym na twarzy i oczywiście w towarzystwie troski. Jego oczy mogły ukazywać strach o stan żony i jego dzieci, bo nie wyglądała zbyt dobrze. Choć teraz widać było, że najgorsze chyba już minęło. Zwrócono jej kolorki, które to prawie wróciły do normy oraz pojawił się też ten nieznaczny uśmiech na jej wargach.
Mimo to się martwił nadal jej stanem. Żałował, że nie miał tu swych umiejętności uzdrawiających i nie mógł sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z jej organizmem jest w porządku. Wtedy przynajmniej mógłby być stuprocentowo pewny, a tak musiał być przy dobrej nadziei.
- Czyż nie? Mam obrączkę na palcu! Jestem mężem, niedługo zostanę ojcem, mimo tak młodego wieku. I czuję się z tym cudownie. Mam aby nadzieję, że będę mógł ci zapewnić wspaniały dom i kochaną atmosferę w nim, na co zasługujesz. Chciałbym, byś była możliwie maksymalnie szczęśliwa – przyznał, stawiając kolejne niespieszne kroki.
Gdy już byli sami w pokoju odprężył się jeszcze bardziej. Tu raczej nie miała wpaść cała chmara niestabilnych emocjonalnie nadnaturalnych, kłócących się nad głową jego kochanej Buffy. I pewnie cieszyłby się, że ta wizja jest tak nieprawdopodobna, że aż niemożliwa, ale sam przywołał demony przeszłości do ich sypialni.
Przytulił ją do siebie, milcząc, chcąc wysłuchać ją do końca i dodać otuchy. I chyba rozumiał nazbyt wiele, mimo że zdań padło kilka i to urwanych, niedokończonych.
- Ja też cię kocham – szepnął, nadal tuląc do siebie i głaszcząc po plecach. – Wszystko będzie dobrze i nigdzie się bez ciebie nie wybieram. Nawet na tamten drugi świat, o ile istnieje życie po śmierci. Nie dam ci się nacieszyć samotnością, bo będę, a jeśli opuszczę na chwilę, to zawsze wrócę, bo mam do kogo, bo kocham, bo jestem kochany, bo jesteś moją Buffy, a ja jestem twoim Nickiem.
- Widzisz... W sumie Rowan też wróciła. Jest twoją siostrą, prawda? Możecie się potem wymienić kontaktami i spotykać, rozmawiać ze sobą. Jest w końcu ktoś z twojej przeszłości. Ja odzyskałem tatę i brata, a ty Rowan. Widzisz, zamiast być źle, to jest dobrze, bo ona żyje, a tymi spięciami na dole się nie przejmuj. Taki dzień. My też miewamy gorsze dni, które przecież mijają, które zostają wybaczone. I jestem z tobą. Zawsze będę – rozwinął się po chwili pocieszania w milczeniu.
Non stop tulił do siebie Buffy, głaszcząc ją po plecach, a potem po brzuszku i był, był tuż obok niej, jak chciał być już zawsze.

Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeNie 8 Cze 2014 - 18:52

Nie chciała, by ktokolwiek się o nią martwił. Zwłaszcza, gdy może sama była odrobinę, ba!, przeogromnie przestraszona swym stanem, ale jednocześnie szczerze wierzyła w to, że tak okropne samopoczucie i tym razem przejdzie jej szybko oraz nie odbije się zbyt dużym echem na dalszych minutach dnia. Dnia, który powoli miał się już ku końcowi, choć przecież tak niedawno dopiero się rozpoczął.
Cóż się jednak dziwić, sama podróż nie zajęła im przecież kilku chwil, a dłuższy czas. Dodatkowo jeszcze ta nieudana kolacja… Nieudana, którą przecież po części ona sama zepsuła, z czym powoli już zaczynała czuć się źle. Powinna była przecież być zwyczajową sobą i zachować dla siebie wszystko to, co mogło spowodować jadalniane spięcie. Tymczasem nie zrobiła tego, wychodząc na osobę potwornie kłótliwą i jakby po części też niezrównoważoną psychicznie. Na dodatek wyleciała jeszcze tak gwałtownie, choć to akurat było raczej lepsze od pozostania tam w takim stanie, pozostawiając całą resztę gości samym sobie.
Choć nie musiała tam przecież siedzieć, bo gospodynią tego wszystkiego w żadnym razie nie była. Nie była, za to zdecydowanie utrudniła gospodyni planowane działania, jakiekolwiek by to były rzeczy. I naprawdę, ale to naprawdę nie chciała musieć tam wracać. Całe to towarzystwo razem wzbudzało w niej, jeszcze znacznie większy niż naturalny, odruch wymiotny. Nie to, że nie lubiła tych ludzi, i w sumie nie tylko ludzi, bo w większości jednak nadnaturalnych, ale wszyscy w przysłowiowej kupie jakoś niespecjalnie przypadali jej do gustu.
Atmosfera w jadalni była bowiem prawdziwie tragiczna. Pełna fałszu, skrywanych żałości i oskarżeń, smutku, wściekłości, olewania na siłę, złośliwości… Istnie piekielnej mieszanki. Nie czuła się dobrze wśród takich rzeczy i to działało na nią dosyć destrukcyjnie. Biorąc pod uwagę na przykład tempo jej wylatywania z pokoju i usilne twierdzenie sobie, że już tam nie wróci. Bo wracać w żadnym razie nie chciała. Musiała, ale nie chciała.
Całe szczęście miała przy sobie kogoś, kto służył jej oparciem. Kogoś, kogo kochała i kto kochał ją, przez co było znacznie łatwiej przyjmować paskudztwa fundowane przez los. Chociaż i tak nie zawsze potrafiła niektóre rzeczy przetrzymać. I, o paskudny świecie, nie zawsze była z nim tak do końca szczera. Nie z powodu własnego fałszu i zakłamania, wcale nie z chęci osiągnięcia jakiś zysków czy zatajenia czegoś paskudnego, a ze zwyczajnego pragnienia uspokojenia go. Nie chciała, by niepotrzebnie się o nią martwił, więc zdarzyło jej się pominąć kilka rzeczy dziejących się podczas jego nieobecności. Były, ale przechodziły, całe szczęście przed jego powrotem do domu, więc wspominanie rzeczy minionych nie należało do konieczności.
Teraz jednak szczerze nie potrafiła udawać, że czuje się świetnie, choć znacznym ułatwieniem mógłby być fakt, że nie posiadał tutaj swoich nadnaturalnych zdolności, które normalnie wykluczały jej odczucia czegoś innego i twierdzenia jeszcze innego. Uwielbiała tę jego troskliwość, opiekuńczość i urocze próby, w większości bardzo udane, polepszenia jej stanu, nastroju i podejścia do tego wszystkiego, ale bardzo ciężko było jej znieść strach i niepokój tak wyraźnie widoczne w jego oczkach. Dużo bardziej wolała, gdy miejsce zajmowało w nich szczęście.
Dlatego też starała się wypadać jak najlepiej, jednocześnie nie wypadając mu z ramion, choć to nie była rzecz łatwa, gdy już raz spojrzało się w dół schodów. Jej coraz lepsze samopoczucie zaczęło jednak już dosyć sprawnie powracać, więc zdecydowanie miało się ku polepszeniu i zdjęciu z Nickiego tego wstrętnie działającego lęku o nią i o ich dzieci. Dzieci, które dosyć wyraźnie dawały o sobie ostatnio znać, teraz też wyprawiając swe wariacje.
- Ja też tego chcę. Dla ciebie i naszych dzieci, przyszły młody tatusiu. – Uśmiechnęła się do niego bardziej promiennie. – I już mi to zapewniłeś. Mam wszystko, czego mi potrzeba do pełni szczęścia, a nawet jeszcze więcej. Nigdy nawet nie marzyłam o czymś takim, a tu… Jesteś wspaniały, Tygrysku. I zdecydowanie jak najbardziej mistrzowski.
I przez chwilę miała ten cudowny nastrój zwiastujący wszystko, co najlepsze, lecz bardzo szybko zmienił się on w smutek spowodowany wspomnieniem przeszłości, do której nie chciała zbyt mocno wracać. Ba!, słowo smutek było tu aż nazbyt łagodne, bowiem targała nią rozpacz. Jak największa i najmocniejsza rozpacz na mimowolne wspominanie tego całego czasu po stracie, jak przynajmniej sądziła, wszystkich bliskich jej osób. Wciąż jeszcze pamiętała wszelkie uczucia z tamtych i późniejszych chwil, które utrzymywały się aż nazbyt długo i które zdjął z niej dopiero ukochany mąż, wtedy jeszcze nie postrzegany w kategoriach mężowskich.
Przytuliła się do niego bardziej żałośnie, próbując jakoś uspokoić to wszystko, co przychodziło do jej głowy. Wciągnęła powietrze, powolutku się ogarniając.
- Obiecujesz? – Spytała raz jeszcze, jednocześnie pochlipując cicho, upewniając się dosyć zdesperowanie. Był dla niej wszystkim i nie chciała go tracić. Nigdy.
Podniosła głowę, patrząc na ukochanego zapłakanymi oczami i uśmiechając się nieznacznie, po czym ostrożnie nakryła jego dłoń swoją. Westchnęła cicho, odzywając się już spokojniej.
- Yhym. Jest z tego samego rocznika. Przez praktycznie całe życie udawałyśmy bliźniaczki. – Zaśmiała się na wspomnienie przeszłości, które tym razem należało do tych jak najbardziej pozytywnych. A i ona czuła się już znacznie lepiej. Tak jakoś weselej i luźniej, bardziej beztrosko. – Byłyśmy sobie naprawdę bliskie, a teraz… Nie wiem, czy poznam w niej starą ją. – Zerknęła przelotem w okno, w zamyśleniu gryząc dolną wargę. – Powinnam chyba spytać o to, jak… Powinnam? – Spojrzała na Nicka pytająco i trochę niepewnie.
Po chwili pocieszania, tulenia i głaskania jednak wszystko stało się jakoś łatwiejsze do przyjęcia. Bycie tak bliziutko z ukochaną osobą jednak w pewnym sensie działało niczym jedno z lepszych lekarstw.
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeWto 10 Cze 2014 - 8:21

Wiele się ostatnio działo, co, jeśli porównać to z jego poprzednim życiem, było szalone i strasznie niestabilne. Z momentu naprawdę ciężkiego, chwili, od której zależało ich życie, wchodzili w dni idylli, która, zdawać by się mogło, może trwać wiecznie, jednakże potem znów coś się pieprzyło i lądowali oto w takiej sypialni w swoich ramionach i czekali na spokój, który powoli nastawał dzięki ich wzajemnej obecności.
I to wszystko zaczęło się dziać, gdy poznał Buffy. Wcześniej nie miał tak szalonego, niebezpiecznego i niestabilnego, a jednocześnie wspaniałego życia u boku najukochańszej istoty pod słońcem. Wcześniej spędzał swoje dni w sierocińcu, gdzie dość szybko poznał pewne dwie osóbki i tak mijało mu życie w towarzystwie dwójki równie podobnych mu ludzi. Jego ludzi. Czasy szkoły, gdy to wszystko było prostsze, jeśli spojrzeć na aktualne życie. Tamte dramaty byli niczym...
Potem apokalipsa i jego drogi z tym, co kochał, się rozeszły, ale za to poznał Gabriel, która też zamieszkała w jego sercu, mimo tej swojej obsesji. Szalona. I jego pierwsza nadnaturalna znajoma, o ile nie liczyć pana Smitha.
Jednakże oni wszyscy nie mieli szans z tą osóbką, którą trzymał właśnie w ramionach. Mimo tego ciężkiego okresu, chyba nawet najcięższego, bo tyle się zmieniło, kochał ją najbardziej na świecie, przez co zajmowała pierwsze miejsce w jego sercu. Gotów był zrobić dla niej wszystko. I dla ich dzieci.
- Obiecuję - szepnął, uśmiechając się o wiele bardziej pozytywnie. Przed chwilą był dramat, więc teraz czas był na sielankę. Poza tym byli razem, więc co mogło ich rozdzielić? Próbować rozdzielić takich szaleńców jak oni? Nic nie śmiało! Nie mogło się odważyć.
- I jestem pewny, że jakoś się dogadacie. Z pewnością lepiej jak ja z ojcem i bratem. Nie miałem okazji przy nich dorastać, a wy macie wiele życia wspólnego za sobą. Myślę, że z początku może być wam dziwnie, ale jak dacie sobie szansę, to będzie w przyszłości po staremu, o ile wykluczyć parę drobnych zmian – stwierdził.
- Myślę, że masz prawo zapytać jak jej się udało to... Przeżyć. Zaspokoisz ciekawość, a ona powinna zrozumieć i nie mieć ci tego za złe. Pewnie sama cię wypyta o wszystko, bo zauważyłem, że wy obie z jednego worka jesteście - stwierdził, śmiejąc się. Chyba wychodził na naprawdę okropnego, skoro zaczął się śmiać zaraz po tym, jak przestała płakać, jednakże fakt, że na świecie była taka druga wariatka jak jego kochana żona I myśl, ba!, wtrąciła się tu też nadzieja, że może jego przyjaciele też nadal żyją, zdecydowanie poprawiła mu humor.
- Przepraszam... Po prostu uszy do góry, Lisie. Jak się dowiem, że moi przyjaciele z dzieciństwa żyją, to nie będę płakać, a będę zapewne przerośniętym dzieckiem, które będzie tworzył chaos z pozostałymi “dziećmi”. To jak? Płaczemy, czy opowiesz mi te kompromitujące rzeczy z waszego dzieciństwa? Wiesz, mogę zawołać tu Rowan... Może będzie rozmowniejsza… Wyglądała mi na gadułę - zasugerował, łapiąc kolejny niesforny pukiel włosów i zakładając za ucho. I jakoś już tak wyszło, że na jej wargach wylądował kolejny, niewinny tym razem, pocałunek.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć... - Szepnął, czekając z niecierpliwością choć na kęs opowieści. – I myślę, że jak skończysz mi bajeczkę o małej Buffy, to z chęcią przerośnięty dzieciak imieniem Nick grzecznie i chętnie pójdzie spać – dodał, patrząc na swą żonę tymi swoimi „starymi” beztroskimi oczkami pełnymi radości. One normalnie śmiały się do wszystkiego, co w nie patrzyło. Takie podteksty najwidoczniej Nicky lubił, a nawet kochał. I myśli o takich podtekstach... W towarzystwie takich podtekstów. – A może wpierw spanie, a potem bajka... Będziemy uroczo inni? Choć ciekawość...Choć głód... Nick tak bardzo rozerwany, choć chyba głód większy – przyznał, chowając gdzieś w piersiach Buffy. Mały Nicky chyba się zawstydził tym swoim słowotokiem.


Ostatnio zmieniony przez Nicholas Andrew Carroll dnia Sro 11 Cze 2014 - 18:48, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeWto 10 Cze 2014 - 17:21

I wszystko znowu zaczynało się układać. Jak zwykle zresztą, bo przecież nie pierwszy raz w życiu przychodziło im mierzyć się z jakimiś trudnościami. Niekoniecznie tymi samymi, bo zazwyczaj bywały one różne, przeróżniaście najróżniaste!, praktycznie za każdym razem inne. Jak najbardziej dziwaczne problemy i problemiki też. Ale to zbyt mocno się w sumie nie liczyło i liczyć zdecydowanie nie powinno, choć czasem jednak samo przychodziło, nie chcąc odejść z głowy, bo zawsze i tak w końcu powracał ten błogi spokój.
Wygodnicki, tulkaniowy i cmokający spokój, którym teraz właśnie miała okazję delektować się w ramionach swego osobistego boga. Bo tak, uparcie twierdziła sobie, że tym właśnie dla niej był. Swoistym bóstwem, które wpadło niespodziewanie w jej życie, całkowicie przekręcając je do góry nogami, wprowadzając w nie masę niespotykanych rzeczy i odmieniając wszystko to, co uznawała za logiczne i prawdopodobne. I to wszystko zaledwie w przeciągu krótkiej, ba!, nadzwyczaj krótkiej chwili. Normalnie coś nienormalnego, ale i słodkiego także.
Kochała to bez dwóch zdań. Tak samo zresztą, jak i kochała swojego męża i nienarodzone jeszcze dzieciaczki, choć te ostatnie dawały jej ostatnio trochę do wiwatu… Trochę bardzo… Trochę bardzo mocno… Potwornie mocno, mówiąc szczerze, jeśli wziąć by pod uwagę chwilę obecną, w której to pełną parą harcowały w jej brzuchu, wiercąc się, kręcąc, wywijając bliżej nieokreślone fikołki, kopiąc jak najęte i…
I zwyczajnie łobuzując, choć jeszcze przecież nie miały okazji od nikogo się tego nauczyć. Wrodzony talent i to raczej nie po niej, bo ona w dzieciństwie rzekomo była osobą całkiem grzeczną. A to, że potem zmieniła swoje zachowanie… Cóż, pewne rzeczy zawsze można przemilczeć, prawda?
Choć to było w tym wypadku rzeczą raczej trudnawą, gdyż miała swego nadzwyczaj ciekawskiego Nicka u boku, a to równało się mniej więcej zupełnemu brakowi możliwości milczenia. Nawet dyskretne milczenie nie wchodziło w grę, gdy chodziło o jej męża. Prawdziwego mistrza w wierceniu dziury w brzuchu, aż wreszcie zwyczajnie miało się ochotę mieć to za sobą i wyśpiewać wszystko jak na spowiedzi… Tylko takiej bardziej ciekawskiej i wypytującej…
Spojrzała na niego spod wysuniętych z kucyka włosów, które opadały jej teraz wprost na twarz i malowniczo wręcz wywróciła oczami, nie mogąc się przy tym jednak nie uśmiechnąć. Przy kimś innym zapewne utrzymanie pokerowej miny byłoby stosunkowo łatwe, ale nawet nie chciała myśleć o tym, by w tej chwili towarzyszył jej ktokolwiek inny. Nigdy nie była z kimś tak blisko jak z Nickiem i skłonna to była przyznać bez bicia. Nawet własna rodzina nie znała jej tak dobrze, jak znał ją on, choć jeszcze przecież mieli sporo do odkrycia o sobie nawzajem.
Tak wiele nowych rzeczy przy poczuciu, że zna się kogoś tak dobrze. To było jednocześnie przedziwne i jakby szalone, patrząc na to, że od tygodnia byli ze sobą w jak najbardziej oficjalnym związku. Czego w sumie też jeszcze nie potrafiła do końca pojąć, chociaż w chwili obecnej czuła się z tym nadzwyczaj słodko. Myśl o tym, że otrzymało się od losu tak wiele, gdy nigdy nawet się o tym nie marzyło… Bo tak, bardzo długo twierdziła, że długie i kochające nad życie związki nie są dla niej, choć może tu wpływ miała też liczba idiotów spotykanych na co dzień, a o dzieciach nawet nie myślała. Była w końcu przedziwną mieszanką, a ciąże… Były dla niej nierealne.
Tymczasem to wszystko się działo. Spotkała Tego Jedynego i nadzwyczaj szybko się do niego przywiązała, równie szybciutko przywiązując się jeszcze bardziej, tym razem już narzeczeństwem, a następnie i węzłem małżeńskim. Nim jeszcze jednak zrobiła dwie ostatnie z tych rzeczy, zdążyła, z zaskoczeniem bliskim zawałowi serca, zarejestrować powiększenie rodziny, która jeszcze nawet wtedy rodziną nie była. Chociaż może i była…? Tak skrycie i nieświadomie…?
- Czyli mam już jedno duże dziecko? – Spytała, unosząc jedną brew i kręcąc głową w odgrywanym przerażeniu. – Ee. Tak się nie bawię. Była mowa tylko o dwójce. Niegrzecznej za piątkę, ale jednak dwójce. – Stwierdziła, pacając go w czuprynę. – I… Przyjaciele z dzieciństwa? Brzmi ciekawie, więc z chęcią posłucham wszystkiego tego, co takie fascynujące.
Uśmiechnęła się promiennie, przytulając do Nickiego i z radością zerkając w te jego roześmiane oczka. Tak bardzo znajome i chętnie oczekiwane. Jakby problemy nie istniały, a oni byli jak najbardziej beztroską parką na świecie. Tak właśnie się czuła i… I uwielbiała to. Bez dwóch zdań.
- Wszystko? Jesteś tego tak pewny? – Spytała, wplatając palce w jego uroczo niepoukładane włosy, gdy tak wtulił się w jej piersi, zgrywając chłopca żądnego bajeczki. To sprawiło, że nastrój jeszcze bardziej jej się polepszył, a z ust wyrwał się kolejny tego dnia śmiech. Nabrała powietrza niczym jakiś wielki lektor od bajeczek, ponownie nie mogąc powstrzymać chichotu. Po chwili jednak udało jej się jakoś opanować. – Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i lasami, w niewielkiej chatce… – Zaczęła wielce rozwlekłym tonem, przechodząc jednak do normalności. – Wychowałyśmy się razem praktycznie od samiuteńkiego początku, co czasem bywało chyba jakąś piekielną klątwą. Dla rodziców, by my… Powiedzmy, że dzieci łażących po drzewach zwieszających się nad głębokim stawem i skaczących z dachu jednego budynku gospodarczego na dach drugiego nie da się nazwać grzecznymi. Choć to i tak był wierzchołek góry lodowej. – Uśmiechnęła się pod nosem. – W mieście jeszcze jakoś szło nas powstrzymać, ale już poza nim. Dwie wariatki… W większości przypadków kończyło się to niewinnie. Jakieś zadrapania czy coś w tym rodzaju, ale pamiętam, jak postanowiłyśmy się przejechać konno. Od tak, na dziko i bez żadnej opieki, oczywiście, bo to byłaby wielka hańba. O ile Dianie udało się jeszcze dorwać całkiem spokojną klaczkę, o tyle ja zostałam wielką pogromczynią Demona… – Pokręciła głową w politowaniu, wciąż się przy tym uśmiechając. – Latami utrzymywałyśmy wersję, że spadłam z krzesła przy poprawianiu obrazu na ścianie, ale sądzę, że nikt nam w to tak naprawdę nie uwierzył. Ale zgodnie milczałyśmy, to ważne. W sumie przy wielu rzeczach usta nam się zamykały… Jak na przykład drobny incydent kapitana szkolnej drużyny. Był potwornym bucem i bydlakiem, więc nic dziwnego, że ktoś mu starannie opryskał strój odpowiednio przygotowaną mieszanką… – Zrobiła jak najbardziej niewinną minkę, patrząc w okno. – Albo próby zakładów co do romansów wśród kadry szkolnej. Wszystko było potwornie zabawne, do czasu, gdy nie wpadłyśmy na coś… Dosyć niesmacznego. Choć później i tak znowu było dosyć wariacko… I… Tyle rzeczy nas jeszcze łączyło, a teraz? Nie wiem, czy uda nam się wrócić do tamtych czasów. – Stwierdziła, wzdychając, lecz po chwili jak najbardziej się rozpogadzając.
- A ci twoi przyjaciele? Zalatuje mi to czymś genialnym, więc może tak zaspokoisz ciekawość przerośniętego Liska? – Spytała z radością w głosie, przytulając się do niego wygodniej.
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeSro 11 Cze 2014 - 19:34

- Ooo...nie! Nie, nie, nie! Nie ma  mowy, bo wpierw ja chciałem bajeczkę i świetnie o tym wiesz. Świetnie też wiesz o tym, że nie odpuszczę, choćbym miał bawić się w mnicha i grozić zaciągnięciem się do wojska, po czym groźby swe wprowadzić nawet w życie, aby tylko otrzymać... BAJECZKĘ! Taaak, to co skrywane w tej twojej główce... – Mówił, stuknąwszy ją palcem w czółko. - ... jest tak bardzo ciekawe, że porzuciłbym swój chaos na głowie, moje kochane notatki, książki i komputerki i zrobiłbym to, choć wiem, że to nie będzie potrzebne – stwierdził pewny siebie, mrugając okiem i śmiejąc się głośno. – Masz do mnie słabość, Carroll. Oooj masz i to wielką – dodał, kiwając głową z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Coś chyba nie mógł się go pozbyć, albo właśnie oczekiwał jego towarzystwa. Wiedział, że jego kochana Buffy uwielbia tę jego beztroskę i bycie dużym dzieckiem.
- I nie musisz się aż tak obawiać, bo bardzo grzeczne dziecię ze mnie. Aureolkę normalnie kupić i mi przyczepić nad głową – dodał, gdy już skrywał twarz w jej cyckach. Oczywiście nie mogąc tego  przemilczeć. – Będę zapewne najgrzeczniejszym dzieckiem, mamy Buffiany – kontynuował, nie podnosząc głowy, bo uwielbiał, jak tak wplatała palce w jego włosy. W sumie uwielbiał wszystko, co robiła.
- Ta, na pewno mieszkałaś w niewielkiej chatce... Zapewne jakiś pałac dwóch księżniczek-blondynek-cheerleaderek  z różowiutkimi ścianami, z pułkami pełnymi lalek i wielkim białym łóżkiem z przesłodko różową kołderką i poduszkami serii Barbie – przerwał, unosząc głowę. Choć zaraz zamilkł, udając, że zamyka usta na kłódkę.
I oczywiście chłonął, gdy jego żona, ależ to zacnie brzmiało!, zaczęła opowieść o dwóch brojących dziewczynach. Nie pomyślałby, że z Buffy był kiedyś taki dzikus. Stawiał na coś spokojnego, a tu cicha woda brzegi rwała i może nawet dosłownie rwała brzegi, wpadając do wspomnianego stawu. Tyle niezwykłych rzeczy i miejsc, a on jedynie... Nowy Jork.
- No, no, no... Pogromczyni Demona... To ty ze mną nie pogadasz... A nie, jednak gadasz i dobrze, choć jeśli chodzi o mnie i moich zacnych przyjaciół, to milczę, bo gdybym puścił parę z ust, to musiałbym umrzeć. O tak! Moja spółka by mnie zabiła, gdyby dorwała. Ty też musiałabyś zginąć i nasze dzieci w aktualnym stanie też, więc lepiej milczeć – stwierdził, udając poważnego. W sumie to mu wychodziło i to, jego zdaniem, raczej brzmiało poważnie. – Poza tym lisy są chytre, a nie ciekawskie... – Stwierdził, by zmienić temat.
Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeSro 11 Cze 2014 - 21:56

- Bawić w mnicha? Ty? – Parsknęła śmiechem, potrząsając energicznie głową i nie mogąc za nic powstrzymać szerokiego uśmiechu wpełzającego jej na twarz. Doskonale przecież wiedziała, czego może się spodziewać po takim beztroskim paplaniu Nickiego, a i tak dosłownie rozłożył ją na łopatki. – Kto by pomyślał, że zadaję się z kimś aż tak bardzo zdesperowanym… Normalnie desperat roku. – Mruknęła, odwdzięczając się stuknięciem go palcem w czubek nosa. – I powiadasz więc, że porzuciłbyś te swoje wszelkie nerdziakujące atrybuty tylko z powodu nieopowiedzianej bajeczki? I tak od razu do wojska… – Zrobiła wielce zadziwioną minę, zerkając na swój dosyć pokaźny brzuch i szepcząc teatralnie: - Chyba powinniśmy się obrazić, nie?
Po chwili roześmiała się pogodnie, czując nadzwyczaj wyraźny kop i fikołek, co też wzięła za potwierdzenie swoich słów i nie omieszkała o tym nie wspomnieć. Dodatkowo dodając od siebie kilka kolejnych salw chichotu, zakończonych rozmarzonym wpatrywaniem się w ten cudny uśmieszek jej zacnego męża, choć może w chwili obecnej szło go bardziej nazwać mężowsko-bajeczkowym dezerterem ze skłonnościami do mnichowania. Co uważała za całkiem beztrosko zabawne. Taka lekkość w ich relacji tylko dodawała miłości z jej strony.
- Ja? Słabość? Do takiego skromniachy? Skąd taki pomysł? – Spytała, wielce rozchichotana.
Zaś teksty o aureolkach i całej tej grzeczności jej męża, w którą w sumie czasem ciężko było jej uwierzyć, ale uznawała to za wyjątkowo… satysfakcjonujące, jeszcze bardziej rozluźniły atmosferę, która z powodu jej wcześniejszego paskudnego samopoczucia nie była dotąd aż tak znowu lekka. Teraz jednak i to się zmieniło, wprowadzając sielankę na nowo w ich życie. Miała szczerą nadzieję, że to już koniec, a przynajmniej – na jakiś czas, bo w całkowity jakoś nie wierzyła, tych ich dramatów.
Teraz mogło być już tylko lepiej i faktycznie było. Coraz milej i słodziej. W sumie, nie było w tym nic tak znowu specjalnie dziwnego, gdyż przecież osobiście twierdziła, że jej kochany jest lekiem na całe zło tego świata. A chwila obecna tylko to potwierdzała.
Czuła się już znacznie lepiej i, całe szczęście!, nie miała najmniejszej ochoty odmawiać sobie chwili popaplania o tak zamierzchłych, przynajmniej tak jej się teraz wydawało, czasach… Czasach zdecydowanie wspaniałych, ale też i wzbudzających w niej niekiedy chęć zarumienienia się z powodu tych szaleństw, jakie wyprawiały razem z Dianą. Takie rzeczy wykombinować potrafiły chyba tylko one. Wariacje nie z tego świata, które częściowo pominęła dyskretnie, mając nadzieję, że nie wyjdą na światło dzienne. Nawet tylko w towarzystwie Nicka, który zapewne miałby z niej wiele rechotu po wsze czasy… I jeszcze dłużej.
- Róż nigdy nie był moim ulubionym kolorem, więc nie trafiłeś. – Stwierdziła z zadowoleniem, po chwili dodając jeszcze: - Ale pałac… W sumie nasz dom miał w sobie odrobinę pałacowatości. Te wszystkie przejścia i skrytki… – Westchnęła, wspominając ukradkowe przemykanie się im tylko znanymi korytarzykami tego olbrzymiego domostwa. – A wracając do pokoju… Barbie też mnie nie kręciły… Ale miałam baldachim! Wielki i błękitny! No i zasłony przy łóżku, które powiewały przy otwartych drzwiach balkonowych. – Oczy jej się jeszcze bardziej zaświeciły.
A gdy już skończyła swą bajeczkę, przez chwilę pomilczała, zwyczajnie tuląc się do swego cyckotulaczomaniaka i słuchając jego cudownego głosu. Który jednak tym razem niezbyt słodził, upierając się przy milczeniu ze swojej strony. A tak bardzo ciekawiło ją jego dawne życie i przyjaciele!
Prychnęła niczym rasowy fochacz, ponownie tycając go w nos.
- Niecny Nicky, bardzo niecny… I niegrzeczny. Oddawaj aureolkę. – Prychnęła raz jeszcze, zgrywając wielce obrażoną. – Lisy są odwieczną, starożytną tajemnicą, nie wiesz? I mogę się założyć, że nie spotkałeś jeszcze bardziej ciekawskich istotek, więc mów. – Spojrzała na niego z iście pokerową miną, nie mogąc jednak zbyt długo powstrzymać tego rozbawionego błysku w oczach. – Albo wstąpię do wojskowego klasztoru! Porzucę twój chaos na głowie, bo mój jest tak zacny, że porzucić się go nie da, twoje kochane notatki, książki i komputerki… – Uśmiechnęła się szatańsko, mrugając do niego jednym okiem. – Chociaż wiem, że masz do mnie słabość, Carroll. Olbrzymią i upartą, ojojojoj.
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeCzw 12 Cze 2014 - 12:05

- Dobra, może wojsko lepiej przemilczeć, bo naciągane. Mnicha w sumie też... Przecież nerdem jestem, a jak to leciało? Nerdowie zawsze zaliczają. Pierwsi i z najfajniejszymi laskami. Najfajniejszymi laskami... To zbyt skromne słowa, by zawrzeć twą zajebistość, moja droga żono – stwierdził, głaszcząc szczęśliwy brzuszek Buffy. – To będzie niesamowite, gdy one już wyjdą sobie na ten świat. Sebastian i Gabrielle... Pomyślałabyś rok temu, że ja będę ojcem?! Ja nie! I to takie niezwykłe i piękne... – Westchnął i złożył całusa na policzku Buffy, a zaraz kolejnego na ustach. – To piękne, ty jesteś piękna, moje życie dzięki tobie jest piękne.
To wszystko naprawdę szło tak szybko, że nie miał nawet czasu się zastanowić nad tym wszystkim. Jeszcze nie tak dawno nawet się nie znali, nie miał nawet pojęcia o tym, że ktoś taki mieszka w Los Angeles... Może i słyszał o barze, ale jakoś szczególnie się nim nie interesowało, bo otaczał się bardziej w towarzystwie najbliższych przedsiębiorców. Wokół znajomych Gabriel, jak się potem okazało. Nie ogarniał uwagą całego LA, ale gdyby to zrobił, to to wszystko mogłoby się wydarzyć o wiele wcześniej i może udało by im się uniknąć niektórych epizodów. Choć wtedy mogliby nie zwrócić na siebie swojej uwagi... Cóż, tego nie mógł się dowiedzieć i w sumie to nie było takie istotne. Ważne, że teraz byli razem, a przed nimi malowała się bardzo barwna przyszłość.
- Ale aureoli to mi ty tu nie zabieraj, kochanie. Jest mi przeznaczona... – Stwierdził i zaraz zmrużył oczy, słysząc jej kolejne słowa. – Niecna ty – syknął, choć zaraz się roześmiał, padając na łóżko.
Przeniósł się myślami do chwil, tamtych chwil, które w sumie naprawdę były niezwykłe. Mówił, że nie miał rodziny w tamtych czasach, ale kłamał. Ta dwójka dzieciaków była jego rodziną i w sumie chciałby się dowiedzieć, usłyszeć choć drobną ploteczkę o tym, że żyją i mają się dobrze. Jednakże apokalipsa... Ona ich rozdzieliła, a po niej już nic nie było pewne, a w sumie nawet wątpliwe.
- Moje dzieciństwo to Nowy Jork, więc niestety nie było niesamowitych i dzikich miejsc, w których mogliśmy rozrabiać, ale nie było też tak nudno. Miałem dwójkę naprawdę kochanych przyjaciół, jednakże apokalipsa pomieszała nasze drogi i nawet nie wiem, czy nadal żyją. Choć pewnie nie, bo to byłoby naprawdę niezwykłe szczęście, by z tych wszystkich ofiar cała nasza trójka przeżyła. Ja miałem szczęście, bo trafiłem na Gabriel, ale reszta? Raczej nie mogliśmy wszyscy mieć takiego szczęścia – zaczął zamyślony, nawet z nutką smutku. – Chciałbym ich zobaczyć, albo chociaż wiedzieć, że żyją i są szczęśliwi... Byli moją rodziną.
- Hettie. On był z nas najstarszy, a ja najmłodszy i oczywiście najbardziej uroczy, ale to szczegół. Bardzo sympatyczny koleś, który uwielbiał maczać palce w systemach alarmowych i szkolnym oświetleniu. Zapewne gdybyśmy teraz chodzili do szkoły i gdyby nie apo, to mielibyśmy większe pole popisu, bo technika poszła do przodu. I większe wyzwania. Była jeszcze Sisi. Każdy uważał, że jesteśmy parą lub że w przyszłości będziemy razem, ale byliśmy dla siebie bardziej jak rodzeństwo. Potem nawet ją nazywano Carroll i to chyba nawet przeze mnie, a ja? Ja byłem nieoficjalną głową całego zespołu, która to dbała o to, by wszystko uszło nam płazem. Podobno dobrze patrzyło mi z oczu. W sumie cała nasza trójka maczała we wszystkim równo ręce i nie było wśród nas mistrza, bo mistrzów było trzech.
- Wyobraź sobie trójkę nerdów, których wszyscy lubią, bo są sympatyczni, bo załatwiają gotowce, bo odwalają tak niesamowite i niemożliwe rzeczy, że w głowie się nie mieści, a które tak naprawdę są zlepkiem kilku prostych fizycznych tricków, a które na lekcjach brane były za zlepek nudów i kosmosu... Może najpopularniejsi nie byliśmy, bo drużyna footballowi, bo cheerleaderki i inne grupy dominowały, ale nie byliśmy tymi nerdami ze stereotypów i chyba właśnie dlatego zwano nas nerdami. Z dumą. I dlatego dla mnie brzmi to zacnie. Bycie nerdem jest wspaniałe – stwierdził, patrząc na sufit.
- Przez jakiś czas nawet bawiliśmy się w nieco większe hackerstwo, by sprawdzić, jak spore umiejętności ma nasza drużyna i... trochę się działo. Czasem się nawet obawialiśmy, czy przypadkiem nie wpadnie do nas do sierocińca jakaś grupa antyterrorystów i nie wyprowadzą nas zakutych w kajdanki, ale tak się nie stało. W sumie nie działaliśmy na czyjąś szkodę, a jedynie obalaliśmy systemy dla czysto naukowych doświadczeń, ale już o tym cicho sza. Nikt, poza naszą trójką, o tym nie wiedział, więc nic nie wiesz. Choć jestem ciekawy, czy udałoby mi się przedrzeć przez współczesne osłony. To takie ciekawe... Ale bez Hettie i Sisi to nie będzie to samo. Ciekawe, czy gdzieś tam są, czy już dawno ich nie ma... Widzisz, mam do ciebie słabość - powiedział, patrząc nadal zamyślony w sufit, choć zaraz przeniósł wzrok na Buffy i uśmiechnął się. - Polubiłabyś ich. I jak się czujesz? Nie potrzebujesz czegoś?
Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeCzw 12 Cze 2014 - 20:10

- Ha! Ładnie to tak grozić, by zaraz zacząć się wycofywać? To zapewne kolejny element tego zacnego nerdowania, co, najdroższy? Pierwsi zaliczają i jeszcze jacy są skromni do tego, cisi, tajemniczy, nie chwalący się swymi osiągnięciami… – Na początku spytała niby oburzona, lecz już po chwili porzuciła grę aktorską i powróciła do ogólnej radości z tym swoim rozradowanym uśmieszkiem na ustach.
Robiąc przy okazji minę godną jakiejś wielkiej znawczyni nerdowskiej natury, choć w sumie nigdy jakoś specjalnie nie obracała się w takim gronie. Miała bowiem swoje towarzystwo, które automatycznie pochłaniało jej życie, nie dając zadawać się z kimś innym, bo byłoby to swego rodzaju ujmą na honorze.
Towarzystwo… Niekoniecznie lepsze, a nawet czasem i znacznie gorsze, jeśli spojrzeć by na niektóre podłe zachowania oraz wszechobecne fałsze, ale akurat to wolała przemilczeć. Nie ze względu na jakieś głupie przysięgi grupowe, a z ogólnej chęci nie wracania do tego. Może i bywały wspaniałe i zabawne momenty, ale było ich na tyle mało, że nie chciała niszczyć sobie nastroju. Dużo lepiej szło jej już wspominanie swojej przeszłości w towarzystwie siostry-prawie-bliźniaczki, co też przecież wreszcie zrobiła.
- Moją zajebistość…? Oj, bo zaraz się zarumienię… – Stwierdziła, faktycznie delikatnie się rumieniąc. – Moja zajebistość niestety niknie przy twojej zajebistości. Kocham cię, Nicky. – Mruknęła, mrugając do niego oczkiem i kładąc rękę na jego dłoni głaszczącej jej brzuch. – Nie, nie pomyślałabym. Nawet o sobie… I to wszystko faktycznie jest piękne… Nigdy nie myślałam, że spotka mnie coś takiego. – Odwzajemniła pocałunek z nieopisaną wręcz radością. – Dziękuję. Choć prawdę mówiąc wizja rodzenia dzieci mnie troszkę przeraża. – Roześmiała się jakby z lekka zażenowanie.
Ale było dobrze. Ba!, było coraz bardziej perfekcyjnie, bo znowu otaczał ich wszechobecny spokój i wizja cudownej, jasnej i przejrzystej przyszłości spędzonej razem i to w towarzystwie dwójki wspaniałych łobuzów. Co w zestawieniu z jej wizjami jeszcze sprzed roku było… Wybitnie przedziwne i takie słodkie. Całe szczęście nie do omdlenia, choć ze szczęścia też raczej dało się stracić przytomność. Ona jednak nie miała nawet najmniejszego zamiaru tego robić. Zbyt dobrze jej było w chwili takiej jak ta.
A gdy jeszcze wyjęczała dla siebie nadzwyczaj ciekawą bajeczkę o „przeszłym” życiu kochanego męża… Zwyczajnie nie mogło być już lepiej. Zamilkła więc tak wtulona w Nickiego, słuchając jego głosu i opowieści, która prawdę mówiąc tylko podsyciła jej ciekawość.
Żałowała, że poznali się tak późno i nie mieli okazji rozpocząć tego wszystkiego znacznie wcześniej, choć i tak sama świadomość spotkania kogoś takiego jak jej Nicky, i na dodatek tak wspaniale do niej pasującego, i budowania sobie z nim świetlanej przyszłości pełnej wszechobecnego szczęścia i beztroski była cudowna. Choć… Kto wie, co byłoby, gdyby mieli możliwość poznać się wcześniej…
To jednak nie było tu aż tak bardzo istotne i całkowicie niknęło w obliczu tej opowieści, którą dane jej było teraz poznawać i wysłuchiwać. Wspomnienia, którymi się z nią dzielił brzmiały tak cudownie sielsko. Lekko i zabawnie, niczym w jakimś wyjątkowo uroczym filmie o życiu w szkole.
Nie odzywała się zbyt wiele, gdyż nie chciała wyrywać go z tego swoistego transu i przerywać mu powrotu do przeszłości. Wiedziała, że nie miałby jej tego zbytnio za złe, lecz jednocześnie zwyczajnie chciała dowiedzieć się jak najwięcej. Chłonęła informacje niczym jakaś gąbka, choć w sumie i była teraz dosyć wielka i krągła, od czasu do czasu tylko chichocząc cicho. W jednym przypadku nie potrafiła jednak powstrzymać się przed skomentowaniem jego słów, a moment, który wybrała… Był dosyć łatwy do przewidzenia…
- Sisi… I to Carroll… Uuu… Powinnam być zazdrosna? – Spytała ze śmiechem, wiedząc doskonale, że nie ma się czego obawiać, ale jednocześnie zwyczajnie chcąc posłuchać sobie jego słodkich tłumaczeń czy też zerknąć na reakcję.
- Bycie z nerdem też jest niczego sobie. – Stwierdziła, wielce zadowolona moszcząc się wygodniej na miękkim łóżku, podkładając sobie puchową poduchę pod plecy i opierając się o nią w pozycji półleżącej. Chyba znowu zaczynał jej dokuczać ból kręgosłupa, ale nie było to w sumie niczym dziwnym, patrząc na ciężar przez nią dźwigany.
- Może spróbuj ich odszukać? Albo chociaż dowiedzieć się czegokolwiek o nich? – Mruknęła, patrząc na niego i kiwając głową, jakby w chęci nadania swoim słowom większego znaczenia. – To ma dla ciebie duże znaczenie, a ja naprawdę nie obrażę się, jeśli zostawisz mnie na te kilka dni. Możesz nawet nasłać na mnie Gabriel, jeśli by to coś dało. – Stwierdziła, nawet nie krzywiąc się przy swoich ostatnich słowach.
Naprawdę chciała, by był szczęśliwy ponad wszelką miarę, więc postanowiła dokonać tego swoistego aktu poświęcenia i usilnie wysłać go na poszukiwanie informacji mających rozwiązać zagadkę, zapewne niezbyt przyjemnie go nurtującą. Dopóki miało być to bezpieczne i nie zagrażać życiu, dopóty miała próbować go przekonać… Dlaczego by nie?
- A ja tę słabość odwzajemniam, nerdziaku mój. – Wyszczerzyła się, gdy tak na nią spojrzał z tym swoim uśmiechem na usteczkach. – Z pewnością. Może jeszcze będę miała taką okazję. Kto wie… – Pokiwała głową. – Już mi lepiej, znacznie lepiej i słodziej. Dzięki tobie… I niczego więcej mi nie potrzeba.
Uśmiechnęła się słodko, gładząc dłonią brzuszek, a następnie muskając ustami jego policzek.
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePią 13 Cze 2014 - 15:41

Miło było leżeć tak beztrosko z Buffy przytuloną do siebie i wspominać stare dzieje, gdy życie wydawało się być takie proste i niewinne. Nie wiedział o tych wszystkich nadnaturalnych, nie było apokalipsy i mimo że niedługo musiał zacząć dorosłe i samotne życie, z dala od swego dotychczasowego domu, mimo że w dzień swoich urodzin miał paskudny humor i błąkał się wieczorem po ulicach miasta, to ogólnie nie było tak źle. Było świetnie i głównie wesoło niż smutno. Przeszłość... Piękna przeszłość i jeszcze piękniejsza przyszłość, która otwierała przed nim swe drzwi.
- Sisi? Mówiłem ci, że to bardziej siostra... Nie było nic więcej. Naprawdę, więc nie powinno być tu mowy o jakichkolwiek zazdrościach – odpowiedział szybko, myśląc o swoich relacjach z Christine.
Nie było to nic więcej jak przyjaźń. Nigdy nawet nie myślał o niej w kategoriach dziewczyny, choć... Faktycznie przez kilka dni tak myślał, ale to było wtedy, gdy ktoś rzucił pierwszy raz tekst, że świetna z nich para i zaczęto ich paringować. Jednakże oboje zbywali to niezłymi ripostami, bądź też czasem udawali parę, by wprawić niektórych w oczopląsy, albo odwalać epickie sceny rozstań. Albo żeby odwrócić niektórych uwagę od działań Hettie. Nie było niczego poważnego. Byli trójką przyjaciół, byli grupą, byli drużyną i nic nie zakłócało tego stanu.
- Szukałem, ale w sieci teraz mało osobistych danych się pojawia. Może gdybym się włamał do bazy łowców, to coś bym znalazł... Albo innej organizacji. Jednakże musiałbym się włamać, narazić im, choć pewnie złapać by mnie nie złapali i... Znać ewentualne ich pseudonimy. Po apokalipsie wielu ludzi pozmieniało nazwiska, a wielu nadnaturalnych przybrało dane swoich ofiar lub kompletnie wymyślone, więc pewnie tego dużo do przebrania jest. To też ryzyko, a ja teraz nie powinienem ryzykować, bo mam o kogo się martwić.
- W dodatku pewnie nie chciałabyś, bym wrócił do Nowego Jorku, gdzie działo się to wszystko, gdzie mieszkaliśmy w trójkę i gdzie znajduje się jakaś siedziba łowców, do której wysyłałem niegdyś raporty od Gabriel. Pewnie jakaś ważniejsza siedziba, o ile nadal istnieje, a ja mam kiełki. Raczej nie zatrzyma ich fakt, że jestem asystentem archanielicy, a właściwie byłem. Ewentualnie jak się jeszcze podszkolę ze swoimi dodatkowymi umiejętnościami, to tam wkroczę. Chciałbym ich odnaleźć, o ile żyją – stwierdził, wpadając wzrokiem na Buffy.
Jednakże teraz to musi poczekać, bo mam ciebie, twój poród do zaliczenia i poznanie oraz wychowanie małych naszych kochanych dziatek. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Nie ma co się bać. I ja będę z tobą i naszymi małymi łobuzami – obiecał. – Więc na Gabriel cię tak szybko nie skazuję – rzucił, tuląc się do niej. Było mu tak miło. Wszystko na swoim miejscu, jeśli nie brać pod uwagę faktu, że są poza swoim domem.
Poderwał się nagle z łóżka, stając na nogach i patrząc podparty  pod bokami na Buffy.
- My tu gadu gadu, a ty pewnie głodna. Może skoczę na dół po coś do jedzenia, bo ty tam już dziś nie schodzisz, a czy jutro zejdziesz, to się jeszcze zastanowię. To jak? – Spytał, poprawiając ją na łóżku i podsuwając jej jeszcze jedną poduszkę. – Będziesz sobie grzecznie siedziała w tym pokoju, wygodnie, zrelaksowana i szczęśliwa, a ja będę sobie skakał wokół ciebie, bo i tak nie mam nic do roboty i wiesz, że to w sumie dla mnie nieco uciążliwe? – Przyznał, siadając obok swojej żony i łapiąc ją za dłoń z obrączką. To było niezwykłe, niesamowite i piękne.

Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePią 13 Cze 2014 - 23:30

Roześmiała się, gdy zaczął swoje tłumaczenia, które w sumie nie były jej nawet potrzebne, ale… Zwyczajnie uwielbiała zerkać na niego, gdy tak się mieszał. Nie negatywnie mieszał, oczywiście, bo tego raczej nigdy w życiu by nie chciała, ale jak najbardziej pozytywnie. I słodziaśnie. Co tu wiele mówić, jej ukochany mąż cały był słodziasny. Od góry do dołu i jeszcze dookoła, roztaczając tę swoją aurę uroku osobistego i pozytywnego nastawienia do całego świata, wprawiając otoczenie w wybitnie dobry nastrój. Jej to też nie omijało.
Czuła się cudownie, a był to dopiero początek, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Teraz mogło być już tylko lepiej. Zwłaszcza przy wsłuchiwaniu się i usiłowaniu, choć w sumie nawet nie musiała niczego usiłować – obrazy same wpadały do tej jej blond główki, wyobrażenia sobie wszystkiego tego, o czym jej opowiadał. To było łatwe, bo nie sądziła, by wiele się zmienił przez ten cały czas.
Skoro niezbyt mocno zniszczyła go psychicznie przemiana w krwiopijcę, czy też ich wszelkie dramaty, byle kilka lat też nie mogło się zbyt poważnie na nim odbić. Zwłaszcza że sama słyszała, co wyprawiał ze swą bandą w szkole i to tak bardzo pasowało jej do obecnego Nickiego.
Choć jednocześnie myśl o tym, że nie było jej dane poznać go już znacznie wcześniej, a wraz z nim może i jego wielce nerdowskich towarzyszy, wzbudzała w niej odrobinkę żalu. Jednak z pewnością nie na tyle, by znowu zaczęła czuć się źle. Co to, to nie! W żadnym razie! Teraz było wspaniale i chciała utrzymać ten stan jak najdłużej.
Starała się więc nie myśleć o tym, co wydarzyło się w jadalni i co zapewne dalej miało się dziać przy spotkaniach tak zróżnicowanego i zwyczajnie często ze sobą skłóconego towarzystwa, bo z pewnością nie dało się tego nazwać idealną grupą cudownie dobranych do siebie ludzi i nadnaturalnych… może bez mocy, ale jednak wciąż nadnaturalnych. Lecz to wszystko i rozprawianie nad tym wolała pozostawić na znacznie późniejszy czas, a najlepiej na najzwyklejsze pod słońcem nigdy.
Teraz skupiała się na kimś należącym całkowicie do niej, do którego i ona należała. Chciała, by było słodko i jak najbardziej idealnie, choć przecież na wiele rzeczy zwyczajnie nie mogli sobie pozwolić, nie będąc u siebie w domu. U siebie w domu… Zaskakujące, jak szybko uznała posiadłość darowaną im przez nickową Gabriel, za którą to wciąż jednak w sumie niespecjalnie przepadała, za coś własnego i zaczęła nazywać to domem.
Choć w pewnym sensie sam budynek nie miał dla niej większego znaczenia. Równie dobrze czuła się w niezbyt dużym mieszkanku, które przez jakiś czas zajmowali z, jak się okazało – prawdziwym, przeświadczeniem, że będzie ono tylko tymczasowe.
Owszem, miejsce i wygoda były dla niej w pewnym stopniu istotne, ale niknęły prawie całkowicie przy tym, co mogła nazwać Domem. Nie w sensie budynkowym, a uczuciowym. Stale budowaną relacją, rodziną i to nad wyraz szczęśliwą. Wciąż jeszcze szokowało ją to, jak łatwo przyjęła zmiany i przystosowała się do nich, ale to nie było złe. Słodkie, dobre, kochane, zadziwiające, niesamowite… Było wiele słów na to, jak to odbierała, lecz każde z nich swoiście opisywało jej związek i ukochaną osobę. Co też wspominała. Długo i często, by nigdy nie dać mu w to zwątpić.
- Narażanie się, wyprawy do miasta, w którym znajduje się siedziba niebezpiecznych łowców, niekoniecznie pozytywne włamy… – Mruknęła jakby do siebie, prawie natychmiastowo przytulając się mocniej do Nickiego. A właściwie to jego do siebie. – W takim wypadku miej mnie za egoistkę, która nie ma najmniejszej ochoty cię wypuszczać. O. – Stwierdziła, uśmiechając się do niego i robiąc wielce zaborczą minę, choć z łobuzerskimi błyskami w kącikach oczu. – I skoro mówisz, że wszystko będzie dobrze… Jakże nie zaufać słowom kogoś, do kogo ponoć mam słabość?
A gdy poderwał się z łóżka, ustawiając w tej iście stanowczej pozie i patrząc na nią tak, że zaczynała się czuć jak uczennica… Roześmiała się. Autentycznie beztrosko, wielce rozbawiona jego słowami o zastanowieniu się nad pozwoleniem na jej zejście. Do reszty gości, oczywiście, nie takie całkowite i na amen. Z wdzięcznością przyjęła też tę całą jego troskliwość, posyłając mu słodziasnego całusa.
- Oj, coś mi się zdaje, że jeszcze tu wykraczesz sobie robotę. – Uśmiechnęła się. – Bo wątpię, by fundowano nam darmowy urlop w miejscu takim jak to. – Splotła palce z jego palcami i odrobinkę podciągnęła się w górę, by sięgnąć usteczek i ucałować go czule. – Wiem, że skakanie to jest to, co Tygryski lubią najbardziej… – mruknęła z pogodą – …ale zostań. Tak zwyczajnie zostań. Bo jeśli jestem w jakimś sensie głodna, to tylko twojej zacnej obecności. – Ponownie go cmoknęła. – Niczego więcej mi nie potrzeba do szczęścia… No, może tylko odrobiny smacznego snu po nerdowatej bajeczce. – Stwierdziła, przeciągając się delikatnie i tłumiąc ziewnięcie.
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePią 20 Cze 2014 - 19:12

- Właśnie, jak tu nie zaufać mnie?! Mnie! Przecudownemu Nicholasowi Andrew Carrollowi?! Jedynej w swoim rodzaju, wielkiej i zajebistej, przeróżowiastej i przemądrej, pluszowej i roześmianej Różowej Panterze?! I uuups... – zamilkł z otwartymi ustami, zakłopotany mierzwiąc sobie włosy. No tak... Bywały pewne momenty w jego życiorysie, które miał przemilczeć i najwidoczniej nie było mu to dane, bo najzwyczajniej w świecie zaliczał się do ludzi aż nazbyt gadatliwych. Usta mu się nie zamykały, więc bliższym sobie ludziom paplał o wszystkim. Nawet o Panterze. Gabriel też zdążył opowiedzieć o takich dziwach.
Oczywiście nie potrafił być też jakoś długo zakłopotany. Zaraz uśmiechnął się jak mały chłopiec, który coś zbroił i nawet się roześmiał.
- Miałem o tym nie wspominać w najbliższym czasie, ale to mi się jakoś przypomniało przez wspominanie moich przyjaciół. Namówili mnie raz na wrzucenie na siebie stroju Różowej Pantery, w którym paradowałem w trakcie balu. W sumie to Deandre był tak bardzo genialny i powiązał mój pseudonim z Różową Panterą... W sensie Hettie. To było takie oczywiste, a na to nie wpadłem... – Przyznał. Tęsknił za nim, za Christine. Może to nie był taki zły pomysł, by włamywać się do chronionych baz danych. Mógł ich odnaleźć, a jeśli nie zmienili nazwisk, to bardzo szybko. I o ile nie stracił swoich starych umiejętności sprawnego dogadywania się z komputerami. Mógłby ich odnaleźć i przeprosić Deana. Zwalił sprawę wtedy w swoje urodziny. Wyszedł wtedy na nerwowego dupka. Nawet nie pozwolił mu dojść do słowa i wyszedł. – Najgorsze jest to, że włóczyłem się tak późno po ulicach Nowego Jorku w swoje urodziny, bo się z nim pokłóciłem i potem już więcej go nie zobaczyłem. Co za ironia... Heh... Moje życie jest jednym wielkim filmem. Miejmy nadzieję, że z happy endem.
Cholera, jego ulubione filmy kończyły się happy endem, więc nie mogło być inaczej w jego przypadku. Choć uważanie swojego  życia za film zalatywało co nieco absurdem i nadśmiechem. Tak, można było się z niego w tej chwili śmiać. Równie dobrze mogła to być komedia albo scena komediowa.
Ucałował ją równie czule, co ona jego. Wszystko musiało skończyć się dobrze, bo miał przecież ją tuż obok siebie. Była jego kochanym skarbem przypalającym wodę i go kochającym.
- Nie sądzę, bym wykrakał sobie robotę. Niby na co miałbym być im potrzebny. Nie posiadam żadnych przydatnych umiejętności, o których by wiedzieli. Aczkolwiek zastanawiają mnie te wszystkie sekrety i niedopowiedzenia. Wydaje mi się, że to może być informacyjna bomba. Już teraz dowiedzieliśmy się wielu ciekawych i ważnych rzeczy, więc aż strach pomyśleć, co będzie potem, gdy w końcu dotrze to spotkanie do sedna sprawy, ale my już o tym nie myślimy na razie, bo moja pani tygryskowa, liskowa i przyszło-mamusiowa idzie spać, a Nick utula do snu – powiedział, padając tuż obok na poduszki i ciągnąc za sobą Buffy. Ten jej ziew był uroczy, ale nie zamierzał jej pozwolić się męczyć. Przytulił się do niej, splatając jedną dłoń z jej i... Nawet nie pamiętał kiedy, a sam zasnął.


Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePią 20 Cze 2014 - 21:47

Sądziła, że jest całkiem dobrą słuchaczką. I choć może niewiele dziś mówiła, wysłuchiwała go jak najbardziej i przyswajała każde, nawet najmniejsze słówko, jakie wyszło z tych jego słodkich usteczek. Chłonęła opowieści jak gąbka wodę, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o jego dawnym życiu, przyjaciołach, myślach, doświadczeniach i tym wszystkim, co ukształtowało jej ukochanego męża.
I, wbrew pozorom, które odnieść mogła podczas słuchania jego niektórych słów i patrzenia na reakcje przy nich, nie ukształtowało go na życiowego smutasa, a wręcz przeciwnie. Był jej ukochanym Tygryskiem, wielce radosnym i roztaczającym wokoło siebie taką aurę, która sprawiała, że Buffy czuła się wspaniale, tak wielce lekko, nawet w dosyć okropnych momentach.
Przy nim nie potrafiła na dłużej zachowywać smutku czy jakichkolwiek negatywnych uczuć, a gdy te już musiały się pojawić, bo zwyczajnie nie było innego wyjścia, znikały nadzwyczaj szybko. Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I w sumie właśnie chyba tak było. Jak jakaś przecudowna magia ich łącząca, która za nic nie chciała zniknąć i chwała jej za to. Wspaniała relacja, jeszcze lepszy związek. Magiczny, czarodziejski, u boku jej osobistego czarodzieja. Nie mogła tego nie kochać.
A jeszcze gdy przyszło jej poznać jego szkolny przydomek… Cóż, najzwyczajniej w świecie, czuła się genialnie i miała przeolbrzymią ochotę śmiać się w głos. Zwłaszcza przy dosyć mocno rozwiniętej wyobraźni, która podsuwała jej nieustannie uroczy obrazek Nickiego w różowym stroju z ogonkiem. To była tak bardzo zabawna wizja, zaiste… Godna upamiętnienia i wspominania przy każdej możliwej okazji. Buffy aż nie potrafiła się nie roześmiać, choć mogła wyjść przez to na niezłą szaloną babę.
Jego bajeczki, poza działaniem iście słodziaśnie bawiącym, miały również chyba jeszcze jedną ciekawą właściwość – wyzwalały w niej jak największe pragnienie wtulenia się tak w jego mięciutki i cieplutki boczek, by przymknąć sobie oczy i przysypiać tak w towarzystwie tego wspaniałego głosu, który tak bardzo kochała. Nie to, że jego opowieści były tak nudne, że aż usypiały, co to, to nie!, były nadzwyczaj interesujące ją, bo przecież chciała znać go jak najlepiej, bardziej nawet od siebie.
Tu w grę wchodziło coś innego, co zwyczajnie nazwać można było przeraźliwym zmęczeniem. Wpierw dosyć długą podróżą, później tym wszystkim, co wydarzyło się w tym, nieciekawie kłótliwym, jadalnianym towarzystwie, a później jeszcze przeraźliwie paskudnym samopoczuciem, które, całe szczęście!, jakoś jej przeszło i teraz było już tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Co nie zmieniało faktu, że dosyć mocno odbiło się na jej wypoczęciu. I teraz miała ochotę smacznie sobie pospać.
Odrobinę przymulona, wtrącała się tylko w chwilach, w których nie łapała jej tak ogromniasta chęć zmrużenia oczu choć na momencik, lecz jednak uparcie trwała przy braku zasypiania.
- Nic o nich nie wiemy. No… Może odrobinkę, ale zdaje mi się, że to tylko czubeczek góry lodowej. – Stwierdziła, opadając obok niego i przytulając się wygodnie. – Skoro Nicky tak bardzo już kusi tuleniem… Dlaczego by nie… – Mruknęła sennie, opierając głowę na ramieniu męża i obejmując go łapkami. Nawet nie zauważyła, że zasnęła. Zwyczajnie odleciała w krainę milutkich snów…
…przerwanych zupełnie niespodziewanie i prawdziwie piekielnie. Przeraźliwym bólem chcącym najwyraźniej dosłownie ją rozerwać. Łzy stanęły jej w oczach, a z ust wydarł się nieopanowany niczym okrzyk. Mieszany z przerażeniem, gdy jej dłoń mimowolnie powędrowała w stronę prześcieradła… Mokrego prześcieradła…
Uniosła dłoń w kierunku oczu, by zauważyć cokolwiek wyraźniejszego w tych ciemnościach… I zadrżała jeszcze mocniej, jednocześnie wciąż targana bólem.
- Nicholas… – Jęknęła, oddychając ciężko i mając ochotę zwinąć się w kulkę, w czym jednak przeszkadzał jej brzuch. – Nick! – Krzyknęła już znacznie wyraźniej, przy kolejnej salwie mocniejszych katuszy, wbijając mu paznokcie w dłoń.
Świat wirował jej przed oczami, w głowie huczało, po twarzy nieustannie spływały łzy, a prześcieradło… Prześcieradło coraz wyraźniej moczyło się krwią…
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePon 23 Cze 2014 - 0:08

Nigdy nie myślał o przyszłości innej niż ta, która go złapała w swoje ramiona i teraz wróżyła całkiem ciekawą i słodziaśną drogę.
Wśród przyjaciół nie myślał na razie o zakładaniu rodziny. Był młody, roześmiany, z głową w chmurach, żył, by psocić. Czas mu mijał, miał kogo kochać, z kim spędzić najbliższe lata życia i co robić, bo przy jego uroczej grupie rozchichotanych nerdów nie było chwili na nudę, czy zastanawianie się, co by tu teraz porobić. Mieli spore listy planów na przyszłość w głowach, więc nie groziła im bezczynność, a przy tym rozsypanie ich grupy przez brak tematów, akcji i łączenia pasji. Mieli wrażenie, że nie groziło im nic, a potem przyszła apokalipsa i to ona ich rozdzieliła...
Potem jego przyszłość była wystawiona na nagłe przerwanie żywota. Nie tylko jego przyszłości, ale też jego żywota, co w sumie się łączyło, ale wpadła Gabriel i też nie myślał o rodzinie, bo był młody, głupiutki jeszcze, świadomy zagrożenia z zewnątrz i żył, zajmując się tym, czym mógł, byle tylko odciążyć Gabriel, a samemu się nie nudzić. Samemu, bo jej prawie non stop nie było i mimo że byli ze sobą blisko i był jej ogromnie wdzięczny, to całymi dniami mógł się nudzić, gdyby nie wynajdował sobie zajęcia. Praktycznego i produktywnego...
I pewnie nadal by tak dalej żył, gdyby nie spotkanie Buffy, która teraz spała tuż obok niego, zapełniając sobą całą jego przyszłość. I to było piękne, nawet przez niego pożądane. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego życia... Życia u boku jego lisiej gwiazdki. Gwiazdki, którą nie przytulał tylko realnie, ale też w snach. Obejmował ją i krył przed światem w swoich ramionach. To było taką spokojną wizją, która napełniała go jeszcze większą miłością w stosunku do niej. Kochał ją i nie miał pojęcia, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby nagle ją stracił. Była jego prawdziwą drugą połówką.
...gdyby nagle ją stracił...
- Buffy? – Zapytał sennie, czując krew. Czuł aż za dużo krwi, a krzyk Buffy... To razem zestawione zaraz go rozbudziło. Otworzył przerażony oczy, podrywając głowę z łóżka i patrząc na nią spanikowany. – Buffy?! BUFFY!
Nie miał pojęcia, co się dzieje. Krzyczała! Tak strasznie krzyczała, a wokół niej było mnóstwo krwi. Miał ją na rękach, które przesunął po pościeli, a które teraz drżały przerażone. Złapał ją za rękę, którą go ściskała, nie mając pojęcia, co robić. Co się mogło dziać?! Nie! Nie chciał, by ona... Nie! Coś ich dzieciom...
- Buffy, kochanie... Buffy! Zaraz wracam! Zaraz będę! Sprowadzę pomoc! – Krzyknął, natychmiastowo, wybiegając z pokoju na korytarz i... Nie miał pojęcia, w którym pokoju była Megaera, u której to postanowił szukać pomocy. To właśnie ona wydała mu się osobą, od której mógł jej otrzymać. Gabriel nie była w stanie i nawet teraz nie myślał o tym w tej chwili. Nawet nie wiedział, że nawołuje Meg. Dopiero po chwili to do niego dotarło.
- Meg! MEG! Megaero! Boże, Meg... Chodź tu szybko! Meg! – Stał, nawołując kobiety, która w pewien sposób zniszczyła mu życie i jednocześnie je ulepszyła. Chciał, by pomogła Buffy. Krzyczała, bolało ją, a jeszcze ta krew... To działo się za szybko. Za szybko. – Meeeeeeeeeeeeg! Cholera, Buffy... Ona... Krew! – Spojrzał bezradnie na swoje zakrwawione dłonie, widząc Megaerę, która wybiegła na korytarz. – Nie wiem, co robić... Buffy... Boże... Nie wiem, co robić – powtórzył, wskazując trzęsącymi się rękoma drzwi do pokoju.
Nicky płakał.
Powrót do góry Go down
Megaera Carroll

Megaera Carroll

Personalia : Megaera Carroll
Pseudonim : Meg, Megara, Debbie
Data urodzenia : nieznana
Zmieniony/a : nieznana
Rasa : Wampir
Podklasa : Pierwotny
Profesja : Mentorka
W związku z : Drustan Carroll
Aktualny ubiór : Czarna półprzezroczysta halka; kolczyki perełki; wiekowy wisiorek.
Liczba postów : 24
Punkty bonusowe : 28
Join date : 15/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePon 23 Cze 2014 - 2:54

Wyleciała na korytarz w tempie iście ekspresowym, nie wiedząc zupełnie, czego może się tam spodziewać. Może i powinna mieć jakiś instynkt samozachowawczy, który w tej chwili powinien jak najbardziej zadziałać i ostrzec ją przed wybieganiem całkowicie w niepewne miejsce bez jakiejkolwiek ochrony, a na dodatek też bez nadnaturalnych zdolności, które zazwyczaj służyły jej jako dosyć potężny środek do obrony. Lecz nic takiego się nie wydarzyło, a nawet jeśli… Nie przyjmowała tego do siebie.
Naprawdę traktowała tych chłopaczków jak własne dzieci. Własne, kochane pociechy, których może nie dane jej było nosić pod sercem i z których wychowała zaledwie jedną, ale i tak obie znaczyły dla niej równie wiele. Jakby faktycznie były jej, całkiem dużymi już, maleństwami. A wiadome było przecież, że dla matki życie i bezpieczeństwo oraz szczęście pociech znaczy o wiele więcej od niej samej.
Dlatego też wypadła z pokoju jeszcze przed Drustanem. Z jeszcze odrobinę mokrymi włosami w zupełnym nieładzie, byle jak naciągniętą na siebie sukienką, która okazała się jedną z tych nadzwyczaj dziwacznych, które zwykła wozić ze sobą na wszelki wypadek. Bosa i, prawdę mówiąc, dosyć poważnie przestraszona. Zupełnie nie tak jak tamta opanowana Megaera, jaką w większości znało całe towarzystwo. Teraz była całkowicie kimś innym. I była matką, co potęgowała tylko świadomość poczęcia nie tak dawno małej istotki. Była matką…
Nie przejmowała się więc niczym, czym mogłaby przejąć się dawna, wielce racjonalna Meg. Była Gusią, a Gusia… Pospiesznie obrzuciła swego przybranego syna spojrzeniem, próbując jakoś ogarnąć sytuację, w czym odrobinę przeszkadzały jej jego krzyki. Nie była już jednak młódką, którą dekoncentrowało dosłownie wszystko i przeszła w swym życiu na tyle wiele, by móc dosyć szybko orientować się w otoczeniu.
A to, co widziała… No i słyszała pomiędzy kolejnymi wrzaskami Nicholasa… To dawało dosyć jednoznaczny obraz. Obraz, któremu zdecydowanie nie pomagał roztrzęsiony i płaczący chłopak. I choć chciała utulić go i uspokoić, bo tak mówiło jej, teraz zdecydowanie miękkie, serduszko… Nie mogła, bo nie było na to czasu.
Doskonale wiedziała, że nikt nie był przygotowany na tak szybki i niespodziewany przebieg spraw, ale… Do cholery! Nick miał zostać ojcem i nie dowiedział się o tym nagle, dosłownie w tej chwili. Miał całkiem sporo czasu, by przygotować się psychicznie do roli szczęśliwego tatusia, a że miało stać się to wcześniej niż planowano… Powody do paniki nie były aż tak znowu olbrzymie. Choć on niekoniecznie to wiedział, co znacznie utrudniało sprawę.
Nie miała jednak czasu mu tego dyskretnie tłumaczyć. Tak samo jak i informacji o tym, że słodkie bliźniaki zwykły siedzieć w brzuchach znacznie mniej niż kalendarzowe, równe dziewięć miesięcy i na dodatek rodziły się stosunkowo szybko. Coś o tym wiedziała… I wiedziała też, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Sama była o wiele młodsza i znacznie słabsza, jeśli brać pod uwagę nadnaturalność i rzeczy z nią związane, od Buffy, a i warunki miała znacznie gorsze.
A jednak wszystko poszło w jak najlepszy sposób. Tylko jej Druś aż tak mocno nie panikował, co znowu aż tak bardzo nie wytrącało jej z równowagi psychicznej, nie nakręcało i nie sprawiało, że tworzyła się jakże malownicza pętla napędzania wzajemnie swego strachu. Tymczasem Nick…
- Przepraszam, wybacz mi, ale nie mam innego wyjścia. – Wyszeptała na tyle głośno, by ją usłyszał przez ten cały rumor.
Należało działać, dlatego też, z bólem w sercu, podeszła do niego bliżej i… Już po kilku sekundach powietrze przeciął odgłos dosyć wyraźnego plaśnięcia, jaki wydała jej dłoń w kontakcie z policzkiem potomka.
- Nick, do cholery! Uspokój się! Twoja żona jest silniejsza od ciebie, a to ty powinieneś ją wspierać! Nabroiłeś dzieci to teraz zachowuj się jak facet. – Krzyknęła na niego dosyć stanowczym głosem, po chwili jednak zniżając głos i powracając do bycia tą Gusią, delikatną, lecz stanowczą mamą. – Masz zostać tatą i twoja Buffy cię potrzebuje, więc opanuj się choć na chwilę. Wszystko będzie dobrze. Tylko oddychaj i nie daj się ponieść emocjom. Pamiętasz? Będzie dobrze. Masz silną żonę, a wcześniejszy poród dla bliźniąt nie jest niczym niezwykłym. Nic im nie będzie, zaufaj mi. – Po tych słowach pospiesznym krokiem udała się w stronę pokoju, odwracając się jeszcze na sekundę, by spojrzeć na Drustana i machnąć głową w stronę Nicholasa.
Uklękła przy łóżku rodzącej, biorąc ją za rękę i szepcząc do niej coś, co skierowane było tylko do jej uszu.
- Potrzebuję miski z wodą. Najlepiej letnią. I czystych ręczników. Dużej ilości. Możecie też na zaś zdobyć czajnik. W moim pokoju, w najmniejszej kieszonce brązowej torby jest czerwona saszetka. Będzie potrzebna i to niedługo. I spokojnie. Będzie dobrze. – Stwierdziła, nie odwracając wzroku od blondynki i przykładając wolną dłoń do jej czoła.
- Oddychaj głęboko.
Powrót do góry Go down
Christine Canady Carroll

Christine Canady Carroll

Personalia : Christine Canady Carroll
Pseudonim : CC, Chrisy, Sisi, Rocher
Data urodzenia : 12.12.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Sekretarka Anthony'ego Carrolla/Szpieg NAC
W związku z : Christopher James Parker
Aktualny ubiór : Błękitna sukienka wieczorowa, dopasowane sandałki na szpilce.
Liczba postów : 22
Punkty bonusowe : 32
Join date : 11/05/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePon 23 Cze 2014 - 16:19

To miała być jej ostatnia, a przynajmniej chwilowo, misja dla NAC. Zgadzali się z tym dosłownie wszyscy, a już chyba najbardziej na czele z jej narzeczonym. Lekko przewrażliwionym, prawdę mówiąc, lecz nie jakoś tak specjalnie, by zamykał ją w czterech ścianach i nie pozwalał opuszczać względnie bezpiecznego mieszkania. Oboje bowiem doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo Christine potrzebna jest przy ostatecznych działaniach mających jakoś opanować Anthony’ego Nicholasa Carrolla.
I choć może jej kochany Christopher wciąż nie został obdarowany przez nią jakimiś większymi szczegółami, a tylko drobniutkimi szczególikami, które nie powinny aż tak go zbytnio zamartwiać czy denerwować, wiedziała doskonale, że nie do końca udawało jej się teraz powstrzymywać niepożądane myśli odnośnie działań w grupie swoistej rebelii. Myśli, które mogły w najgorszym wypadku zadecydować o tym, że zostanie długo i intensywnie przekonywana do pozostawania w bezpiecznym miejscu i zmuszona będzie pozostawić NAC samą sobie.
A to mogło odbić się dosyć paskudnie na wszystkim, co planowano. To ona bowiem, pomimo puchnących nóg, zawrotów głowy i nadzwyczaj częstych mdłości, brała na siebie większą część komputerowych zabezpieczeń i spraw związanych z obroną serwerów, stawianych również przez nią, przed kimś, kto… Był jednym z jej najlepszych przyjaciół.
Miała o tyle większą przewagę nad Deandre, o ile tylko mogła. Choć w pewnym sensie równie mocno jej pomagało, co i blokowało ją to, że oboje znali doskonale swoje sztuczki i potrafili zadziałać na nie z wyprzedzeniem. Co powodować mogło sytuacje, w których blokowali się nawzajem na tyle, że nikt nie był w stanie zrobić żadnego ruchu.
Największą trudnością było jednak robienie tego wszystkiego tak, by jej kompan nie domyślił się, z kim przychodzi mu się mierzyć. Bowiem, jak już wspomniane było, większość hakerów komputerowych miała swoje dosyć charakterystyczne sposoby rozwiązywania niektórych sytuacji. A do jej dodatkowych zadań należało jeszcze ukrywanie swojej tożsamości, co sprawiało, że musiała obierać jeszcze bardziej pokrętną drogę. A to męczyło.
Pod koniec dnia, zwłaszcza po hakerskim starciu, była wręcz śmiertelnie wykończona i ledwo trzymała się na nogach. Dochodziły do tego też potworne migreny oraz bezsenność spowodowana tak dużym oddaleniem od domu i bezpiecznych ramion jej ukochanego Ferrero. Wciąż prześladowały ją jakieś irracjonalne lęki, że Anthony ją odnajdzie, bowiem zniknęła z dnia na dzień, pozostawiając na głowie Berengarii upozorowanie jakiegoś śmiertelnego wypadku, w którym rzekomo miała zginąć. Bała się nie o samą siebie, a o dziecko i tatusia ich małej dziewczynki.
Niby udało się ewakuować ją z najbliższego otoczenia Carrolla jeszcze przed tym, jak wyraźniej ujawniła się ciąża, ale wcześniej nieustannie towarzyszyły jej pytania o pierścionek na palcu i narzeczonego, którego zapoznanie z Antosiem odkładała wciąż i wciąż, w nadziei, że wreszcie przestanie pytać. Nie przestał, a teraz…
Naprawdę próbowała utrzymywać dawną siebie, tę radosną i beztroską wariatkę, jaką była niegdyś, ale koszmary ją prześladujące, gdy już przychodziło jej zasnąć, nie pomagały. Słyszała, co stary łowca zrobił z własną córką, gdy ta postanowiła związać się z nadnaturalnym, a ona sama przecież częściowo powtarzała te same rzeczy. Zaręczyła się z kimś, kogo w żadnym razie nie szło nazwać normalnym człowiekiem i miała z nim dziecko w drodze. Na dodatek wcześniej robiła Anthony’emu za sekretarkę i to znającą większość jego sekretów. To były wystarczające powody do paniki.
A jeszcze gdy nie mogła mieć przy sobie swego oparcia, bo nie chciała go niepotrzebnie mieszać w sprawy rebeliantów i narażać na zranienie lub, o zgrozo przeokropna!, na śmierć. Ale to było tylko zaledwie kilka dni, niecały tydzień nawet, podczas którego mieli być osobno. Po tym czasie miała, przynajmniej częściowo i chwilowo, odsunąć się na bok działań NAC, no i całkowicie rozpłynąć się w powietrzu.
Rozpłynąć jako Christine Canady Carroll, by stać się całkowicie kimś innym, kto nigdy nie miał żadnych powiązań z łowcami i kogo nie będą w stanie namierzyć. Posiadała ku temu odpowiednie okoliczności oraz środki, więc zamierzała jak najbardziej je wykorzystać. Chciała zapewnić swojej rodzinie jak największe bezpieczeństwo i pewną przyszłość. Bez ciągłego strachu i jej byłych pracodawców non stop czających się za rogiem i gotowych zniszczyć wszystko, co mieli zbudować z Ferrero.
Ale to już nie powinno mieć zbyt dużego znaczenia, gdyż niedługo wszystko miało się skończyć. Miało być już dobrze i to na stałe. Wystarczyło jakoś przetrwać jeszcze te kilka dni, maksymalnie tydzień, a przecież zewsząd otoczona była przez przyjaciół i osoby jej przychylne. Była dokarmiana, jeśli nie nawet przekarmiana, dopieszczana i traktowana niczym jakaś hakerska księżniczka. Wielce istotna i warta uwagi. Jak ktoś, kto stanowił praktycznie nieodłączny element NAC, bo chyba faktycznie tak było. W pewnym sensie nawet nie wyobrażała sobie życia bez tego wszystkiego, ale mimo to chciała to wszystko pozostawić. Miała zostać matką i szczęśliwą żoną, niczego więcej nie było jej potrzeba.
Jeszcze tylko kilka dni, trochę papierów do poprzeglądania, z pewnością trochę jej ulubionych zajęć z komputerami i wszystko nabierze jeszcze słodszych barw. Choć teraz i tak były wśród różności jak najbardziej słodkie rzeczy takie jak na przykład jej kuuuumpel…
Gwałtownie poderwała się z zajmowanego przez nią fotela, rozrzucając trzymane przez nią akurat papierzyska i prawie natychmiast łapiąc się krawędzi solidnego biurka, gdyż zrobiło jej się ciemno przed oczami. Przez dłuższą chwilę stała tak, dochodząc do siebie, by wreszcie podejść do gablotki stojącej w rogu pokoju i wyciągnąć z niej pistolet. Sprawdziła czy jest naładowany i pospiesznym krokiem opuściła gabinet, kierując się w miejsce, z którego dochodził ją wrzask, a właściwie – wrzaski, które słyszała już coraz wyraźniej, a w którym osobiście przydzieliła Nickowi i jego żonie pokój. Bo tak, tym też w większości zajmowała się ona.
Weszła po schodach, przechodząc niewielki kawałek korytarza, by wreszcie wyjść zza rogu i zorientować się, że bynajmniej nie ma powodu do korzystania z broni. Był za to powód do szybkiego ogarnięcia sytuacji, w czym nie pomagała jej ciągle obecna migrena, bo to wszystko, co rozgrywało się przed jej oczami, wyglądało zaiste okropnie.
Jeden z jej najlepszych przyjaciół z rękami we krwi, drąca się kobieta, w której Sisi dopatrywała się jego żony i pierwotni starający się jakoś opanować sytuację, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Nie wiedziała, czy mogła coś pomóc, czy może bardziej tylko przysporzyć problemów, ale nie mogła tak tego zostawić. Nawet w obliczu patrzenia na porodowe męki innej kobiety, gdy sama była już w dosyć zaawansowanej ciąży.
Pospiesznie podeszła bliżej, choć może właściwszym słowem mogłoby być – podturlała się, gdyż paskudne geny najwyraźniej chciały się z nią zabawić, dając jej stanowczo zbyt duży i krągły brzuszek, górujący nad resztą jej sylwetki i rozmiarów, do zbiorowiska. Nie mówiąc nic, skinęła głową Drustanowi i „przejęła” panikującego Nicholasa. Płynnym ruchem ujęła jego brodę i skierowała twarz w swoją stronę.
- Nickiełek… Zluzuj gacie i czytaj z ruchu moich warg. – Kilka razy poruszyła brwiami, robiąc swoją słynną minę, która zawsze wygrywała w towarzystwie. – Nic jej nie będzie, okej? Zawsze sądziłam, że to ja jestem jedyną babą w tym towarzystwie, a tu taka niespodzianka. Masz w pokoju już jedną ciężarówkę, która panikuje. Nie strasz dodatkowo drugiej, Nickildo, bo wtedy dojdziemy do kolejnej apokalipsy. A gwarantuję ci, że ta będzie iście dramatyczna. – Pacnęła go w czuprynę, uśmiechając się i delikatnie ściskając, by jednocześnie nie zgnieść brzucha. – Brakowało mi cię, różowy bąbelku. – Roześmiała się, przeczesując palcami grzywkę i odsuwając się kawałek. – A teraz leć do żony, bo jeszcze cię wyklnie czy coś. Ciężarówki bywają mściwe. – Puściła do niego oczko. – Nie zniknę i mam nadzieję, że ty też nie. Mam tyle do podręczenia. – Wyszczerzyła zęby, poganiając go lekko ręką.
Powrót do góry Go down
Drustan Carroll

Drustan Carroll

Personalia : Drustan Carroll
Pseudonim : Dru, Rob
Data urodzenia : nieznane
Zmieniony/a : nieznane
Rasa : Wampir
Podklasa : Pierwotny
Profesja : Biznesmen/aktualnie bardziej wagabunda
W związku z : Megaera Carroll
Liczba postów : 30
Punkty bonusowe : 32
Join date : 28/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePon 23 Cze 2014 - 21:17

- Skoro większość naszych potomków jest właśnie taka, to mogę się szczycić, że mam niesamowitych potomków i że przekazywane są moje geny godnie dalej, że są silne i nie dają się byle plebsowi. Boże, jaki ja jestem idealny! Przekazałem swoje przeurocze geny dalej i one nie zniknęły po tylu latach! Yay! – Stwierdził, robiąc wielkie zaskoczone oczy i śmiejąc się. – W sumie żałuję, że nie miałem okazji jeszcze poznać chłopaków... Tych bliźniaków. Pewnie spoko kolesie z nich i zapewne zaprzyjaźnili by się z... praaadziadkiem. Powiedzmy, że jestem papcią Drusiem albo ostatecznie wujaszkiem Robbim – dodał, tuląc do siebie Megaerę. Tak bardzo brakowało mu jej bliskości i dopiero teraz czuł ulgę. Wcześniej stąpał, wiedząc, że czegoś mu brakuje i z uporem utrzymując, że nie wie czego. Świetnie wiedział czego mu brakowało.
- I jak zwykle urocza – stwierdził, łapiąc ponownie ją w ramiona, tym razem już poza prysznicem i wycierając ręcznikiem jej mokrą skórę. – I nie patrz tak już na mnie, bo się zawstydzę. To krępujące - powiedział poważnie, choć zaraz ponownie roześmiał się głośno. Nie, nie potrafił przy niej być poważny i uwielbiał to. Dawno tyle się nie śmiał. Czuł się przez to taki lekki i beztroski, i młody.
Oczywiście podczas wycierania, pomiział ją to tu, to tam paluszkami. Włączając w to oczywiście potarganie i przy okazji wytarcie włosów. Wyglądała tak jeszcze bardziej szalenie i jeszcze bardziej jak mała dziewczynka, która była skazana we wszystkim na przegrane, bo nikt nie chciał zwrócić swej uwagi na jej zdanie. No, tym się różniła, że on akurat świetnie wsłuchiwał się w każde jej słowo.
- Wszystko, choć nie chciałbym nigdzie występować w stroju baletnicy. Zważ uwagę na mój honor, moja pani. Jak stracę swe imię, to stracę i siebie. Nikt nie będzie się lękał Drustana Carrolla, a będzie go wyśmiewał, a to wcale nie śmieszne, gdy nie chodzi tu o żarty na mój temat, które wyleciały z moich ust – zauważył, stojąc z ręcznikiem w dłoni i przypatrując się oczom Gusi. Były takie gusiowe. Jak dawniej. Te jej miny. Kochał to i kochał ją.
- I ciiicho! Oszalałaś?! Nikt nie powinien o tym wiedzieć! Kobieto! I to wcale nie jest śmieszne – stwierdził, stając się nagle poważny. I to tak na serio poważny. – Może w większości były to bubki, ale zabiłem ich. Ich wszystkich, z wyjątkiem kilku, którzy jakoś nie potrafili żyć poza swoim domem i najnormalniej w świecie pozabijali bliskich, a potem siebie. Jedynie Maxime jakoś się trzyma i ma nadzieję, że może jeszcze wszystko jakoś wrócić do siebie, bo mają swoje legendy. I ja ich wszystkich zabiłem, więc nie ma tu nic do śmiechu. Życie jest cenne i nie powinno się go z byle powodu, czy wypadku, odbierać – szepnął, drapiąc się po głowie. – Maxime się trzyma, ale trafiła go jakaś klątwa, którą łączył z siostrą i co jakiś czas zasypia na kilka, a czasem nawet na kilkadziesiąt lat. Nie wiadomo, skąd mu się to wzięło, ale to ma związek z jego siostrą, bo zasypia, gdy ona umiera, a budzi się, gdy ona prawdopodobnie się rodzi. W kolejnych pokoleniach. I wszystko pamięta. Cholera, jest tak wiele rzeczy do opowiedzenia. Tyle dziwnych rzeczy dzieje się na świecie, ale zostawmy to na potem. Nie mam ochoty teraz o tym myśleć, zwłaszcza, że... Wiesz, jak się wtedy czułem, patrząc na to wszystko? Jak się czułem, gdy on mnie wyciągnął z wody, wiedząc, że zabiłem jego rasę? Nigdy sobie tego nie wybaczę – wyszeptał ciężko i równie ciężko westchnął, ale zaraz pogłaskał Gusię palcem po policzku i uśmiechnął się nieznacznie.
- Teraz już wszystko będzie dobrze – stwierdził, nie mając pojęcia, że los będzie dla niego taki ironiczny. Bardzo zabawne. Hahahah... Uśmiał się nieźle, a właściwie wcale. Za to wyskoczył na korytarz zaraz za Gusią, rozglądając się wokół podejrzliwie, czego nie można było powiedzieć o jego kobiecie, która to najwyraźniej ogarnęła sytuację. I on po chwili też już wiedział. – Ahm...
Najwyraźniej młody Nick miał zostać tatą, co było w sumie mega szczęśliwą wiadomością! I nieco paniczną dla samego chłopaka. Boże, jak mu współczuł, ale najwyraźniej kompletnie nie miał pojęcia... Pierwszy poród i te sprawy, a Meg była tak bezpośrednia i...
- Nie sądzę, by to było konieczne, Gusiu – powiedział ze świadomością, że mogła go nie usłyszeć. Poród i te sprawy. Chłopak miał prawo spanikować, zwłaszcza, że to jego pierwszy raz. Nie potępiał jej jednak, za to przejął od niej przyszłego tatusia, który stał nadal w szoku na korytarzu.
- Wszystko będzie dobrze, Młody – odezwał się spokojnym głosem już do Nicka, podchodząc do niego i klepiąc po ramieniu. – Wierz mi, chłopie, to tylko drobnostka. Większe kłopoty z dzieciakami, gdy dorosną. Wierz mi, mam pokaźną sumkę potomków i naprawdę będzie dobrze, bo niby czemu miało by nie być? Gusia zna się na rzeczy... O, i twoja znajoma też. Uśmiech i radość przywdziej i leć do niej, ja zaś zorganizuję listę Guśki – stwierdził, zostawiając chłopaka z kolejną ciążową babą. Zniknął gdzieś za zakrętem, szukając kuchni i gospodyni.
Po chwili wrócił ze wszystkim, wraz z saszetką i dodatkowymi ręcznikami...


Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimePon 23 Cze 2014 - 23:48

Mimo że czas nie zwolnił, ani nawet się nie zatrzymywał co sekunda, to miał wrażenie, że mijały godziny, gdy tak nawoływał Megaery, stojąc na środku korytarza. Samotny, bezradny, słyszący Buffy... Serce mu się łamało, nie miał pojęcia, co się działo, czemu Meg tak długo nie przychodziła. Miał nawet lecieć na dół do jadalni lub salonu, by jej szukać, choć nie chciał zostawiać...
Buffy... Tak krew, jej krzyki i tak gwałtowne przebudzenie z tak spokojnego snu. To było okropne, zwłaszcza, że gdy ściskał ją za dłoń, pochylając się nad nią, przed jego oczami pojawił się pewien obraz. Jedno ujęcie, jeden niewinny obrazek, który... Tam też była jej krew i ten sztylet... Rana. Była martwa i wtedy też nie potrafił jej pomóc. Był bezczynny i ta bezczynność sprawiła, że zrobił to wszystko, by choć się zemścić. A teraz? Teraz miało być inaczej, miał mieć w każdym wypadku swoje lecznicze umiejętności, a tu... Boże, znów był bezczynny. Ona... Nie, nie mogło to znów się tak skończyć. Nie chciał tego drugi raz przeżywać.
Miał dłonie we krwi. Jej krwi. Mógł jej ostatnio nie spijać. Wykrwawi się! Co on najlepszego zrobił! Widział świetnie, jak trzęsły mu się dłonie i nie dziwił się. Tkwiło w nim coś złego, coś bardzo złego, co zwało się strachem. Nie byle jakim strachem... Bał się o Nią, tą najważniejszą, jego kochaną żonę. I ich dzieci. O swoją świetlaną przyszłość, która wymykała mu się spomiędzy palców.
Nie rozumiał, o co chodziło Megaerze, że go przepraszała, ale szybko miał okazję się o tym przekonać, co go strasznie zaskoczyło. Nie tego się spodziewał po pierwotnej i... w sumie to była właściwa dla jej charakteru reakcja, zwłaszcza, że to był tylko poród.
Tylko poród. Buffy rodziła, a bliźniaki rodziły się wcześniej. Wszystko było normalne. Buffy jest silna, bo jest mieszanką. Kitryda! Buffy jest kitrydą, ale krew... Rodziła. Miało wszystko pójść dobrze, bo Megaera tak stwierdziła, a on wcale nie był panikarzem. Nie był panikarzem. Cholera, nie był.
- Wszystko będzie dobrze – powtórzył, jakby chciał to sobie zakodować w głowie na wieczność. – Będę ojcem – dodał, by się upewnić i przyswoić te słowa do siebie. Towarzyszyły mu głębokie wdechy i wydechy. Nie takie rzeczy w życiu wyrabiał... I przed oczami ponownie stanął mu ten statek i ogień po wybuchu.
Przetarł czoło, zostawiając na nim krwawy ślad. Nie, to nie miało się tak skończyć i świetnie o tym wiedział. Mieli być razem już na wieczność. Nic nie miało tego zmienić, a zwłaszcza śmierć. Obiecali to sobie. Kochał ją, ona kochała go i kochali oboje swoje dzieci. Wszystko miało pójść po ich myśli, po myśli Meg, która się na tym wszystkim znała.
Potwierdził wszystko mężczyzna, który był prawdopodobnie tym bardzo bliskim znajomym Meg, a który nazywał ją... Gusią?! Cóż, brzmiał na uprzejmego i szczerego faceta, więc go też postanowił posłuchać i... Sisi?!
- SISI?! Co ty tu...? – Zapytał, patrząc na nią jak na ducha. Choć po chwili wyszczerzył się w uśmiechu, odczuwając niemałą ulgę. Przytulił się do tak bardzo znajomej mu babko, która chyba już aż tak znajoma mu nie była, bo miała przeogromniasty brzuszek! – Ja babą, albo ty facetem w... ciąży? Czy to poduszka, bo Sisi, którą znam, nie dałaby się wrobić w dzieciaka! I nie znikaj, bo cię dorwę i wymiziam za te w wszystkie lata, nie patrząc na ojca twego dziecka... Twojej poduszki! – Zaśmiał się, lecąc do pokoju. Buffy rodziła i to właśnie był ten ich szczęśliwy dzień, gdy oto miał zobaczyć małego Bastka i Gabcię, ich dwa małe aniołki.
- Buffy? Jestem tu! Jestem z tobą! Trzymaj się! – Powiedział do niej, łapiąc ją obiema łapkami za rękę. – Jestem jak obiecałem – stwierdził, wyszczerzając się w uśmiechu pełnym szczęścia, który z początku wymusił specjalnie dalej. By dodał jej otuchy, a który i jemu poprawił humor. Miał zostać ojcem i musiało wszystko pójść dobrze.
Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeWto 24 Cze 2014 - 1:00

Była tak bardzo przerażona tym, co działo się dosłownie z prędkością bliską tej światła. Bam! Śpi sobie spokojnie w ramionach swojego ukochanego krwiopijcy. Bam! Budzi się z uczuciem, jakby ktoś ciął jej podbrzusze tępym i potwornie gorącym nożem. Bam! Słyszy przeraźliwy wrzask, lecz dopiero po chwili dochodzi do niej, że wychodzi on z jej własnych ust. Bam! Zauważa krew płynącą z niej niczym coś na kształt niewielkiej rzeczki. Bam! Prześcieradło robi się czerwone od plam krwi, które tak bardzo przypominają jej o tym wszystkim, co zdarzyło się w złej przeszłości. Bam! Wrzeszczy targana przeraźliwym bólem. Bam! Nicholas wreszcie się budzi, pełen przerażenia i paniki mieszającej się z jej własną. Bam! Pozostawia ją samą w pokoju z przeraźliwym uczuciem konania. Bam! Robi jej się ciemno przed oczami i wszystko znika. Bam! Znowu wraca do jawy i tego wrażenia zarzynania jej żywcem. Bam! Ciemno. Bam! Jasno. Bam! Pustka. Bam! Ból. Bam! Cisza. Bam! Krzyki i panika.
Nie była przygotowana na taki obrót sprawy. Może i tego dnia czuła się trochę inaczej, no i miała ten drobny epizod, podczas którego o mało co nie zemdlała, lecz wtedy aż tak wiele jej to nie mówiło. Tuliła się w sypialni do swojego kochanego męża, zupełnie nieświadoma tego, co miało nadejść i dosłownie wywrócić wszystko do góry nogami.
Panikowała, potwornie wręcz panikowała od samego początku, gdy ból jeszcze był niczym w porównaniu do tego, co przechodziła w tej chwili. Nie potrafiła myśleć logicznie i non stop traciła poczucie rzeczywistości oraz czasu. Wszystko to, co się działo, trwało dla niej niezliczone minuty, jakby czas nagle zaczął biec zupełnie inaczej, dokładając jej tylko. Jednak pomiędzy kolejnym traceniem i powrotami świadomości przebijało się jedno, co miało dla niej największe znaczenie. Jej dzieci.
Malutkie szkraby jej i Nickiego, które najwyraźniej postanowiły wydostać się na świat wcześniej nawet niż to było planowane. No i w zupełnie nieprzystosowanych okolicznościach. Jednak nie miała im tego za złe. Kochała te maleństwa nawet w tym momencie i to właśnie dla nich starała się jakoś znieść to wszystko. Cudem, a jednak. Chciała, by wszystko się ułożyło i w żadnym razie nie zamierzała się poddawać, choć myśl o tym usilnie obijała się o jej głowę.
Nie! Nie miała najmniejszego zamiaru się poddawać. Była kochaną i kochającą żoną, a teraz jeszcze miała zostać matką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie było jakiegokolwiek miejsca na myśli o odpuszczeniu sobie i daniu się ponieść błogiej ciemności. Jej mąż jej potrzebował, jej dzieci jej potrzebowały. Zarówno teraz, jak i po narodzinach.
Nigdy nawet nie marzyła o cudzie posiadania swoich własnych pociech, lecz otrzymała ten dar od losu i zamierzała go w pełni wykorzystać. Była silna. Starała się być jak najbardziej silna i powstrzymująca okropne wrzaski, które sprawiały, że jej kochany wręcz tracił zmysły ze strachu. A przynajmniej tak to wcześniej widziała, bo teraz słyszała tylko jego krzyki przebijające się przez jej własne.
Jego krzyki, a po chwili kogoś jeszcze. Jej wycieńczony umysł z trudem ogarnął już, po nadzwyczaj długim dla niej czasie, że obcy głos należał do wcale nie tak obcej im osoby. Megaery, którą wcześniej wołał Nicky, a która teraz solidnie go opieprzyła. Może i świadomość Buffy dopuszczała do siebie tylko co poniektóre słowa, lecz to i tak wystarczyło, by kitrydka blado uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Pierwotna miała jaja.
A ona zaś miała… Wrzask. Kolejne przeraźliwe wycie w samotności, którą już po chwili jednak przerwało wsunięcie się Meg do pokoju. Meg, która przecież miała już jakieś doświadczenie w takich sprawach. Która zapewne sama nie jeden raz stawała w obliczu czegoś takiego, bo przecież ród Nickusia rozciągał się dosyć pokaźnie, a ona rzekomo była jego praaaaaaaaaa(…)aaaababcią. Meg, która była tak bardzo opanowana i która teraz stanowczym głosem dyktowała coś komuś, czego Buffy nie była już w stanie zrozumieć. Ból zagłuszał jej dosłownie wszystko.
Nawet nie zauważyła, gdy Megaera złapała ją za rękę i dopiero po chwili zwróciła na nią wzrok, starając się wyłapywać jej słowa i składać w jakąś w miarę logiczną, jak na ten moment oczywiście, całość. Przyjmując polecenie wampirzycy, ścisnęła jej dłoń, starając się oddychać naprawdę głęboko i jakoś się uspokajać. O dziwo!, pomagało.
Zwłaszcza po powrocie jej kochanego Nickiego. Spojrzała na niego wyraźnie zmęczonym wzrokiem i blado odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech. Był taki kochany. Tak bardzo jej.
- Masz krew na twarzy. – Wyszeptała słabo, znowu z uśmiechem na ustach. Uśmiechem, który starł kolejny przeraźliwy wrzask. Kilka sekund później nagłą ciszę przerwał inny odgłos. Cichy, kwilący, przypominający po części dźwięki wydawane przez kota. Tak bardzo słodki…
Powrót do góry Go down
Megaera Carroll

Megaera Carroll

Personalia : Megaera Carroll
Pseudonim : Meg, Megara, Debbie
Data urodzenia : nieznana
Zmieniony/a : nieznana
Rasa : Wampir
Podklasa : Pierwotny
Profesja : Mentorka
W związku z : Drustan Carroll
Aktualny ubiór : Czarna półprzezroczysta halka; kolczyki perełki; wiekowy wisiorek.
Liczba postów : 24
Punkty bonusowe : 28
Join date : 15/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeWto 24 Cze 2014 - 2:15

Może i nie powinna być aż tak mocno bezpośrednia, no i zdecydowanie nie powinna dawać swojemu potomkowi po twarzy, lecz w tamtym momencie zwyczajnie nie widziała innego wyjścia. Potrzebował dosyć wyraźnego impulsu, szoku, by jakoś chociaż zacząć robić coś w kierunku ogarniania się i swojej paniki.
Oczywiście, jak najbardziej rozumiała jego przerażenie, bo tak szybkiego przebiegu wydarzeń nie spodziewał się chyba nikt, aczkolwiek równie dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo Nick dodatkowo nakręca paniczną atmosferę, jaka panowała teraz na korytarzu oraz w pokoju, w którym rodziła jego żona. Wiedziała, że nie robi tego specjalnie, lecz nie mogła pozwolić mu na dalsze ciągnięcie tego.
Miał zostać ojcem i to już nadzwyczaj niedługo, a to ciągnęło za sobą pewne zachowania, wśród których znajdowało się też zachowywanie względnie zimnej krwi w obliczu wszystkiego, a przynajmniej – znacznej większości sytuacji, co mogło powodować strach. Jego rola zwyczajnie pociągała go do odpowiedzialności za nowo założoną rodzinę. Za żonę, która sama potwornie wręcz tonęła w strachu, za dzieci, do których przyjścia na świat nie pozostało już wcale tak wiele czasu.
I chciała mu to wytłumaczyć, bo wcześniej nie miała jakoś zbyt dużych okazji do tego, no i sama zachowywała się zupełnie inaczej niż teraz i inaczej też myślała, ale nie było na to miejsca. Musiała zająć się Buffy, potrzebującą tego nadzwyczaj mocno, więc ogarnianie Nicka pozostawiła w rękach swego ukochanego męża… I… Dziewczyny? Zdawało jej się, że nadzwyczaj wyraźnie słyszała również obcy, kobiecy głos, który najwyraźniej należał do kogoś bardzo Nicholasowi bliskiego. W pewnym sensie było to nawet wybawieniem, gdyż mogła zająć swego Drusia całą masą najróżniejszych zadań, które potrzebowała mieć zrobione dosłownie na już.
Cmoknęła przelotem ukochanego w policzek, mocząc jeden z ręczników w misce z wodą, a następnie wylewając nań kilka kropelek przezroczystego płynu z niewielkiej, i niewątpliwie nadzwyczaj starej, buteleczki, którą wyciągnęła z saszetki i delikatnym ruchem podkładając go rodzącej pod uniesione nieznacznie uda. Przesunęła ręcznik jeszcze odrobinę, pogładziła Bufft po dłoni, uśmiechając się do niej pokrzepiająco i pospiesznym krokiem udając się do łazienki w celu napełnienia czajnika wodą.
Już po chwili wróciła do pokoju i podłączyła czajnik do prądu, czekając aż woda się zagotuje, by wsypać doń znaną tylko sobie mieszankę ziół i ponownie nastawić wodę do gotowania. Tym razem tylko na krótką chwilę. Po tym przystawiła do jednej ze stojących na szafce czystych szklanek odpakowaną przez siebie gazę, odcedzając nią złotawy wywar, który po przelaniu do szkła zaczął nieustannie zmieniać swe kolory. Na tyle wyraźnie, by nie dało się tego nie zauważyć.
Powietrze wypełniło się przyjemnym, słodkim, lecz nie za słodkim zapachem, który w pewnym sensie zdawał się orzeźwiać i przynosić odprężenie. Był tak przyjemny i… Pachniał domem. Przywodził na myśl coś, co spotykało się zazwyczaj tylko w cukierkowych serialach, lecz tu było prawdziwe.
Powolutku wystudziła napój, nie podając go jednak jeszcze rodzącej, a tylko czekając na dalszy bieg zdarzeń. Wydarzenia, które powoli zaczynały toczyć się już coraz szybciej. Ustawiła miskę w wygodniejszym miejscu, kładąc również obok ręczniki i przygotowując wszystko tak, by zbytnio nie musieć niepotrzebnie latać dookoła w poszukiwaniu wszystkiego. Po tym powróciła na swoje miejsce przy Buffy, cichym i jak najbardziej delikatnym głosem, tak bardzo niepodobnym do jej ostatnio przyjmowanego wizerunku, wydając jej polecenia mające na celu ułatwienie jakoś porodu, który, poza wyraźnymi katuszami rodzącej, nie przebiegał zbyt ciężko. Mogłaby nawet powiedzieć, że bardzo łatwo.
Nadzwyczaj łatwo, gdyż wszystko szło już z górki. Kilka głębszych oddechów przemieszanych z kolejnymi, coraz mniej bolesnymi już, krzykami i można było powiedzieć, że dochodzili do końca. Po ostatnim z wrzasków nastała chwilowa cisza zwiastująca praktyczne zakończenie… I ciszę tę przerwał słodki pisk niewielkiego, zakrwawionego dzieciaczka z posklejanymi włoskami, zamkniętymi oczkami i kurczowo zaciśniętymi piąstkami. Megaera płynnym ruchem podsunęła dumnemu tatusiowi odpowiednio przygotowany, i również zanurzony w tajemniczych ziołach, nożyk, kiwnięciem głowy dając mu znak i coś w rodzaju ponaglającego przyzwolenia zarazem.
Po tym starannie owinęła maleńkiego chłopczyka w ręcznik, nawiązując jednocześnie kontakt wzrokowy z ciemnowłosą ciężarną, która wsunęła się do pokoju zaraz za Nickiem i poddając się przeczuciu, które mówiło jej, że może tej dziewczynie zaufać, ostrożnie podała jej dziecko. Chwilę później ponownie miała już ręce pełne roboty, gdyż siostrzyczka małego Sebastiana postanowiła nie być gorsza od brata i obdarzyła ten świat swoją osobą nadzwyczaj szybko po nim. Ogłaszając to dosyć głośnym piskiem, lecz nie wrzaskiem w pełnym tego słowa znaczeniu.
Zaledwie kilka minut później dzieci zostały już całkowicie obmyte i przygotowane do tego, by cieszyć oczy swych rodziców. Zawinięte w świeżutkie, śnieżnobiałe i miękkie ręczniki, nawet z próbami ułożenia dosyć gęstych włosków. Wciąż kwilące i zaciskające swe malutkie piąstki, co ustało dopiero po ostrożnym podaniu ich rodzicom.
Parka jednak nie do końca postanowiła przestać gwiazdorzyć. Gabrielle otwierając i mrużąc swoje ciemnogranatowe oczka, i chwytając Nicka maleńką rączką za palec, by dodatkowo jeszcze zrobić uroczą bańkę na ustach, która jednak pękła przy pierwszym ich ruchu. Zaś Sebastian praktycznie nieustannie robiąc swoje słodkie ślinowe banieczki, jednocześnie, jeszcze dosyć nieumiejętnie, ssąc wystający brzeg ręcznika i łapiąc, oraz ciągnąc!, mamusię za pukiel włosów.
Megaera roześmiała się cicho, zerkając porozumiewawczo na męża i mrugając do niego jednym okiem. Po tym podsunęła Buffy całkowicie wystudzony już napój do wypicia i wraz z ciemnowłosą dziewczyną zajęła się ogarnianiem otoczenia.
Powrót do góry Go down
Christine Canady Carroll

Christine Canady Carroll

Personalia : Christine Canady Carroll
Pseudonim : CC, Chrisy, Sisi, Rocher
Data urodzenia : 12.12.1994
Rasa : Człowiek
Podklasa : Łowca
Profesja : Sekretarka Anthony'ego Carrolla/Szpieg NAC
W związku z : Christopher James Parker
Aktualny ubiór : Błękitna sukienka wieczorowa, dopasowane sandałki na szpilce.
Liczba postów : 22
Punkty bonusowe : 32
Join date : 11/05/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeWto 24 Cze 2014 - 2:55

Roześmiała się pogodnie, rozczesując lekko włosy, które wysunęły jej się z dosyć luźnego koczka, jaki zwinięty miała na karku, palcami. Chyba dopiero w tej chwili tak naprawdę zrozumiała, jak bardzo brakowało jej tego uroczego wariata i ich wspólnego odwalania. Jednocześnie było jej niezmiernie szkoda, że Deandre nie mógł być z nimi w tej chwili, lecz okoliczności zwyczajnie na to nie pozwalały.
On również pracował dla łowców, chociaż ona przecież tak właściwie już nie mogła zaliczać się do grona pracowników starego Carrolla, ale był chyba nawet bardziej monitorowany od niej samej. Jej bowiem pozwalano jeszcze mieć jakieś drobne tajemnice, o ile nie zdawały się one zagrażać łowieckiej organizacji, zaś jemu w pewnym sensie już nie. Nieprzychylnie patrzono również na ich spotkania, bo co jak co, ale o ich wspólnej przeszłości i przyjaźni raczej wiedziano nadzwyczaj wiele.
Łowcy bowiem mieli już to do siebie, że starannie prześwietlali wszelkich swoich pracowników, zwracając przy tym uwagę na wszelkie, nawet wyjątkowo głupie, szczegóły i jeszcze bardzo wiele dopytując. Podejrzewała więc, że niemożność jej częstego widywania się z przyjacielem związana była z bardzo dużą ingerencją w to odpowiednich sił, i to bynajmniej nie wyższych, a powodowana była w większości ich niegdyś bardzo dobrymi i bliskimi relacjami.
Takie rzeczy mogły być o tyle niewygodne, że przed przyjaciółmi w ich typie nie miewało się zbyt wielu sekretów i chętnie dzieliło się z nimi swoimi spostrzeżeniami. A to mogło źle wpłynąć na dalsze plany w ich stosunku, jakiekolwiek by one nie były.
Nie chciała i nie potrafiła się teraz jednak zbyt wiele nad tym zastanawiać, gdyż najzwyczajniej w świecie cały ten rozgardiasz działał na nią z lekka dekoncentrująco. Niegdyś by tak nie było, bo można było nawet rzec, że jako jedna z nielicznych pracowników w biurze Carrolla potrafiła robić kilka tysięcy rzeczy na raz, jednocześnie całkowicie ogarniając też sprawy swojego szefa i wyglądając na tyle reprezentacyjnie, na ile Christine Canady Carroll wyglądać mogła, lecz teraz ciąża jak gdyby całkowicie ją rozbiła.
Ciąża i nie tylko, bo nawet na trochę przed nią zdarzało jej się mieć najróżniejsze, dosyć nieprzyjemne, epizody. Zdarzenia i sytuacje, których normalny człowiek taki jak ona w żadnym razie nie powinien był doświadczać. Jak te wszystkie wahania równowagi, słabe samopoczucie, a nawet omdlenia i… I wizje, obrazy, których nawet nie chciała sobie teraz przypominać. Nigdy przypominać! Mgliste i nie dające się dokładnie odczytać, a zarazem potwornie ją wymęczające i dosyć mocno oddziaływujące na jej psychikę. Bo w większości nie były to milusie obrazki, oj nie!
Ale w tej chwili nie była na to pora. Teraz przyjęła sobie całkowicie inne zadanie, którym było pocieszenie pana Nickiełka, co też z przeogromną chęcią robiła i co chyba działało całkiem zgrabnie, gdyż już po chwili widziała coś w rodzaju cienia radości czającego się w tym całym jego jestestwie.
- Stoję, pachnę i roztaczam wszędzie swą zajebistość, nie widać? Choć w sumie też szukam przyjaciół, bo za sałatą ich nie było. W lodówce też nie, więc pomyślałam sobie, że może pójdę jak ta geniuszka w stronę największych wrzasków, bo tam z pewnością kogoś znajdę. Kogoś paskudnie panikującego. A nunu! Kiełku… To się nie godzi! Przynajmniej nie teraz, bo ja pewnie będę nie gorsza. A mój Ferrero to dopiero. - Potrząsnęła głową z wielkim znawstwem, nie mogąc nie szczerzyć się radośnie do starego młodego, i to już wiecznie!, najlepszego kumpla z czasów dziecinnych i nie tylko. Którego najwyraźniej solidnie zaskoczyła swą obecnością tutaj. A to było dla niej tak bardzo satysfakcjonujące…
Szok, uśmiech i wreszcie przyjacielsko radosny tulaniec, zakończony jeszcze większym szokiem jej kumpla.
- Nick, którego znam, też raczej nie był jakoś specjalnie nawijający o pospiesznym zakładaniu rodziny, a paczcie cię! Żonka jak z bajki, rezydencja z ogródkiem, dwa bary w posiadaniu, bliźniaki już za rogiem. No, no, no, no… – Zagwizdała nawet, szczerząc się do niego wyraźnie. – I ani mi tu śmiej nazywać mojej wspaniałej córuchny poduszką, Kiełrollu przebrzydły. – Fuknęła na niego, śmiejąc się jednocześnie i delikatnie gładząc swój brzuch. – Anita i ja nigdzie się nie wybieramy, bo wiesz jak to jest z tymi krótkimi nóżkami. – Stwierdziła, jak niegdyś zaznaczając znaczną różnicę w ich wzroście, która czasem zdawała się robić z niej jakiegoś karzełka. – Mogę nimi wywijać, a i tak dogonisz mnie spacerkiem. Wolę więc przygotowywać się psychicznie z nogami wyciągniętymi wygodnie na kanapie. – Ponownie się roześmiała, klepiąc go pospieszająco. – A teraz leć. Będę tuż za tobą. Przynajmniej na początku. – Potrząsnęła głową, wciąż ze śmiechem i powolutku podążyła za nim. Na niewiele się mogła przydać, lecz chciała przynajmniej służyć im wsparciem psychicznym.
Co w pewnym sensie niezbyt jej się udało, gdyż nadzwyczaj szybko została wrobiona, choć z wielką chęcią i uśmiechem ze swojej strony, w całą pomoc przy porodzie, a wkrótce i ostrożne trzymanie nowonarodzonego dziecka, któremu oczywiście zaraz uważnie się przyjrzała i nie omieszkała nie skomentować.
- Jesteśmy uratowani, różowy bąbelku. Nie ma twoich odstających uszu. Ani krzywych zębów. W sumie to nawet jeszcze nie ma zębów… Ale przynajmniej można powiedzieć, że nie są krzywe. Co za ulga. – Wyszczerzyła się w uśmiechu tym razem do trzymanego przez nią chłopczyka. – I jest śliczny. Heeej, mały… – Mruknęła, gdy złapał ją za wymykające się z koczka włosy. – Powiadam ja ci na przyszłość, nie daj się omamić wizjami jakże wielce poważnego ojca. Był z niego prawdziwy wariat. I w sumie teraz też jest, co nie? Jakże kiełkowaśny Nickieł Kiełroll. – Zaśmiała się, pomagając Megaerze przy dzieciach, by wreszcie podejść do świeżych rodziców i… Wystawić język w stronę przyjaciela, podając Sebastiana matce. – Huehuehuehue. Mhue. – Puściła do niego oko, włączając się tym razem w ogarnianie pokoju, choć sprzątaczka była z niej marna i brzuch też trochę jej przeszkadzał. Trochę bardzo.
Powrót do góry Go down
Drustan Carroll

Drustan Carroll

Personalia : Drustan Carroll
Pseudonim : Dru, Rob
Data urodzenia : nieznane
Zmieniony/a : nieznane
Rasa : Wampir
Podklasa : Pierwotny
Profesja : Biznesmen/aktualnie bardziej wagabunda
W związku z : Megaera Carroll
Liczba postów : 30
Punkty bonusowe : 32
Join date : 28/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeSro 25 Cze 2014 - 22:20

Wsunął się cicho do pokoju z potrzebnymi Megaerze przedmiotami, rozkładając je nieopodal tak, by nie plątały jej się pod nogami, a miała do nich swobodny dostęp i oczywiście podstawił swój iście królewski policzek do całusa od swojej kochanej, na szczęśnie nie byłej, żony. Starał się być pomocny i chyba nawet mu się to udawało, znając mniej więcej kolejne czynności Gusi w roli akuszerki i również z własnego doświadczenia, bo sam z Gusią mieli małą gromadkę dzieci, których niestety nie dane im było wychować, ale... Rekompensował to fakt, że od nich wziął sobie początek dość pokaźny ród, którego członkowie w większości byli do namierzenia ze względu na obsesyjność „głowy” rodu... „Głowy”, bo w sumie on był chyba taką prawdziwą głową tego rodu i cóż... Jego ego rosło, choć niektóre epizody jego potomków, jego syna...
Jednakże to nie była chwila na żadne przykre wspomnienia, ponieważ dzień ten był dniem radości. Dwójka kolejnych jego potomków miała przyjść na świat i przywitać ich uśmiechami, niemowlęcymi oczkami, krzykiem, płaczem i ogólną słodkością. Dzieci były takie cudowne i urocze, dlatego też uśmiechnął się, gdy usłyszał pierwsze dziecko, a potem drugie. Choć właściwie drugą, jak się okazało, gdy wylądowała ona u niego na ramionach.
- Ojej... Jak będzie miała na imię? – Spytał Gusi i uśmiechnął się szeroko do małej Gabci. – Gabrielle... Jak uroczo. Widzisz, jakich masz cudownych rodziców? I dziadka Drusia! Zobaczysz, będę cię wyciągał z tarapatów, bo rodzice zazwyczaj są tą surowszą ręką – szepnął do niej, mrugając okiem i wycierając ją z krwi wraz z Megaerą, a następnie podając ją delikatnie Nickowi.
To była taka cudowna chwila, że chyba nic nie mogło zniszczyć tej nocy. Mimo dziwnego startu, a potem przykrej kolacji, teraz wróciło szczęście i coś mu niestety mówiło, że to nie koniec atrakcji na tę noc, jednakże potrafił się mylić... Cóż, teraz powinien się cieszyć obecnością Gusi, młodych rodziców i ich dzieci, tej uprzejmej dziewczyny.
- O rany... Normalnie jak nasz Hector – stwierdził, patrząc rozczulony na Sebastiana, który ciągnął mamę za włosy. – Od małego rządny uwagi. Coś mi mówi, że to będzie niezły dowcipniś i pan jestem-w-centrum-uwagi-i-jest-mi-z-tym-świetnie. Dusza towarzystwa – zaśmiał się, bo nie tylko syna mu to przypominało.
Zaraz ogarnął się i przedstawił, bo oczy Nicka mówiły mu, co za kosmita czuje się w tym towarzystwie jak u siebie w domu.
- No... – Pomierzwił sobie włosy, kontynuując. – Drustan Carroll, dla bliskich Druś, Drusiek, Drusieniek... Dobra, nie przesadzajmy. Dru wystarczy. Nie wiem, czy Gusia wam się do tego przyznała... – Wskazał na wspomnianą oskarżycielskim palcem. – ...ale jest bardzo stara, do czego zazwyczaj się nie przyznaje i... Cóż... Jestem jej tą zacniejszą drugą połówką i jednocześnie pra-chooo...Bóg-jeden-wie-ile-razy-dziadkiem Nicholasa. – Uśmiechnął się słodko, mrugając okiem do Nicka i dostając od Gusi po głowie ręką. – Ale mów mi wuju, bo te wszystkie praprapra by zajęło za dużo czasu. A właściwie Dru... Ty też, skarbie – dodał, ostatnie słowa kierując do Buffy. – I ty też, przeurocza dziewczyno, której nie miałem okazji jeszcze poznać – stwierdził do ciężarnej, która zaczęła ogarniać bałagan. Zaraz zabrał od niej trzymane ręczniki i sam zabrał się do roboty. Gusia może i miała w zwyczaju robić w ciąży pełno rzeczy, ale czemu męczyła niewinną dziewczynę, gdy on stał jak książę... Huehuehue... I się lenił.
Powrót do góry Go down
Nicholas Andrew Carroll
Admin
Nicholas Andrew Carroll

Personalia : Nicholas Andrew Carroll
Pseudonim : Nick, Nicky
Data urodzenia : 21.12.1994
Zmieniony/a : 14.08.2015
Rasa : Wampir
Podklasa : Potomek pierwotnego
Profesja : Właściciel HL, wynalazca, nerd, przykładny przyszły ojciec i już mąż
W związku z : Buffy Delilah Carroll
Aktualny ubiór : w biało-niebiesko-granatową kratkę spodnie od piżamy i, ofc, urok osobisty
Liczba postów : 91
Punkty bonusowe : 134
Join date : 27/02/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeSro 25 Cze 2014 - 23:14

Uśmiechnął się, słysząc od Buffy o czymś tak banalnym jak krew na jego twarzy. Krew na jego twarzy?! Aaa... krew! Musiał ubrudzić się tą z rąk, której zaraz się pozbył, wycierając też dłoń swojej żony i którą zaraz chwycił wraz z jej kolejnym krzykiem, który przeszywał jego serce.
Nerwy już go opuściły, w czym pomógł towarzyszący Buffy uśmiech i pisk... Cichutki, który spowodował nagłą ciszę w pokoju, a który był głosem wydanym przez jego...syna. Sebastian! I to się działo już teraz, tak naprawdę i to był najprawdziwszy, z krwi i kości, ich syn! Jego i jego ukochanej.
- To niesamowite – stwierdził, całując w dłoń Buffy i ją puszczając. Wziął nożyk od Meg i przeciął zgrabnym cięciem pępowinę. Czym jak czym, ale nożykami akurat umiał posługiwać się z wprawą. I czasem głupotą... Przyznał się sobie w myślach, wspominając z uśmiechem głupie rzucenie się z nożem do listów na wampirzycę na bankiecie. Wydawało się to takie odległe, mimo że nie minął nawet rok. Nawet nie rok znał się z Buffy, a tak wiele zdążyła zmienić w jego życiu.
I dodała sobą trzy niesamowite osóbki w jego życiu, a może nawet więcej niż trzy. Siebie, Sebastiana i Gabrielle, a dodatkowo jeszcze ojca, Meg, brata i innych, których bez niej pewnie by nie poznał.
Był ojcem. Ojcem! Już nim został...
- Sisi, wcale nie mam odstających uszu! – Wykrztusił z siebie, słysząc uwagi Christine.  – Krzywe zęby? A kto nosił aparat? Ja czy ty? Dobra, ja też nosiłem, ale znacznie krócej! Nawet nie powinnaś tego pamiętać! A za kiełkowanie mojego zacnego miana kiedyś cię dziabnę. Przegryzając struny głosowe i nie będziesz mogła śpiewać pod prysznicem! I tak, to jest groźba. – Wyszczerzył się, ukazując parę kiełków w całej swej okazałości swojej przyjaciółce. – Buffy, obrażają ci męża! Słyszysz?! Że niby ja krzywe zęby?! Odstające uszy...? – Spytał, odwracając się do żony i sprawdzając swoje uszy. Wcale nie były odstające.
Już chwilkę później mógł cieszyć oczy małą Gabrielle trzymaną na rękach. Była taka drobna i cudowna. Miała takie duże oczka. I siłę! Tak usilnie ściskała jego palec, jakby nie chciała się z nim rozstawać. I patrzyła tak na niego, że nie mógł się nie uśmiechać. Szczęśliwy.
I później nieco zdezorientowany przez słowa nieznanego mu jeszcze mężczyzny, który to okazał się być mężem... Gusi. Uuu...
- Uuu... GUSIA takk bardzo stara – powtórzył, mrugając okiem do Dru, który też okazał się być jego wiele-pradziadkiem. Niesamowite. Poznawał kolejnych członków swojej rodziny, powiększył swoją rodzinę i odzyskiwał przyjaciół. Ten dzień był cudowny. Jego życie było cudowne. Panowała tu taka miła atmosfera, a nowopoznany członek rodziny zdawał mu się kogoś przypominać i obawiał się, że tą osobą była jego zacna osoba. Ten fakt sprawiał, że jeszcze bardziej czuł się niesamowiciej. Nisamowiciejejejejeju! Miał rodzinę! I przyjaciół! Tuż obok. Brakowało kilka osób w tym pomieszczeniu, ale gdzieś tam były i wiedział, że też by się cieszyły jego szczęściem.
- Sisi, a wiesz, co po... moich urodzinach stało się z Hettie? Nie miałem nawet okazji go przeprosić... – Spytał z nadzieją dziewczyny. Brakowało mu jeszcze go, tego kochanego rudzielca z jego nerdowskiej rodziny.

Powrót do góry Go down
Buffy Delilah Carroll
Admin
Buffy Delilah Carroll

Personalia : Buffy Delilah Carroll
Pseudonim : Meadow, Lisek, Venus
Data urodzenia : 24.12.1992
Rasa : Hybryda
Podklasa : Kitryda
Profesja : Właścicielka Bourbon Room/Łowczyni/Żonka N(ick)erdusia/Mateczka
W związku z : Nicholas Andrew Carroll
Aktualny ubiór : białe rękawiczki, beżowa kurtka, bordowo-biało-beżowy szalik, beżowe kozaki, bordowa czapka, biała spódniczka, beżowe rajstopy
Liczba postów : 93
Punkty bonusowe : 171
Join date : 03/03/2014

Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitimeCzw 26 Cze 2014 - 1:49

To było tak bardzo niesamowite i w pewnym sensie też nadzwyczaj szalone. Jedno, choć może i nie tylko, wielkie szaleństwo, które zdawało jej się tak wspaniale cudowne. I w sumie też takie było. Przeogromnie słodkie wariactwo, którego w życiu nie zamieniłaby na nic innego. Miała bowiem dosłownie wszystko, a nawet i znacznie więcej. Wspaniałego męża, którego tak straszliwie kochała i który to również ją kochał, przedziwnie porypane, lecz na swój sposób wspierające ją towarzystwo, które kręciło się teraz po całkiem pasującym jej pokoju, choć… Prawdę mówiąc, wolałaby chyba jednak być w swoim domu. Swoim domu! Miejscu, które znowu miała i to wraz z cudowną rodziną. Teraz już kompletną w pełnym tego słowa znaczeniu.
Leżąc tak, dosyć mocno wyczerpana po wydaniu na świat ich słodkich dzieciaczków, przyglądała się rozpromienionym i w pewnym stopniu też rozleniwionym wzrokiem osobom obecnym w tej dosyć dużej sypialni. Krzątającym się radośnie, rozmawiającym tak lekko i zabawnie…
Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej brać udział w czymś takim, a tymczasem czuła się tu osobą wręcz idealnie pasującą. Jej miejsce było bowiem przy kochanym Nicku, a ten z kolei najwyraźniej nawet, zwłaszcza!, w noc taką jak ta, przyciągał do siebie innych. Może i nie ludzi, bo człowieka zauważyła tu tylko jednego i, cóż za szok!, również prawie dzieciatego, ale wspaniałe osoby w każdym stopniu. A przynajmniej na takich jej teraz ich nocni goście wyglądali.
Nawet Megaera zdawała się jej być całkowicie inną osobą. Nie tą chłodną i opanowaną pierwotną wampirzycą, jaką dotąd znali i z jaką się do tej pory zadawali, a kimś zupełnie od niej różnym. Przeciwieństwem nawet. Począwszy od tego wrażenia, jakby kobiecie spadł z serca jakiś przeolbrzymi ciężar, poprzez niespotykanie niepoukładany wygląd, mokrawe i raczej nieuczesane włosy oraz bose stopy, na specyficznej aurze od niej bijącej. Jakimś takim naturalnym promieniowaniu, które sprawiało, że „Gusia”, jak udało się Buffy z niemałą konsternacją wyłapać, dosłownie lśniła jakimś dziwnie pozytywnym i radującym blaskiem.
A może to było tylko jakieś wrażenie spowodowane niedawnym porodem i tym, że to właśnie ona przyjęła jej dzieci i umysł Buffy automatycznie przyjmował ją teraz za jakąś książkowo-obrazkową wersję aniołka? Z tym całym blaskiem, uśmiechem i pogodnym zachowaniem?
Cóż… Co było, to było i jak jej umysł to przyjmował, tego w tym momencie roztrząsać nie chciała. Miała bowiem inne zajęcia, wśród których znajdowało się te jedyne, tak bardzo w tej chwili upragnione i aż wołające do niej, choć to raczej zmęczenie i senność powinny tutaj grać pierwsze skrzypce. Tymczasem tak nie było. Mogła nawet powiedzieć, że po chwilowym mega padaniu, teraz siły jakby ponownie do niej powróciły, a serce nieustannie wręcz wyrywało się ku tym słodkim kruszynom, które po raz pierwszy miała tak prawdziwie dotknąć, utulić w ramionach.
Uśmiechnęła się z rozbawieniem, słuchając swoistej wymiany zdań między jej Nickim i ciężarną kobietą, która najwyraźniej była wspomnianą niedawno nerdowską przyjaciółką jej męża, co w sumie powinno być sytuacją dosyć dziwnego rodzaju. Otóż nagle pojawiała się na horyzoncie kobietka, o której rozmawiali jeszcze… Chwilę temu? Jakiś czas temu? No nieważne. Ważne, że powinno zdawać jej się to dosyć dzikie, a wzbudzało w niej tylko pragnienie wydania z siebie iście szaleńczego chichotu, co tylko podsycała rozmowa tych dwóch nerdowskich wariatów.
Z uśmiechem na twarzy, uniosła powoli dłoń i tycnęła ukochanego palcem w uszko, a następnie podciągnęła się w górę na łóżku, by jeszcze delikatnie go cmoknąć w te usteczka z parą, jakże zacnych! i raczej zdecydowanie prostych!, kiełków.
- Nie jest źle… – Wyszczerzyła się do niego na tyle, na ile starczyło jej sił i ponownie opadła na poduszki. – Nie wiem jak było kiedyś, ale teraz… Całowałabym i w sumie to robię. – Na jej twarzy rozkwitł jeszcze wyraźniejszy uśmiech, gdy  dodatkowo szepnęła do męża. – Kocham cię, tatku Nicky.
A już niecałą minutę później mogła uśmiechać się do swojego malutkiego łobuza, jednocześnie gładząc łobuziarę po tym jej maleńkim nosku. Maleńkim… Wszystko w ich słodkich pociechach było takie maleńkie, urocze i słodkie. Tak bardzo jej i Nickiego. Począwszy od włosków, poprzez oczka czy choćby też różne mniejsze, ale równie ważne!, podobieństwa. No i gwiazdorzenie, bo udała im się prawdziwa parka celebrytów już od urodzenia. I to tak bardzo radowało jej duszę. Tak piękne…
- Dziękuję… – Szepnęła do Nickiego ze łzami szczęścia w oczach, zaczynając śmiać się tak lekko, gdy mały Bastek postanowił pociągać ją trochę za włosy. I jego też musnęła palcem po nosku, składając na maleńkim czółku i włoskach niezmiernie delikatny pocałunek, co też ostrożnie powtórzyła ze swoją ukochaną córeczką, a na koniec, już mniej delikatnie i bardziej szalenie, nie przestając jednak uważać na trzymane carrollkowe pociechy, Nickim. Była chyba najszczęśliwszą osobą na całym świecie, a to właśnie dzięki nim, dzięki niemu.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Większy apartament Empty
PisanieTemat: Re: Większy apartament   Większy apartament Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Większy apartament
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Mniejszy apartament
» Mniejszy apartament
» Mniejszy apartament

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
The Ghost Of You :: Irlandia :: Gdzieś niedaleko Waterford, posiadłość-
Skocz do: